Dodany: 13.06.2007 17:51|Autor: gandalf

Wyrywanie zębów bez znieczulenia


„Paw królowej” jest drugą książką napisaną przez Dorotę Masłowską. Jej debiut, „Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną” przyniósł autorce paszport „Polityki”, nominację do nagrody Nike i nieformalny tytuł „cudownego dziecka polskiej literatury” ze względu na to, że w momencie wydania książki Masłowska miała zaledwie dziewiętnaście lat. „Paw królowej” również cieszył się uznaniem sporego grona krytyków, o czym świadczy przyznanie książce nagrody Nike za rok 2006.

O ile „Wojna polsko-ruska…” była wycinkiem z życia środowiska dresiarzy, to „Paw królowej” opowiada o tzw. „warszawce”, czyli zbiorowisku warszawskich artystów, krytyków i dziennikarzy, którzy w głównej mierze kreują obraz polskiej kultury i sztuki. Masłowska opowiada o tym środowisku przedstawiając kilka charakterystycznych dla niego postaci, które przez swoją groteskowość mają (przynajmniej w zamyśle autorki) to środowisko sparodiować i przedstawić nieznaną opinii publicznej prawdę o panujących w nim stosunkach. W ten sposób poznajemy choćby Stanisława Retro – użalającego się nad sobą nieudanego muzyka, tłumiącego swe frustracje grami komputerowymi i marzeniami o szczęśliwym życiu w Szwecji, którego media wykreowały wbrew jego woli na geja i masona. Jego fanką jest Patrycja Pitz, dziewczyna mająca „twarz świni, a psa ciało, oczy kaprawe jakieś, zaropiałe, każde z innego jakby zestawu, zębów pełne wargi, a w inną stronę uśmiecha się każdy”, która mimo swej brzydoty ma szansę stać się gwiazdą dzięki Szymonowi Rybaczko, menedżerowi Retra, którego obchodzi tylko popularność jego klientów, nie oni sami. Innymi postaciami przewijającymi się przez książkę są: dziennikarka Małgorzata Mosznal, dyktująca swym rozmówcom, co mają powiedzieć w wywiadzie; pozbawiony całkowicie obiektywizmu krytyk muzyczny Robert Mak, a także sama Masłowska, przedstawiona jako wychowująca dziecko pisarka o przebrzmiałej sławie.

Ktoś niemający do tej pory jakiegokolwiek kontaktu z książką mógłby w tym momencie pomyśleć, że jest to powieść o typowej konstrukcji fabuły. Nic z tych rzeczy. Dla Masłowskiej fabuła nie ma bowiem tak naprawdę znaczenia. Jest ona jedynie pretekstem do wypowiedzenia się na dany temat. Stąd bierze się konstrukcja książki - polegająca na tym, że pomiędzy nielicznymi opisami zdarzeń (które w dodatku są całkowicie epizodyczne i rzadko tworzą spójną całość) autorka umieszcza różne uwagi i dygresje. Przykładem tego może być sytuacja, gdy dwaj policjanci, zamiast interweniować na miejscu rozróby, jadą do sklepu po bułki i rozmawiają ze sprzedawczynią. Nagle akcja zostaje przerwana przez mocno abstrakcyjne rozważania o niczym. Samo zdarzenie nie ma zresztą żadnego związku z resztą książki.

Oczywiście, ktoś może powiedzieć, że pisarzowi wolno wszystko i nie musi się trzymać tradycyjnych reguł pisania, a wręcz powinien je łamać i wymyślać nowe. Problem w tym, że w wyniku zastosowania takiej konstrukcji „Pawia królowej” książka staje się zbiorem luźnych uwag, kłębowiskiem niezwiązanych ze sobą w żaden sposób dygresji, chaosem niezdolnym przyciągnąć uwagę czytelnika. Albowiem po odrzuceniu uwag niezwiązanych bezpośrednio z fabułą tak naprawdę zostaje jedynie kilka banalnych historyjek, które najzwyczajniej w świecie nudzą i pozostawiają czytelnika całkowicie obojętnym na los ich bohaterów.

Są książki, które, mimo że wydają się niezbyt interesujące, a ich lektura niezmiernie się dłuży, przekazują nam pewne ważne treści, dzięki czemu absorbują naszą uwagę i wynagradzają nam męki, jakie przeżywamy podczas lektury. Jednak "Paw królowej" nie jest, niestety, taką książką. Cóż bowiem tak niezwykle ważnego i otwierającego horyzonty ma nam do przekazania Masłowska? Choćby to, że media kłamią i pokazują nam całkowicie fałszywy obraz rzeczywistości. Że o sukcesie artysty nie decyduje talent, ale odpowiednie układy i medialna promocja. Że polskie społeczeństwo jest przesiąknięte konsumpcjonizmem. Że ciągłe gapienie się w ekran komputera ogłupia. Itd., itp. Jak widać, Masłowskiej nie udało się powiedzieć niczego nowego o współczesnej polskiej kulturze i mediach, albowiem rzeczy, na które zwraca uwagę, nie są czymś zaskakującym nawet dla przeciętnego Kowalskiego. Masłowska powtarza więc tylko powszechnie znane banały i stereotypy. Co więcej, krytykując wady „warszawki”, a przez to całej polskiej kultury, zbliża się do tandetnego moralizatorstwa, osiągając poziom tendencyjności równy „Mendlowi Gdańskiemu” Konopnickiej.

Jakby tego było mało, Masłowska nie potrafi nawet w przekonujący sposób przedstawić tego, co chce powiedzieć. Jak już wspominałem, postaci i zdarzenia w książce są mocno groteskowe, co (w założeniu) ma lepiej uzasadnić treść dzieła i wzmocnić jego wymowę. Problem w tym, że Masłowska nie potrafi posługiwać się groteską, która jest tutaj zdecydowanie przesadzona. Retro jest tak głupi, że nie wie nawet, co znaczą angielskie teksty piosenek, które śpiewa. Patrycja Pitz jest oczywiście niesamowicie brzydka, a menedżer obłudny. Z kolei media w całkowicie wyolbrzymiony sposób kreują rzeczywistość, czego przykład mamy, gdy dziennikarka przed wywiadem podsuwa rozmówcy listę gotowych odpowiedzi (w dodatku również niezwykle głupich). Wszystko to powoduje, że świat przedstawiony przez Masłowską wypada całkowicie niewiarygodnie, zaś wizerunki bohaterów są spłycone i sztampowe, a przez to bardzo nieprzekonujące.

Koniecznie trzeba też wspomnieć o stylu, w jakim napisany został „Paw królowej”. Spory rozgłos zapewniła bowiem tej pozycji fama, że jest to pierwsza polska książka napisana językiem hiphopowców, przez co przypomina tekst piosenki. I faktycznie, zdawałyby się to potwierdzać: format książki, która jest nieco podobna kształtem do płyty CD, podziękowania umieszczone na jej końcu, wreszcie sample, czyli zapożyczenia z innych tekstów, które Masłowska wylicza, podobnie jak hiphopowcy w książeczce płyty wymieniają fragmenty piosenek, które wykorzystali. Jednak wbrew sloganom reklamowym, słowom samej pisarki, a nawet krytykom, którzy, przyznając nagrodę Nike, ów hiphopowy styl wymieniali wśród głównych atutów, „Paw królowej” tak naprawdę nie jest hiphopową piosenką. Owszem, pierwsze 20-30 stron to dość nieudolna stylizacja na hip-hop (za piosenkowe elementy można od biedy uznać jedynie powtarzające się fragmenty tekstu udające refren i rymy, które trudno określić innym epitetem niż „częstochowskie”). Potem jednak Masłowska przechodzi do swojego zwykłego stylu, znanego doskonale z „Wojny polsko-ruskiej...”, cechującego się swobodną inwersją i całkowitym pominięciem wszelkich reguł ortografii i gramatyki. Jedynie raz na kilka stron pojawia się wtedy jakiś wymuszony rym, tak jakby autorka od czasu do czasu przypominała sobie o swym pierwotnym zamyśle. O ile jednak w „Wojnie polsko-ruskiej...” zastosowanie tego stylu miało swój sens, gdyż pasował on do wypowiadającego się w książce dresiarza, to w „Pawiu królowej” jest on całkowicie niepotrzebny. Co więcej, autorka dodatkowo go „podkręca”, co daje takie kwiatki, jak: „Jak było? A nie było wcale, miało wyjść coś, niewielkich rozmiarów wałek, mniejsza z tym o co chodziło, tego śmego, figo fago, branżowy wątek, branżowe pewne sprawy, w poszukiwaniu utraconej kasy, na badylu dylu dylu”*. No cóż, nie będę ukrywał, że czytanie książki napisanej w ten sposób przypomina wyrywanie zębów bez znieczulenia.

Właściwie jedynym plusem „Pawia królowej” są fragmenty, w których Masłowska w ironiczny sposób wypowiada się o swych krytykach, zachęcając ich np. do rzucania w nią nożami. W ten sposób broni się przed swymi oponentami, gdyż w ciekawy sposób ośmiesza ich zjadliwość i napastliwość. Niestety, w książce pojawiają się także ostre i bezpośrednie ataki na Wojciecha Kuczoka i Martę Sawicką, które robią dość żałosne wrażenie. A poza tym... Masłowska może sobie polemizować z krytykami, jednak nie da się ukryć, że w przypadku „Pawia królowej” to oni mają rację, cokolwiek by tej książce zarzucali. Jest ona bowiem niesamowicie nudna, pozbawiona jakiejkolwiek wartości i po prostu mówi o niczym. I gdybym miał sporządzić ranking najgorszych książek, jakie kiedykolwiek czytałem, byłaby niewątpliwie w ścisłej czołówce.

Wypada się z kolei zastanowić, dlaczego książka tak całkowicie beznadziejna cieszy się wielkim uznaniem krytyków, czego efektem jest przyznanie jej nagrody Nike. Być może wynika to z faktu, że tzw. „znawcy literatury” są już lekko zmanierowani i poszukują czegoś nowego, niespecjalnie zwracając uwagę na treść utworu, co potwierdza fakt, że przy uzasadnianiu, dlaczego Nike przyznano Masłowskiej, podkreślano przede wszystkim oryginalność jej książki. Cóż, z tym akurat trzeba się zgodzić - „Paw królowej” (jak zresztą cała twórczość Masłowskiej) jest faktycznie dość oryginalny. Rzecz w tym, że kapituła przyznająca nagrodę Nike zapomniała o jednym - to, że książka jest oryginalna, nie zawsze oznacza, że jest dobra.



---
* Dorota Masłowska, "Paw królowej", wyd. Lampa i Iskra Boża, Warszawa 2005, str. 62.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 6545
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: