Dodany: 30.11.2011 20:37|Autor: zsiaduemleko

O ciemności i jej jądrach


Czy Joseph Conrad, a właściwie Józef Teodor Konrad Korzeniowski, był rasistą? Pewnie sam tego do końca nie wiedział, ale krytycy nie ustają w upartych próbach udowodnienia mu rasizmu. Gdyby autor był mniej martwy, to zapewne nawet by go to zainteresowało, a tak pozostaje nam drążenie mało istotnego już tematu. Rzecz jasna ja nie mam zamiaru tego roztrząsać, ale trzeba przyznać, że „Jądro ciemności” jest w tym kontekście odważną powieścią (nowelką?). Zwolennicy teorii rasistowskiej mają w czym przebierać, bo co jakiś czas trafiamy na fragmenty, w których „czarnuchy” ukazani są w mało imponującym świetle, sprowadzeni do poziomu zaprzęgowego zwierzęcia i tobołka, a ich zwłoki to zwykła padlina. Ten wydźwięk zakłócają jednak chwile, kiedy Conrad dobitnie krytykuje zamysł kolonizacji Czarnego Lądu i staje w obronie zacofanej, dzikiej, ale w żaden sposób niezasługującej na złe traktowanie ludności. Każda strona sporu ma więc swoje argumenty i tak jak w przypadku dyskusji wierzącego z ateistą – jeden drugiego nie przekona, ale dobrze jest mieć zajęcie, nawet jałowe. Ja już do zagadnienia nie wrócę, bo jestem zdania, że każdy czytelnik ma swój rozum, czy intuicję, który pozwoli mu samodzielnie wyciągnąć wnioski.

Conrad, stosując najprostszą formę szkatułkową, raczy nas historią snutą przez Charliego Marlowa – pracownika kompanii handlowej zajmującej się pozyskiwaniem kości słoniowej gdzieś w dzikiej Afryce. Należałoby dodać, że opowieść ta jest w dużym stopniu autobiograficzna, wszak sam Conrad odbył w 1890 roku podróż bliźniaczo podobną do tej Marlowa. Wyprawa wielowymiarowa, zarówno w sferze fizycznej, jak i mentalnej, iście demoniczna galopada do samego piekła, samego jądra mroku, przecinanego pojedynczymi promieniami światła (w ogóle aspekt światłocienia odgrywa w powieści istotną rolę w tworzeniu klimatu). Pełno tutaj masakrycznych obrazów, których świadkiem mimowolnie staje się Marlow, a Conrad bezkompromisowo nie żałuje czytelnikowi skandalicznych detali, jak w przypadku gdy opisuje miejsce, gdzie umierający czarnoskórzy niewolnicy są pozostawieni na pastwę padlinożerców. W „Jądrze ciemności” nie brakuje tego rodzaju posępnych fragmentów o niezwykle mrocznym wydźwięku. Gdzieś w tej dziczy ukrywa się mityczny Kurtz – faktor szczycący się nieludzką zdolnością do pozyskiwania kości słoniowej. Charlie Marlow zmierza na spotkanie Kurtza, a jego fascynacja charyzmatycznym pracownikiem kompanii handlowej jest stale podsycana przez poznawanych w trakcie podróży współtowarzyszy. Szaleniec? Wizjoner? W umyśle Marlowa tworzy się wyidealizowane wyobrażenie Kurtza, które z czasem zyskuje kolejne elementy – barwę głosu, wygląd, zachowanie. Jak wypadnie konfrontacja z rzeczywistością? Czy stale łechtana fascynacja wybuchnie hucznie fajerwerkiem barw, czy może legenda Kurtza go przerosła i on sam okaże się dla Marlowa rozczarowaniem?

Wydanie, z którym miałem do czynienia (Vesper, Poznań 2009) jest dodatkowo wzbogacone w obszerne posłowie, które rzuca na „Jądro ciemności” sporo, o ironio, światła. Dzięki niemu mocno pogłębimy poznanie powieści. Dowiemy się, kto był najprawdopodobniej pierwowzorem Kurtza, poczytamy o kontrowersjach dotyczących domniemanego i wspomnianego wcześniej rasizmu autora, poznamy szczegóły podróży Conrada do Afryki i wiele innych ciekawostek. To świetna lektura uzupełniająca, ukazująca czytelnikowi niepozorne, ale istotne elementy powieści, wytłuszczająca fragmenty, na które warto zwrócić uwagę. Choćby nie wiem jak spostrzegawczy był czytelnik, to gwarantuję, że znajdzie w posłowiu parę ciekawostek. Wypada więc pochwalić wydawnictwo.

Nie oszukujmy się – o „Jądrze ciemności”, dosadnie nazywanym arcydziełem literatury światowej, napisano już wszystko. Musiałbym być znacznie większym bucem niż jestem, by twierdzić, że odkryłem w nim coś nowego i napisałem o nim wyjątkową opinię. Osobiście nie jestem jakoś szczególnie zdruzgotany lekturą, ponurą atmosferą i wymową powieści, ale doceniam jej dostrzegalną, uniwersalną i ponadczasową (umiejętnie przeniesioną przez Coppolę w bliższy nam okres wojny w Wietnamie) wartość. Choćby z samej przyzwoitości wypada „Jądro ciemności” znać, a może nawet posiadać na półce. Rzekłem.


[opinię zamieściłem wcześniej na blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 5099
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: A.Grimm 03.12.2011 13:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy Joseph Conrad, a właś... | zsiaduemleko
Czyżbyś brał jakieś prywatne kursy z postkolonializmu?
Użytkownik: zsiaduemleko 03.12.2011 16:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Czyżbyś brał jakieś prywa... | A.Grimm
Eee, nie, przynajmniej nie zauważyłem, żebym brał.
Użytkownik: Bibliomisiek 05.12.2011 07:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy Joseph Conrad, a właś... | zsiaduemleko
W nawiązaniu do tytułu Twojej recenzji (osobiście ostrzę sobie zęby na nowy przekład Magdy Heydel) donoszę, że w "Wyborczej" wskutek redaktorskiego niedopatrzenia powieść Conrada figuruje jako "Jądra ciemności". :)

http://wyborcza.pl/1,76842,10331568,_Nim_zapadnie_​noc____Czarnej_ksiegi____Cesarz_Ameryki__.html
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: