Dodany: 29.12.2011 12:40|Autor: Tzimiskes

Gdybanie


Jakże często zdarza się ludziom pytać samych siebie, czy decyzja podjęta przed np. dziesięciu laty była słuszna, dobrze przemyślana, czy rozważyli wtedy wszystkie za i przeciw? Odpowiedzi padają z pewnością różne, ale rzeczywistość pozostaje przecież bez zmian. Nie można się cofnąć w czasie i skorygować własnego życia, nie można się rozdwoić i kroczyć kilkoma drogami jednocześnie. Każdy, kto rozmyślając o sobie i swoim życiu rozważa kilka różnych wariantów, dochodzi ostatecznie do jedynej prawdy – dociekania „co by było, gdybym…?” są jałowe, prowadzą donikąd; nigdy nie dowiemy się o sobie więcej niż to, czego doświadczyliśmy. Realną wartość mają tylko decyzje, które podjęliśmy, a wszystko to, co się nie stało, jest ułudą.

Czy jest miejsce na ułudę w historii? Takie pytanie postawił sobie Aleksander Demandt w książce „Historia niebyła. Co by było gdyby…?”. Autor jest osobą bardzo znaną w społeczności historyków, od 30 lat pracuje na Wolnym Uniwersytecie Berlińskim w Zakładzie Historii Starożytnej. W naszym kraju, poza recenzowaną, dostępna jest również książka pt. „Prywatne życie cesarzy rzymskich”. Pozycja niezwykle śmiała, poparta oczywiście źródłami, ale bardzo stronnicza w ich interpretacji i dzięki temu ceniona przez poszukiwaczy tanich sensacji i historyków–amatorów; wśród poważniejszych badaczy dziejów nie znalazła natomiast uznania. Podobnie jest chyba z „Historią niebyłą”, dziełem zdecydowanie kontrowersyjnym, obliczonym na wywołanie dyskusji na temat marginalny dla historyków – jednym słowem: prowokacja!

Nie boję się użyć w tym miejscu tego słowa-oskarżenia. Już sam tytuł może szokować co bardziej ortodoksyjnych badaczy, przecież wyrażenie „historia niebyła” nawet uczniowie szkół podstawowych trafnie zakwalifikują jako wzorcowy przykład oksymoronu. Nie ma możliwości, by coś, co nie zaistniało, aspirowało do rangi części naszych dziejów. Historia jest nauką niezwykle rygorystyczną, nie ma w niej miejsca na gdybanie; gdy wychodzimy poza ramy interpretacyjne stworzone przez źródła historyczne, tracimy kontakt (i tak nikły) z dziejami i zaczynamy stąpać po krawędzi, za którą z pewnością historii jako nauki już nie ma.

Pozycja ta, niewielka objętościowo, zdecydowanie kierowana jest do szerszego grona czytelników. Brak w niej głębszych wynurzeń autora, przytaczania wielu opinii i operowania trudnym, naukowym językiem. Demandtowi zależy na poczytności i trzeba przyznać, że to założenie udało mu się w pełni osiągnąć; dzieło, mimo dość wygórowanych aspiracji i poruszania kontrowersyjnej tematyki, ma znamiona książki raczej popularnonaukowej. Myślę, że można to uznać za plus – dziś trzeba docierać do nowych czytelników, bowiem coraz częściej pozycje z dziedzin humanistycznych stają się niedostępne dla laików z uwagi na „ciężki” język i skomplikowany aparat pojęciowy.

Praca Demandta składa się z kilku części, ostatecznie sprawnie łączących się w całość. Rozpoczyna on niestety swe rozważania od pechowego „falstartu”. Mianowicie na pierwszych stronach „Historii niebyłej” przedstawia wszystkie zastrzeżenia, z jakimi może spotkać się budowanie konstrukcji alternatywnych w historii. Z pełną premedytacją wymienia dogmaty każdego historyka: primo: to, co nie zaszło, jest nieważne; secundo: ewentualnych możliwości rozwoju tego, co niebyłe jest nieskończenie wiele; tertio: historia jest nauką empiryczną, a kreślenie alternatyw charakteryzuje nauki dedukcyjne. Oczywiście później autor próbuje obalić te tezy, jednak czyni to nieudolnie. Przyznam szczerze, że podczas lektury tej książki nie opuszczała mnie myśl, iż Demandt ani razu nie zdołał obalić lub obejść tych twierdzeń, będących przecież zasadniczą przeszkodą dla przyjęcia jego hipotez. Niestety każda jego próba ataku rozbijała się o mur założeń klasycznej historii.

Zdając sobie chyba sprawę z jałowości tych starań, autor, niejako broniąc się, przystępuje do wskazania celów, jakie można osiągnąć konstruując alternatywne wizje przeszłości. W tej części udaje mu się wywołać silniejsze zainteresowanie swoją rozprawą. Uważa on, że rozważania nad historią niebyłą pomagają historykom uzupełnić ich wiedzę o przeszłości, znacznie usprawniają krytykę źródeł i pozwalają spojrzeć na dzieje w sposób nietuzinkowy, uciec od schematów. Jest to chyba decydujący moment w wywodach Demandta; bo jeśli po wcześniejszym skonfrontowaniu swoich propozycji z dogmatami historii znalazł się wyraźnie na straconej pozycji, to może uda mu się przeforsować własne hipotezy pod płaszczykiem ewentualnych „nauk pomocniczych historii”? Autor przez kilka stron dąży do udowodnienia, że bez formowania alternatywnych wizji przeszłości nie jesteśmy w stanie zrekonstruować historycznej rzeczywistości. Bardzo to wątpliwe, biorąc pod uwagę osiągnięcia pokoleń historyków, którzy świetnie radzili sobie w tej materii bez zbędnego wdawania się w rozważania alternatywne. Mało tego, nie zawahał się nawet przed atakami na zwykłych historyków. Powinni oni, według Demandta, zająć się archiwizacją i typizacją, a rozważania o dziejach pozostawić innym naukowcom, badającym, „co by było, gdyby…”. Zapomina jednak, że bez ustalonych faktów historycznych wysuwanie propozycji alternatywnych jest niemożliwe. Historia niebyła nie może stracić kontaktu z klasyczną historią. Konkretna wiedza faktograficzna jest konieczna dla ewentualnych badań proponowanych przez Demandta; bez niej byłoby to zwykłe fantazjowanie, od którego on przecież wyraźnie się odżegnuje.

Na marginesie swoich rozmyślań o metodach uzasadniania historii alternatywnych Demandt serwuje nam kolejne zarzuty wobec klasycznej historii. Są to zresztą wady badań nad dziejami, z których wszyscy sobie zdają sprawę. O tym, że stuprocentowej pewności w procesie rekonstrukcji dziejów nigdy nie osiągniemy, że w klasycznej historii wiele zależy od upodobań badacza, a domniemania o naszej przeszłości są w pewnym sensie równie zawodne co przewidywania dotyczące przyszłości, wie każdy historyk. Oskarżenia Demandta są więc zgodne z prawdą i ma on w tym względzie całkowitą rację. Zastanawia mnie tylko, czemu miało służyć wciśnięcie tego w tekst i tak już krótkiej książki. Nie jest to w żaden sposób krytyka budująca, służy tylko wskazaniu, że klasyczna historia miewa również problemy metodologiczne. Być może autor sądził, że te niedogodności niweluje jego historia niebyła, ale jeśli tak, to nie dał nam tego odczuć w żadnym zdaniu, w ani jednej hipotezie.

Po próbach teoretycznego uzasadniania autor przechodzi wreszcie do zastosowania swojej teorii w praktyce. Cały 5. rozdział poświęcony jest przedstawieniu przełomowych sytuacji w naszych dziejach, momentów, które zadecydowały o przyszłości Europy i jej obecnym kształcie. Przede wszystkim jest tych przykładów za dużo, co powoduje pobieżne rozpatrywanie kolejnych przypadków. Być może ograniczenie ich liczby do 2-3 pozwoliłoby na dokładniejsze prześledzenie metod i warsztatu Demandta. Ten rozdział doskonale obrazuje bezcelowość badań nad historią niebyłą. Rekonstrukcje alternatywnych dziejów tworzonych przez autora biegną zawsze jednym torem – jest to podstawowa słabość jego rozważań. Trudno zgodzić się na to, że sytuacja ma jedno rozwiązanie w przyszłości; nawet historycy w swych badaniach często stawiają kilka różnych hipotez dotyczących naszych dziejów, a nierzadko spotykamy hipotezy sprzeczne ze sobą. Z pewnością autor obawiał się zarzutu o zbytnie fantazjowanie, gdyby rzeczywiście wskazał kilka możliwości rozwoju wydarzeń. Niewiele to pomogło, bowiem każdy, studiując przytoczone przykłady, i tak ma własne spojrzenie na ewentualne koleje losów naszych przodków. Poza tym odniosłem wrażenie, że Demandt przykłada zbytnią wagę do czynów jednostek w historii, nie uwzględniając roli konkretnych grup społecznych i całych narodów. Czy, jak chciałby ten historyk, zwycięstwo pod Maratonem zawdzięczają Grecy wyłącznie Miltiadesowi? Przecież nie tylko on walczył z Persami, to ateńscy i platejscy hoplici pokonali agresorów. Fakt, że Miltiades przeforsował w konkretnym momencie decyzję o ataku na Persów, nie znaczy przecież, iż w każdej innej sytuacji Grecy przegraliby bitwę na równinie pod Maratonem lub w innym miejscu. A co, jeśli nie zdążyliby dotrzeć do Aten przed flotą perską? Czy wtedy mimo zwycięstwa na lądzie obroniliby swą wolność? No właśnie… a pragnę zaznaczyć, że cały ten rozdział pełen jest równie kontrowersyjnych hipotez. Autor zdaje się nie zauważać procesów społecznych i politycznych wpływających na bieg wydarzeń. Czy rzeczywiście od jednego strzału w Sarajewie 28 czerwca 1914 r. zależał wybuch wojny? Przecież konflikt wisiał na włosku od dłuższego czasu, a jego eskalacja świadczy o determinacji poszczególnych stron; w zasadzie każdy był przygotowany do wojny i wyczekiwał jej z niecierpliwością. Ostatecznie więc 5. część książki okazuje się „niewypałem”; w założeniach autora najbardziej efektowna i przekonująca, bezwzględnie obnaża wady konstruowania historii alternatywnej. Rekonstrukcja wypada zbyt schematycznie i zachowawczo, brak wnikliwej analizy przypadków nie pozwala na wykorzystanie tych domniemań w klasycznych badaniach historycznych (a to miało być głównym celem zajmowania się historią niebyłą); warsztat i metody, jakimi posługuje się Demandt są dość nieokreślone, przez co odnosi się wrażenie, że balansuje on na granicy dowolności.

Wydaje mi się, że ten historyk zdawał sobie doskonale sprawę ze słabości swoich teorii i dlatego w ostatnim rozdziale dzieła umieścił rodzaj usprawiedliwienia, samokrytyki. Wskazał w nim na wszystkie przeszkody, jakie towarzyszą badaniom nad historią niebyłą w procesie konkretnego formowania wizji alternatywnych. Trudno przecież przewidzieć wydarzenia zaskakujące i niecodzienne, mające wpływ na dzieje, a takich w historii świata nie brakuje. Na rekonstrukcje wydarzeń niebyłych, silniej niż przy klasycznym badaniu historycznym, wpływają nasze przekonania, nadzieje i życzenia; autor sam kilkakrotnie dał się na tym złapać, ponieważ często w swych rozważaniach próbował przypisywać chyba zbyt wielką rolę Germanom w Europie. Brak jakichkolwiek możliwości sprawdzenia tych wizji alternatywnych czyni je ostatecznie czymś całkowicie oderwanym od rzeczywistości, a to w pełni dyskwalifikuje te rekonstrukcje jako naukowe. Niezachwiana pozycja klasycznego spojrzenia na nasze dzieje oraz liczne przeszkody stojące na drodze do rekonstrukcji historii alternatywnych czynią takie próby bezcelowymi. Właściwie podczas całej lektury towarzyszyła mi myśl: wszystko to ciekawe, tylko po co? Liczyłem, że autor w końcu odpowie na to pytanie, niestety, przeliczyłem się. Przyznam szczerze, że po książce Demandta spodziewałem się czegoś więcej, tematyka, choć kontrowersyjna, w jakiś sposób bardzo mnie pociągała. Zabrakło jednak w tej pozycji konkretnych argumentów, które stanowiłyby przełom w badaniach historycznych, większość hipotez było zbyt łatwo obalić; jeśli zamiarem autora było sprowokowanie innych historyków, to z pewnością ten zamysł udało mu się zrealizować, ale obawiam się, że to jedyny sukces tej pracy.

Nie znaczy to jednak, że „Historia niebyła” jest bezużyteczna. Przeciwnie, jest to pozycja popularnonaukowa i jako taka stanowi w miarę przystępny opis procedury, jaką posługuje się historyk w swych badaniach. Zbudowana na zasadzie porównania oficjalnego stanowiska historyków z postulatami Demandta, w łatwy i wyraźny sposób obrazuje problemy, z jakimi musi stykać się badacz dziejów na co dzień. Mając do tego małą objętość i nie posługując się trudną, naukową terminologią, pozwoli na zaznajomienie się, z pewną dozą niezbędnego krytycyzmu, z blaskami i cieniami metodologii historii wszystkim tym, którzy dotychczas badaniami historycznymi niejako „od kuchni” nie byli zainteresowani.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2145
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: