Dodany: 17.06.2007 18:21|Autor: Lykos

Czytatnik: Fascynacje i drobiazgi

3 osoby polecają ten tekst.

„Zastrzelę tego Giertycha”


Mój jedenastoletni syn przyszedł kiedyś ze szkoły i powiedział, że tego Giertycha to by zastrzelił. Uczeń czwartej klasy! Skąd on bierze takie teksty? Takie sformułowania? „Tego Giertycha” i „by zastrzelił”?

*

W latach siedemdziesiątych kursował taki kawał: Pewna kobiecina, z ubioru na pierwszy rzut oka widać, że ze wsi, raczej niebogata, weszła do jakiegoś gmachu i niepewnie idąc korytarzem usiłowała odczytywać tabliczki na drzwiach. Z jednego z pokoi wyszedł godnie wyglądający mężczyzna w średnim wieku. Zaintrygowany, spytał się kobiety, jaki ma problem.

- Panie kochany, krowina mi słabuje. Przyjechałam do Warszawy po radę, tutaj na pewno mieszka dużo mądrych ludzi.
- A jak żywicie tę krowę?
- A no, od wiosny do jesieni żywi się na pastwisku, a zimą daję jej siano.
- A nie dajecie jej kiszonki z kukurydzy?
- Nie...
- No właśnie, może dawajcie jej tej kiszonki.

Po dwóch tygodniach kobieta znów pojawiła się w tej instytucji i poszła od razu do zapamiętanych drzwi. Na drzwiach przesylabizowała tabliczkę „Prof. dr Jerzy Kuberski, minister. Weszła bez pukania, a tam sekretarka warczy do niej:

- O co chodzi?
- Ja w sprawie krowy.
- Jakiej krowy? Czy obywatelka zwariowała? – Ostry głos sekretarki wywabił znajomego mężczyznę.
- A, to wy. Wpuście obywatelkę, towarzyszko sekretarko. Jak tam krowa?
- Dalej słabuje.
- To może dajcie jej seradeli.
- Aha, dziękuję wam bardzo.

Po następnych dwóch tygodniach kobieta znów pojawiła się w Ministerstwie. Znów dostała dobrą radę. Pojawiała się jeszcze kilkakrotnie, zawsze w dwutygodniowych odstępach i zawsze dostawała dobrą radę. Wreszcie przestała przyjeżdżać.

Pierwszego września towarzysz minister otwierał rok szkolny w nowej szkole w pewnej mazowieckiej wsi. Patrzy, a wśród licznie zgromadzonych rolników widzi właśnie tę kobiecinę, która przyjeżdżała tak wytrwale pytać się o radę w sprawie zdrowia krowy. Nie wytrzymał, podszedł do niej.
- Jak tam wasza krowa? – zapytał.
- Ano, zdechła, niebożę.
- Szkoda, a miałem jeszcze tyle pomysłów.

*

Jerzy Kuberski (ur. 22 marca 1930) - polityk, dyplomata.
Działacz PZPR, w latach 1971 - 1981 w KC PZPR. Od marca 1972 do lutego 1979 minister oświaty i wychowania w rządach Piotra Jaroszewicza. Od kwietnia 1980 do maja 1982 minister-kierownik Urzędu do Spraw Wyznań w rządach: Edwarda Babiucha, Józefa Pińkowskiego i Wojciecha Jaruzelskiego. Następnie - do roku 1989 - kierownik zespołu do spraw stałych kontaktów roboczych między rządem PRL a Stolicą Apostolską. Od 1989 do 1990 ambasador Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej przy Watykanie.

Tyle Wikipedia. (http://pl.wikipedia.org/wiki/Jerzy_Kuberski). Inne hasła dotyczące kolejnych rządów podają jeszcze, że miał tytuł prof. dr, nie podają jednak specjalności naukowej pana ministra. Może autor hasła nie wiedział, może uznał, że to nieistotne? W końcu pan profesor był politykiem i działaczem, na uprawianie nauki chyba nie miał czasu. Jeżeli kawał nikogo nie rozśmieszył, wcale się nie dziwię, dziś jest on nieczytelny. Był on aluzją, że towarzysz minister miał mnóstwo pomysłów na zreformowanie szkoły, a szkoła ledwie zipała.

Ministerstwo Oświaty (niezależnie od aktualnej nazwy) rzadko kiedy miało szczęście do dobrego ministra. Pewnie bym już nie pamiętał nazwiska pana ministra Kuberskiego, gdyby nie ten kawał. W kontekście obecnej dyskusji na temat pana ministra Giertycha przypomniał mi się jego poprzednik. Według mnie nie był wcale lepszy od pana Giertycha. Nikt jednak oficjalnie w PRL nie protestował przeciw jego pomysłom. Nie tylko dlatego, że ludzie bali się protestować.

*

W latach 1964 – 1966 uczęszczałem na Studium Nauczycielskie – skończyłem kierunek fizyka z matematyką. Pewnego dnia, była to chyba wiosna roku 1965, opiekun roku wyczytał 4 nazwiska, w tym moje, i poprosił nas do swego pokoiku na zapleczu pracowni.

- Wy do niczego nie należycie! Jak tak można! Przecież będziecie nauczycielami, trzeba się jakoś zaangażować!

Dalej nastąpiła przemowa w stylu „wicie, rozumicie...” Nie pamiętam już dzisiaj wszystkich tych czworga nietypowych kandydatów (na około 50), co najmniej dwóch z nich (w tym ja) nie zostało nauczycielami. Nikt z nas się jednak nie zapisał ani do ZMS, ani do ZMW, ani nawet do ZHP (to akurat pamiętam dobrze) i nie mieliśmy z tego tytułu żadnych nieprzyjemności. Ale naciski były, zapewne odgórne. Tak że mam prawo twierdzić, że środowisko było bardzo upolitycznione i że władzom najwyraźniej zależało na tym, żeby stopień upartyjnienia wśród nauczycieli był bardzo duży. I był. A że nauczycielami zostawali w dużym stopniu ludzie mniej zdolni, którzy nie mieli szans na dostanie się na „prawdziwe” studia, negatywna selekcja sprawiała, że środowisko było - z punktu widzenia PZPR – dosyć sterowne.

Mamy wielu doskonałych nauczycieli. Większość jest jednak przeciętna (co nie znaczy, że zła, choć i źli się zdarzają). Znaczna część jest ukształtowana w PRL – to nie znaczy, że ma przekonania komunistyczne (tacy też są), ale raczej – lewicujące, ateistyczne lub indyferentne religijnie. Młodzi nauczyciele, wykształceni już w III RP, w części dostosowują się do środowiska, w części starają się nie wchodzić z nim w konflikt. Większość dyrektorów też wywodzi się jeszcze z partyjnego nadania lub spośród osób dobrze widzianych przez dawną nomenklaturę. Że tak jest, świadczy duża przynależność do ZNP, pierwszego związku zawodowego odwieszonego w stanie wojennym. Do Solidarności należy znacznie mniej.

Pan minister Giertych nie kryje swej niechęci do ZNP, uważając go za instytucję konserwującą wpływy komunistów. Mówi się nawet o jakiś próbach konfiskaty majątku Związku lub przynajmniej jego części. Nic dziwnego, że środowisko to ma odczucia z gruntu negatywne w stosunku do pana ministra, kontestując lub krytykując nawet jego dobre posunięcia (za takie uważam np. nacisk na przywrócenie dyscypliny), nie mówiąc o niewątpliwie złych (np. sprawa uznania za zdane matur z jedną oceną niedostateczną). Sprawa lektur stała się dla tego środowiska nie lada gratką – znów można panu ministrowi wykazać niekompetencję. Nic to, że pan minister tylko firmuje projekt zmiany lektur sporządzony w wyniku konsultacji z nauczycielami. Po pierwsze – z nauczycielami nie tymi, co trzeba, a po drugie – on za to ewidentnie odpowiada. Nie potrzebujemy przerostu kultu Sienkiewicza! Ani papieża, ani – podejrzanej wartości pana Dobraczyńskiego. Potrzebujemy lektur skreślonych przez pana ministra!

*

Pewnie bym nie napisał tego tekstu – czasu mam wyjątkowo mało – ale zdenerwował mnie wywiad, jaki pan redaktor Najsztub przeprowadził z panią Teresą Holzer na temat lektur szkolnych (wiadomosci.onet.pl/1418046,2677,1,kioskart.html),​ a także – może jeszcze bardziej – bardzo pozytywne głosy dyskutantów w Biblionetce, w tym tak ważnych i miłych memu sercu, jak Vemona i Verdiana/Visełka.

Zacznę od tego, że zgadzam się z wieloma, może większością tez pani Holzer, stanowczo protestuję jednak przeciw tonowi artykułu. Mój sprzeciw wzbudza już tytuł, nawet jeśli przyjąć, że jest przejawem pewnej egzaltacji kobiecej. Nie sądzę, żeby mój syn zapożyczył swoje zdanie, że „tego Giertycha to by zastrzelił”, z lektury „Przekroju”. Ale gdzieś musiał to podsłyszeć, myślę, że takie sformułowania krążą po polskiej szkole, a z pewnością nie wymyślają ich uczniowie podstawówki.

Może jednak po kolei ustosunkuję się do tez pani Holzer. Podobnie jak pani profesor, uważam, że obecny system nauczania nastawiony na zdawanie testów jest zły, upośledza indywidualizm i narzuca jedną odpowiedź także wtedy, gdy problem jest niejednoznaczny. Rzeczywiście, coś trzeba z tym zrobić (nawiasem mówiąc, nie jest to pomysł pana Giertycha). Także zgadzam się, że prowokuje do nieczytania lektur. Podobnie – że lektury mają pozytywny wpływ na nasz język, a politycy ten język często kaleczą. W tym miejscu chciałbym jednak zauważyć, że język polityków wywodzi się w dużym stopniu ze szkoły i ze środków przekazu społecznego, ale nie z doby najnowszej, lecz przede wszystkim z czasów, gdy politycy kształtowali swoją osobowość, czyli w większości - z czasów PRL. Nie jest to zatem sprawa świeża – ciągnie się od dłuższego czasu. Myślę, że bardzo dużo złego robią tu nauczyciele. Trudno znaleźć nauczycieli mówiących językiem pięknym i bezbłędnym, znam nawet polonistów, którzy błędnie akcentują wyrazy pochodzenia greckiego zakończone na –ika, -yka oraz czasowniki w trybie przypuszczającym. Podobnie złym językiem mówi wielu dziennikarzy radiowych i telewizyjnych. Społeczeństwo wybrało sobie przedstawicieli i tak ciut bardziej wykształconych od przeciętnej. Wydaje mi się zresztą, że nie zauważamy specjalnie polityków mówiących językiem poprawnym (tacy są, we wszystkich partiach, może najgorzej jest w Samoobronie), drażnią nas ci, którzy mówią źle. Poza tym z większą lubością wyszukujemy potknięcia tych osób publicznych, których nie lubimy z powodów politycznych i chętnie przerysowujemy ich wpadki.

Dalej nie podoba mi się fragment:

„Pani profesor, zewsząd słyszymy, że ludzie mogą być tylko albo czarni, albo biali, tak słyszymy od dzisiaj rządzących. Dlaczego pani chce, żeby w ich szkołach uczono czego innego?

Jest to ewidentne nadużycie pana Najsztuba. Ja jakoś tego nie dostrzegam – pan Najsztub ustawia sobie chłopca do bicia. Zaraz potem znowu fragment, który mi się nie podoba. Pani Holzer z przekąsem wyraża się o „uczeniu patriotyzmu Sienkiewiczem”, ma nadzieję, że pana ministra przetrzyma, podobnie jak wielu poprzedników, że cykl kształcenia jest i tak dużo dłuższy od okresu ministrowania pana Giertycha, że i tak to, co ważne, rozgrywa się na poziomie szkoły – klasy – lekcji. I dalej mówi wprost:

„Jeżeli jakikolwiek minister sobie wyobraża, że kreuje rzeczywistość oświatową, to jest po prostu śmieszny.”
To znaczy, co? Od czego jest minister? Czy nie przypadkiem od kreowania szkolnej rzeczywistości?

Pani Holzer mówi, że szkoła nie jest szkołą (własnością?) polityków. Ale tak samo, a może tym bardziej, nie jest szkołą pani Holzer. Pani Holzer ma obowiązek uczyć dzieci zgodnie z programem, a program, czy to się pani Holzer podoba, czy nie, kreuje ministerstwo. Ministerstwo powinno być zależne od polityków, bo politycy powinni być zależni od społeczeństwa, od ludzi, którzy ich wybrali. Jednak zdanie, że jeżeli minister sobie wyobraża, że rzeczywistość od niego zależy, to jest śmieszny, świadczy nie tylko nienajlepiej o pani Holzer, świadczy o rozmiarach inercji środowiska, którego pani Holzer jest przedstawicielem. Środowiska, które po prostu pana ministra nie słucha, które go nienawidzi, które ma swoje poglądy polityczne nie tylko zupełnie różne od poglądów pana ministra, ale też różne od poglądów większości rządowej w parlamencie, a więc – większości głosującej części społeczeństwa.

O paranoicznej wręcz nienawiści pani Holzer do ministra Giertycha świadczą jej sformułowania o jego „urojeniach” i „cynicznym patriotyzmie”. Pani Holzer nie może przyjść do głowy, że pan Giertych może rzeczywiście ma poglądy patriotyczne i może szczerze uważa, że patriotyczna powinna być szkoła, a nawet – że może przez przypadek mieć słuszność....

Jeżeli chodzi o lektury, być może więcej racji leży po stronie nauczycieli takich, jak pani Holzer, na pewno trudno jest zrezygnować z Conrada, Kafki, skreślonego z listy lektur w 1999 roku Dostojewskiego czy Witkacego, Gombrowicza i Herlinga-Grudzińskiego, na pewno Dobraczyński to nie ten kaliber. Ale jeśli to prawda, że ostatnio Sienkiewicz był w kanonie lektur w ilościach śladowych, to jest to ewidentny skandal. Uważam też, że w szkole powinno też być miejsce dla twórczości papieża. Chociaż jego twórczość literacką cenię nie nazbyt wysoko, jest to niewątpliwie najwybitniejszy Polak XX wieku i powinno to zostać zauważone w szkole. Może po prostu trzeba dyskutować i znaleźć takie rozwiązanie, które zadowoli większość ludzi, którym na sercu leży dobre wychowanie i wykształcenie Polaków.

W kwestii patriotyzmu mam jednak odmienne zdanie od pani Holzer. Twierdzi ona

– „Nikt nam w szkole, w przedwojennym gimnazjum, o patriotyzmie nie mówił. Mamy literaturę tak naładowaną patriotyzmem, że wystarczy...”

Chociaż jestem już raczej stary, nie zdążyłem uczęszczać do przedwojennego gimnazjum. Ale wiele rozmawiałem z moimi rodzicami. Zawsze podkreślali patriotyzm szkoły, przekazywany na różnych poziomach. Może pani Holzer chodziła do zupełnie innego typu szkoły, co moi rodzice? Ja sam chodziłem do szkoły komunistycznej, tam uczyli nas w dużym stopniu przedwojenni nauczyciele, uczyli m.in. patriotyzmu, mimo że szkoła była zmuszona do realizacji oficjalnego programu. Nawet w tym programie była mowa o patriotyzmie. Nawet w moim Studium Nauczycielskim zapoznawano nas z programem, który zawierał wiele treści patriotycznych, które mieliśmy realizować na lekcjach praktycznie wszystkich przedmiotów. Jeżeli pani Holzer i jej środowisko twierdzi coś przeciwnego, to znaczy, że w tej kwestii rację ma według mnie pan minister Giertych.

Dalej wywiad wraca do kwestii konieczności utrzymania kanonu lektur, do ich egzekwowania, do pielęgnowania indywidualności, do niebezpieczeństw związanych ze spłycaniem materiału i ich jednostronną interpretacją na użytek testów. Tu znów zgadzam się z panią Holzer w całej rozciągłości. Odnośnie kwestii koedukacyjności, zgadzam się, że mogą być „szkoły takie i takie”. Nie zgadzam się w kwestii niebezpieczeństwa propagowania homoseksualizmu w szkołach jednopłciowych (w ustach pana redaktora Najsztuba zarzut taki brzmi chyba nieszczerze?). Sam chodziłem do liceum męskiego i żadnych przejawów homoseksualizmu nie zauważyłem (może byłem słabym obserwatorem?). Natomiast gdyby mnie zapytano teraz o zdanie, wolałbym chyba jednak chodzić do klasy koedukacyjnej. Mimo że jestem ze swojej szkoły dumny.

I jeszcze jedna perełka:

„- Wyobrażała sobie pani, że dożyje wiceministra oświaty, który będzie propagował teorię kreacjonistyczną?

– Panie Piotrze, przecież myśmy się tego wszystkiego nie spodziewali. Mam głębokie poczucie, że nie udał się nam ten nasz naród.”

Nie jestem pewien, czy panu Najsztubowi nie pomylił się ojciec Giertych z synem. Ale dla mnie prawdziwą bombą jest zdanie ”Mam głębokie poczucie, że nie udał się nam ten nasz naród.” To jest clou całego wywiadu!

Mamy tu więc walkę o rząd dusz – z jednej strony nawiedzony pan minister, który ma recepty na poprawę jakości szkoły, tak jak on to widzi, z dekomunizacją na czele, z drugiej – środowisko nauczycielskie, pełne inercji (jak dla każdego dużego ciała, optimum stanowi rzeczywistość przez nie zastana i każda zmiana wytrącająca je z homeostazy powoduje protesty i opór) kierowane przez równie nawiedzone osoby o orientacji lewicowej, które też mają receptę na wychowanie społeczeństwa, niekoniecznie zgodną z poglądami większości tego społeczeństwa.

To, co mnie najbardziej martwi, to wciąganie w te rozgrywki dzieci. Zabieranie dzieci na manifestacje, zwalnianie z lekcji, żeby mogły sobie pomanifestować. Czy choćby jakieś napomknięcia na temat wredności pana ministra w obecności uczniów. Osobiście nie darzę sympatią pani minister Łybackiej, ale nigdy by mi nie przyszło do głowy mówić mojemu dziecku, że czegoś może nie odrobić, bo wymyśliła to „ta Łybacka”, nie mówiąc już o tym, żebym ją zastrzelił. Albo uczył zawołania „Łybacka do wora, wór do jeziora”.

Żeby zakończenie było bardziej koncyliacyjnie - też mam nadzieję, że cała awantura o skreślone lektury odniesie jakieś pozytywne skutki, że wielu ludzi zastanowi się, co powinno być w kanonie i co zrobić, żeby młodzież czytała. I nie tylko młodzież.






(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 11006
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 46
Użytkownik: Laila 17.06.2007 20:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Mój jedenastoletni syn pr... | Lykos
Dziękuję, Lykosie, za tę czytatkę. Potrafisz przekazać swoją wiedzę i opinie na różne tematy w tak interesujący sposób, że czytanie Twoich tekstów jest czystą przyjemnością. :)
Co do przytaczanego wywiadu - nie znam go, i nie sądzę, bym miała ogromną ochotę poznać. Trochę męczy mnie już cała ta dyskusja o lekturach szkolnych. Wydaje mi się, że to kolejny taki "problem zastępczy", wywołujący burzę, a tak naprawdę mniej istotny, niż się wydaje. Może bagatelizuję tę sprawę, ale mam ku temu powód: uważam, że cokolwiek w tym kanonie będzie, ogromna większość uczniów i tak tego nie przeczyta. Niezależnie od tego, jak bardzo teraz Giertycha krytykuje. Smutne, ale prawdziwe.
Nie lubię Giertycha. Nie podobają mi się ani jego wypowiedzi, ani w większości decyzje. Drażni mnie postawa. Drażni mnie to, że zajmuje się "ulepszaniem" tego, co jest dobre, zamiast rozwiązywać rzeczywiste problemy. Nie podobają mi się te zmiany w kanonie, i naprawdę się cieszę, że ominęły mnie wszystkie te "genialne" pomysły.
Kanon lektur szkolnych był moim zdaniem dobry, i był w nim także Sienkiewicz - w podstawówce czytałam "W pustyni i w puszczy", w gimnazjum nowele i "Quo vadis", a także "Krzyżaków", a w liceum "Potop". Mało?
Być może szkoła ma duży wpływ na kształtowanie patriotyzmu, jednak moim zdaniem nie tak duży, jak rodzina i środowisko, w którym człowiek się wychowuje. I skrajną hipokryzją wydaje mi się ubolewanie nad tym, że "Nas patriotyzmu nie uczono..." by następnie powiedzieć: "Nie udał nam się ten nasz naród."


Użytkownik: dorsz 17.06.2007 22:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Mój jedenastoletni syn pr... | Lykos
Przykro mi, że Cię zdenerwował ten wywiad, pośrednio za przyczyną podania przeze mnie linka. Przyznaję, że mnie również nie spodobał się tytuł i niektóre tezy, i w ogóle najchętniej unikam tematów zahaczających o politykę, bo nie o to przecież tu chodzi. Przez chwilę się wahałam, czy w ogóle o tej rozmowie w Biblionetkowych wiadomościach wspominać. Przeważyło jednak przekonanie, że pani Holzer mówi sporo ważnych rzeczy o czytaniu w ogóle: czy powinno się nakłaniać młodych do czytania książek i co to w ogóle im daje. Postaram się na przyszłość dorzucić jedno zdanie wyjaśnienia, że nie chodzi o treści polityczne. Podpiszę się natomiast pod Twoim koncyliacyjnym zakończeniem: oby jednak wyszło nam to wszystko na dobre.

Pozdrawiam
Dorota
Użytkownik: fodla 18.06.2007 09:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Mój jedenastoletni syn pr... | Lykos
Bardzo podoba mi się twoja wypowiedź i zgadzam się z nią całkowicie.Dla mnie nie ma znaczenia jakie książki będą lekturami,bo i tak przeczytam te,które mnie zainteresują.Boli mnie tylko sposób patrzenia egzaminatorów na prace maturalne,do jakiego są odgórnie zmuszni:praca musi być napisana "pod klucz" tzn.muszę się domyślić jakie treści i jakie poglądy będą punktowane.Moja polonistka skarżyła nam się,że jak sprawdza matury to każda praca jest taka sama,brak w nich indywidualności,nawet niewiele różnią się pod względem różnorodności języka!Ona nawet nie wie z jakim człowiekiem ma do czynienia.I chyba,żeby przyzwyczaić nas do takiego patrzenia na lekturę-z perspektywy egzaminatora-idąc do odpowiedzi nie możemy przedstawiać swojego poglądu na problematykę utworu,ale musimy pwiedzieć to,co sorka nam wyłożyła na lekcji,żeby dostać tą czwórkę.A przecież to nie ma sensu!Każdy z nas jest inny,ma inne poglądy,inne doświadczenia i przeżycia,które kształtują jego opinię.
Użytkownik: Kuba Grom 18.06.2007 12:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo podoba mi się twoj... | fodla
bardzo ciekawa czytatka. Nie wiem już który to poeta napisał"Takie będą rzeczpospolite, jak ich młodzieży uczenie", chyba Rej. Biorąc pod uwagę dzisiejszy stan szkolnictwa, na przyszłość kraju spoglądam z gorzkim uśmiechem.
Użytkownik: imarba 18.06.2007 13:01 napisał(a):
Odpowiedź na: bardzo ciekawa czytatka. ... | Kuba Grom
"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie" to Jan Zamoyski...
Użytkownik: Anna 46 18.06.2007 13:10 napisał(a):
Odpowiedź na: "Takie będą Rzeczypo... | imarba
... z aktu fundacyjnego Akademii Zamojskiej, z 5.11.1600 r.
Użytkownik: jakozak 18.06.2007 13:19 napisał(a):
Odpowiedź na: ... z aktu fundacyjnego A... | Anna 46
Anno, zajrzyj, proszę, na gg.
Użytkownik: Raptusiewicz 18.06.2007 15:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Mój jedenastoletni syn pr... | Lykos
> Ale jeśli to prawda, że ostatnio Sienkiewicz był w kanonie lektur
> w ilościach śladowych, to jest to ewidentny skandal.

Ależ skąd, Lykosie, z tych proponowanych przez ministra utworów Sienkiewicza w kanonie nie było tylko "Quo vadis", czemu się nie dziwię - lektur jest i tak dużo, nauczycielom trudno z nimi zdążyć.
Może jeszcze później coś napiszę, chwilowo nie mam czasu. :)
Użytkownik: Raptusiewicz 03.07.2007 15:35 napisał(a):
Odpowiedź na: > Ale jeśli to prawda,... | Raptusiewicz
Jestem przerażona, bo MEN zatwierdził kanon z poprawkami (bez Gombrowicza! - no tak, to zapewne nie powinno być omawiane w szkole), ale co mnie bardziej szkouje, to wypowiedzi pana ministra, przecież jawnie kłamliwe, co jest mi trochę głupio pisać, ale cóż: "Jeśli ktoś wyrzuca z kanonu lektur Sienkiewicza i takich twórców chrześcijańskich jak Dostojewski to jest to działanie intencjonalne. Tych twórców usunęła z kanonu koalicja AWS-UW". (z Onetu). O ile mi wiadomo, z doświadczenia i z dokumentów, zarówno Sienkiewicz, jak i Dostojewski byli prez cały czas w kanonie (lecz może sie mylę?:\). Były Sienkiewicza: "W pustyni i w puszczy" (w szkole podstawowej), "Krzyżacy" (w gimnazjum) i "Potop" (w liceum), dodatkowo na każdym etapie nauczania nowelki tegoż. Podsumowując: brr:\
Użytkownik: Vemona 19.06.2007 22:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Mój jedenastoletni syn pr... | Lykos
UWAGA, TEKST JEST ODPOWIEDZIĄ SKIEROWANĄ WYŁĄCZNIE DO ADRESATA, NIE ODPOWIADAM NA ŻADNE KOMENTARZE DOTYCZĄCE POGLĄDÓW I PRZEKONAŃ ZAMIESZCZONE PRZEZ KOGOŚ INNEGO.
Przepraszam, że tak głośno, ale nie miałam możliwości odpowiedzieć bez wzmianek na temat polityki, a nie zamierzam o tym dyskutować.

Witaj Lykosie

Przede wszystkim – szczerze czuję się zaszczycona faktem, że zauważyłeś moją obecność w Bnetce, czytam Twoje wypowiedzi i bardzo Cię podziwiam oraz szanuję.
Przykro mi, że moje zapatrywania, czy może sposób ich wyrażenia, wywarł na Tobie złe wrażenie, chciałabym odnieść się do Twego tekstu, co może pozwoli nam się zrozumieć.

Tak się składa, że z uwagi na mój czysto subiektywny i absolutnie prywatny stosunek zarówno do pana ministra edukacji, jak i do całego rządu – ton tego artykułu mnie nie razi, uważam, że nie ma takiego tonu lub takich słów, które byłyby w odniesieniu do nich niewłaściwe. Słów omijanych w słownikach publicznie nie używam, ale zawarte w wywiadzie sformułowania nie wydały mi się nieodpowiednie. Podkreślam, że jest to moje prywatne zdanie, do którego jako obywatel tego kraju mam prawo, choć oczywiście nie zamierzam nikogo do niego przekonywać.

Odnosisz się do słów pani profesor, że minister nie kreuje szkolnej rzeczywistości jakby ze zdziwieniem lub niedowierzaniem, ale ja uważam, że ona ma rację. Naprawdę najważniejsze jest w szkole to, co dzieje się w czasie 45 minut na lekcji, między uczniami i nauczycielem. Oczywiście, że nauczyciel jest zobligowany do realizacji ministerialnego programu, ale zarazem jest w swych decyzjach bardzo autonomiczny i to co, i w jaki sposób przekaże uczniom – zależy tylko od niego. Przypomina mi się moja pani od historii, jeszcze ze szkoły podstawowej, a z uwagi na mój zaawansowany wiek była to szkoła w czasach tzw. komuny (bardzo nie lubię tego określenia, ale jest przyjęte do uściślania pewnych norm czasowych). Ta pani uczyła nas o wojnie 1920r., o pakcie Ribbentropp-Mołotow, o wejściu armii czerwonej do Lwowa – choć tych treści nie było w programie, ona po prostu znalazła czas i sposób, żeby nam o tym powiedzieć.
I prawdą jest, że wielu nauczycieli po prostu przeczeka pana ministra, może następny będzie rozsądniejszy?

Co do Sienkiewicza – osobiście „Krzyżaków” miałam jako lekturę w podstawówce (traumatyczne przeżycie), natomiast „Potop” omawialiśmy w liceum, jeszcze dwa lata temu pomagałam synowi koleżanki pisać charakterystyki Oleńki i Kmicica, więc sądzę, że nic tu nie uległo zmianie. Wydaje się, że panu ministrowi głównie chodzi o wprowadzenie do kanonu lektur „Quo Vadis?”, z tym, że chyba nie kieruje się nagrodą Nobla, a chęcią propagowania chrześcijaństwa, co chyba mija się z celem w społeczeństwie tak bardzo katolickim.

Może teraz o kwestii patriotyzmu, mówisz, że Cię tego w szkole uczono, ale jak? Czy przypadkiem nie w ten sposób, o którym mówi pani profesor? Dzięki niezwykle naładowanej patriotyzmem literaturze? Ja nie pamiętam lekcji, na których ktoś mówi, jakie to ważne, tłumaczy, że kraj trzeba kochać – taką postawę wyniosłam z literatury, z historii, owszem, także z wycieczek po kraju, ale nie takich, na których ktoś do czegoś przekonuje, a takich, które mimochodem pokazują coś niezmiernie ważnego.
Poza tym, kiedy czytałam o ministerialnym pomyśle wycieczki patriotycznej po Warszawie, która na Powązkach odwiedza grób płk. Kuklińskiego, ale omija grób Jacka Kuronia – to wiesz, ja bym swojego dziecka na taką wycieczkę nie puściła.
Mam jeszcze dwa skojarzenia na ten temat, na pewno pamiętasz, jak kiedyś codziennie na zakończenie programu TV grany był hymn państwowy. Jako nastolatka wściekałam się na to strasznie, natychmiast wyłączałam telewizor, było to drażniące, denerwujące. Potem, kiedy już ten zwyczaj został zniesiony, a ja nieco dorosłam – zaczęłam się zastanawiać nad swoją ówczesną reakcją, czy to nie było nieświadome oburzenie, że trywializuje się coś wielkiego? Hymn to świętość, nie służy do codziennego użycia (a tak na marginesie, oczekiwałabym od głowy państwa, że będzie ten hymn znać). Poza tym, coś narzuconego wywołuje sprzeciw. Zbyt gorliwe wpajanie patriotyzmu może zaowocować czymś wręcz przeciwnym.
I drugie skojarzenie: pamiętasz u Kiplinga, w „Stalky i spółka” jest taki rozdział – Ich flaga narodowa. Tam też chłopcy nie chcą słuchać patriotycznych przemówień, czują się, jakby ktoś zbrukał coś wielkiego. Dlatego o lekcjach patriotyzmu myślę z niechęcią.

Co do szkół jednopłciowych, to akurat uważam, że wszelkie odwołania do możliwości rozwoju w nich homoseksualizmu za śmieszne, powinny być i takie, i takie szkoły, do wyboru dla uczniów i rodziców. Kiedyś zaczytując się w powieściach dla panienek, sama chciałam chodzić do żeńskiej szkoły i nie wynikało to z ukrytych preferencji.:-)

Jeśli chodzi o zdanie o nieudanym narodzie – wiesz, mniej mnie to obraziło, niż niegdysiejsze stwierdzenie Wałęsy, że „przypadkowe społeczeństwo wybrało”. Wtedy bardziej mnie ubodło.

No i jeszcze kwestia matur – tu się z panią profesor zgadzam w całej rozciągłości, podpisuję wszystkimi możliwymi kończynami i popieram. Nowa forma całkowicie likwiduje indywidualizm, wymusza jednolite poglądy, odbiera umiejętność samodzielnego myślenia. Dużo bardziej unifikuje, dużo bardziej ogranicza, niż jakiekolwiek nakazy i zakazy minionego ustroju. Znów odwołam się do własnych wspomnień, jako że maturę także zdawałam w tamtych czasach, miałam na pisemnym polskim bajeczny temat: Których bohaterów literatury XX w. cenisz najwyżej. Cały arkusz przeznaczony na brudnopis zapisałam refleksjami – co wybrać? Czy tę pozycję, czy inną? Byłam świeżo po lekturze doskonałego political fiction – ale komisja pewnie nie czytała, więc może coś innego?
Pracę napisałam o „Dżumie” Camusa i „Władcy Pierścieni” Tolkiena, przy czym wtedy nie była to książka kultowa, a wręcz przeciwnie – znana raczej pasjonatom, komisja nie odrzuciła tej pracy, mimo, że jak sądzę, Tolkiena nie czytała. Ocenili mnie na 5 – za indywidualność, za wybranie bohaterów literackich nie z kanonu lektur, za własną interpretację. Dziś to byłoby niemożliwe.
Moim zdaniem taka forma matury, z jaką obecnie mamy do czynienia, wyjaławia. Ten sposób kształcenia pozbawia nas przyszłych elit intelektualnych, bo twórcą, wolnomyślicielem, jest indywidualista, który potrafi samodzielnie myśleć i wyciągać nieszablonowe wnioski – a tego się naszej młodzieży nie uczy. To przykre.

Prawdopodobnie nie wyczerpałam tematu, powinnam odpowiedzieć niemal na każde Twoje zdanie, ale nie potrafię. Nie czuję się kompetentna, by tę dyskusję pogłębiać, szczególnie, że ja szczerze nie znoszę polityki i unikam jej jak mogę, nie czytam prasy, nie oglądam wiadomości ani żadnych programów publicystycznych, bo mnie po prostu furia dusi. Szanuję swoje zdrowie i nie chcę się denerwować, nie mogę zrobić nic więcej, jak tylko – przeczekać. Nie mam też takiego talentu do komentowania rzeczywistości, jak niektóre osoby na blogach, więc poprzestanę na tych kilku zdaniach skierowanych do Ciebie.
Nie wiem, jak odbierzesz moje słowa, może rozczarują Cię jeszcze bardziej, niż tamto krótkie zdanie? Byłoby mi wówczas przykro, ale takie mam przekonania i poglądy.
Pozdrawiam Cię serdecznie.
Użytkownik: Lykos 21.06.2007 15:24 napisał(a):
Odpowiedź na: UWAGA, TEKST JEST ODPOWIE... | Vemona
Miła Vemono,

Dziękuję za pozdrowienia, a zwłaszcza za bardzo obszerny list. Mimo różnic w odbiorze treści wywiadu pana red. Najsztuba z panią Teresą Holzer i zapewne - w wielu innych sprawach. Sam rozmiar Twojej wypowiedzi świadczy, że potraktowałaś mnie z szacunkiem. Oznacza też, że problem, czy może raczej problemy tam poruszone, są dla Ciebie ważne. Dla mnie też.

W gruncie rzeczy różnice dzielące nas w głównej kwestii merytorycznej wywiadu są nieduże. Też jestem zatroskany zestawem kanonu lektur i też nie podoba mi się usuwanie z niego utworów ważnych. Co nas różni, to odbiór TONU artykułu.

Przede wszystkim dopuszczam dobrą wolę pana ministra Giertycha i nie skreślam ani jego osoby ani jego pomysłów a priori. Druga kwestia, to bardzo czytelna niechęć, wręcz na granicy nienawiści, widoczna w wypowiedziach pani profesor Teresy Holzer, manifestująca się doborem słów i buzująca podskórnie w dużych fragmentach jej wypowiedzi. Dlaczego mnie to boli i zniesmacza?

Pani Holzer wydaje się osobą dość wybitną. Była wieloletnią nauczycielką IX Liceum Ogólnokształcącego im. Klementyny Hofmanowej w Warszawie, wychowawczynią co najmniej dwu laureatek Olimpiady Polonistycznej. Jest też członkiem Zarządu Stowarzyszenia Otwarta Rzeczpospolita, zajmującego się zwalczaniem przejawów dyskryminacji, zwłaszcza antysemityzmu i prześladowania mniejszości. W sprawozdaniu tego Stowarzyszenia za rok 2006 jest wymieniona kilkakrotnie, m.in. jako aktywna uczestniczka opracowania pozwu przeciw panu Bublowi za jego działalność antysemicką, jako autorka listu do szkół ponadgimnazjalnych w Warszawie, w którym zaproponowała nauczycielom spotkania i dyskusję na temat realizacji tematyki Holokaustu, patriotyzmu i tolerancji w szkole. Jako członek Zarządu Stowarzyszenia była współinicjatorką i zapewne współautorką listu protestacyjnego w sprawie zniesławiania pamięci Jacka Kuronia. Czytamy w nim m.in. "Nie chcemy, by Polskę nasycano pogardą, by społeczeństwo karmiono nieufnością i podejrzeniami na kredyt, a nieraz wbrew oczywistościom – jak ostatnio w przypadku Jacka." Jej Stowarzyszenie wydało rok temu "oświadczenie po napaści na Michaela Schudricha, w którym zwracaliśmy uwagę, że niezależnie od tego, czy sprawcy tego i innych mających ostatnio miejsce ataków o dyskryminacyjnym, ksenofobicznym czy antysemickim charakterze są ze sobą jakoś powiązani, jesteśmy przekonani, że niektóre wypowiedzi polityków i ogólny ton toczącej się od pewnego czasu publicznej dysputy stwarzają atmosferę sprzyjającą tego rodzaju manifestacjom nienawiści, skrajnego nacjonalizmu i nietolerancji" (cytat ze sprawozdania Zarządu Stowarzyszenia OR).

Wynika z tego, że pani Holzer zdaje sobie sprawę z wagi słowa. Nie mam wątpliwości, że jako polonistka i osoba niewątpliwie inteligentna, potrafi tak dobrać wyrazy, żeby oddały dokładnie to, co myśli i co CHCE POWIEDZIEĆ. Jeżeli w wywiadzie dla "Przekroju", charakteryzując pana ministra Giertycha postępuje absolutnie inaczej, niż zaleca innym w kwestii antysemityzmu czy Jacka Kuronia, oznacza to dla mnie dziwną schizofrenię, dwoistość moralną. O panu Jacku Kuroniu - nie wolno, natomiast odnośnie pana Giertycha - wręcz trzeba. Jak szanująca się wychowaczyni młodzieży może mówić publicznie o swoim ministrze

"Za te lekcje patriotyzmu to ja bym zastrzeliła." czy

"Nie mówmy o urojeniach tego ministra, bo to są jakieś urojenia albo rzecz cyniczna."?

Czy to jest język zatroskania i dialogu? Czy nie zachęca on młodzieży do np. palenia kukły pana ministra i skandowania "Giertych do wora, wór do jeziora"?

Załóżmy, że zdarzy się napaść na pana ministra. Czy gdy wtedy ktoś powie "jesteśmy przekonani, że niektóre wypowiedzi polityków i ogólny ton toczącej się od pewnego czasu publicznej dysputy stwarzają atmosferę sprzyjającą tego rodzaju manifestacjom nienawiści", pani profesor przyzna, że mogła się do tego przyczynić?

A może w jej oczach napaść na pana Schudricha jest wielką zbrodnią, a napaść na pana Giertycha - niekoniecznie?

Jeszcze o kwestii wpływu ministra na rzeczywistość szkolną. Pani Holzer może mieć o tyle rację, że środowisko nauczycielskie, niechętne na ogół panu ministrowi, może jego propozycje świadomie zmienić w ich karykatury. Tutaj dotykamy zagadnienia samego patriotyzmu. Jeżeli nauczyciele są przekonanymi patriotami, będą ten patriotyzm przekazywać. Z mojego oglądu wynika, że w okresie III RP patriotyzm w wielu wpływowych środkach przekazu był traktowany z dużą podejrzliwością, wręcz niechęcią i kojarzony z nacjonalizmem. Szczególnie mocno w "Gazecie Wyborczej", a to do tego środowiska jest najwyraźniej zbliżona pani Teresa Holzer, sądząc ze składu osobowego Otwartej Rzeczypospolitej.

Masz rację, doga Vemono, patriotyzmu uczono mnie przez literaturę. Ale nie tylko. Był on obecny cały czas w życiu szkoły. To nie tylko były akademie "ku czci", przeważnie odbierane dość podejrzliwie. Ale wszystkie chyba przedmioty były tym patriotyzmem nasycone. Historia, geografia, wiedza o Polsce i świecie współczesnym, przysposobienie wojskowe, audycje muzyczne; nawet na fizyce i chemii podkreślano zasługi badaczy polskich. Było dużo zajęć pozalekcyjnych, różne konkursy, także międzyszkolne, na tematy historyczne, historii sztuki, zabytków mojego miasta. Na lekcje wychowawcze przygotowywaliśmy referaty na temat wybitnych Wielkopolan. Szczególnym wręcz kultem otaczano patrona szkoły, Karola Marcinkowskiego, wybitnego patriotę - prekursora pracy organicznej, działacza gospodarczego i oświatowego, lekarza, ale też uczestnika powstania listopadowego. Ważnym składnikiem zabiegów patriotycznych była tradycja szkoły. Były także wycieczki, na których trudno było uciec także od patriotyzmu.

Znów wracając do wpływu ministra. Nie zmieni wiele w ciągu roku czy jednej kadencji. Komunistom przebudowa szkoły zajęła pokolenia, chociaż przed wojną znaczna część nauczycieli miała przekonania lewicowe i lewicowy był przedwojenny ZNP. I mimo że postępowali metodami bardziej bezwzględnymi. Ale widać z tego przykładu, że wpływ ministra, czy w ogóle władzy, na szkołę istnieje. Czy uda się zmienić oblicze szkoły na bardziej patriotyczne, zależy od tego, kto będzie ministrem oświaty w następnej kadencji. Jeżeli do władzy zostanie dopuszczona lewica, procesy zainicjowane przez pana Giertycha zostaną cofnięte. Prawdopodobnie u władzy jednak będzie koalicja POPiSu, wtedy zmiany będą kontynuowane, choć niekoniecznie w takim natężeniu.

Też Cię bardzo pozdrawiam. Niezależnie od tego, czy przyjmiesz moje racje pozytywnie czy nie.
Użytkownik: Vemona 21.06.2007 20:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Miła Vemono, Dziękuję... | Lykos
Witaj Likosie

To, co napisałeś o pani profesor, jako osobie czynnie działającej przeciw dyskryminacji, jeszcze bardziej pozwala mi ją i jej niechęć do ministra zrozumieć. To przecież ugrupowanie, z którego wywodzi się Roman Giertych na swoich wewnętrznych spotkaniach pozdrawiało się gestem faszystowskim, to ono rozpętało dziką, homofobiczną akcję przeciw paradom równości. To ten pan minister uważa homoseksualistów za degeneratów, chce ich liczyć w szkołach i prowadzić akcje reedukacyjne – czy biorąc to pod uwagę, można się dziwić pani profesor?
Ja się nie dziwię, że osoba zaangażowana w akcje zwalczania wszelkich przejawów dyskryminacji nie pała sympatią do osoby o tak skrajnie przeciwnych poglądach, że uważa ministra za człowieka niebezpiecznego. Niebezpiecznego dla tolerancji, dla otwartości umysłu, próbującego zamknąć młodzież w ciasnym zaścianku i postawić za wzór Romana Dmowskiego, czy ktoś proponujący takie wzorce może być w oczach pani profesor osobą godną szacunku?
Była współautorką listu protestacyjnego przeciw zniesławianiu pamięci Jacka Kuronia – a ten minister na patriotycznych wycieczkach na Powązki nie przewiduje odwiedzin jego grobu, wręcz przeciwnie – czy się dziwisz jej słowom?

Jeśli chodzi o rzeczywistość szkolną, to kwestia nie leży w szczególnej niechęci nauczycieli do ministra (choć oczywiście istnieje taka), a w fakcie, że jak wspominałam, nauczyciel w ramach programu ma naprawdę dużą autonomię pracy na lekcjach. Tak było wtedy, gdy moja pani od historii uczyła nas zakazanych dat, tak będzie i teraz. A weź jeszcze pod uwagę przekorę ludzką – im bardziej będziesz kogoś namawiał i przymuszał, tym bardziej zrobi odwrotnie, im mu kategoryczniej zakażesz – tym prędzej zakaz złamie. To bardzo prosta prawidłowość, jeśli ktoś chce mieć faktyczny wpływ na ludzi, powinien umieć ją zastosować – pan minister tego nie umie. Moim zdaniem – na szczęście.

Mam nadzieję, że w kolejnej kadencji skrajna prawica nie będzie miała tak silnej reprezentacji, i że ministrem edukacji zostanie ktoś zdecydowanie lepiej przygotowany do takiej roli.
Użytkownik: Vemona 21.06.2007 20:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Witaj Likosie To, co n... | Vemona
Lykosie, wybacz błąd w nicku, komputer mi "poprawił" i nie zauważyłam tego w porę.
Użytkownik: Lykos 22.06.2007 10:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Witaj Likosie To, co n... | Vemona
Droga Vemono,

Nie bez kozery przytoczyłem wypowiedź Otwartej Rzeczypospolitej na temat Jacka Kuronia, pozwolę ją sobie przypomnieć:

"Nie chcemy, by Polskę nasycano pogardą, by społeczeństwo karmiono nieufnością i podejrzeniami na kredyt, a nieraz wbrew oczywistościom – jak ostatnio w przypadku Jacka."

Otóż drażnią mnie podwójne standardy, stosowane przez środowisko (może część środowiska, ale istotną) ludzi walczących o tolerancję. Przypominają mi walkę Związku Radzieckiego o pokój.

Dokładnie te same słowa mogą odnieść się do pana Giertycha i do Młodzieży Wszechpolskiej. Nie są to moi idole, trudno ich uważać za sympatycznych, ale przyjmuję za dobrą monetę tłumaczenie, że w słynnym spotkaniu grupy młodzieży, na którym pozdrawiano się gestem faszystowskim, brała udział jedna osoba z Młodzieży Wszechpolskiej, która w dodatku już dawno do MW nie należy(nie należała w chwili ujawnienia nagrania z tego spotkania). Nie było to więc spotkanie członków MW, raczej spotkanie grupy podwórkowej młodych Ślązaków, którzy mogli żywić sentyment do Niemiec, sprzeczny z ideologią Młodzieży Wszechpolskiej. Nie wiem, jak powszechne są tego typu wyskoki, wiem, że udowodniono tylko jeden taki. Bardzo wygodnie jest uogólnić wątpliwy i jednostkowy przypadek, który doskonale pasuje jako oręż do zohydzenia nielubianej organizacji. Według mnie jest to nadużycie.

To prawda, że pan Giertych uważa homoseksualistów za może nie degeneratów, ale osoby nienormalne. Takie jest jego prywatne zdanie i, używając Twoich słów z poprzedniej wypowiedzi, ma do tego prawo. Nie ma tylko prawa ich dyskryminować. Jednak o ile wiem, na oficjalnym gruncie w szkole chodzi o zakaz PROPAGANDY gejowskiej, nie o polowanie na homoseksualistów. Co to są konkretnie, te akcje reedukacyjne, o których piszesz? Czy one przez przypadek nie są też "faktem prasowym", ustawianiem sobie przeciwnika do bicia?

Pani Teresa Holzer ma prawo pana Giertycha nie lubić i mogę ją zrozumieć. Ale dziwię się, że osoba tak zaangażowana moralnie i tak inteligentna wyraża się w sposób tak mało elegancki. To nie tylko kwestia smaku, jak mawiał nieodżałowany Zbigniew Herbert. To kwestia wzmacniania nienawiści, która może doprowadzić do tragedii. I nie zasypuje przepaści między prawicą i lewicą (terminy w tej sytuacji zresztą dość umowne), przeciwnie, je pogłębia. Język skrajnej prawicy bywa plugawy, to prawda, ale dlaczego równie nienawistny ma być język osób zaliczanych do "Towarzystwa"? Taki język przyciąga osoby nieciekawe, a odstręcza osoby kierujące się jakimś choćby podstawowym umiarem i smakiem. Czyżby o to chodziło? Bo nieciekawych jest więcej?

Nie czytałem pism Romana Dmowskiego, jest to jeden z licznych braków w moim wykształceniu półinteligenckim. Słyszałem, że znajdują się tam partie antysemickie, ale nie mogłem wyrobić sobie o tym własnego zdania. Natomiast uważam, że zasługi Dmowskiego w walce o wolną Polskę z dostępem do morza są większe niż Paderewskiego i niewiele mniejsze od Piłsudskiego. W odróżnieniu od tego ostatniego, Dmowski nie ma na sumieniu zamachu na demokratyczny rząd i krwi prawie 400 ofiar. Piłsudski jest jednak powszechnie czczony, a Dmowski - prawie nieznany. Podobnie jak pan Giertych uważam, że należy dążyć do jego popularyzacji. To jest też ważna część naszej tradycji, nawet, jeśli skażona antysemityzmem. Jeśli...

Jeśli zaś chodzi o autonomię nauczyciela, zależała ona bardzo mocno od miejsca i czasu. W latach stalinowskich była bardzo mała, a i potem mocno zależała od dyrekcji i przyzwoitości środowiska. Własne zdanie na tematy drażliwe dla władzy mogło się skończyć wyrokiem (za rozpowszechnianie treści szkodliwych dla państwa i sojuszników), nie mówiąc o zwolnieniu z pracy. W mojej szkole lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych stopień autonomii nauczyciela był bardzo mały, o Katyniu i wojnie polsko-radzieckiej dowiadywałem się głównie z Radia Wolna Europa, trochę ze środowiska rodzinnego. Może w latach osiemdziesiątych było inaczej, ale ja szkołę z tego okresu znam dość słabo.

Nie sądzę, że Cię przekonam, ale mam nadzieję, że mnie zrozumiesz.

Serdecznie pozdrawiam.
Użytkownik: Lykos 22.06.2007 11:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Droga Vemono, Nie bez ... | Lykos
Hi, hi,

Wydawało mi się, że mam sprawę do dwóch osób (ciekawe, że obie wydały mi się interesujące, sympatyczne i posiadające poglądy dalekie od moich), a teraz jestem wygłupiony. Z kim w końcu rozmawiam? Z jedną osobą czy z dwiema? Może z jedną w dwóch odmianach?

Jeżeli pomyliłem nicki, to przepraszam.
Użytkownik: Vemona 22.06.2007 12:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Hi, hi, Wydawało mi s... | Lykos
Konkretnie odpowiem Ci wieczorem, bo na razie jestem w pracy i wpadam na chwilkę, a jeśli chodzi o wyjaśnienie kwestii nicków, to zapraszam do tematu [artykuł niedostępny], dzięki temu zrozumiesz, o co chodzi.
Użytkownik: verdiana 22.06.2007 12:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Hi, hi, Wydawało mi s... | Lykos
Lykosie, właściwie można uznać, że rozmawiasz z nami obiema, bo poglądy Vemony są mi wyjątkowo bliskie i nie ujęłabym ich tak doskonale jak ona. :-)
Użytkownik: Vemona 22.06.2007 12:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Lykosie, właściwie można ... | verdiana
Chyba się speszyłam.:D
Użytkownik: Vemona 23.06.2007 19:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Droga Vemono, Nie bez ... | Lykos
Lykosie, spróbuję jeszcze raz jakoś się ustosunkować do tego, co mówisz, choć z pewnością nie przekonamy się nawzajem.

Przede wszystkim – o co chodzi z tym zakazem PROPAGANDY homoseksualizmu? Czy ktokolwiek może kogoś nakłonić przekonywaniem do zmiany orientacji? Czy istnieje jakieś zachęcanie „zostań gejem, to fajne”? Nie, zakaz dotyczy propagowania tolerancji, a to uważam za bardzo niebezpieczne, bo szkoła powinna tolerancji i zrozumienia dla odmienności uczyć. Czy ktoś będzie gorszym artystą, gorszym naukowcem, gorszym obywatelem, czy gorszym przyjacielem tylko dlatego, że ma inną orientację seksualną? Właśnie fakt, że tak nie będzie, należałoby uświadamiać dzieciom, by nie deprecjonowały kogoś z uwagi na preferencje. To pierwszy krok, napiętnowanie, potem odrzucenie, a potem dopatrywanie się czegoś gorszego we wszystkich innościach – chyba nie powinno nam na tym zależeć. Dlatego takie twierdzenie ministra, że zależy mu na zakazie propagandy, uważam za oszustwo lub próbę manipulacji, a tak przy okazji – czym narazili się ministrowi ekologowie, którzy również mają zakaz propagowania swoich organizacji w szkołach? Czy ekologia czymś grozi naszym dzieciom?

Mówisz, że dopuszczasz dobrą wolę pana ministra – ja nie twierdzę, że on ma złą wolę, on może bardzo szczerze wierzyć, że to co chce zrobić jest dobre, ale tu nie chodzi o jego wiarę lub niewiarę, a o potencjalne efekty jego działań. Znasz takie powiedzenie, że piekło jest wybrukowane dobrymi chęciami? To człowiek, który nie zna się ani na psychologii, ani na pedagogice, nie rozumie jak trafić do dzieci – a wydaje mu się, że ma receptę na wszystko. Boję się takich postaw, nie lubię ludzi, którzy nie mają wątpliwości, wydaje mi się, że są zbyt bezrefleksyjni, skoro nie widzą możliwości popełnienia błędu.

Co do języka zaś – czasem mówienie elegancko i kulturalnie do kogoś nie trafia, bo nie jest jego sposobem porozumiewania się. Odnoszę wrażenie, że jeśli ktoś posługuje się sprawnie jakąś formą języka, to żeby do niego trafić, trzeba użyć tejże formy, bo innej może nie zrozumieć.

Na zakończenie – nie jestem zapatrzona w Piłsudskiego, może dlatego, że Babcia opowiadała mi o przewrocie, którego była naocznym świadkiem? Może zbyt głośno było o nim ostatnio, a ja bardzo nie lubię, jak mi się coś lub kogoś, że się tak kolokwialnie wyrażę „wciska”? Ale nie uważam, że z faktu, że ktoś ma w pewnej dziedzinie zasługi, jak wspominasz o Dmowskim, wynika konieczność zapomnienia o jego błędach czy złych działaniach. Pomyśl o Eligiuszu Niewiadomskim – należał do Ligi Narodowej, działał w Towarzystwie Oświaty Narodowej, był osadzony w słynnym X pawilonie Cytadeli, miał rozmaite zasługi, a skończył jako morderca pierwszego prezydenta Polski. Notabene o ile pamiętam, to chyba właśnie LPR wystąpiła swego czasu z wnioskiem, o nazwanie jego imieniem jakiejś sali w Sejmie. Zaiste curiosalny pomysł. Czy ktoś, kto chce nazywać salę w polskim sejmie imieniem mordercy, jest właściwą osobą, do mówienia o wychowaniu patriotycznym?

Nie rozumiem Twojego zdania, choć oczywiście akceptuję, że masz taki a nie inny pogląd. Tym niemniej na pewno mnie do niego nie przekonasz – jestem bardzo negatywnie nastawiona zarówno do ministra edukacji jak i całego rządu.
Użytkownik: Lykos 25.06.2007 10:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Lykosie, spróbuję jeszcze... | Vemona
Miła Verdiano,

Pozwól, że najpierw przypomnę główny nurt dyskusji, tak jak ja go widzę. Otóż uważam, że oprócz racji, ważna jest forma dyskusji. I nie chodzi mi o formę NASZEJ dyskusji, gdyż jest ona dużo lepsza niż poprawna. Chodzi mi o ton wypowiedzi pani Holzer, który sprawia, że nie umiem uznać jej za autorytet.

Piszesz: "Co do języka zaś – czasem mówienie elegancko i kulturalnie do kogoś nie trafia, bo nie jest jego sposobem porozumiewania się. Odnoszę wrażenie, że jeśli ktoś posługuje się sprawnie jakąś formą języka, to żeby do niego trafić, trzeba użyć tejże formy, bo innej może nie zrozumieć."

Otóż język pani Holzer jest taki, że nie ma za zadanie trafić DO pana ministra Giertycha, on ma trafić W pana Giertycha. I trafia. To nie jest język dyskusji, to jest język krzyku, który powoduje, że dla mnie wiarygodność pani Holzer bardzo się obniża. Sytuuje ją bowiem na skrajnym skrzydle - to jest język jeśli nie uniemożliwiający dyskusję, to ją bardzo utrudniający. To jest język obrażonego dziecka, które, gdy brak mu argumentów, krzyczy na swojego rozmówcę "Jesteś głupi i masz wszy."

Język ten dziwi mnie z kilku powodów. Po pierwsze - pani Holzer MA argumenty, więc ten ton jest niepotrzebny, bo niepotrzebnie stwarza wrażenie, że jest w dyskusji bezradna, skoro musi się uciekać do takiego sposobu mówienia. Po drugie - o panu Giertychu można powiedzieć różne brzydkie rzeczy, ale na pewno nie to, że używa tego typu języka, więc Twój argument, że to jest jego sposób porozumiewania się, jest po prostu nieprawdziwy. Wreszcie - po trzecie - pani Holzer jako osoba inteligentna i polonistka, musi mieć doskonałą świadomość wszystkich niuansów języka, więc jeśli używa tego typu sformułowań, robi to świadomie. Oznacza to, że chce świadomie poniżyć pana ministra, w ludziach, którzy są mniej refleksyjni (lub podzielają jej niechęć do przeciwnika, co też w pewnym stopniu wyłącza refleksję), wzbudzić złe emocje w stosunku do jego osoby. I jeszcze - po czwarte - pani Holzer jest nauczycielką, więc powinna dbać o elegancję wypowiedzi dużo bardziej nież przeciętny obywatel, jest bowiem (a przynajmniej powinna być) autorytetem dla swoich uczniów.

To nie jest język dyskusji i to nie jest język autorytetu moralnego. Koniec, kropka.

A teraz nurty poboczne dyskusji.

1) Nie śledzę tej sprawy dokładnie, gdyż nie mam na nią czasu i nie jestem nią zainteresowany, ale pamiętam, że kilka miesięcy temu BYŁY próby dotarcia stowarzyszenia gejów i lesbijek do szkół z wykładami i broszurami.

2) Kwestia uwarunkowań homoseksualizmu. Zdania na temat jego uwarunkowań genetycznych są podzielone. Co jakiś czas słychać, że wykryto geny homoseksualizmu, po kilku miesiącach okazuje się jednak, że argumenty na rzecz takiej tezy są mocno wątpliwe. Przyjmuję, że może tak być, że część homoseksualistów jest uwarunkowana biologicznie i trudno od nich wymagać zachowań heteroseksualnych. Jednak w dużym stopniu homoseksualizm jest uwarunkowany kulturowo. Świadczy o tym np. dość powszechny homoseksualizm w Grecji okresu klasycznego i hellenistycznego, praktyczny brak tegoż w okresie wczesnej republiki w Rzymie i pojawienie się go w miarę wzrostu wpływów greckich pod koniec Republiki i w Cesarstwie. Także u nas do niedawna był on praktycznie nieobecny na wsi i w małych miasteczkach, gdzie hołdowano tradycyjnemu stylowi życia opartemu na religii, rodzinie i więzach sąsiedzkich. Obecnie wytwarza się swego rodzaju moda na homoseksualizm. To są jak najbardziej uwarunkowania kulturowe, to znaczy można na nie jakoś wpływać. Jeżeli ktoś uważa zachowania homoseksualne za nienormalne (ja uważam - jest to według mnie boczny tor ewolucji, nastawionej przecież na ekspansję gatunku), pragnie uchronić młodzież przed niepotrzebnym ryzykiem. Homoseksualizm jest też szkodliwy społecznie w warunkach zapaści demograficznej Europy, w tym także - Polski (mamy najniższy stopień dzietności w Unii Europejskiej). Nie oznacza to, że jestem zwolennikiem jakiejś "reedukacji" homoseksualistów, prawdopodobnie by ona nic nie dała, albo dała bardzo niewiele, chociaż podobno są pozytywne przypadki terapii w Stanach Zjednoczonych. Natomiast uważam, że należy chronić młodzież przed nabyciem homoseksualizmu kulturowego.

3) Mój stosunek do homoseksualistów jest ambiwalentny. Moją ukochaną pisarką jest lesbijka Mary Renault - fakt jej orientacji seksualnej nie wpływa na odbiór jej twórczości. Natomiast nie lubię homoseksualizmu krzykliwego. Przez 30 lat mieszkałem nad lokalem, który - pierwotnie przeznaczony na kawiarnię - przechodził rózne koleje, był m.in. sklepem rzeźnickim, obecnie jest czymś w rodzaju świetlicy dla trudnej młodzieży. Przez jakieś 2 lata był klubem gejowskim. Otóż w ciągu tych 30 lat nigdy nie było to sąsiedztwo tak trudne, jak właśnie w okresie klubu gejowskiego. Lokal był czynny przez całą noc, a jego bywalcy zachowywali się wyjątkowo hałaśliwie. Wszelkie próby interwencji kończyły się kampanią w mediach, wykazywano, że prześladujemy biednych gejów. A my po prostu nie mogliśmy spać, bo jest to trudne w sytuacji, gdy przez całą noc odbywały się tam tańce w stylu galopów (ja mieszkałem tuż nad tym lokalem, odbierałem to tak, jakby galopowała kompania wojska w podkutych butach), gdy w ciągu nocy wielokrotnie trzaskano drzwiami od samochodów, gdy ruszano o 4 nad ranem z paleniem gumy. Klub był praktycznie nie do ruszenia i jego goście, mając tego świadomość, czuli się bezkarni. Otóż odnoszę wrażenie, że jest to dośc powszechna cecha pewnej części ludzi z tego środowiska: oni się czują bezkarni, bo zawsze można powiedzieć, że się ich prześladuje ze względu na orientację seksualną, a to przecież jest bardzo brzydkie i przede wszystkim niepoprawne politycznie.

4) O zakazie działalności ekologów w szkole nie słyszałem, ale mnie to nie dziwi. Nasze organizacje ekologiczne nie zawsze działają racjonalnie, zgodnie z prawem, a nawet zgodnie z prawami biologii, widząc tylko jej drobny wycinek. Natomiast ekologia w szkole jest obecna. W szkole mojego syna istnieje klub ekologiczny "Ekusy" zrzeszający dzieci zainteresowane przyrodą.

5) Nie jestem admiratorem pana ministra Giertycha. Niektóre jego pomysły popieram (chodzi o wzrost dyscypliny, ochronę nauczycieli przed agresją uczniów, energiczniejsze próby ochrony przed narkotykami), inne wydają mi się "trochę dobre, trochę złe" (mundurki), raczej złe niż dobre (lektury) czy zdecydowanie złe (matury). Myślę, że jego problemem jest zbyt duża ufność w swoją wszechwiedzę na granicy zadufania, za małe oparcie się na ekspertach i zbyt szybkie wprowadzanie tych zmian, które mogą spotkać się z oporem nauczycieli bez przekonania środowiska nauczycielskiego do tych zmian. Uważam jednak, że nie może tak być, że wszystko, co zadekretuje pan Giertych musi być z definicji złe, bo jest to wymysł pana Giertycha. A tak uważają w większości jego przeciwnicy i to mnie drażni.

6) Ja nie wzywam do zapominania "błędów i złych działań" Romana Dmowskiego. Uważam natomiast, że należy docenić jego zasługi.

7) Stawianie na jednej płaszczyźnie Dmowskiego i zabójcy Niewiadomskiego uważam za nadużycie. Oczywiście nie pochwalam pomysłu nazwania czegokolwiek imieniem Niewiadomskiego (pierwszy raz o tym słyszę).

8) Uważa się, że propaganda narodowców miała wpływ na decyzję Niewiadomskiego, żeby zamordować prezydenta Narutowicza. Czy histeria rozpętana wokół pana ministra Giertycha nie grozi niebezpieczeństwem, że ktoś w końcu zdecyduje się na to, żeby go "usunąć"? Może nie, ale co będzie, jeżeli ktoś rzeczywiście to zrobi?

Użytkownik: hburdon 25.06.2007 11:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Miła Verdiano, Pozwól... | Lykos
Ciekawa wypowiedź i w dużej części się z nią zgadzam. Parę komentarzy:
ad 2) Po pierwsze, trzeba uważać dzieląc zachowania na "normalne" i "nienormalne", a już zwłaszcza wedle "nastawienia na ekspansję gatunku". Zgodnie z takim podziałem nienormalne jest chociażby czytanie książek (za wyjątkiem tych o prokreacji ;-)).
Po drugie - nie zgadzam się z twoją opinią nt. "homoseksualizmu kulturowego". Uważam, że procent homoseksualistów w społeczeństwie jest stały, tylko że czasem uwarunkowania kulturowe pozwalają mówić o tym otwarcie, a czasem nie.
ad 3) Wydaje mi się, że niepotrzebnie przypinasz do tego problemu seksualną etykietkę - hałaśliwe sąsiedztwo jest nieprzyjemne i tyle.
Użytkownik: Lykos 25.06.2007 12:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Ciekawa wypowiedź i w duż... | hburdon
Zastanawiałem się, czy odpowiedzieć - bo to jest bardzo poboczny nurt dyskusji i nie o to w niej chodziło.

Procent homoseksualistów wcale nie jest stały. O ile można uważać, że w republikańskim Rzymie nie mógł się on ujawnić ze względu na ostracyzm, jaki by spotkał homoseksualistę i był tam zapewne pewien procent homoseksualizmu ukrytego, to w Grecji było homoseksualistów bardzo dużo. Trudno z perspektywy tysiącleci przeprowadzać jakieś badania (chociaż bym się nie zdziwił, gdyby takie były), ale odnosi się wrażenie, że było to zjawisko powszechne. A już na pewno bardzo rozpowszechnione w środowiskach elit.

Wielką pochwałą miłości homoseksualnej jest "Uczta" Platona. Nauczanie sofistyki było w dużym stopniu oparte na pederastii. Elitarny tebański święty legion liczył 300 homoseksualistów - oddział dobrano pod kątem z jednej strony wartości bojowej, z drugiej - związku uczuciowego łączącego kochanków, wychodząc z dwu założeń - że będą się wzajemnie wspierać i że w obliczu kochanka postarają się nie stracić twarzy (poza tym przysięgali nie uciekać z pola walki). Liczebność całych tebańskich sił zbrojnych wynosiła kilkanaście tysięcy (12 tysięcy hoplitów walczyło pod Cheroneą), ale trudno powiedzieć, ilu było homoseksualistów w pozostałych oddziałach. Liczebność homoseksualistów była zapewne dużo większa niż 2,5 %. Z literatury greckiej można odnieść wrażenie, że homoseksualizm męski był bardzo rozpowszechniony i na pewno nie można tego tłumaczyć względami genetycznymi. Był to z pewnością homoseksualizm kulturowy.

Oczywiście, że hałasliwe sąsiedztwo jest "nieprzyjemne i tyle" niezależnie od orientacji seksualnej hałasujących. Ale ci geje byli wyraźnie pupilkami mediów. Nie można było im nic zrobić, bo zaraz lokalna telewizja i część dzienników krzyczały o dyskryminacji i wielkiej krzywdzie, jaka ich spotyka ze względu na nietolerancję - naszą, policji, czy sądu. To byli po prostu ludzie, którzy nie mieli żadnych hamulców, bo byli pewni swojej bezkarności.
Użytkownik: verdiana 25.06.2007 11:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Miła Verdiano, Pozwól... | Lykos
Drogi Lykosie, co prawda zgadzam się całkowicie z Vemoną, ale proszę, nie wymagaj ode mnie komentarzy do jej i Twoich wypowiedzi. Nie włączę się w tę dyskusję, niestety.

Pozdrawiam Cię serdecznie.
Użytkownik: Lykos 25.06.2007 13:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Drogi Lykosie, co prawda ... | verdiana
Znowu nie wiem, która z Was jest w końcu która.

Ale cenię i pozdrawiam obie, niezależnie od różnicy poglądów.
Użytkownik: Moni 25.06.2007 13:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Znowu nie wiem, która z W... | Lykos
Lykosie, to co w nawiasie jest na koncu, to jest jest najwazniejsze (w przypadku tych, co sobie zmieniaja nicki) - wtedy bedziesz wiedzial, kto to. :-)
Użytkownik: Vemona 25.06.2007 14:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Miła Verdiano, Pozwól... | Lykos
Lykosie, dziś już bardzo krótko - odnośnie biologicznych uwarunkowań homoseksualizmu, to nie miałam na myśli genetyki, nie w tym problem. Na zajęciach z biomedycznych podstaw wychowania mieliśmy wykład na ten temat, z którego wynikało, że jakaś sytuacja stresująca dla kobiety w ciąży, powodująca wzrost poziomu niektórych hormonów, może skutkować takim właśnie uwarunkowaniem u dziecka.
Co do klubu, znajdującego się w okolicy - owszem, to uciążliwe, ale fakt, że ludzie ci czuli się bezkarni nie wynikał z tego, że byli homoseksualistami, lecz raczej z czynników społecznych. Pamiętasz napewno, jak kiedyś bawiła się tzw. złota młodzież, dzieci wysokich dostojników partyjnych - też byli bezkarni, choć wynikało to z innych względów. Wydaje mi się, że problemem nie jest kwestia homoseksualizmu, a właśnie nierówności w traktowaniu. Zacznijmy ich traktować tak jak wszystkich innych, a wytrąci im się z ręki argument o dyskryminacji.
Wspominasz, że były próby dotarcia gejów i lesbijek do szkół z broszurami i wykładami - no dobrze, i co z tego? Czy uważasz, że swoją obecnością i informacją o istnieniu mogą skłonić dzieci do zmiany orientacji? Ja tak nie myślę, a fakt poinformowania o tego typu przypadkach chyba nikomu krzywdy nie robi. Poza tym, zdarza się, że dziecko jest homoseksualne i ma z tym ogromny problem, gdyż nie ma z kim porozmawiać, nie wie, że mogłoby z kimś porozmawiać, dźwiga ogromny ciężar, próbuje się dostosować i nie może - czy nie lepiej, żeby wiedziało, co się z nim dzieje i miało dokąd pójść?
Skoro są organizacje ekologiczne naruszające prawo - to w takim państwie prawa jak nasze należy je pociągnąć do odpowiedzialności, natomiast zakazywanie kontaktów z młodzieżą jeżeli złamanie prawa nie jest udowodnione, ani nawet nie ma w sprawie żadnych dochodzeń i ustaleń jest działaniem zdecydowanie na wyrost.
Co do Dmowskiego i Niewiadomskiego - mówisz o nadużyciu, a ja tylko pytam, czy skoro obaj mieli zasługi, to nie należy docenić zasług obu? A skoro obaj popełnili błędy, to może obu należy z nich rozliczyć?

Zaś co do języka pani profesor, cóż, jak już wspominałam, nie zgodzimy się w tym względzie, moim zdaniem nie ma słów i tonu, które byłyby nieodpowiednie w stosunku zarówno do pana ministra jak i do rządu.

Myślę, że warto zakończyć tę dyskusję, gdyż coraz bardziej odsuwa się od głównego nurtu biblionetki - czyli od literatury. Osobiście nie lubię polityki, unikam polityki i raczej wolę o niej nie rozmawiać.
Użytkownik: Pingwinek 18.06.2020 05:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Miła Verdiano, Pozwól... | Lykos
A tutaj zostawię tylko ślad, że to Ty przekonujesz mnie, aczkolwiek nie w 100 %, w swojej dyskusji z użytkowniczkami (częściowo nieaktualnej, jeśli ograniczyć ją do ówczesnej sytuacji czy późniejszej zmiany kursu Giertycha).
Użytkownik: aleutka 20.06.2007 01:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Mój jedenastoletni syn pr... | Lykos
Lykosie ja jeszcze tylko uzupełnię wypowiedź Vemony (z takim samym zastrzeżeniem jak ona, mogę trochę ciszej, bo ona przetarła szlak:))

Generalnie zgadzam się z większością stwierdzeń Vemony, zwłaszcza te nieszczęsne lekcje patriotyzmu mnie oburzają. Zresztą nie wyobrażam sobie, jak też pan Giertych te lekcje sobie wyobraża konkretnie. Jeśli mają być napuszonymi akademiami ku czci pełnymi sloganów to spełnią rolę przeciwną do oczekiwań. Pamiętam jak Konwicki w jednym z wywiadów stwierdził, że dzisiejsze pokolenie dwudziestolatków nie byłoby skłonne do poświęcenia na miarę Kolumbów. Tamto pokolenie było wychowywane do takiej postawy przez lata w tradycji romantycznej. Nie podejmuję się dyskutować z pierwszą częścią tej wypowiedzi druga natomiast ilustruje najlepiej nauczanie patriotyzmu w tamtych czasach. Nie były to bynajmniej specjalne w tym celu wymyślone lekcje. Była to postawa którą przekazywało się przykładem a także tradycją literacką w sposób naturalny. W swoim czasie czytałam dużo dziewiętnastowiecznych tekstów wielkopolskich i to mnie uderzało - jak bardzo praktycznie rozumiano tam patriotyzm. Rozwijasz swój majątek i sprowadzasz nowe technologie dla dobra kraju. Zakładasz szkółki i uczysz dzieci elementarza dla dobra kraju. Ba, posilne obiady gotujesz, po to, aby świeżo wyzwolonej ojczyźnie wychować silne i zdrowe młode pokolenie (wcale nie żartuję, pewna książka kucharska z lat dwudziestych stwierdzała to z całą powagą). To jest tak oczywiste, że nawet mówić o tym nie trzeba zbyt wiele, nie tylko dlatego, że nie do końca wolno. Naszych polityków wysłałabym właśnie na taką lekcję patriotyzmu. I o tym mówi pani Holzer, mam wrażenie - że dziś politycy zatracili to podstawowe poczucie przyzwoitości i wycierają sobie patriotyzmem usta, składając deklaracje zupełnie puste, nie poparte żadną pracą... Przykro mi, ale mam wrażenie, całkowicie subiektywne oczywiście, że pan Giertych jest przykładem modelowym. Jeśli ktoś taki ma w dodatku bardzo pompatyczne wyobrażenia na temat patriotyzmu i takiż język jakiego na ten temat używa, to po prostu ręce opadają....

Jeszcze jedno mnie uderzyło. Piszesz, że minister jedynie firmuje projekt ustalony po konsultacjach z nauczycielami. Przykro mi, jeśli kogoś krzywdzę, ale po prostu NIE WIERZĘ, że w gronie tych nauczycieli byli prawdziwi, rzetelni poloniści, to znaczy ludzie kochający literaturę dla niej samej. (Być może tu także rację ma pani Holzer w swoim stwierdzeniu o paniusiach ministerialnych...) Jeśli chcesz uczyć historii literatury czy tego co Kundera nazywał historią powieści, jeśli masz o temacie jakieś pojęcie to nie zastąpisz Kafki i Dostojewskiego Dobraczyńskim. To po prostu nie ta liga. Program jest przeładowany i tak. Zastępowanie rzeczy wybitnych czytadłami niczemu nie służy. Nie mam nic przeciwko czytadłom, ale lektury to powinny być książki w jakiś sposób ważne w historii literatury czy nowatorskie. O Dobraczyńskim nie da się powiedzieć żadnej z tych rzeczy. Pasuje do wizji pana ministra w kwestii światopoglądu i być może patriotyzmu i to wszystko. A to zdecydowanie za mało.

Bardzo mnie to niepokoi, ponieważ są i zawsze byli ludzie oceniający literaturę z klucza ideologicznego. Literatura ma ilustrować odpowiednie tezy, jak nie to wynocha. I kiedy tacy ludzie zaczynają kształtować program nauczania (a moim zdaniem sytuacja tak właśnie zaczyna wyglądać - znowu!) to włos mi się jeży na głowie. Niezależnie od tego jaką ideologię wyznają... Wtedy pozostaje faktycznie tylko nadzieja, że konkretna rzeczywistość oświatowa jest kształtowana w ciągu tych 45 minut lekcji i nauczyciel potrafi je wykorzystać bardziej twórczo niż ustawa przewiduje...

Notabene, wcale nie tak dawno temu (lata 90.) przerabiałam i Quo vadis i Potop - na profilu matematyczno fizycznym; nie mówiąc o Krzyżakach czy W pustyni i w puszczy w szkole podstawowej, więc Sienkiewicz chyba nigdy nie był w ilościach śladowych. Jeśli Giertych sugeruje coś takiego to moim zdaniem popełnia nadużycie.


Co do twórczości papieża. Jego utwory literackie - hmm mam tu mieszane uczucia. Możliwe, że znacznie rozsądniejsze byłoby wprowadzenie na religii czy etyce (przy omawianiu etyki katolickiej) lektury którejś z encyklik. Ale to już luźny pomysł zupełnie. Pamięć i tożsamość jest moim zdaniem bardzo hermetyczna i znakomicie spełni funkcję zniechęcającą.

Pozdrawiam serdecznie

PS I dziekuję za ten kawał o Kuberskim. Jest świetny. Pozwala nabrać trochę dystansu ale i przeraża powtarzalnością historii....
Użytkownik: Lykos 21.06.2007 15:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Lykosie ja jeszcze tylko ... | aleutka
Dziękuję za głos i przepraszam, że nie odpowiem teraz - już nie mam czasu. Zapraszam do odpowiedzi na post Vemony, reszta - może przy innej okazji.

Serdecznie pozdrawiam.
Użytkownik: Lykos 12.06.2020 08:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Mój jedenastoletni syn pr... | Lykos
Ale się porobiło!
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 12.06.2020 10:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale się porobiło! | Lykos
Chodzi o diametralną zmianę kursu p. Giertycha, o jego komentarze nt. Janka Śpiewaka, czy o kuriozalne wybryki różnych osób ws. wycofania W pustyni i w puszczy (Sienkiewicz Henryk (1846-1916)) z listy lektur oraz abnegackie reinterpretacje "Murzynka Bambo"?
Użytkownik: Monika.W 14.06.2020 08:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale się porobiło! | Lykos
Przeczytałam z ciekawością dyskusję sprzed 13 lat. Zmiany w poglądach głoszonych przez Giertycha nawet nie będę komentować, bo to "oczywista oczywistość" (znowu nowomowa naszych czasów).
Ale zwróciłam uwagę na zdanie: "O paranoicznej wręcz nienawiści pani Holzer do ministra Giertycha świadczą jej sformułowania o jego „urojeniach” i „cynicznym patriotyzmie”." Ech, aż łza się zakręciła. 13 lat temu uchodziło to za mowę nienawiści, dziś nikt już by nie zwrócił uwagi. Na tle obecnych wypowiedzi polityków i dziennikarzy (o ile tacy jeszcze w ogóle istnieją, bo zaczynam wątpić), to jest wypowiedź prawie elegancka, trzymająca poziom.
Niewiarygodne to wszystko. I bardzo smutne. Smutek to jedyne uczucie, jakie odczuwam, gdy czytam (czasami, coraz rzadziej, unikam, jak mogę) o współczesnej polityce.
Użytkownik: Lykos 12.06.2020 14:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Mój jedenastoletni syn pr... | Lykos
Najłatwiej byłoby odpowiedzieć, że chodzi o całokształt. Trzynaście lat to cała epoka, zmieniło się bardzo dużo. Ale to, co mnie dziwi i trochę śmieszy, to odwrócenie sojuszy mimo buzujących emocji. Trochę tak jak u Orwella. A to, co mnie zniesmacza, to język tzw. towarzystwa, który się nie zmienił, zmienił się (?) tylko przeciwnik.

I jeszcze jedno mnie zastanawia: stosunek do orientacji seksualnej. Wtedy uważano, że homoseksualizm lub heteroseksualizm to cecha wrodzona i nie tylko nie należy próbować jej zmieniać, ale że byłoby to bezcelowe i nieefektywne. Teraz uważa się, że płeć jest cechą kulturową i każdy może ją sobie wybrać, a nawet zmieniać kilka razy. Chociaż tutaj też zauważam pewną niekonsekwencję: ta dowolna zmiana wydaje się jednokierunkowa, od strony uważanej dotychczas za normalną w stronę "bardziej nowoczesnej", np. można zmienić płeć lub orientację z heteroseksualnej na homo lub bi, ale odwrotnie - raczej nie. A nawet w niektórych krajach wprowadza się penalizację głoszenia poglądu, że homoseksualizm "można wyleczyć". Ma to być mową nienawiści.

Czyli - sporo się zmieniło, ale podwójne standardy pozostały.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 12.06.2020 14:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Najłatwiej byłoby odpowie... | Lykos
Wydaje mi się, że gender, czyli tzw. płeć kulturowa (jakkolwiek jest kwestią płynną, deklaratywną, bliższą stereotypom i przez to całkowicie niemożliwą do zbadania metodami ściśle naukowymi, podobnie zresztą jak wiara religijna) jest jednak czymś innym, niż orientacja seksualna. (dlaczego jest to stereotypem: gender ma być etykietą niezależnego od płci biologicznej zestawu zachowań, które przyjmuje dana osoba, a która w jakiś sposób ma się odnosić do ról w mitycznym tradycyjnym rozumieniu - czyli u swych podstaw ma jednak stereotypy płci, choć zakłada występowanie pewnej mieszaniny cech zachowań męskich, kobiecych, lub stojących w opozycji do nich; trochę wygląda to jak gombrowiczowskie wychodzenie z formy, od której uciec jednak nie sposób).

Prawdą jest jednak, że mylenie pojęć w tym względzie dotyka praktycznie wszystkich, podobnie jak widzenie oceny tych kwestii (np. przekonanie, że KK piętnuje homoseksualistów, a nie czyny homoseksualne - grzechem nie jest bycie homoseksualistą czy posiadanie takich skłonności, osoby homoseksualne mogą być członkami wspólnoty i zachować wstrzemięźliwość - w przeciwnym przypadku będą w stanie grzechu dokładnie tak samo, jak osoba heteroseksualna, utrzymująca poza/przedmałżeńskie stosunki seksualne). Zgadza się jednak, że przez te lata w społeczeństwie, w mediach, w granicach narracji wreszcie nastąpiły mocne zmiany - i to zarówno luzowanie jednych granic, przy zacieśnianiu innych (działa okno Overtona, działa także metoda "gotowania żaby").

Co można jeszcze zauważyć - coraz wyżej głowę podnosi pseudonauka, coraz bardziej istotne są emocje, era "racjonalizmu" jeszcze bardziej nie istnieje, wektory dyskryminacji nie skracają się, a jedynie zmieniają kierunek. Więc trudno oczekiwać konsekwencji w poglądach, logiki w argumentacjach (bo istotniejsze jest, czy coś jest poprawne politycznie), obiektywnego spojrzenia i istotnego poszanowania różnorodności - także dla poglądów "niewłaściwych". Fakty bywają ogłaszane dyskryminującymi, opresyjnymi czy błędnymi ("Fakty teoriom bowiem przeczą/ a to jest karygodną rzeczą"). Do głosu będą dopuszczani ci, którzy odtwarzają zideologizowaną propagandę, czemu w sukurs idą polityki wszechobecnych mediów społecznościowych (tworzenie baniek informacyjnych, wykluczanie treści sprzecznych z interesami mocodawców, hipokryzja i wybiórcze stosowanie narzucanych standardów).

Jak widać p. Giertych poczuł lepiej, skąd wiatr wieje, zapomniał tylko, że zapamiętane mu może być, iż jak chorągiewka za owym wiatrem podążył.
Użytkownik: Raptusiewicz 13.06.2020 06:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Wydaje mi się, że gender,... | LouriOpiekun BiblioNETki
Louri , ale czemu chcesz poszanowania dla poglądów "niewłaściwych", czyli pseudonaukowych, skoro sam jesteś przeciw pseudonauce?
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 13.06.2020 11:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Louri , ale czemu chcesz ... | Raptusiewicz
Istnieją poglądy sprzeczne, z których żaden nie jest w założeniach pseudonaukowy - np. socjalizm kontra kapitalizm.
Użytkownik: Raptusiewicz 13.06.2020 17:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Istnieją poglądy sprzeczn... | LouriOpiekun BiblioNETki
Są, ale wyżej była mowa o teorii gender i o orientacji (albo orientacjach) seksualnych, a w tych kwestiach już się nauka wypowiada, czyli nie bardzo jest miejsce na sprzeczne opinie (chyba że takie w duchu miłośnicy idei płaskiej ziemi kontra naukowcy:P).
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 14.06.2020 08:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Są, ale wyżej była mowa o... | Raptusiewicz
Napisałem wyżej:

Wydaje mi się, że gender, czyli tzw. płeć kulturowa (...) jest jednak czymś innym, niż orientacja seksualna.

I tak - orientacje seksualne istnieją, ale w relacji do płci biologicznych (czyli S1:S2=hetero, S1:S1=homo, S1:(S1;S2)=bi, no i powiedzmy S1:0=asex) - to jest w pełni naukowe. Opisywanie genderów jest nie tyle pseudonauką, co rodzajem interpretacji rzeczywistości, która to interpretacja jest zupełnie subiektywna (co nie znaczy, że nikt nie stara się narzucić pod płaszczykiem "naukowości" interpretacji "właściwej/oficjalnej"). Chwilami mam wręcz wrażenie, że genderyzm jest odmianą sztuki współczesnej ;)
Użytkownik: Raptusiewicz 14.06.2020 09:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Napisałem wyżej: Wyda... | LouriOpiekun BiblioNETki
Teoria gender to jest jednak teoria naukowa, w tym sęk.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 14.06.2020 10:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Teoria gender to jest jed... | Raptusiewicz
Ma pretensje do naukowości, wyżej napisałem, dlaczego są to pretensje iluzoryczne: poprzez brak obiektywnej metodologii badawczej (jedynie deklaracje jej piewców), niefalsyfikowalność teorii, a także desygnaty pojęć zakotwiczone w stereotypach; cała ona bliżej jest teorii żywiołów Arystotelesa albo frenologii.
Użytkownik: Raptusiewicz 14.06.2020 10:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Ma pretensje do naukowośc... | LouriOpiekun BiblioNETki
Zupełnie się nie zgadzam, badania różnic między płciami, np. mózgu, są jak najbardziej falsyfikowalne, a już porównanie do frenologii całkiem bezpodstawne :\
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 14.06.2020 21:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Zupełnie się nie zgadzam,... | Raptusiewicz
Wydaje mi się, że po prostu dyskutujemy o czymś innym:

- różnice w budowie i funkcjonowaniu mózgów między płciami (biologicznymi) były dawniej postponowane jako dyskryminacja itp., obecnie są już uznawane; natomiast należy to do nauk biologicznych, neurologii

- płeć kulturowa nie może być elementem badań naukowych, ponieważ jest właśnie kategorią kulturową (a właściwie wręcz autoreferencyjnie wykwitem kultury po rewolucji seksualnej), jest wobec tego co najwyżej przedmiotem badań społecznych, których naukowa ścisłość jest dyskusyjna i na pewno należy do innej kategorii, niż nauki ścisłe czy nauki biologiczne

- tzw. gender studies charakteryzuje wchodzenie w kompetencje, uzurpowanie sobie odkryć innych nauk albo inkorporowanie wewnątrz swojego poletka ustaleń badaczy z innych dziedzin; jest to zresztą dość charakterystyczny sposób działania wielu kontrowersyjnych teorii z pogranicza nauki, ideologii i spekulacji - tworzenie zasłony dymnej rzekomego oparcia w ścisłych naukowych założeniach, badaniach czy twierdzeniach, aby uzasadnić poprzez sofizmaty lub wątpliwe implikacje tezy nieuprawnione

Dlatego dla mnie istotne jest rozdzielenie nauki o różnicach między płciami i o relacjach (także seksualnych) pomiędzy nimi od teorii spekulatywnych, subiektywnych i wspierających się na stereotypach, jak np. niżej wspomniane przez Kuba Grom wyliczanie kilkudziesięciu "płci kulturowych". Za słusznością braku zaufania do tegoż przemawia także poprawność polityczna, która ten temat obejmuje.
Użytkownik: Raptusiewicz 15.06.2020 10:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Wydaje mi się, że po pros... | LouriOpiekun BiblioNETki
Jak dla mnie, to jest jednak jedna i ta sama rzecz, bo teoria gender na badaniach naukowych, jak wspomniane różnice (a dokładniej ich brak) w budowie mózgu się opiera. To nie są "wymysły" ani koncepty wzięte z powietrza.

"(…) tzw. gender studies charakteryzuje wchodzenie w kompetencje, uzurpowanie sobie odkryć innych nauk albo inkorporowanie wewnątrz swojego poletka ustaleń badaczy z innych dziedzin" - według mnie interdyscyplinarność to jest zaleta, a nie wada; dlaczego nagle odwoływanie się do ustaleń nauk ścisłych jest z twojej strony zarzutem?

A te kilkadziesiąt płci to po prostu mit, a nie teoria.
Użytkownik: Kuba Grom 14.06.2020 15:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Najłatwiej byłoby odpowie... | Lykos
Dla wielu ludzi "gender", "płeć" i "orientacja" to to samo. Powstające niekonsekwencje to wynik powierzchownego oglądu sytuacji. Stąd potem wynikają takie memy, jak głębokie przekonanie, że ktoś gdzieś na świecie propaguje istnienie 60 płci...

W rzeczywistości to różne pojęcia, które wypłynęły do zbiorowej świadomości w podobnym czasie i wielu się mylą.
Gender to konstrukt kulturowy. To zbiór cech i norm przypisywanych płciom, które za bardzo nie wynikają z biologii, a które kształtują ludziom życie i otoczenie (np. podział koszul na męskie i żeńskie, różniące się stroną po której są guziki, mimo że wśród kobiet nie ma wcale więcej leworęcznych). Gender określa co w danej kulturze uważa się za "męskie" lub "kobiece". Czasem bywa to nazywane "płcią kulturową" ale moim zdaniem to niezgrabne tłumaczenie. W tym ujęciu można zmieniać/wykraczać poza kulturową kategorię, w obrębie której jest się postrzeganym, co nie oznacza ani zmiany płci biologicznej ani zmiany orientacji.

Pogląd, że homoseksualizm jest czymś niezależnym od wychowania i/lub narażenia na pewne treści, tylko wynika z biologii, nadal się utrzymuje. Stąd nadal się utrzymujący pogląd, że terapie konwersyjne to szkodliwa pseudonauka.

Pozorne "podwójne standardy" to tylko wynik pomylenia różnych pojęć.
Użytkownik: Pingwinek 18.06.2020 05:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Najłatwiej byłoby odpowie... | Lykos
I znów - ciekawa wypowiedź. Czytam zarzuty: mylenie pojęć. Może i pakujesz orientację, płeć i gender do jednego worka (choć dla mnie to nadmiar pojęć, sztucznie wykreowany przez to samo środowisko), ale masz rację, pisząc o podwójnych standardach.
Użytkownik: Pingwinek 18.06.2020 05:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Mój jedenastoletni syn pr... | Lykos
Bardzo ciekawa czytatka. Dobrze, że wczytałam się w nią dopiero teraz - gdy lata nauki i pracy w szkole mam już za sobą. W domu wprawdzie jeszcze jedna nauczycielka - ale mamie zostało 2,5 roku do emerytury. A ja w środowisko szkolne już się raczej nie wpakuję. W 2007 r. zdawałam maturę i niektóre zmiany autorstwa (tak, autorstwa - odpowiadał za nie) Romana Giertycha (dotyczące np. mundurków, a także właśnie matury, zwłaszcza obowiązku wyboru poziomu i złego przelicznika wyniku z poziomu rozszerzonego na poziom podstawowy, bo zdawać - to maturę u mnie w liceum zdawali wszyscy) poddałam merytorycznej krytyce w obszernym artykule w pierwszym numerze przygotowywanego przez moją klasę pisemka w języku angielskim. Lecz z perspektywy czasu to reformę Hall (rozbicie materiału dotychczas realizowanego w cyklach zamkniętych w gimnazjum i w szkole ponadgimnazjalnej) i reformę Zalewskiej (likwidacja gimnazjów) postrzegam jako największe zło podyktowane przez ministrów edukacji w III RP. 31 marca 2017 wraz z większością koleżanek i kolegów uczestniczyłam w strajku nauczycieli, trochę "dla świętego spokoju" (mniejszość nieuczestnicząca spotykała się z wymownymi spojrzeniami i uszczypliwymi komentarzami, a ja już powoli, powoli dojrzewałam do decyzji o odejściu ze szkoły, jako instytucji), ale przyznam uczciwie, że nie całkiem bez przekonania (chociaż forma protestu nie przekonywała mnie wcale) - dzisiaj postąpiłabym inaczej, nie identyfikuję się z tą grupą zawodową (zawsze zresztą czułam się w pokoju nauczycielskim dziwnie, "zbyt ambitna" i to "ambitna inaczej"... a ten zawód był moim marzeniem, zrobiłam naprawdę wiele, by go zdobyć), uważam, że i ZNP, i Solidarność reprezentują tylko interesy swoich członków, tymczasem szkolnictwo w Polsce wymaga głębokiej reformy (reformy prawdziwej, nie kolejnych pseudopomysłów proponowanych przez kolejne rządy).

Potraktuj mój komentarz jako zbiór luźnych przemyśleń ukształtowanych przez lata kontaktu ze szkołą i szkolnictwem. Z niektórymi Twoimi opiniami się zgadzam, z innymi nie. Do punktu widzenia uczennicy i punktu widzenia nauczycielki dołożę jeszcze punkt widzenia studentki, studentki, którą stałam się po latach ponownie. Dopiero jako studentka uświadomiłam sobie, jak studiuje obecne pokolenie (wyjątki potwierdzają regułę) - uprawia, niczym roboty, bezrefleksyjną pamięciówkę pod kątem testów. Nie pyta "dlaczego", pyta "na kiedy". Przygotowuje prezentacje i ich nie rozumie. Nie oczekuje akademickich dyskusji. Nawet nie wspomnę o języku czy etykiecie...
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: