Dodany: 11.12.2011 09:29|Autor: lirael

Pociąg z Breslau


Z miejscowości W. pociąg wyruszył 5 lub 6 sierpnia 1942 roku. W jednym z wagonów znajdował się Janusz Korczak z żydowskimi dziećmi. Z miejscowości B. pociąg wyruszył pod koniec sierpnia 1944 roku. Jego pasażerami były niemieckie niemowlęta ze żłobków i sierocińców. Pociągi nigdy się nie spotkały, natomiast historia zatoczyła koło.

Książka Dainy Kolbuszewskiej „Niemka. Dziecko z pociągu” to reporterska próba rekonstrukcji losów drugiego pociągu. We wstępie autorka stwierdza, że „nie można pozwolić życiu zniknąć tak kompletnie bez śladu”*. Dzieci wysłano z Breslau przed ewakuacją miasta. Transport liczył około setki niemieckich maluchów. Najmłodsze nie miało nawet miesiąca, najstarsze nie ukończyły jeszcze dwóch lat.

Podróż odbywała się w nieludzkich warunkach. Dzieci jechały w wagonach towarowych. Leżały na podłodze na kocykach, dotkliwie dokuczały im głód, brud, zimno. Niektóre jeszcze rok później nie umiały mówić ani chodzić. Ale i tak były szczęściarzami: przeżyły. Opiekowały się nimi siostry Czerwonego Krzyża, które stopniowo uciekały w obawie przed Rosjanami. Jedna wyskoczyła z pędzącego pociągu.

Nie wiedziano, co zrobić z transportem niemowląt. Absurdalna tułaczka trwała kilka tygodni, a pociąg krążył po Śląsku i Czechach, dzieci odsyłano z miejsca na miejsce. Umierały z powodu niedożywienia, chłodu i tyfusu. Ważnym przystankiem okazał się Krotoszyn. Tam główne bohaterki opowieści Dainy Kolbuszewskiej, Gertrud i Anita, zakończyły podróż i znalazły nowe domy, podobnie jak kilkoro innych dzieci.

Adopcyjni rodzice nie informowali dziewczynek o tym, że zostały uratowane z pociągu. W grę wchodził strach przed represjami ze strony otoczenia. Nastroje antyniemieckie były wówczas bardzo silne. To nie zmienia faktu, że i tak nie udało się dzieci ustrzec przed prawdą. Usłużne sąsiadki i koledzy z podwórka mówili im o adopcji, a używane przez rówieśników przezwiska: „Niemka” lub „Niemra” miały przypominać Rozalii i Hani ich prawdziwe pochodzenie.

Kolbuszewska opisuje też powojenne losy swoich bohaterek, ich reakcję na wiadomość o tym, skąd naprawdę pochodzą, próby nawiązania kontaktu z naturalnymi rodzinami i spotkania z nimi po wielu latach rozłąki. Tak trudno im było na nowo budować tożsamość.

Wzruszające jest to, że dzieci przygarnęły polskie rodziny, które doznały niewyobrażalnych krzywd od Niemców w czasie wojny. Nowa matka Hanki (Anity) w roku 1940 straciła syna, który został rozstrzelany. Przyrodni brat Marii (Brigide) prawie dwa lata spędził w obozach w Oświęcimiu i Buchenwaldzie. Okazuje się, że w obliczu nieszczęścia zagłodzonych i chorych dzieci z pociągu to wszystko przestawało mieć znaczenie.

Książka Dainy Kolbuszewskiej powstała w oparciu o listy, dokumenty, wspomnienia, rozmowy ze świadkami, artykuły prasowe, literaturę o tamtych czasach. Praca autorki była żmudna, bo należało zweryfikować wykluczające się informacje, przełamać niechęć osób, które tamte wydarzenia chciałyby wymazać z pamięci.

Podoba mi się prosty, oszczędny, chwilami szorstki ton opowieści o Rozalii, Hance i innych dzieciach. Zrelacjonowanie takiej historii bez łzawego liryzmu wydaje się prawie niemożliwe, a jednak autorce się to udało. Nie epatuje nas swoimi emocjami. Na pierwszym planie stawia fakty, których wymowa okazuje się silniejsza niż najbardziej poruszających impresji literackich. Kolbuszewska wychodzi z cienia tylko raz. Wyznaje, że musiała na dłuższy czas odłożyć pisanie, gdy uświadomiła sobie, jak wielu małych pasażerów nie przeżyło podróży.

Książka została wydana starannie i zawiera mapkę oraz dużo ilustracji. Dotarcie do nich na pewno nie było łatwe. Do ogródka wydawcy wrzucę dwa kamyczki. Zirytowała mnie literówka w podziękowaniach na końcu reportażu, a również to, że dowiedziałam się o istnieniu „Niemki” z zapowiedzi wydawniczych w księgarni internetowej, w której ją kupiłam. Według mnie o tak wartościowej publikacji powinno być głośno. Na stronie internetowej wydawnictwa Vesper książka wciąż figuruje w dziale zapowiedzi.

To nie jest łatwa lektura. Trudno się po niej podnieść i spokojnie wrócić do codziennych obowiązków. Ja od wczoraj nie mogę sobie znaleźć miejsca. Ogarnia mnie bezsilna złość, że dzieciom z pociągu możemy ofiarować tylko wspomnienie i chwilę zamyślenia. Jednocześnie dzięki polskim rodzinom, które w tamtych czasach potrafiły zapomnieć o doznanych cierpieniach i narażając się na nieprzyjemności przyjąć pod swój dach małych Niemców, czuję krzepiące przesłanie, które płynie z tej historii.



---
* Daina Kolbuszewska, "Niemka. Dziecko z pociągu", Vesper, 2011, s. 13.


[Recenzję opublikowałam wcześniej na swoim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 6455
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: koczowniczka 12.12.2011 20:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Z miejscowości W. pociąg ... | lirael
Bardzo ładna recenzja. A książka do schowka.
Użytkownik: lirael 13.12.2011 19:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo ładna recenzja. A ... | koczowniczka
Koczowniczko, dziękuję Ci za miłe słowa. Mam nadzieję, że na Tobie też zrobi wrażenie wzruszająca prostota tej książki.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: