Dodany: 11.12.2011 17:51|Autor: Krzysztof

Czytatnik: Zapiski

2 osoby polecają ten tekst.

Fundamentalizm a chrześcijaństwo


Katolicka mafia (Mettner Matthias)


Ta książka jest dla mnie w wyjątkowy sposób podobna do książki „Summerhill” A.S. Neill’a, ponieważ obaj autorzy potrafili tak opisać swoje wizje cywilizacji i religii, że czytając byłem pod ich silnym urokiem. „Katolicka mafia” nie jest lekką i przyjemną lekturą zawierając dużo nazwisk i wyjawiając masę ponurych, przygniatających faktów o Opus Dei, ale dla celnych, mądrych, a czasami i odkrywczych komentarzy autora warto przeczytać tę książkę. M. Mettner ukazuje w niej jakby dwa przeciwstawne światy: istniejącego fundamentalizmu religijnego, i swoją wizję chrześcijaństwa, którego główną cechą jest humanizm. Urokliwa to wizja i wielce pociągająca.
Zamieszczam tutaj poniższe cytaty w nadziei dostrzeżenia przez innych czytelników nie tyle moralnej ohydy przedmiotowej organizacji, co właśnie uroku, jaki mogłaby mieć religia chrześcijańska, oraz niewykorzystanego a tkwiącego w niej potencjału zbawczego dla ludzkości tu i teraz - nie tylko w zaświatach.
Nie mogę podać numerów stron pod cytatami, ponieważ książkę czytałem w wersji elektronicznej. Za jej przysłanie dziękuję Nainali.


“Poczynisz tylko tyle postępów, ile gwałtu sobie zadasz" — oto dewiza świątobliwego życia.

Przejawiająca się w tej fundamentalistycznej ideologii pogarda dla człowieka oznacza zarazem “zatruwanie Bogiem". Propaguje ona i narzuca światu i ludziom autorytarnego, patriarchalnego Boga, który jako sędzia i wódz osądza, karze, nagradza i panuje za pośrednictwem fundamentalistycznego personelu, uzurpującego sobie boski autorytet. Jest to napawający strachem Bóg “z góry", niepojęty w swym boskim majestacie i nieczuły, Bóg będący ponad wszelkie prawdziwe cierpienie swojego Stworzenia. Jest to Bóg, z którym można zrobić wszystko, w zależności od potrzeb, jakie w zakresie sprawowania władzy i podporządkowywania ludzi ma dane pseudoreligijne ugrupowanie. Dopasowuje się tego “Boga" oportunistycznie do stosunków władzy; powołując się na niego, można równie dobrze kontynuować dyskryminację kobiet, jak i kolonialną i rasistowską dominację bogatych Kościołów zachodnich nad tak zwanym Trzecim i Czwartym Światem. Tym Bogiem nadal czy też znów można raczyć dzieci, pozbawiając je prawa głosu. W fundamentalizmie zagęszczają się autorytarne rozumienie religii i taki wizerunek Boga, jaki ludzi napawa lękiem, przygniata, “umniejsza", zamyka im usta, a także usiłuje zdławić w zarodku każdą próbę życia pełnią życia i upodmiotowienia samych siebie.
Jest to wizerunek Boga totalitarny i nie mający absolutnie nic wspólnego z biblijnym Bogiem miłości, sprawiedliwości, uzdrawiania i wyzwolenia. Ewangelię głoszącą, iż Bóg stał się człowiekiem, nagina się i przystrzyga do własnych interesów sprawowania władzy. “Kastruje" się ją, to znaczy pozbawia mocy wyzwalającej i utwierdzającej życie. Metody podporządkowywania i wymuszania sposobu życia są w swej tendencji totalitarne. Prowadzą do takiego stylu życia, który okalecza i przyprawia o chorobę. Tradycja żydowsko-chrześcijańska ulega wypaczeniu, przekształcona w zwarty system pogardy dla życia i wrogości do ludzi. Religijna ideologia zaprzecza wcieleniu Boga. Bóg staje się inkarnacją strachu. (…)
Wobec tego abstrakcyjnego i żądnego władzy bożka religii fundamentalistycznej ostać się musi Bóg biblijny, o którym czytamy u proroka Ozeasza, że “pragnie miłości" (6, 6). Wobec “aroganckiej pogardy dla człowieka" trzeba przypomnieć i urzeczywistnić ewangelię “pełni życia", zmierzającą do takich stosunków międzyludzkich, w jakich nikt nie panowałby nad innymi, wspólnie poszukiwałoby się możliwości życia, dzieliło nadzieję na życie w sprawiedliwości dla wszystkich, miało wspólną obietnicę i posługiwało językiem zrozumiałym dla wszystkich. Abstrakcyjnemu systemowi porządku i logice prawa patologicznej obsesji czystości należy przeciwstawić etos pełnego poparcia dla konkretnego człowieka, dla osoby ludzkiej i jej praw. Pseudoreligijnej i ideologicznej władzy o charakterze totalitarnym trzeba przeciwstawiać wizję “nowego nieba i nowej Ziemi". Okaleczaniu życia w systemach fundamentalistycznych należy przeciwstawiać biblijne opowieści o uzdrawianiu, jak ta z Ewangelii wg św. Łukasza (13, 10 nn.) o wyprostowaniu pochylonej kobiety, której dumę Jezus umocnił i której bronił wobec ludzi odnoszących się do życia z pogardą.

Ideologie religijno-fundamentalistyczne “kastrują" ewangelię nie tylko z “potencji życiowej" i siły do godnego życia, starając się ludzi przygnieść psychicznie i ujarzmić, lecz także pozbawiają ostrza zawartą w niej krytykę władzy. Nawet samą ewangelię obracają w zakon strachu i przymusu. Nie pozostaje nawet ślad Boga krytycznego wobec władzy, jakiego znamy z Biblii Hebrajskiej i Nowego Testamentu i którego można znaleźć tam, gdzie ludzie usiłują się wyzwolić od ucisku psychicznego, politycznego i ekonomicznego. Bóg fundamentalistów to nie początek dziejów uzdrawiania i wyzwolenia, łaski i zbawienia człowieka, lecz wciąż ta sama historia ucisku. Wystarczy posłuchać, czym staje się “Bóg" w ustach ideologów fundamentalistycznych: represyjną, wymuszającą regresję kategorią władzy — kategorią abstrakcyjną, w której nie ma ani człowieka, ani Boga. Sądzą, że “Bóg" na ustach daje im prawo ujarzmiania i uciskania innych ludzi.

Johann Baptist Metz opowiada o twarzach dzieci ulicy: “Widziałem oczy bez marzeń, twarze bez łez, jakby nic już im do nieszczęścia nie brakowało.

* Struktury kościelne i klerykalna, księżowsko-protekcjonalna mentalność personelu kościelnego są wrogie życiu, ignorują człowieka i miłość. Najwyższy czas uwolnić własną biografię religijną od licznych form ucisku, od więzów krępujących życie, od indywidualnych i systemowych mechanizmów zastraszania. Należy odrzucić struktury dyskryminujące, patriarchalne, seksistowskie. Kobiety i mężczyźni doświadczyli na własnej skórze i duszy, że Kościoły wcale nie są zainteresowane bądź też interesują się w niedostatecznym stopniu tym, o czym mówi buddyjskie przysłowie: “Tylko ten, kto pracuje nad własnym rozwojem, czyni dobro".
* Istniejące Kościoły są zbyt bogate w słowa, a ubogie w doświadczenia, są pozbawione fantazji i nic się w nich nie dzieje. Bóg świadkiem, że kościelna oferta imprez to żadna “rozrywka w czasie wolnym". Ludzie nie mają już ochoty głodzić się duchowo i cieleśnie “wieczną prawdą Kościoła". Woleliby poszukać inspiracji w objaśnieniach sensu i pomocy w życiu oferowanej przez “nową religijność", zamiast “w skąpo odmierzonych godzinach czasu wolnego nudzić się na kościelnych imprezach".
* Kościoły są wyzbyte radości i bojaźliwe, w ogóle pełne strachu przed wszystkim, co żyje. Za mało cenią fantazję, inicjatywę, rozwój, oryginalność. Ludzie woleliby posłuchać animatora, który ze swadą mówiłby o sprawach partnerstwa, rodziny i seksualności, niż żeby im ciągle przypominano o ich własnych drobnych grzeszkach.
* Ludzie oczekują nadziei na dobrą przyszłość i lepsze życie, a mówi się im o grzechu i winie, co wywiera deprymujące wrażenie. Ogólnie rzecz biorąc, Kościoły coraz bardziej zatracają świadomość wielkich i małych, lecz prawdziwych lęków, pytań i nadziei swoich wiernych, podczas gdy z ambony nieustannie padają słowa o wielkich sprawach ludzkości, na które człowiek i tak nie ma żadnego wpływu, a zalew informacji o nieszczęściach i katastrofach tylko odbiera mu wszelką radość życia. Nie dość poważnie traktuje się jego własne pragnienia życiowe i tęsknoty.
Kościoły, nazbyt zajęte same sobą, skostniały “w narcystycznej obawie o zachowanie własnej tożsamości". Nie umiejąc czy też nie chcąc odpowiadać na autentyczne życiowe pytania, tłamszą pragnienia ludzi katechizmowymi odpowiedziami na takie pytania, jakich nikt już nie zadaje: “Odsuwamy od siebie pytania i problemy ludzi, podsuwając im gotowe odpowiedzi; w ten sposób sami barykadujemy się przed życiem, ogarnięci strachem przed rzeczywistością" (Eugen Drewermann).


W odniesieniu do Kościoła rzymskokatolickiego za fundamentalistyczne praźródło, niejako “zapowiedź modernizmu, paradygmat fundamentalizmu" uważa się Sobór Watykański I, który w 1870 roku uchwalił dogmat mówiący, że papież jest nieomylny, gdy rozstrzygnięcia i twierdzenia w sprawach doktryny ogłasza ex cathedra. Przyjęcie dogmatu o nieomylności urzędu papieskiego należy rozumieć jako próbę fundamentalizacji prawd rzymskokatolickich oraz strategię immunizacji przed “modernistyczną" krytyką. W sposób wyjaskrawiony analizuje tę próbę Christoph Turke: “Religia, która nieomylność swoich doktryn wynosi do rangi doktryny, postępuje w myśl dewizy, że: §l. Nauczyciel ma zawsze rację. §2. Gdyby nauczyciel nie miał racji, patrz §1. Religia ta potrzebuje nieomylności, ponieważ czuje, jak bardzo się myli. Nie ufa swoim własnym dogmatom. W dogmacie o nieomylności urzędu papieskiego wyraża się niewiara w siłę przekonywania dogmatów — niewiara, która sama do siebie nie chce się przyznać"


W gorączkowym monologu wielki inkwizytor zwraca się w więzieniu do Jezusa: “To Ty? Ty? (...) Nie odpowiadaj, milcz. I cóż byś mógł powiedzieć? (...) Nie masz zresztą prawa dodawać nic do tego, coś ongi był powiedział. Po cóżeś przyszedł nam przeszkadzać?" Inkwizytor zarzuca Jezusowi, że znowu zakłóca spokój religijny i publiczny. Przede wszystkim wypomina mu “błędy" jego posłania i działania. “Poprawiliśmy Twoje bohaterstwo" — oto co uzurpuje sobie inkwizytor jako przedstawiciel władzy kościelnej i świeckiej: “Wszystko zleciłeś papieżowi, a więc wszystko jest teraz w mocy papieża, a Ty lepiej wcale nie przychodź, nie przeszkadzaj przynajmniej do czasu".
Podstawowym błędem Jezusa jest dla inkwizytora obietnica wolności: “Czyś nie mawiał często: «Chcę was uczynić wolnymi». Ale teraz ujrzałeś tych «wolnych ludzi» — dodał naraz starzec z zamyślonym uśmiechem. — Tak, to nas drogo kosztowało — ciągnął dalej, surowo patrząc na Niego — lecz wreszcie dokończyliśmy tego dzieła w imię Twoje. Piętnaście wieków męczyliśmy się z tą wolnością, ale teraz to się skończyło, i skończyło się na zawsze".
Ludzie nie są jego zdaniem zdolni do wolności, boją się jej i lękają, “albowiem nie ma i nie było nic bardziej nieznośnego dla człowieka i dla ludzkiej społeczności niż wolność! (...) «Czyś zapomniał, że człowiek woli spokój, a nawet śmierć, od wolnego wyboru w poznaniu dobra i zła? Nie ma nic bardziej ponętnego dla człowieka nad wolność sumienia, ale nie ma też nic bardziej męczącego. I oto zamiast dać twarde podwaliny, aby raz na zawsze uspokoić ludzkie sumienie — przyjąłeś wszystko, co jest nieokreślone, zagadkowe, niezwykłe, wszystko, co przerasta siły ludzkie (...) Zamiast zapanować nad ludzką wolnością, zwiększyłeś ją i obciążyłeś jej mękami duchowe królestwo człowieka na wieki»". Wolność przynosi tylko niepokój, zamęt, niedolę.
Człowiek “słaby jest i podły. Cóż z tego, że teraz wszędzie buntuje się przeciw naszej władzy i dumny jest z tego, że się buntuje? To duma dziecka, żaka. To małe dzieci". Mieliśmy “prawo głosić tajemnicę i pouczać [ludzi], że nie wolny wybór serc ich jest istotny i nie miłość, lecz tajemnica, której powinni podporządkować się ślepo, nawet na przekór sumieniu. I tośmy zrobili. Poprawiliśmy Twoje bohaterstwo i oparli je na cudzie, tajemnicy i autorytecie".


Religijna obsesja posiadania prawdy i roszczenie do wyłączności — Extra ecclesiam nulla salus (poza Kościołem nie ma zbawienia) — dziś znów się ożywiły. Jest to obłęd, który poza swoimi własnymi granicami potrafi dostrzegać tylko bezbożność, upartą niewiarę, upadek moralny, ślepotę i defetystyczne zwątpienie. Religijnej elicie “żołnierzy zakrystii", przeszkolonemu oddziałowi szturmowemu zapalonych entuzjastów, ze względu na ich “wybraństwo Boże" wolno sięgać w razie potrzeby również po takie środki, jak kłamstwo, oszustwo, manipulacja i przemoc. Cel zawsze uświęca środki fundamentalistom i ideologom.
Mówimy tu o owym obłędzie religijnym, który stanowi jądro wszelkich totalitaryzmów i który w dziejach chrześcijaństwa, religii i ludzkości pozwalał się porwać do każdej zbrodni — wojen religijnych i kolonialnych, aktów ludobójstwa na wyznawcach innych religii i przedstawicielach innych kultur, do ekspedycji unicestwiających mądrościowe kultury kobiece, do morderczego antysemityzmu i “czystek etnicznych", do terroru inkwizycji, do wszelkiego rodzaju “rozwiązań ostatecznych"


Nowoczesna kultura i społeczeństwo mają w sobie niejako zaprogramowany nieustanny kryzys tożsamości i orientacji jednostki. Wciąż zmieniający się świat, “przyspieszony" bieg czasu i coraz większa pluralizacja życia, nieustannie rosnąca “produkcja towarów" branży światopoglądowej i religijnej, powszechnie obowiązująca zasada popytu i podaży — wszystko to sprawia, że tożsamość człowieka jest dziś zazwyczaj słaba, neurotyczna. Główne oparcie życiowe jednostki stanowi “subiektywne królestwo tożsamości".296 Całą pewność i poczucie bezpieczeństwa, jakie potrzebne są do życia, myślenia i działania, trzeba w pierwszym rzędzie czerpać z siebie samego. Ale pojedynczy człowiek rzadko potrafi dokonać tego własnymi siłami. Dlatego jest “w szczególnym stopniu otwarty, zróżnicowany i chwiejny, niepewny i refleksyjny, inaczej mówiąc — w swej niepewności wciąż skupiony na sobie samym". Socjologowie określają to mianem “indywidualizacji strukturalnej". Szansa na samostanowienie, samodzielne myślenie i działanie ponad przesądami, różnymi rodzajami tabu, konwencjami i autorytetami jeszcze nigdy nie była tak wielka. Rozwijanie wszystkich możliwości życiowych wymaga jednak owej siły własnego ja, pewności siebie i niezachwianej orientacji, a na taki “dożywotni" wysiłek wielu ludzi nie potrafi się zdobyć, bądź też stać ich na to tylko w ograniczonym stopniu.


(…) młodzi ludzie nie chcą “po prostu przejmować tego, co było, czy to od rodziców, od Kościoła, czy od państwa. Chcą zbierać własne doświadczenia, a nie dostosowywać się do tego, co istnieje, czy też robić coś tylko dlatego, że «tak się robi». Dla nich życie zaczyna się od nich samych. Ale naprzeciw skłonności młodego pokolenia do totalności i innowacji staje rzeczywistość — poczynając od głodu na świecie i milionów ludzi dotkniętych nieszczęściem wojny po kryzys ekologiczny grożący naszej planecie i frustrację w życiu szkolnym czy zawodowym. W zależności od stopnia swego wyobcowania ze środowiska czy też intensywności swych postaw wyczekujących młodzi ludzie będą mniej lub bardziej podatni na wpływy grup szukających z nimi kontaktu.
I bynajmniej nie przeczy temu fakt, że wewnątrz swojej organizacji takie ugrupowania czy ruchy wymagają niekiedy od członków jak największych wysiłków bądź też narzucają im rygorystyczne reguły postępowania. Przeciwnie — właśnie w ten sposób ich zwolennicy doświadczają spełnienia swej postawy mentalnej, żądającej całkowitego zaangażowania i niedwuznacznej moralności. Właśnie tego brakowało im w «społeczeństwie permisywnym». Nowoczesne społeczeństwo również z tego powodu stało się w ich odczuciu wyzbyte sensu, obowiązujących zasad i treści, ponieważ wszystkich poglądów broniło jednakowo: że życie ma wartość i że jest bez wartości, że miłość ma sens i że nienawidzić też można, że wygłasza się pochwałę pokoju, a triumfalnie celebruje wojnę.


(…) ideologia i struktura grupy totalitarnej stanowią system zorganizowanego strachu przed życiem.

Potoki informacji w społeczeństwie konsumpcyjnym ery industrialnej, zalewające nas bez litości, coraz bardziej pozbawiają nas zdolności reagowania osłupieniem na napływające z całego świata wieści o katastrofach i nieszczęściach, powodując to, że niczym oglądacze jedynie przyjmujemy do wiadomości cierpienia innych ludzi. Jednocześnie zalew wiadomości w erze informacji prowadzi do niebezpiecznej “deprecjacji wiedzy" (F.-J. Lyotard): miejsce refleksji zajmuje gromadzenie wiadomości jako towaru, miejsce argumentacji — informacja, a zamiast logicznego myślenia mamy do czynienia z montowaniem okruchów informacji. Wszystko to skłania coraz liczniejszą większość ludzi do zajmowania się tylko własnymi, pozornie łatwymi do ogarnięcia problemami i konflikatami domowego chowu. “Własnymi czterema ścianami" w przestrzeni osobistej, rodzinnej, społecznej i kościelnej generalnie odgradzamy się od nieszczęść innych ludzi, od “obcej" biedy. W rezultacie wznosimy wokół siebie psychiczne i widome mury wewnętrzne i zewnętrzne.


Państwo i rząd są “dobre" i mogą liczyć na aprobatę lub przynajmniej tolerancję ze strony Kościoła, jeśli gwarantują prawo do swobodnego praktykowania religijności katolickiej i respektują kościelny stan posiadania. Prawa człowieka stanowią jedynie dodatek do wolności wyznania, a nie jej podstawę.
Rząd czy reżim witany jest z zadowoleniem, jeżeli nie wyklucza rozszerzenia przywilejów Kościoła, a nawet zgadza się czy też udaje, że się zgadza, na jego integrystyczne roszczenia. Oznacza to podporządkowanie ustaw państwowych w kwestii małżeństwa, aborcji, zapobiegania ciąży, seksualności, homoseksualizmu, szkolnictwa, nauki i in. zasadom moralnym głoszonym przez Kościół rzymskokatolicki. W takich wypadkach Kościół wiele wybacza władzom państwowym i elicie społecznej — nawet naruszanie praw człowieka.


Tilman Moser mówi tu o “zatruwaniu Bogiem". Jego książka, nosząca właśnie taki tytuł, cała jest oskarżeniem Boga okresu jego dzieciństwa, psalmem skargi i gniewu na wizerunek Boga, jaki mu wpojono w wychowaniu religijnym i jaki stanowi doświadczenie nieprzebranych rzesz kobiet i mężczyzn:
“Byłeś w moim życiu takim rozczarowaniem, takim oszustwem (...) Byłeś dawniej tak przeraźliwie realny, obok ojca i matki byłeś najważniejszą postacią w moim dzieciństwie (...) To dziwne, jak ciągle jeszcze łatwo mi przychodzi zwracanie się do ciebie w tak bezpośredni sposób. Przetrwałeś w mojej strukturze psychicznej: całe sklepienia, trony, wewnętrzne amfilady pokoi i kaplic zostały dla ciebie stworzone. Zakwaterowałeś się we mnie niczym trucizna, której ciało nigdy nie mogło się pozbyć. Mieszkałeś we mnie jako moja nienawiść do siebie samego. Wprowadziłeś się we mnie jak trudna do wyleczenia choroba, gdy moje ciało i moja dusza były jeszcze małe. Z nich obydwu, choć przeznaczone były do większej swobody, uczyniono twoje mieszkanie, a ja byłem dumny, że zamieszkasz we mnie, małym chłopcu. Były lata, kiedy chciałem ci poświęcić życie, kiedy między tobą a mną toczyły się pertraktacje w sprawie traktatu o wybraństwie. Bardzo wcześnie zacząłeś bawić się moją megalomanią, podtrzymywać ją, potęgować pokazywaniem świątobliwych wzorców, które stawiano przede mną w twoim imieniu. Straszliwą ofiarę złożyłem ci z mojej wesołości, radości z siebie samego i innych, a zapłatą za to, oprócz spotęgowanego uczucia wybraństwa czy też walki o nie, była może odrobina miłości, może odrobina mniej potępienia. Ponieważ w sumie cię nienawidziłem z powodu upokorzeń, na jakie się godziłem, by ci się spodobać, by zaskarbić sobie twoją łaskę albo przynajmniej uniknąć twojej niełaski, musiałem cię coraz bardziej czcić, coraz żarliwiej błagać, żebym mimo wszystko choć trochę ci się podobał. Tak to stawałeś się coraz bardziej rzeczywisty (...)
«Niech Pan rozpromieni oblicze swe nad nami...» — o to błagaliśmy na zakończenie każdego nabożeństwa, jakby nie było za czym bardziej tęsknić, niż za oglądaniem u sufitu nad sobą twojego wiecznie kontrolującego oblicza niczym twarzy starszego brata. Jako choroba we mnie jesteś chorobą niewykonalnych norm, chorobą polegającą na tym, że jest się skazanym na twoją łaskę, wyjednywaną przez urzędowych wyjednywaczy w uzupełnieniu do moich własnych błagań (...)
«Powinniśmy Boga bać się i miłować go...», wbijano mi do głowy, jakby to pierwsze niemal nie wykluczało drugiego. A że ten twój szalony warunek istnienia jako tego, którego należy się bać i kochać, rodził zarazem nienawiść, tym bardziej należało się bać, tym bardziej się korzyć i być wdzięcznym za zwłokę, za to, że się jeszcze nie zostało odrzuconym (...) To stawiało mnie w sytuacji szczura z zadyszką, który ogarnięty coraz większą paniką coraz szybciej przebiera łapami w doświadczalnym młynku. Zrobiłeś ze mnie bożego szczura, gnane strachem zwierzę w twoim eksperymencie, z którego nie ma wyjścia".


Teolog Karl Rahner wypowiedział kiedyś następujące słowa pod adresem tych, którzy w potrzebie bezpieczeństwa szukają Boga: “Bóg nie uwalnia nas od naszych świeckich problemów, nie oszczędza nam naszego poczucia bezsilności. Dlatego również Kościół nie powinien zachowywać się tak, jakby było inaczej. W końcu nawet odwoływanie się do Boga uświadamia nam naszą ostateczną bezsilność".
Najważniejsze zdaniem Rahnera, jest to, by uznać istnienie otwartych pytań, zamiast mamić innych fałszywą pewnością i roić, że jest się w posiadaniu prawdy. Chrześcijaństwo nie jest ideologią pewności, żadną “mieszczańską religią ojczyźnianą, z której wypędzono wszelką śmiertelnie zagrożoną nadzieję, wszelką tkliwą i upartą tęsknotę". Słowa Rahnera to mowa w obronie judeochrześcijańskiej cnoty zadawania pytań, wątpienia, sceptycyzmu i krytyki wobec surogatów pewności, podawanych w brzmiących jak recepty odpowiedziach i radach. W naszym życiu i w naszym społeczeństwie żadne rachuby się nie sprawdzają — oto prawda, która w naszych czasach “zniszczonych, zużytych, ośmieszonych utopii" nabrała aktualności.
Hołdując owej cnocie zadawania pytań i poszukiwania, Sobór Watykański II określił Kościół jako “pielgrzymujący lud Boży" w społeczeństwie i historii — Kościół, który się chciał ulepszać poprzez wspólną drogę, poprzez wspólne pytania, otwarte poszukiwania i zmieniające jakość życia nadzieje na więcej sprawiedliwości i humanizmu, Kościół, który obietnice judeochrześcijańskiej ewangelii chciał w sposób wyzwalający skonfrontować z nadziejami i radościami, smutkiem i lękiem ludzi w obliczu społecznej i psychicznej nędzy, przemocy i ucisku. Sobór miał być “początkiem początku", w którego recepcji “owocnie i żywotnie" miały się połączyć tęsknota ludzi i język obietnic Boga, obrazy i wizje Królestwa Bożego, królestwa sprawiedliwości i pokoju, wywyższenia poniżonych i śmiechu dzieci Bożych. Z takiego rozumienia zrodziły się wizje Boga niezbyt “pasujące" do autorytarnego zachowania Kościoła.
A mówiąc słowami artysty kabaretowego Hannsa Dietera Huscha, owego wędrownego przyjaciela ludzi i Boga: “Dla Boga poszukiwacze są najważniejszymi ludźmi". “Najwyższą szlachetnością duszy i ducha" jest wytrwałe zadawanie pytań, powiedział Friedrich Heer, obrońca humanizmu, zwracając się przeciwko tym, którzy wyniośle twierdzą, jakoby posiedli i opanowali prawdę. W aspekcie egzystencjalnym człowiek żyje wśród pytań, na które nie ma odpowiedzi. I właśnie to może dać mu ów dobry niepokój, który go przepełni troską, czujnością, skromnością. Jest to niepokój, który uczy akceptowania i respektowania wszelkiej prawdy i szczególnych możliwości życiowych, jakie każdy człowiek nosi w swej duszy. Niepokój, o jakim tu jest mowa, nie ma nic wspólnego z zewnętrznym niepokojem, z mobilnością “supermarketowej" religijności postmodernistycznej, która często tylko uspokaja zmienne lęki, otumaniając niczym opium.


“Mnie prawda została podarowana" — to głupie, monstrualne zdanie, zdradzające nie tylko brak umiarkowania, wypowiedział austriacki biskup Kurt Krenn w dyspucie z księżmi, którzy z powodu obranego przez niego dogmatycznego i reakcyjnego kursu w polityce Kościoła chcieli zrezygnować z urzędu.
“Szaleństwem, niedorzecznością, świadectwem skrajnego braku kultury ducha, serca, całej osoby ludzkiej jest mówienie o prawdzie", a nie o pytaniu, o poszukiwaniu prawdy. To uzurpacja człowieka udającego Boga. To pseudoprawda zamkniętych systemów, nie służąca niczemu innemu, jak tylko odsuwaniu ludzi dlatego, że sami czują i myślą — dawniej usprawiedliwiająca “palenie innych ludzi na stosach", ponieważ nie chcieli się podporządkować tej obsesji prawdy. W istocie rzeczy jest to prawda “inkwizycji", krucjat, wielkich i małych strażników wiary, której całkowicie obojętna jest prawda w tradycji judeochrześcijańskiej.
A przecież to Tomasz z Akwinu, nazywany dzisiaj szafarzem kluczy Piotrowych, duchowym szafarzem prawdy i Kościoła rzymskiego, pod koniec życia z całą ostrością ukazał, co należy myśleć o tego rodzaju prawdzie. On, który zaczynał jako posiadacz całej prawdy i mniemał się być w posiadaniu prawdy swojego Kościoła, prawdy wiary, krótko przed śmiercią zażądał, by spalono, zniszczono wszystko, co po nim pozostanie. Uznał, że wszystko jest niczym wobec całkowicie niezgłębionych tajemnic boskości i człowieka.
Odwołał wszystko, co głosił jako pewniki wiary. O sile wiary tego skromnego człowieka przypomniał później Jan XXIII, stwierdzając, że nigdy nie będzie przemawiał ex cathedra.
Nieprzypadkowo więc Dante Alighieri w swej Boskiej komedii właśnie Tomaszowi z Akwinu w Raju każe wygłosić pochwałę tak zwanego ateisty Sigera z Brabancji, swego wielkiego przeciwnika za życia, który rozprawianie o prawdzie, o tym, że człowiek zna prawdę albo mógłby ją przejrzeć, uważał za fikcję, za funkcję władzy Kościoła.
Przeciwko fundamentalistycznej obsesji posiadania prawdy wystąpił Fulbert Steffensky: “Prawdy nie mamy na składzie. Prawda jest rozmową. Rozmową między teraźniejszymi cierpieniami i tęsknotami ludzi a dawnymi tekstami naszej tradycji". Sądzi on, że “Kościół, który nie jest zdolny do omyłki, nie jest również zdolny do prawdy. Tylko powstrzymanie się od pytania o konkretną prawdę wyklucza omyłkę".446 I tylko “prawda" abstrakcyjna, konsekwentnie ignorująca wszelkie konkretne sytuacje w życiu osobistym i społecznym, może głosić swą bezbłędność. Ale nie jest to prawda na poziomie tradycji judeochrześcijańskiej, która nie istnieje jako abstrakcyjna własność, lecz się potwierdza w “modlitwie i czynach człowieka sprawiedliwego", jak powiedział Dietrich Bonhoeffer.


Zupełnie czymś innym niż obsesja religijnego posiadania prawdy jest znalezienie tej prawdy, która się kryje we własnym życiu człowieka. Mam tu na myśli prawdę egzystencjalną, doświadczenie własnego człowieczeństwa w całej jego niedorzeczności, problematyczności, samoułudzie, w jego błądzeniu i klęsce. Łączy się z tym ściśle doświadczenie własnych sił życiowych, własnej dumy, tęsknoty nie do wykorzenienia, by “zachować integralność i żyć inaczej" (Dorothee Sólle), szukania zbawienia, sprawiedliwości i wyzwolenia, upewniania się, co rzeczywiście jest ważne dla życia, podnoszenia się po klęskach, wychodzenia z bolesnych przejść silniejszym. To wszystko może się rozwijać tylko w konfrontacji z innymi ludźmi, kulturami i tradycjami, tylko w “wielkiej rozmowie".
Isaiah Berlin, którego książka Das krumme Holz der Humanitdt (Człowiek — krzywy kawałek drewna) została nazwana “kryminałem filozoficznym" europejskiej historii idei, wziął za motto swoich rozważań słowa Immanuela Kanta: “Z tak krzywego kawałka drewna, z jakiego uczyniony jest człowiek, nie da się zrobić nic prostego". Człowieka można wcisnąć w sztywny, “prosty" raster normatywów moralnych tylko za cenę jego człowieczeństwa, jego godności i jego praw. Życie, człowiek jest bowiem z “krzywego kawałka drewna".
Ta konkluzja pozostaje w zgodzie z głębokim sceptycyzmem Isaiaha Berlina wobec dążenia do ideału, które w gruncie rzeczy zawsze kryje w sobie niebezpieczeństwo rygorystycznej realizacji, represji i totalitaryzmu. Dążenie do ideału aż nazbyt łatwo przeradza się w zamknięty, totalitarny system wiary, w ideologię, która uznaje konkretnego człowieka za “konieczną ofiarę" — “w imieniu narodu", “w służbie socjalizmu", “dla dobra Kościoła" i “w interesie narodowym". Karl Popper powiedział: “Hybris, która każe nam podejmować próby urzeczywistniania Królestwa Niebieskiego na Ziemi, prowadzi nas do tego, że naszą dobrą Ziemię zamieniamy w piekło".

Mam przy tym wszystkim świadomość, że “katolicka mafia" to nie cała rzeczywistość Kościoła katolickiego, lecz tylko jedna z tych rzeczywistości, aczkolwiek bardzo ważna i groźna. Rodzą się inne rzeczywistości, nie poddające się “dyscyplinowaniu", i są to procesy nieodwracalne. Na przekór “rezerwatom rezygnacji" powstają wszędzie “biotopy nadziei", odkrywane są “wydeptane ścieżki" (Erhard Eppler), prowadzące od sekciarskiego izolacjonizmu ku szerokim horyzontom życiowym. W poszanowaniu pragnień życiowych dzieci i młodzieży szuka się w katechezie i nauce religii języka bliskiego życiu, poza sztampowym zasobem frazesów i pustych słów, po których następuje tylko milczenie. Powstaje teologia, która już “nie odwraca się tyłem do cierpienia ludzi" (J.B. Metz), lecz mówiąc o Bogu wychodzi od życiowych problemów jednostki i społeczeństwa.


“Gdy którego z was syn prosi o chleb, czy jest taki, który poda mu kamień?" — czytamy w Ewangelii wg św. Mateusza (7, 9). Zamiast chleba życia, pożywnego i posilnego, grupy i sekty fundamentalistyczne oferują “myślenie kategoriami betonu". Jeśliby mentalność sekciarska i fundamentalistyczne zakusy w Kościele miały przybierać na sile, jak to ukazałem na przykładzie ofensywy Opus Dei, skutki dla możliwości głoszenia ewangelii i dla przyszłości Kościoła byłyby katastrofalne. Ideologia opusdeistyczna stałaby się faktycznie grabarzem Kościoła.
Z teologiczno-dogmatycznego punktu widzenia można tylko w jeden sposób odpowiedzieć na wyzwanie w postaci fundamentalistycznej arogancji i interpretacji świata: “Nie ma sposobu na pogodzenie fundamentalizmu, w jakiejkolwiek formie by występował, z katolickością. Patrząc obiektywnie, fundamentalizm to strukturalna herezja".


Chleb zamiast kamieni i betonu. Fundamentalistyczne systemy religijne oferują beton, kamienie, które nie żywią, które uniemożliwiają życie, które to życie “kamienują". To nie przypadek, że ewangelie pełne są opowieści o jedzeniu, o chlebie, o wspólnym stole. To dlatego egzegeta katolicki Franz Mussner stworzył tę — na pierwszy rzut oka — osobliwą definicję wiary żydowsko-chrześcijańskiej: “Istota chrześcijaństwa polega na wspólnym jedzeniu".


“Chleb ten powinien zgrzytać między zębami i odkryć na nowo głód, zanim go zaspokoi... Będzie musiał być ostry od wiedzy i gorzki od tęsknoty, by móc potrząsnąć snem ludzi. Bo przecież śpimy, jesteśmy śpiochami, ze strachu, że będziemy musieli spojrzeć na siebie i na nasz świat". Mowa jest o tym chlebie, który nie tylko syci, lecz budzi głód i pragnienie Królestwa Bożego, a tym samym pytanie o sprawiedliwość, o “pełnię życia" dla wszystkich; o chlebie, który nie jest spożywany “w izdebce", we własnych czterech ścianach, lecz dzielony z innymi. Jestem głęboko przekonany, że nie można oddzielać głodu chleba od głodu Boga i jego Królestwa.


Dzieci same z siebie są istotami pełnymi ufności i nadziei. Przejawiają — o ile się im nie przeszkadza — wielką ciekawość, energię i silną wolę życia. Przypominają dorosłym o ich własnych pragnieniach życiowych, nadziejach i wizjach, być może umniejszonych, pogrzebanych czy zniszczonych przez poniesione w życiu straty. Dzieci są szansą, że wbrew wszelkiej rezygnacji będzie się można przy nich wciąż od nowa uczyć “alfabetu nadziei". Kto żyje wśród dzieci lub poważnie traktuje ich obecność, ten nie może sobie pozwolić na poczucie beznadziejności wobec wszechobecnych zagrożeń życiowych. Dzieci domagają się “odpowiedzi w języku nadziei" (Fulbert Steffensky). Zmuszają do poszukiwania wzorców życia i otwierają nam oczy na bezcenną wartość życia, na zagrożenia i siły przeciwne życiu.
Dzieci uczą nas się modlić. Dorothee Sólle opisuje modlenie się jako zastanawianie się, jako upewnianie się co do własnych możliwości życiowych w świecie zagrożeń i kultury przemocy: “Modlitwa oznacza niepoddawanie się rozpaczy (...) Modlitwa to sprzeciw wobec śmierci. Modlitwa oznacza skupienie, zastanawianie się, dochodzenie do tego, dokąd wiedzie nas życie, czego w życiu chcemy; oznacza pamiętanie i upodabnianie się w tym do Boga; oznacza pragnienia dla siebie samych i dla naszych dzieci; oznacza wypowiadanie tych pragnień głośno i cicho, razem z innymi i na osobności, upodabniania się w tym coraz bardziej do tego człowieka, jakim mieliśmy zostać".
Pod tym względem są dzieci zwiastunami i prorokami innej rzeczywistości, mówiąc słowami Biblii — Królestwa Bożego.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 6345
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 5
Użytkownik: 0liwkab 30.12.2011 20:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Katolicka mafia Ta k... | Krzysztof
Jeśli tylko uda mi się jakoś tę książkę zdobyć (co niestety ze względu na moje miejsce zamieszkania nie będzie sprawą łatwą) - na pewno przeczytam!

Pozwolę też sobie przejrzeć Twoje oceny i inne teksty. Myślę, że mógłbyś całkiem przypadkiem podsunąć mi wiele inspirujących lektur.
Użytkownik: Krzysztof 31.12.2011 11:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeśli tylko uda mi się ja... | 0liwkab
Jeśli wyrazisz takie życzenie i jeśli podany na Twojej stronie adres jest aktualny, książkę wyślę Ci.
Użytkownik: 0liwkab 31.12.2011 20:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeśli wyrazisz takie życz... | Krzysztof
Ale naprawdę? Pożyczysz? Super! Tylko koszty wysyłki mogą być drogie. Może odsprzedasz? Jedyny adres, jaki kiedykolwiek podałam publicznie, jest mejlowy i jak najbardziej aktualny. :)
No, chyba że to e-book (oczywiście też czytam, czemu nie).
Użytkownik: Krzysztof 31.12.2011 21:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale naprawdę? Pożyczysz? ... | 0liwkab
Książkę masz już u siebie. Oddawać nie musisz:)
Użytkownik: 0liwkab 01.01.2012 01:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Książkę masz już u siebie... | Krzysztof
Widzę, dzięki wielkie!
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: