Dodany: 04.12.2011 23:12|Autor: winky

Nic nowego, nic nieprzeciętnego


W swojej opinii o powieści „Morrigan” ocenię najpierw każde opowiadanie z osobna, a potem książkę jako całość.

Opowiadanie pierwsze: „Morrigan”. Nawet nie czytając opisu z tyłu okładki (wydawnictwo COMM, 2011), na pierwszy rzut oka dostrzegamy brak wprawy w pisaniu i łatwo zgadnąć, że to debiut (choć, szczerze mówiąc, wygląda nawet na coś sprzed czasów debiutu). Na przemian dziesięć stron dialogów, potem dwie opisów, dziesięć dialogów, dwie opisów... i tak przez cały utwór. Dialogi zaś napisane są tak, że za radzieckiego boga nie da się zrozumieć, kto wypowiada którą kwestię. Fabuła jest bardzo prosta: młoda czarownica i równie młody rycerzyk ruszają w drogę, by odnaleźć i unieszkodliwić kobietę, która rzekomo jest tytułową Morrigan – oszalałą z żądzy potęgi wiedźmą, rzucającą mężczyzn do bezsensownego boju. Zakończenie – w pełni przewidywalne... i urwane w pół słowa, moim zdaniem.

Opowiadanie drugie: „W imię ojca”. Naprawdę, o mało nie umarłam przy nim z nudów. Ma jakieś 200 stron, a właściwa akcja zaczyna się, rozwija i kończy na ostatnich dwudziestu. Wszystko przed tym sprowadza się do nic niewnoszących do fabuły wydarzeń, nieciekawych wspominków z dzieciństwa i jałowego kłapania paszczą. Gdyby wyciąć te pierwsze sto osiemdziesiąt stron, opowiadanie nic by nie straciło, a wiele zyskało. Niestety, musimy przebrnąć przez pół życiorysu Rudego – chłopaka wychowanego przez dziki lud żyjący na stepach – i wszyściuteńkie jego nic nieznaczące przygody jako ochroniarza pewnego kupca na drodze do miasta, zanim wreszcie zacznie się dziać coś konkretnego.

Opowiadanie trzecie: „Róża i miecz”. Tu mamy do czynienia z kobietą-rycerzem znów z nie do końca określonym przez autora celem. Na początku spotyka grupę rycerzy z Rudym z poprzedniego opowiadania na czele, potem przyjmuje zlecenie zabicia pewnej wiedźmy, o czym zapomina się na pół tekstu, by na koniec się dowiedzieć, że dziewczę uzależniło się od używania magicznej kuli i pierścienia byłej właścicielki i rzewnie płacze po ich stracie, a w międzyczasie zginęła jej bliska przyjaciółka, której rzekomo szuka, ale której dalszy los nie zostaje nam zdradzony. Nie martwcie się, jeśli nie rozumiecie, bo ja też nie. Fabule znów czegoś brakuje - w tym przypadku jest to coś tak oczywistego, jak główny wątek. Wszystko się po prostu „wydarza” i pozostaje bez większego związku ze sobą nawzajem.

Opowiadanie czwarte: „Jeszcze raz Morrigan”. Jedyne, które nawet mi się spodobało. Młoda dziewczyna, dopuściwszy się morderstwa, ucieka przed wymiarem sprawiedliwości i trafia do mężczyzny, który dostrzega w niej podobieństwo do swej zabitej przez motłoch żony. W przeciwieństwie do pozostałych opowiadań, to jest bardzo krótkie i zapewne dzięki temu autor nie zdążył go tak bardzo spaprać. Zakończenie znów jakby niedopracowane, ale przynajmniej pojawia się krótki opis dalszych losów bohaterów.

Całość. Niestety, wiele dobrego powiedzieć o tej książce nie mogę. Niekiedy wydaje się tylko pretekstem do poszpanowania znajomością średniowiecznego ekwipunku, jest nawet cały słowniczek wraz z ilustracją opisanych części miecza. Na dobrą sprawę wiele rzeczy to tylko pretekst do czegoś. Tytułowa Morrigan jakąś rolę odgrywa w pierwszym opowiadaniu, w trzecim jest wspomniana raz i bez związku z czymkolwiek, w pozostałych nie występuje w ogóle. Dalej: tytuł serii (laboga, to będzie więcej tomów?) „Królewskie Psy” – z ostatniego opowiadania dowiadujemy się, że to nazwa kompanii rycerskiej... i tyle, nie są więcej wspominani, bo i zresztą nie mają gdzie być. Najgorzej sprawa się ma ze światem przedstawionym - tak skrajnie niedookreślonym, że Tolkien byłby się za głowę złapał. Na początku wygląda jak typowy quasi-średniowieczny świat fantasy. Królestwa, rycerze, czarownice, blablabla, Łysa Góra. O, pomyślałam, więc to w połączeniu z polskimi imionami zapewne znaczy, że mamy do czynienia z jakąś alternatywną Polską. Szybko jednak okazuje się, że nic z tych rzeczy. Po Łysej Górze ciekawostki się kończą, zaczyna się mieszanina imion ze wszystkich stron świata – polskich, włoskich, niemieckich, angielskich – a miejsca, religie i cała reszta są całkowicie zmyślone. Strasznie to niekonsekwentne i szczerze mówiąc, nie prezentuje się najlepiej. Jak wspomniałam – pretekst. Ten świat to tylko pretekst dla (nieciekawych) zdarzeń, po co więc miałby być rozbudowany i spójny? Oj, Autorze, nie tak to powinno wyglądać. Przy najlepszych chęciach wystawiam zbiorowi trójeczkę, jako książce nie złej, ale po prostu skrajnie przeciętnej.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 734
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: