Dodany: 28.11.2011 12:35|Autor: TOMPAP
Takich powieści historycznych już się nie pisze
Mówiąc eufemistycznie, pisane współcześnie powieści historyczne omijam szerokim łukiem. Dlaczego? Z tej prostej przyczyny, że ich autorom nie tyle brak odpowiedniego przygotowania merytorycznego, co rzeczy znacznie ważniejszej - zrozumienia czasów, o których piszą. W XIX w., kiedy narodził się ten gatunek literacki, sprawa wyglądała nieco inaczej. Być może dlatego, że tamta epoka, czegokolwiek by o niej nie mówić w kontekście rewolucji przemysłowej, próbujących racjonalizować rzeczywistość prądów intelektualnych z pozytywizmem i neokantyzmem na czele, itd., była znacznie bardziej konserwatywna w porównaniu z naszą. Dlatego nawet jeśli autor nie posiadał dostatecznej wiedzy o okresie historycznym, w którym osadzał akcję swojego utworu, albo jak w przypadku Kraszewskiego piszącego "Starą Baśń", materiał ten z dzisiejszego punktu widzenia był już nieaktualny, udawało mu się chociaż w niewielkim stopniu oddać mentalność ludzi czy to średniowiecza, czy jakiejkolwiek innej epoki historycznej. Ale ta sytuacja uległa diametralnej zmianie już w wieku następnym. Ze szkodą dla powieści historycznych, ich autorzy zaczęli implementować dominujący dziś światopogląd w czasy, którym ten światopogląd był zupełnie obcy. Efektem tego są powieści - potworki (celują w nich coraz bardziej popularni u nas hiszpańscy autorzy oraz niejaki Ken Follet), gdzie dostrzec można próbę ukazania średniowiecza jako areny walki pomiędzy walczącymi o "sprawiedliwość społeczną" chłopami, a wyzyskującymi ich panami oraz zawsze i bez wyjątku krwiożerczymi duchownymi katolickimi, którzy całe swoje życie poświęcają paleniu na stosach muzułmanów i żydów. Na szczęście czytelnik "Źródła Mamerkusa" nie uświadczy takich prymitywnych zabiegów literackich.
Leszek Biały jest hispanistą oraz historykiem kultury, co ewidentnie widać w tej powieści. Jest autorem jedynego chyba w polskiej literaturze współczesnego przekładu dramatów napisanych przez ostatniego z wielkiej trójki hiszpańskich dramaturgów (pierwsi dwaj to Lope de Vega oraz Pedro Calderon de la Barca), Tirso de Moliny. Tłumaczył też Calderona. Zapewne dlatego coś, co z braku lepszego określenia nazwałbym "duchem hiszpańskiej literatury", przebija się z kart jego powieści. Inspiracją dla jej stylu była bez wątpienia bardzo popularna w XVI wiecznej Hiszpanii powieść łotrzykowska, matka dumasowskiej odmiany powieści historycznej. Kiedy śledzimy perypetie dwóch głównych bohaterów, średniowiecznego, chrześcijańskiego rycerza, będącego najprawdopodobniej Hiszpanem oraz muzułmańskiego, wszechstronnie wykształconego handlarza, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że oto mamy do czynienia z poczciwym Sancho Pansą i Don Kichotem. Nie chodzi mi tu oczywiście o konstrukcję postaci, lecz przede wszystkim o sposób w jaki wchodzą ze sobą w interakcje.
Przez 3/4 powieści główni bohaterowie w zasadzie nie robią nic poza wspólną podróżą. Jednak cóż to za podróż! Tu i ówdzie przerywana najdziwniejszymi przygodami, zawsze natomiast obfitująca w mniej lub bardziej poważne dyskusje na różne tematy, począwszy od filozofii, a na uprzedzeniach wobec Żydów skończywszy. Nieraz czytając tę wymianę zdań wybuchniemy śmiechem, nieraz również zastanowimy się głębiej nad tym, co bohaterowie mówią, ponieważ Leszek Biały znakomicie orientuje się w świecie średniowiecznych obyczajów, sztuki, kultury i filozofii. Dlatego, kiedy Yusuf krytykuje Torę za nieznajomość geografii i brak logiki, robi to mądrze i w oparciu o cytaty. Podobnie rzecz się ma, gdy Harluin wytyka brak logiki i matematyczne nieścisłości Koranowi, zapowiadając nadchodzącą epokę intelektualnego rozwoju chrześcijańskiego świata, który w XI w., co tu ukrywać, jest jeszcze światem na wpół barbarzyńskim w porównaniu z przeżywającą właśnie apogeum swojego rozkwitu cywilizacją Islamu. I to chyba jest największym atutem "Źródła Mamerkusa". Średniowieczny rycerz chrześcijański oraz muzułmański handlarz, stają się tutaj archetypami obu ścierających się właśnie w Ziemi Świętej kultur. Ich spory, jak również wzajemny do siebie stosunek, doskonale oddają naturę tych dwóch cywilizacji w ówczesnym czasie. Nic dziwnego zatem, że muzułmanin obnaża brak wiedzy chrześcijanina. Po pierwsze dlatego, że ten drugi jest rycerzem, trudno więc oczekiwać od niego gruntownej znajomości łaciny, medycyny, geografii i filozofii, po drugie akcja powieści ma miejsce w okresie, kiedy czas wielkich arabskich myślicieli, takich jak Awicenna i Al-Farabi, już przeminął, podczas gdy nasza Europa wciąż czekała na św. Tomasza i myślicieli ze Szkoły Oksfordzkiej. Natomiast w swoim ludzkim wymiarze, obaj bohaterowie są na wskroś średniowieczni w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Nie powielają schematów myślowych współczesności, o czym pisałem na początku. Dla rycerza pomysł, że wszyscy ludzie mogliby być równi, wydaje się nie do przyjęcia, podobnie jak dla jego arabskiego przyjaciela. Obaj postrzegają rzeczywistość w kategoriach ich epoki. Nie usłyszymy też namolnych tyrad o tolerancji. Chociaż chrześcijanin oraz muzułmanin są przyjaciółmi, jeden i drugi uważa tylko i wyłącznie swoją religię za jedyną prawdziwą. Pomimo tej wierności w oddaniu mentalności ludzi średniowiecza, dodatkowo pogłębionej pierwszoosobową narracją, Leszkowi Białemu udaje się stanąć jakby z boku wielkiego sporu religijnego i spojrzeć nań okiem współczesności. Nie jest to jednak ani postawa oceniająca, ani pouczająca. Widać, że autor odnosi się do średniowiecza z wielką rewerencją i akceptuje postawy ludzi tej epoki, choć z jego punktu widzenia, oddalonego czasowo o tysiąc lat, wydają się one co najmniej dziwne. Nie oznacza to oczywiście, że autor od czasu do czasu nie puszcza do czytelnika oczka, odsyłając go do współczesności. Przeczytamy więc o muzułmańskich partyzantach jako żywo przypominających bojowników Al-Quaidy, a jednemu z drugoplanowych bohaterów podczas snu święty opowie o paszportach i komunizmie. Uważny czytelnik dostrzeże również nawiązania do dramatu "Potępiony za niewiarę" wspomnianego Tirso de Moliny, czy średniowiecznego autora muzułmańskiego Al-Hamadaniego.
Książka sama się czyta. Cegła zawierająca ponad 800 stron tekstu dosłownie wsysa czytelnika plastycznością języka i opisu, wartkością akcji oraz ciekawością fabuły niepozbawionej zwrotów. Nie jest przy tym zwykłym czytadłem na parę wieczorów, o czym przekona się każdy, kto wraz z chrześcijańskim rycerzem i "jego" Yusufem wybierze się w podróż do Źródła Mamerkusa znajdującego się wbrew pozorom na wyciągnięcie ręki.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.