Dodany: 09.12.2011 16:34|Autor: A.Grimm

Książka: Ostatnie noce Ventôse'a
Przybyszewska Stanisława

2 osoby polecają ten tekst.

Wyznanie miłości


Wielka burza, jaka rozpętała się nad słodką Francją w latach 1789-1794, składała się z szeregu mniejszych burz, wyładowań atmosferycznych i zamieci. Pierwszy grzmot przyszedł wraz ze zdobyciem Bastylii, potem było uchwalenie Konstytucji, obalenie monarchii, mordy wrześniowe, egzekucje Ludwika XVI, Marii Antoniny, żyrondystów, liczne wojny na granicach państwa, pacyfikacja Wandei, zamordowanie Marata, usunięcie hebertystów, dantonistów, w końcu obalenie Robespierre'a i jakobinów 9 thermidora II roku ery rewolucyjnej, wg kalendarza rewolucyjnego. To i tak tylko kilka ważniejszych momentów w morzu najprzeróżniejszych przesileń i wydarzeń, które rozegrały się w przeciągu zaledwie 5 lat. Nic dziwnego, że czas ten tak działa na wyobraźnię wielu ludzi (nie przeczę, na moją również). Rewolucja Francuska pochłonęła też całkowicie umysł Stanisławy Przybyszewskiej na długie lata i tak mocno, że listy swoje datowała w pewnym okresie według wspomnianego powyżej kalendarza rewolucyjnego. Autorkę "Sprawy Dantona" najbardziej fascynowała postać Robespierre'a, o którego toczyła boje z kim się dało, nie wyłączając ojca. Najsłynniejszy jej dramat wyrósł jednak ponad to uwielbienie i wciąż zachwyca niespotykanym wyczuciem psychologicznych niuansów, umiejętnością pokazania zmagań na płaszczyźnie mentalnej i emocjonalnej oraz sprawnością w przedstawianiu ludzkich konfliktów. To jest materiał prawdziwie epicki. Zupełnie inaczej rzecz ma się z "Ostatnimi nocami ventôse'a", którym chcę poświęcić ten tekst.

Ventôse ( od 19 lutego do 20 marca) II roku (tj. 1794 r.) poprzedzał jedną z zamieci, tę, która miała zetrzeć z powierzchni ziemi Dantona i jego zwolenników, w tym Camille'a Desmoulins'a, słynnego dziennikarza i pamflecistę. Nie jest to rzecz bez precedensu, że w wojnach domowych i rewolucjach sąsiad sąsiada denuncjuje albo nawet morduje, a czasami do zbrodni takich dochodzi w obrębie rodziny. Camille Desmoulins był przez długi czas przyjacielem Robespierre'a; ten drugi był świadkiem na ślubie młodego dziennikarza z Lucile i ojcem chrzestnym ich syna, Horacego. Nie przeszkodziło to przywódcy jakobinów wysłać na szafot redaktora "Starego Kordeliera" (potem śmierć na gilotynie poniosła też Lucile). No właśnie, rzecz w owym "nie przeszkodziło". Faktowi nie da się zaprzeczyć, ale ujęty od strony psychologicznej, pozwala albo potępić Robespierre'a, albo domniemywać, iż podjął jedną z trudniejszych decyzji w swoim życiu. Na tym drugim stanowisku stoi Stanisława Przybyszewska.

Treść "Ostatnich nocy ventôse'a" nie dotyka więc znanych z historii wydarzeń, nie koncentruje się na zewnętrznej stronie rewolucji i nie wykazuje tendencji faktograficznych ani czysto historycznych; odsyła za to czytelnika w głąb umysłu Robespierre'a, a także w jakimś stopniu Camille'a Desmoulins'a. Przysłowiowa cisza przed burzą okazuje się pozorna - to właśnie w takich chwilach emocje sięgają zenitu. Robespierre ma już świadomość, że w najbliższym czasie będzie zmuszony posłać na szafot dantonistów, a wśród nich Desmoulinsa. To przyprawia go o gorączkę, krańcowe natężenie woli, galop myśli. W stanie krańcowego wycieńczenia organizmu postanawia podjąć ostatnią próbę przeciągnięcia Camille'a na swoją stronę. Wzywa go w jedną z nocy ventôse'a i toczy batalię o życie dawnego przyjaciela. I chociaż batalia to domniemana, wykreowana i skądinąd niezwykła, o czym zaraz napiszę, jej finał znany jest wszystkim.

Ktoś mógłby się zdziwić albo nawet zaprotestować: zaraz, jak to, przyszły kat wzywa ofiarę, chce ją uratować, a ofiara nie zgadza się? W perspektywie bardziej zewnętrznej (a z taką, pomimo psychologicznej perfekcji, mamy do czynienia w "Sprawie Dantona") chodzi przede wszystkim o niedomyślność Camille'a, któremu Robespierre nie mógł wprost powiedzieć, że zginie, bo byłoby to zdradą stanu. Do tego dochodził oczywiście zadawniony uraz i przekonanie, że Dantonowi włos z głowy spaść nie może (o ironio, włosy na głowie się ostały*), krótko mówiąc, szafot był konsekwencją nieporozumień przede wszystkim. W "Ostatnich nocach ventôse'a" mamy natomiast bogatą podbudowę psychoanalityczną (w wydaniu mocno freudowskim) z wyeksponowanymi podtekstami homoseksualnymi i siecią współzależności, które stanowią o relacjach Camille'a i Maksymiliana. Wszystko to wiąże się z bliską Przybyszewskiej koncepcją mentalnego geniusza (Robespierre), który swój erotyzm poddaje nieustannie sublimacji. I to właśnie stanowi o wspomnianej niezwykłości, chociaż w tym wypadku nie nadawałbym temu słowu wartości dodatniej.

Wszystko to może brzmieć niezwykle zajmująco w opisie i recenzji, ale w treści utworu odbija się paskudnym dysonansem. Teorie psychoanalityczne, nałożone na "Ostatnie noce ventôse'a" grubą warstwą, przykryły potencjalne walory dzieła. Truizmem w XXI wieku byłoby twierdzenie, że nie da się napisać utworu bez pewnej ideologicznej, światopoglądowej czy teoretycznej podbudowy, ale przecież można to zrobić tak, żeby zza treści dzieła nie przeświecał teoretyczny szkielet. Przybyszewskiej raczej się to nie udało. Także i w tym utworze stworzyła sobie bożka w postaci Robespierre'a i za pośrednictwem Camille'a oddawała się fetyszystyczno-masochistycznym seansom. Nie wiem, na ile winę za ten dysonans można z kolei zrzucić na pewien ideologiczny bagaż czytelnika, a na ile ma on źródło w wyczuciu estetyki, jednak jego istnienie jest faktem. Nadzieje i słowa uznania może budzić początkowo wpisanie w statyczny, bądź co bądź, dramat (nie ma tu żadnych wydarzeń zewnętrznych) dużego natężenia emocjonalnego i - jak by może powiedziała Przybyszewska - mentalnego. Ale im dalej w las, tym więcej drzew, więc i zgubić się łatwiej. W pewnym momencie autorka przekracza granicę i gubi się nieco w romansowej rekwizytorni, a przy tym cały czas stara się zachować odpowiednio skrojony kostium geniusza dla Robespierre'a. Autorka nie panuje nad "Ostatnimi nocami ventôse'a". Postawiła się jako narrator, autor i Desmoulins w pozycji podrzędnej wobec przywódcy jakobinów; czytelnik nie jest w stanie przyjąć takiej perspektywy (poza nielicznymi może przypadkami adoratorów Robespierre'a, chociaż podkreślam, nie chodzi tu już o zaplecze ideologiczne, ale stosunek wyraźnie emocjonalny); drogi odbiorcy i dzieła rozmijają się. Opór jest zbyt silny, aby można było w pełni zaakceptować "Ostatnie noce ventôse'a". Ten uczuciowy stosunek wymyka się spod kontroli autorskiej i to on przede wszystkim decyduje o przeciętności dzieła.



---
* Gwoli ścisłości należy nadmienić jednak, że skazańcom podcinano przed egzekucją włosy i golono karki.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1212
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: