Dodany: 18.12.2011 22:47|Autor: trixy
Dobra wróżba
„Król kier znów na wylocie” to prawdziwa historia opowiadająca o życiu Żydówki Izy Regensberg, której losy podczas II wojny światowej, jak bohaterka sama stwierdza, były tak urozmaicone, że można na ich podstawie napisać książkę albo nawet nakręcić film. Po długich poszukiwaniach Izolda, jak przed wojną nazywali bohaterkę przyjaciele, znajduje w Polsce pisarkę, która podejmuje się tego zadania. Jednak pierwsze opowiadanie, które pisze Hanna Krall, nie spełnia oczekiwań zleceniodawczyni, gdyż za mało w nim uczuć, miłości, samotności, łez. „Król kier znów na wylocie” jest wersją poprawioną, pełną, taką, jaką Izolda chciałaby usłyszeć.
Już sam tytuł książki jest niezwykły. Co może oznaczać? Król kier jednoznacznie kojarzy się z figurą z talii kart, ale dlaczego "na wylocie"? Odpowiedź na to pytanie pojawia się w trakcie lektury.
Kiedy telefony były rzadkością, a do tego wojna utrudniała kontakty, jedynym sposobem dowiedzenia się, co dzieje się z ukochaną osobą, okazywały się karty. Były one tak ważne, że bohaterka, przebywając w więzieniu, zrobiła je z gazety. I to wyjaśnia wybór tytułu książki. „Król kier znów na wylocie” oznacza króla kier znajdującego się na skraju rzędu kart w towarzystwie szóstki kier. Takie ułożenie kart Izolda odczytuje jako wróżbę mówiącą, że jej mąż szykujące się do podróży. Ta wróżba powtarza się kilkakrotnie i za każdym razem uspokaja bohaterkę, gdyż oznacza, że jej mąż na pewno jeszcze żyje.
O niezwykłości książki decyduje również to, że jest ona zbudowana z krótkich rozdziałów, na które z kolei składają się przeważnie zdania pojedyncze, przez co akcja toczy się wartko, a tempo zdarzeń jest bardzo szybkie. Bohaterka w jednej chwili kupuje sznurowadła, a w drugiej jest już zaręczona z Szajkiem. Dzięki takiemu zabiegowi autorce udało się na niewielu stronach przemycić mnóstwo informacji oraz podkreślić ogromną rolę, jaką podczas wojny odgrywały szczegóły. Ważne było, jaka urzędniczka danego dnia wydawała Marii Pawlickiej dokumenty, bo to ona wiedziała, jak Maria się nazywa. Pamięć o szczegółach sprzed wojny pozwalała dodatkowo pielęgnować wspomnienia, dzięki którym łatwiej było przeżyć najtrudniejsze chwile. Na dowód tego w książce między innymi opisana jest sytuacja, kiedy Izolda próbuje sobie z rozpaczą przypomnieć, w jaki sposób jej mąż jadł lody, jakby od tej informacji zależało jego życie. Uspokaja się dopiero po tym, jak odnajduje szczegóły innego wspomnienia. Razem z pamięcią o szczegółach z przeszłości pozostawała nadzieja na jej powrót.
„Król kier znów na wylocie” jest, moim zdaniem, przede wszystkim opowieścią o wielkiej sile miłości, która podczas wojny determinowała wszystkie działania Izoldy. Bohaterce w tym czasie przyświecał jeden cel. Zależało jej jedynie na tym, aby jej mąż ocalał. Izolda, prezentując takie stanowisko, dziwiła się zachowaniu znajomej, która, jeśli mąż nie przyszedł o ustalonej godzinie na obiad, podawała mu zimne danie, nigdy mu tego posiłku nie odgrzała. Bohaterka, żeby uratować męża, imała się rożnych zajęć, m.in. dostarczała za pieniądze grypsy. Zapytana, jak może żerować na cudzym nieszczęściu, nie oburzyła się, tylko spokojnie wyjaśniła, że jej też są potrzebne pieniądze, żeby mogła na przykład opłacić mieszkanie rodzinie czy wysłać paczkę mężowi. Oczywistym było dla niej, że musi przetrwać, a wojna to inna rzeczywistość, w której trzeba się odnaleźć.
Historia życia Izoldy jest dobra, bo jest prawdziwa. Nie napotykamy w tej książce żadnego fragmentu, który trąciłby fałszem czy wzbudzał nasze wątpliwości co do swojej autentyczności. Jeżeli coś jest w taki sposób opisane, to widocznie tak było. Choćby nie wiem jak dana sprawa nas dziwiła, przyjmujemy, że w danym momencie oczywistym było na przykład patrzenie na dym z komina i komentowanie: „Żydki się palą”. A to, że autorka potrafiła tak to przedstawić, że czytelnik nie ma wątpliwości co do autentyczności zdarzeń, jest jej ogromną zasługą.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.