Nieznana perełka XX-lecia
W latach 30. poprzedniego wieku w polskiej prozie pojawił się tzw. nurt psychologiczny. Mówiąc najkrócej: prozaików zaczęły pociągać możliwości, jakie niósł ze sobą rozwój "nowej psychologii", toteż w swojej twórczości często stawiali przede wszystkim na opis przeżyć wewnętrznych bohaterów. W tym czasie powstały dzieła, które czyta się z przyjemnością po dzień dzisiejszy - być może właśnie dzięki wyrazistości psychologicznej postaci. Jakie książki z łatwością można wymienić w tym nurcie? "Granicę" Nałkowskiej, "Cudzoziemkę" Kuncewiczowej, "Zazdrość i medycynę" Choromańskiego, może jeszcze "Panny z Wilka" Iwaszkiewicza i "Noce i dnie" Dąbrowskiej. Ta literatura, choć powstała mniej więcej 80 lat temu, wciąż żyje. I wciąż nas irytuje Barbara Niechcic ze swoim wiecznym zmartwieniem, wciąż pociąga Róża Żabczyńska i kompleks na tle "eine wunderschone Nase", który zdeterminował całe jej życie, wciąż przejmuje miłosny trójkąt: Zenon Ziembiewicz - Elżbieta Biecka - Justyna Bogutówna, wciąż fascynuje Wiktor Ruben zagubiony pomiędzy kobietami swego życia.
Tak, to są dzieła czytane do dziś. A jednak ci sami pisarze mają w dorobku również utwory prawie już zapomniane lub - mówiąc eufemistycznie - nie tak popularne. "Noce i dnie" wrosły w naszą kulturę, ale kto zna "Domowe progi" - nieukończony pierwowzór tej sagi rodziny Niechciców? "Panny z Wilka" nadal poruszają, ale nie mniej porusza prawie zupełnie nieznany "Nauczyciel". "Cudzoziemka" trafiła do kanonu lektur szkolnych (a przynajmniej gdy ja zdawałem maturę, jeszcze tam była), ale mało kto zna "Dwa księżyce". "Granica" również znajduje się na liście lektur, a ile osób sięgnęło po naprawdę wstrząsających "Niecierpliwych"? Cóż, w literaturze dwudziestolecia międzywojennego jest wiele częściowo zapomnianych dzieł. Należy do nich również "Całe życie Sabiny" Heleny Boguszewskiej.
Schemat fabularny jest prosty i bardzo charakterystyczny dla tego typu prozy. Tytułowa bohaterka dowiaduje się, że jest nieuleczalnie chora. Swoje ostatnie dni spędza unieruchomiona w łóżku, doglądana przez troskliwą rodzinę. Jednak ten czas Sabina poświęca na rozmyślania - analizuje swoje życie, wraca do dawno minionych czasów, przywołuje niemal zapomniane osoby, które znaczyły dla niej tak wiele, analizuje swoje wybory... Wszystko, aby zrozumieć samą siebie.
Wspomnienia Sabiny nie układają się chronologicznie, a raczej "tematycznie". Bohaterka przechodzi przez swoje życie myśląc, zgodnie z tytułami kolejnych części, o sukniach, o mieszkaniach, o służących, o książkach, o zabawach i zajęciach, o porankach. Przypomina sobie mężczyzn, których obdarzyła uczuciem (z których Jan - nieodpowiedzialny małżonek - miał największy wpływ na całe jej późniejsze życie), emocjonalnie nieobecnych rodziców, oddaną służbę, wymykającego się spod jej opieki syna. Patrzy na swoje odbicia, widzi samą siebie jako dziewczynkę, przyjaciółkę, córkę, kochankę, żonę, matkę czy pracownicę - i w tym spojrzeniu przeważa litość, pobłażliwość. Przecież umierająca Sabina już wie, jakie miała złudzenia, ile z jej marzeń się nie ziściło. Te dwie płaszczyzny - przeszłość (w której bohaterka po prostu żyje) i teraźniejszość (w której bohaterka umierając ocenia swoje życie) przenikają się, a ich zestawienie po prostu poraża. Tak jest w scenie, w której Sabina (z przeszłości) pcha wózek dziecięcy i rozmawia z małym synkiem:
"Jeszcze jedna ulica. O Boże, spraw, żeby już był zakręt!...
- Idzie, idzie, idzie uczeń! Widzisz, synu?... Ma nowiuteńką czapkę, widocznie zdawał egzamin teraz w czerwcu. A ty co?... leżysz w wózku i nic nie rozumiesz, co, synu?... Za dziesięć lat będziesz i ty miał taką czapkę, a może do tego czasu zmienią umundurowanie?
Nie w tym rzecz... - Sabina na łóżku wzrusza ramionami. - Nie w tym rzecz, czy zmienią umundurowanie, czy nie zmienią. Rzecz w tym, że za dziesięć lat on będzie tylko tyle rozumiał, żeby anglasy wymieniać na album do marek, żeby kopać piłkę, wygładzać cynfolię z czekoladek, a ty w swojej wiecznej czarnej sukni, wiesz jakiej, będziesz się wlokła do dyrektora, wybłagiwać zwolnienie od wpisu i do wychowawcy, wybłagiwać trójki i ciężej ci będzie iść niż teraz z wózkiem..."[1].
To właśnie w takim ujęciu, przez przedmioty, osoby i z dwóch perspektyw, Boguszewska pokazuje swoją pisarską klasę. W "Całym życiu Sabiny" jest naprawdę sporo fragmentów zachwycających ze względów czysto technicznych:
"Zmącone do dna, nieprzytomne dnie o kolorze i zapachu Jana zapadają w czarność wzburzonych rozkoszą nocy. Wszędzie Jan, ciągle Jan, tylko Jan! Suknie się zmieniają: zielona, aksamitna, z białymi mankietami - Janie zapnij mi na plecach zatrzaski - (wtedy noszono zapinane na plecach), oczekiwanie gorącego pocałunku w kark. Popielata z czarno-białym kwiatem. Brązowa z kremowym kołnierzykiem, i taka jaśniejsza kawowa ze szlakiem... Jakże się to stało, jak do tego doszło, i kiedy, że w barwione Janem dnie zaczęło się wkradać coś, co się również obracało dokoła Jana, a nie było szczęściem? I przy której z nich zjawiło się coś niesłychanie małego, zrazu niedostrzegalnego, aż zdeklarowało się na wyraźny niepokój? Może przy tej granatowej, również zapinanej na plecach, czekających, zdziwionych, że przecież nikt ich nie całuje, tej samej, w której okazało się, że Sabina może doskonale "sama sobie zapiąć"... albo przy tej drugiej, brązowej, z gazowymi rękawami, przy której okazało się, że Sabina nie przeziębi się nikomu, a już najmniej Janowi, i że w ogóle nic jej nie będzie"[2].
Czy Sabina zwierzyła się ze wszystkiego? Czy umarła pogodzona z życiem? Czy wszystkie zagadki i problemy zostały rozwiązane? Tego już nie zdradzę.
Zachęcam Was tylko do sięgnięcia po tę mniej znaną klasykę - Sabina jest przecież nie mniej wyrazista niż Barbara Niechcic, Rebeka Widmarowa czy Róża Żabczyńska i na pewno zasługuje na literackie zmartwychwstanie w świadomości czytelników.
---
[1] Helena Boguszewska, "Całe życie Sabiny", wyd. Czytelnik, 1972, s. 41.
[2] Tamże, s. 29-30.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.