Dodany: 27.11.2011 18:09|Autor: makrelaaa

Książka: Sztuczne oddychanie
Barańczak Stanisław

1 osoba poleca ten tekst.

Stanisława Barańczaka N.N.


Sztuczne oddychanie Stanisława Barańczaka to niezwykle interesująca pozycja na szlaku poezji lingwistycznej, oddziałująca tak mocno na czytelnika swą precyzją w oddaniu ciężkiej i lepkiej atmosfery okresu PRL-u. Nie jest to twórczość łatwa, wymaga bowiem od odbiorcy dużej dozy zaangażowania i pewnego uporu w odszyfrowywaniu sensów ukrytych w tej niepozornej grze językowych idiomów, figur, poszczególnych wyrażeń. Niepozornej, a jednak brutalnej, obnażającej gwałtownie mechanizmy społecznych użyć języka, dowodzącej, jak bardzo słowa nie są „słowami na wolności”, lecz uwikłane są w skomplikowane mechanizmy komunikacji. Swego czasu Janusz Sławiński zrekonstruował trzy warianty poetyckiego stosunku do języka w polskiej poezji. Wyodrębnił on: wariant Białoszewskiego, będący demaskowaniem wszelkich niesystemowych składników mówienia, wariant Karpowicza, charakteryzujący się podejrzliwością wobec ekonomii i wieloznaczności języka, oraz wariant Bieńkowskiego, będący przekonaniem o semantycznej rozrzutności języka i niemożliwości komunikacyjnej dosłowności. Do tych trzech wariantów Włodzimierz Bolecki dodaje czwarty: właśnie wariant Barańczaka, poruszający problemy lingwistycznego manipulowania odbiorcą i pragmatycznego używania mowy*. Stąd też w komunikacji językowej dla Barańczaka ważniejsza od systemowych właściwości mowy stała się rola nadawcy jako dysponenta znaczeń oraz rola odbiorcy jako obiektu językowej perswazji. W wielu jego wierszach punktem wyjścia staje się stereotyp językowy, należący do różnych stylów funkcjonalnych mówienia i pisania, a główną techniką rozwijania wypowiedzi wierszowej są przekształcenia semantyczne, a nie montaż frazeologizmów. Owe odwołania lingwistyczne, z jednocześnie bardzo wyraźnymi nawiązaniami do konkretnych wydarzeń politycznych i społecznych lat 70., składają się na tomik-obraz, zapis jednego dnia z życia N.N. (nazwisko nieznane, nic, niewiele czy może nieskończoność?), trzydziestoletniego mężczyzny – dnia wyjątkowego, gdyż wtedy to po raz pierwszy, budząc się w hotelowym pokoju podczas delegacji, dokonuje całościowej oceny pospolitej oraz pełnej beznadziei egzystencji w komunistycznym państwie.

I robi to odważnie, robi to krytycznie, stawia pytania, które nie dają żadnych odpowiedzi, zmusza się do weryfikowania postaw zarówno swoich, jak i innych. Dostrzega, że choć przecież można „wybierać każdego ranka pomiędzy brunatną koszulą a czerwonym krawatem”, można ubrać się w „co kto lubi”, a media nie pozostawiają żadnej wątpliwości, znieczulając zastrzykiem niezachwianej pewności, że w kraju niebo jest bezchmurne, atmosfera budzi wzajemne zaufanie, ukazuje „rzeczowe zaangażowanie” oraz zwiastuje dalszą poprawę w pracy ideologicznej, to jednak już samo powietrze jest słupem nieba wbijającym ideologię młotem powietrza w każdą głowę. Jednak obok ironii, będącą nieodłącznym składnikiem tej poezji, znamiennymi są zestawienia słów i wyrażeń, w wyniku których powstają nawarstwienia semantyczne – zwrot, który rozumiemy w utarty sposób, w wyniku owych kontaminacji odsyła nas do zupełnie innych, zaskakujących pól znaczeniowych. I tak oto codzienną gazetę można znaleźć w każdym „domu i miejscu publicznym” – takie ustawienie słów nasuwa skojarzenie z domem publicznym, a więc skojarzenie nacechowane pejoratywnie. Kraj Rad w wyniku niekoniecznie przypadkowego przejęzyczenia przemianowany zostaje na Raj Krat, Kraj-Rab, które są już całkiem wyraźnym określeniem stanowiska bohatera wobec przedmiotu – państwo komunistyczne jest tu przedstawione jako więzienie, które stara się stwarzać pozory istnienia jakiejkolwiek wolności. Zostaje tu uruchomiona zasad amplifikacji, czyli rozszerzenia, dopełniania i przekazywania inicjalnego tematu wypowiedzi – staje się on elementem leksykalnych nagromadzeń, parafraz, peryfraz, włączony zostaję w grę homonimii i synonimii. Na tym też polega majstersztyk tej poezji - elementy rzeczywistości obiektywnej włączone są w obręb poetyckiego świata przedstawionego w taki sposób, w jaki są poznawane i przeżywane przez podmiot liryczny – jako materialny obiekt, dostępny niemal wszędzie, jako źródło niekoniecznie prawdziwych informacji i wreszcie jako przedmiot analizy, przekształcenia i refleksji z tą analizą związanych. Akcja tych wierszy dzieje się tak naprawdę w słowach, które mówią coś innego niż mówią, i jeśli pójdziemy za rozumowaniem N.N, uruchomimy rzeczywiście ów krytycyzm i postawimy język w stanie podejrzenia, okaże się, że możliwe sensy są diametralnie odmienne od tych, które starano się przekazać.

Tomik ten w bardzo wyraźny sposób sygnalizuje obszary tak politycznych, jak i literackich zainteresowań Stanisława Barańczaka – wydarzenia marca 1968 roku i ich prasowy obraz stały się dla poetów Nowej Fali źródłem inspiracji ściśle poetyckich, wówczas to bowiem ujrzano brutalny mechanizm społecznych użyć języka. Barańczak w tomiku Sztuczne oddychanie, napisanym w 1974 roku, odrzucił wszelkie ograniczenia cenzuralne, co nie ułatwiło jego publikacji (poemat przepisany na maszynie, został rozkolportowany wśród przyjaciół, a wydania w pełnej wersji doczekał się dopiero w 1978 roku w Londynie). Z pewnością jednak ułatwi czytelnikowi tak poznanie, jak i zrozumienie tej niezwykłej broni w ręku komunistów, jakim była nowomowa, a także wczucie się (jeśli samemu nie dane było mu tego przeżyć) w rolę człowieka, którego dotknęło piętno błądzenia po bezdrożach skomplikowanych moralnie i etycznie praw, jakimi rządziło się życie w systemie totalitarnym. Serdecznie polecam.


---
*Pisał o tym W. Bolecki w artykule: "Język jako świat przedstawiony. O wierszach Stanisława Barańczaka".

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3681
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: