Dodany: 10.12.2011 18:37|Autor: cordelia

Czytatnik: Lectura longa, vita brevis

1 osoba poleca ten tekst.

Li: kość niezgody


Wielki doprawdy jest mój upadek! Dawno już Mistrza Konga we śnie nie widziałam.

Za to na jawie widzę przed sobą "Dialogi (Konfucjusz (Confucius))", a w nich pochwałę obyczaju, rytuału, zasad, etykiety - różnie bywa tłumaczone chińskie słowo "li".

Li, kość niezgody między Konfucjuszem a taoistami. Konfucjusz (Kong Fuzi, czyli Mistrz Kong) przywiązuje do li ogromną wagę:

"Mistrz powiedział:
Kto szacunek innym okazuje, lecz obyczajów [li] przy tym nie zachowa, ten jest natrętny.
Kto ostrożnie postępuje, lecz obyczajów przy tym nie zachowa, ten jest bojaźliwy.
Kto jest odważny, lecz obyczajów nie zachowuje, ten jest przyczyną zamieszek.
Kto zaś jest prawy [i], lecz obyczajów nie szanuje, ten zbyt pośpiesznie napomnień udziela".[1]

Taoiści, przeciwnie, mają li w pogardzie. Twierdzą, że żadne zasady nie są potrzebne temu, kto podąża za dao (acz czym jest dao, nikt nie wie).

"Wzoruj się, mistrzu, na de, podążaj w zgodzie z dao, a będzie to najwyższe [osiągnięcie]. Po cóż tak uporczywie wynosić humanitarność i powinność, jakbyś walił w bęben w poszukiwaniu zaginionego syna? Ej! Mącisz tylko, mistrzu, naturę człowieka!".[2]

Życie dostarcza obfitość przykładów, które coraz bardziej utwierdzają mnie w przekonaniu, że ani między Konfucjuszem a taoistami nigdy nie będzie zgody, ani żaden obóz nie będzie miał nigdy ostatniego słowa.

Li piękna rzecz, myślę sobie niekiedy konfucjańsko. A niekiedy, taoistycznie: do diabła z li, źródłem fałszu, nieporozumień i frustracji. A już na pewno do diabła z przerostem li nad treścią.

Zwłaszcza jedna rzecz niepokoi mnie w naukach Konfucjusza:

"Mistrz powiedział: Barbarzyńcy Wschodu czy Północy - nawet jeśli mają nad sobą księcia - gorsi są jednakże nawet od tych mieszkańców naszego kraju, którzy pana swego utracili".[3]

A dlaczego barbarzyńcy są gorsi?

"Konfucjańska tradycja «dostojeństwa» […] wymagała, by elity wykształcone dostosowywały swe słowa, czyny i strój do wymogów etykiety. Odchodziły w ten sposób od niewyszukanego, pierwotnego stylu życia i wpasowały się w pewną «gramatykę» konwenansów rządzących relacjami bazującymi na wzajemnym szacunku pomiędzy osobami na różnych szczeblach hierarchii społecznej. Te reguły stanowiły formę manifestacji «kultury»* służącej do wyraźnego rozróżnienia pomiędzy ludźmi wyższego i niższego stanu, pomiędzy «swoimi» a «obcymi».

* W oryginale: wen, termin […] oznaczający między innymi kulturę konfucjańską, czyli system reguł rządzących życiem społecznym […]. Znajomość i stosowanie tych reguł były głównym czynnikiem określającym granicę pomiędzy kategoriami «my» i «obcy» (zwani barbarzyńcami) (przyp. tłum.)."[4]

Barbarzyńcy są więc gorsi, bo nie mają wen i nie znają li. Ładna poprawność polityczna, nie ma co. Wydawało by się, że dziś przekonanie o niższości "obcych" żyje już tylko w najciemniejszych zakątkach ciemnogrodu. Tymczasem, wyczulona na problem, wszędzie, nawet wśród ludzi na pozór pozbawionych uprzedzeń, w najbardziej kosmopolitycznych kręgach, widzę przykłady świadczące, że ten sposób myślenia ma się bardzo dobrze. Zresztą wcale nie jestem pewna, czy jest godny potępienia. Jedyna pewna konkluzja, którą nasuwają mi moje spostrzeżenia, to że li jest dla nas ważniejsze, niż sądzimy.

"Mistrz powiedział:
Ten, u którego cechy wrodzone górują nad należytą postawą [wen], jest nieokrzesany.
Ten, u kogo należyta postawa [wen] góruje nad cechami wrodzonymi, jest jak ów skryba, zdolny jeno do przepisywania, lecz nie do tworzenia.
U kogo zaś należyta postawa z cechami wrodzonymi pozostaje w zgodzie, ten jest szlachetny [kün-tsy]".[5]

Pięknie prawi Mistrz. Problem w tym, że przykładając dużą wagę do należytej postawy, upodobnić się do skryby jest nadzwyczaj łatwo. Nietrudno też popaść w pychę. Czy Konfucjuszowi udało się osiągnąć i zachować równowagę między postawą naturalną a postawą należytą? Zhuangzi nawet nie próbował:

"Zhuangzi rzekł: «[…] Konfucjusz rzekł: ‘[…] Śpiewajmy w zgodzie z piszczałkami wzorcowymi, mówmy w zgodzie z zasadami. […] Uczyńmy tak, by człowiek podporządkował się również swoim umysłem i nie ważył się przeciwstawić, oto ustanowienie stabilności całego świata’. Wystarczy, wystarczy! Nie potrafię tego osiągnąć!»".[6]


---

[1] "Dialogi konfucjańskie", Ossolineum, 1976, s. 86.
[2] "Zhuangzi. Prawdziwa Księga Południowego Kwiatu (Czuang-Tsy (Zhuangzi; Czuang-dze))", przełożył Marcin Jacoby, Iskry, 2009, s. 147.
[3] "Dialogi konfucjańskie", s. 49.
[4] Luo Zhongfeng, "Ukształtowanie się estetyzującego stylu życia", przełożyła Adina Zemanek, w: Adina Zemanek, red., "Estetyka chińska (antologia; Luo Zhongfeng, Zong Baihua, Xun Kuang i inni)", Universitas, s. 23.
[5] "Dialogi konfucjańskie", s. 73.
[6] "Zhuangzi...", s. 291.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 6652
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 8
Użytkownik: carmaniola 12.12.2011 12:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Wielki doprawdy jest mój ... | cordelia
Sny z Mistrzem Kongiem w tle musiałyby być mocno statyczne i senny majak trwałby pewnie nieruchomo nie podając się migotliwym pływom. ;-)

Ile razy myślę o Konfucjuszu, tyle razy widzę maleńkiego staruszka w długiej i powiewającej szacie, jak maleńkimi kroczkami przebiega przez wielką salę i w połowie drogi oddaje głęboki ukłon pustemu tronowi. I z jednej strony rozczula mnie ten obraz, z drugiej zaś śmieszy. I dochodzę do wniosku, że równowagi to raczej Konfucjuszowi zachować się nie dało i popadł w przesadę: pielęgnując postawę należytą o naturalności zapominał. A w miarę upływu czasu jego uczniowie/wyznawcy przyczynili się do dalszego skostnienia jego nauk. Tym to łatwiejsze, że coś w człeku takiego tkwi, że dopasowując się do jakiejś grupy odczuwa potrzebę jej wywyższenia i automatycznie przyznania niższego statusu "obcym". I Konfucjusz tu raczej niewiele zawinił, on tylko ową rzecz zauważył i pozytywnie ocenił ( jego grupa!). I chociaż my teraz takie postawy uważamy za negatywne, to przewrotnie jednak, w głębi naszego jestestwa, hołdujemy im nadal obruszając się jednocześnie na Konfucjusza. Ot, takie de człowiecze. ;-)

A Zhuangzi... nie próbował osiągnąć ideału konfucjańskiego, bo to niemożliwe, ale czyż sam po utopię nie sięgał?

[...]gdy jest się już [rozwiniętym] bytem i pragnie się powrotu do korzenia, czyż nie jest to [niezmiernie] trudne? Może być to proste tylko dla Wielkiego Człowieka!" ("Księga Południowego Kwiatu", s. 230)

To niemożliwe jest! - powiada carmaniola - i powrót do czasów starożytnych (Konfucjusz), i do prehistorii (Zhuangzi). I tym sprytnym sposobem godzi taoistów z konfucjanistami. ;-)


Użytkownik: cordelia 13.12.2011 16:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Sny z Mistrzem Kongiem w ... | carmaniola
Mogłabyś być mediatorem pokojowym. :-)

Co prawda, to prawda. Nie jest możliwe ani wskrzeszenie obyczajów starożytnych, o którym roił Konfucjusz, ani powrót do stanu sprzed nastania cywilizacji, który marzył się Zhuangzi. Rzeka nie zawraca. Mimo to wierzę, że "powrót do korzenia" jest możliwy. Ba! Może to i sam cel duchowego rozwoju człowieka? Ale chodzi mi o powrót trochę inny.

Nie powrót, w sensie dosłownym, do przeszłości czy choćby do pierwotnej niewinności, którą każdy ma jako dziecko, a potem traci raczej bezpowrotnie, i to niezależnie od stopnia swojego "ucywilizowania". Myślę o powrocie do rzeczy podstawowych, najważniejszych, które w hierarchii wartości tylko teoretycznie najważniejsze pozostają, a w praktyce schodzą na drugi plan; o jasności widzenia, którą dziecko ma, ale traci, wyrastając z dzieciństwa; i o tym, co "dzieckiem w kolebce" przyjęło się za swoje, a potem porzuciło albo zapomniało, poznając wielki świat.

Tak sobie patrzę na fikusa w doniczce, i uświadamiam sobie, że ten powrót do korzenia, o który mi chodzi (może i Zhuangzi chodziło o to samo), to nie redukcja do kiełka czy ziarenka, ale ponowne nawiązanie z korzeniem łączności. Bądź co bądź bez korzenia ani rusz. Roślina jakiś czas wytrwa bez korzenia w wodzie, ale na dalszy wzrost nie ma szans.

Przypomina mi się, co Kazimierz Kutz - Ślązak mocno w Śląsku korzeniami tkwiący - powiedział w wywiadzie, który skrzętnie wycięłam z gazety ("Wprost" to był czy "Polityka"?) i zachowałam jak przypadkiem znaleziony skarb:

"Jeśli się człowiek gdzieś urodzi, to trzeba z tego czerpać, bo to jest jak statecznik pod łodzią, który nie pozwala jej się wywrócić".

A ten statecznik to są między innymi lokalne zwyczaje, specyfika miejsca i ludzi, którzy w nim żyją, i jakieś porozumienie bez słów między nimi. I z tego trzeba czerpać, mówi Kutz, ale najpierw trzeba to odnaleźć, dodaje Cordelia. A że ludzkie życie odtwarza dzieje całej ludzkości - ciągnie Cordelia, która lubi tego rodzaju tezy - to wiodąc swoje małe życie, można dotrzeć i do korzenia wspólnego wszystkich ludziom, i czerpać z niego siłę do dalszego wzrostu.

"Nieważne, skąd jesteś, bylebyś w hierarchii bytów duchowych jak najwyżej zaszedł", powiada Kutz w tym samym wywiadzie, parę zdań po stateczniku.

W "Estetyce chińskiej" (w przypisach do "Poematu o literaturze" Lu Ji) znalazłam opozycję: "ben" (korzeń, rzeczy pierwotne i podstawowe) i "mo" (czubek drzewa, rzeczy wtórne, pochodne). I wzmiankę o ruchu "od fal do źródła", co jest wariantem powrotu do korzenia.

(Czyli chodzi mi o łączność między ben a mo. Dobrze wiedzieć! :-))

"Poemat o literaturze" jest w moim odczuciu trochę ciężkostrawny, a przypisy, choć cenne, przez swą uczoność męczące. Natomiast pełna prostoty i uroku jest metaforyczna "Opowieść o źródle brzoskwiniowego kwiecia" Tao Yuanminga - rzecz o ruchu "od fal do źródła" - którą przeczytałam niedawno, po angielsku, bo po polsku nie udało mi się jej zdobyć, i do dziś nie mogę otrząsnąć się z wrażenia, które na mnie wywarła. :-)

Na wypadek gdybyś nie znała "Opowieści", streszczam. Podążając w górę strumienia, którym płyną kwiaty brzoskwini, rybak odkrywa w górach wioskę, której mieszkańcy nie mają pojęcia, co dzieje się na świecie, podobnie jak świat nie ma pojęcia o ich istnieniu. I to im odpowiada, co dają do zrozumienia rybakowi, gdy ten opuszcza wioskę, nie wiedząc, że ani on, ani nikt inny już nigdy do niej nie trafi.

Myślę, że nie tylko na mnie zrobił wrażenie ten króciutki utwór z przełomu IV i V wieku, bo jego echo znalazłam m.in. u późniejszego o parę stuleci Li T’ai-po (li!):

"Pytasz, dlaczego wolę mieszkać w górskim lesie,
A ja uśmiecham się i milczę,
I nawet moja dusza milczy:
Żyję w innym świecie,
Który nie jest niczyją własnością.
Brzoskwinie kwitną.
Woda płynie".

(Li T’ai Po, ***, przełożył Andrzej Szuba, "Uczta przy księżycu", wyd. Miniatura, 2005, s. 91)

No tak. Ale teraz jak powrócić od Li T’ai-po do Konfucjusza i Zhuangzi?? ;-)

Użytkownik: carmaniola 15.12.2011 11:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Mogłabyś być mediatorem p... | cordelia
Aaaa, i wytrąciłaś mi broń z ręki. ;-) Wiersz Li T'ai Po piękny, "Opowieść o źródle kwiecia brzoskwiniowego" jest wspominana w "Estetyce" przy wierszu Li Baia (też o brzoskwiniowym kwieciu w nim mowa), ale bez zakończenia, które jest dość znaczące.

To co pisze Kutz i co potem Cordelia uzupełnia, przemawia do mnie, słuszności temu trudno odmówić: łączność z korzeniem istnieć musi, człowiek powinien mieć świadomość istnienia tego korzenia i czerpać z niego, jak słusznie Cordelia prawi "siłę do dalszego wzrostu". Tak, "[...]nad poziomy wylatuj". ;-)

PS. Też bym wolała w górskim lesie, gdzie cisza, wody szum, pokręcone sosny i brzoskwiniowe kwiaty ciężkie od rosy.
Użytkownik: cordelia 16.12.2011 21:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Aaaa, i wytrąciłaś mi bro... | carmaniola
Wytrącenie broni z ręki byłoby rzeczą niegodną wojownika! Kłaniam się w pas i oddaję miecz. :-)

Okazuje się, że Li T’ai-po i Li Bai to jedna osoba. Angielska Wikipedia tłumaczy to tak:

Li to nazwisko, a Bai, Pai, Bo i Po to warianty wymowy i transkrypcji imienia. Natomiast Tai Pai (albo Tai Po, albo Tai Bai, albo Tai Bo) to imię przybrane, które znaczy "wielki biały" ("wielka biel"?) i jest aluzją do planety Wenus.

Do tego dochodzą jeszcze pseudonimy i przydomki, jakby komuś był mało. ;-)

Spojrzałam do "Estetyki chińskiej". W obu wierszach Li Baia są kwiaty brzoskwini. Ba! Coś mi się wydaje, że ten drugi ("Pytasz, dlaczego w nefrytowych przebywałem górach") jest innym przekładem tego, który zacytowałam ("Pytasz, dlaczego wolę mieszkać w górskim lesie").

W górskim lesie wolałabym i ja! Ale od biedy w nizinnym też dobrze, toteż uciekam tam, kiedy tylko mogę. :-)

P.S. Zajrzyj na pw.
Użytkownik: carmaniola 17.12.2011 10:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Wytrącenie broni z ręki b... | cordelia
Ot, niespodzianka - chińskie ciasteczko z tym Li Baiem. :-)
Zaraz, jak tylko wymknę się przedświątecznym obowiązkom, zajrzę sobie do "Estetyki" i obu wierszom przyjrzę się ponownie.

Martwi mnie tylko, że mimo najszczerszych chęci nigdy nie będę "tym, który zna brzmienie" (albo jakoś tak) i zawsze jakaś część w tych wierszach pozostanie dla mnie zakryta. Ale to chyba raczej kompleks nabyty w wyniku czytania różnych opracowań i dyskusji, bo jednak mnie, jako mnie, wystarcza, że słowa grają w mojej duszy. ;-)

PS. A skoro mam jakiś mieczyk to powiem szybko, że ta wioska, która nie chce wcale mieć do czynienia ze światem szerokim, to piękne, i chciałoby się do takiego zagubionego miejsca choć na chwilę (albo i na stałe), ale obawiam się, że gdybyśmy wszyscy postanowili w takich wioseczkach żyć i one byłyby normą, to szybko odkrylibyśmy wszystkie mankamenty takiego żywota. Taoiści kusili powrotem do korzenia i natury, ale tak naprawdę to możliwe było i jest tylko dla jednostek. Zastój dobrym jednak nie jest, nawet jeśli nam się otaczający nas świat nie podoba.

PS. Strasznie niekonsekwentne te nauki Zhuangzi i raz mówi tak, a raz siak, i w końcu nie wiadomo do jakiej wioski chciałby ludzi poprowadzić, i czy aby na pewno wszystkich, czy tylko wybranych.
Użytkownik: cordelia 18.12.2011 18:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Ot, niespodzianka - chińs... | carmaniola
Oj, źle by było, gdyby wszyscy porzucili sprawy tego świata i gremialnie ruszyli zaszyć się w górach! Spokoju przyszło by szukać w wyludnionych miastach, gdzie pejzaż mniej sprzyja medytacji. ;-)

W wierszu Li Baia, albo w mojej jego nadinterpretacji, górska wioska odcięta od świata w tajemniczy sposób zlewa się z "wioską rodzinną", a wszak to dwie różne rzeczy. Zhuangzi rzeczywiście niezbyt konsekwentny, ale żywot pustelniczy chyba jednak tylko dla nielicznych wybrańców, albo i skazańców, losu przeznaczał. Natomiast przygodą dla każdego - to już zdanie Cordelii - jest powrót, choćby i duchem tylko, w celu wewnętrznej przebudowy, do korzenia tkwiącego w "wiosce rodzinnej" (którą biorę w cudzysłów, bo wszak ta wioska może być wielkim miastem).

P.S. "Tym, który zna brzmienie"? A z czego to? (Zauważ, że takie pytanie może zadać tylko ten, który brzmienia nie zna :-)).
Użytkownik: cordelia 19.12.2011 16:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Ot, niespodzianka - chińs... | carmaniola
Już mam. Zhiyin. Odwołuję pytanie. Nie trzeba było daleko szukać. ;-)
Użytkownik: carmaniola 21.12.2011 10:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Już mam. Zhiyin. Odwołuję... | cordelia
:-)
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: