Dodany: 01.12.2011 19:41|Autor: hydrabi
Dobra literatura broni się sama
Historia pewnej wycieczki
Pewnego razu, gdy byłem w Łazienkach Królewskich, moją uwagę przykuła jedna z rzeźb. Mężczyzna jedną ręką podtrzymywał martwą kobietę, a drugą rwał sobie włosy z głowy. Napis na pomniku głosił: "Giniesz śliczna Kloryndo od miłosnej dłoni, a twój Tankred nad własnym zwycięstwem łzy roni". Jak się później dowiedziałem, Tankred i Klorynda byli bohaterami zupełnie mi nieznanego eposu rycerskiego autorstwa Torkwata Tassa pt. "Jerozolima wyzwolona".
Historia pewnego przekładu
Nie byłbym sobą, gdybym nie zaczął drążyć tematu, co związane było m.in. z przeczytaniem tej pozycji. Pożyczyłem książkę w bibliotece i tu spotkał mnie zawód natury, że się tak wyrażę, "technicznej". Okazało się, że przekładu tego wydania "Jerozolimy" dokonał w 1618 r. Piotr Kochanowski. Sprawdziłem. Niestety, każdy egzemplarz w każdej bibliotece w Warszawie był tłumaczeniem Kochanowskiego. Sprawdziłem w Sieci i kupić można tylko przekład XVII-wieczny. Nie znam włoskiego, by móc oceniać jakość przekładu. Chodzi mi wyłącznie o archaiczność polszczyzny z XVII wieku. Język polski ewoluował przez te cztery wieki. Czasami nie rozumiałem tekstu i wątek mi uciekał. Sprawa przekładu nie dawała mi spokoju. Czyżby nikt nie próbował tego przetłumaczyć po Kochanowskim? Zacząłem węszyć za nowszym przekładem i cóż się okazało? Przekładów nowszych było kilka. Trembeckiego, Piotrowskiego, Lipińskiego (wszystkie w rękopisie) i wydany w 1846 r. przekład Ludwika Kamińskiego. Pomyślałem - XIX wiek to nie XVII. Mickiewicza da się zrozumieć... Trudno było, ale książkę zdobyłem. W tym momencie dla przyjemności przeczytałem obydwa przekłady i muszę powiedzieć, że Kamiński jest (tak jak zakładałem) o wiele przyjemniejszy w odbiorze. Krótko mówiąc, przekład Kochanowskiego zostawiam masochistom językowym. Zapewne dlatego "Jerozolima", oczywiście w tłumaczeniu Kochanowskiego (bo wydania Kamińskiego się nie wznawia) jest lekturą szkolną.
Przejdźmy jednak do rzeczy. "Jerozolima wyzwolona" oczarowała mnie wartką akcją, bohaterami z krwi i kości i fantastyczną (w przenośni i dosłownie) fabułą.
Cztery światy dwa bieguny
Świat boski, diabelski, chrześcijański i muzułmański. Dobro i zło przeplatają się ze sobą w walce o święte miasto. O Jerozolimę walczą Krzyżowcy wzmacniani siłami z Królestwa Niebieskiego przeciw Saracenom, po których stronie stoją piekielne zastępy.
Bitwa o Jerozolimę nie ma szans odbyć się zwyczajnie z kilku istotnych powodów:
- Krzyżowiec Tankred zauroczony jest piękną Kloryndą - przywódczynią wojsk saraceńskich,
- Klorynda nie odwzajemnia płomiennego uczucia Tankreda,
- Erminia, królewna Antiochii (Saracenka), kocha Tankreda,
- swoje trzy grosze wtrącają tak świetliste istoty, jak i te z otchłani piekielnej.
Czy wspominałem o Armidzie, olśniewająco pięknej czarodziejce (Saracence, a jakże), w której kocha się każdy, kto ma spodnie? Poza Gofredem, ale on jet naznaczony przez Boga i ma nerwy ze stali. No i Tankredem, ale jego oślepiła uroda Kloryndy.
Stałe elementy gry
Jak na epos rycerski przystało, Tasso serwuje nam piękne i szczegółowe opisy walk, pojedynków i oblężenia miasta. Bohaterowie trzymają się ściśle zasad sztuki walki białą bronią. Opisy walk są krwawe i makabryczne. Poznajemy taktykę oblężniczą zarówno ofensywną, jak i defensywną.
"Jerozolima wyzwolona" jest zapomnianą w Polsce perłą literatury. Moim zdaniem, za sprawą nieszczęsnego, trącącego myszką tłumaczenia Piotra Kochanowskiego. A warto ją przeczytać choćby dla samej fabuły, która nie nudzi mimo upływu bez mała czterystu lat od powstania dzieła.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.