Dodany: 26.11.2011 09:52|Autor: livka

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Bóg, kasa i rock'n'roll
Hołownia Szymon, Prokop Marcin

9 osób poleca ten tekst.

Dlaczego mnie nie zaprosili?


„Bóg, kasa i rock'n'roll” – to książka, która już okładką krzyczy: „zjedz mnie”. Świat nie ma zbyt wielu ekspertów, którzy jak Prokop i Hołownia serwować mogą jednocześnie debatę o Bogu, rock’n’roll’u i mamonie. Kto zatem nie czuje się pewny na gruncie choćby jednej z trzech wymienionych dziedzin, z pasją odkrywcy powinien skosztować tej duchowej strawy. Zastrzegam, że po lekturze czuje się niedosyt, jak po obiedzie, w którym zabrakło deseru. Niejednemu przed strawieniem bogactwa myśli odbije się czkawką. Przypuszczam jednak, że wielu będzie chciało dokładki.

Jeśli już o kulinariach mowa… do lektury zachęciła mnie postać Hołowni, który jeden ze swych blogów określa mianem „pamiętnika młodej kucharki”. Jak na parzygnata przystało, Pan Szymon dba, by w jego daniach nie zabrakło pieprzu, cukru, soli i wytrawnych przypraw. Finałem zwykle jest błogostan, jaki osiąga czytelnik po zetknięciu się z końcową okładką. Postać Prokopa zapewne w zamyśle autorów miała być dodaną do potraw Szymona łyżką dziegciu, która poprzeinacza smaki i wykrystalizuje ostrość spojrzenia na trzy tak ważkie tematy życia codziennego. Niestety. Nie udało się. Dziegieć okazał się szafranem, który dodany do intelektualnej papki Hołowni, tylko podkreślił jej słodki smak.

Kto po przeczytaniu wstępu zrobił się głodny lektury, temu streszczę jadłospis.

Książka jest rozmową. Pikantną, ale bez pieprznych szczegółów. Czytelnikowi daje możliwość uczestniczenia w żywej, palącej dyskusji pomiędzy dwójką przyjaciół, takich na śmierć i życie. Rozmawiają bowiem o życiu. Równie często przewija się śmierć, jednak w kontekście pewnej niewiadomej. Hołownia planuje znaleźć się w Niebie, z nadzieją, że jakoś dociągnie tam także Prokopa. Ten niestety się opiera, racząc raz po raz swego interlokutora pytaniami o ewentualne gwarancje. Daje się tym samym poznać jako godny przeciwnik w odwiecznej debacie, czy Pan Bóg jest, czy też Go nie ma.

Niewątpliwie Pan Bóg jest daniem głównym. Panowie raczą się Nim nieustannie, podjadając ten soczysty temat nawet wówczas, gdy rozmowa pozornie odbiega od boskiej rzeczywistości. W kontekście transcendentalnym Prokop zadaje Hołowni te wszystkie pytania, które cisną się na usta każdemu szanującemu się agnostykowi. Choć swego kolegę nazywa rzecznikiem Pan Boga, sam ze swadą, godnie reprezentuje tę część populacji, która sądzi, iż Pan Bóg powinien bliżej się przedstawić, jeśli oczekuje żywej i szczerej w Niego wiary. Zapewniam zatem tych, którzy odwracają się z niesmakiem na widok napisu „Bóg” na okładce, że interesy tych, którzy wątpią w Jego istnienie są tutaj godnie reprezentowane.

Temat na przegryzkę to kasa. Niewątpliwie wyrafinowany kąsek, który przełkną tylko smakosze, testujący swe kubki smakowe co najmniej na ośmiorniczkach. Obaj Panowie wiedzą, o czym mówią! Kto oczekuje, że Hołownia będzie wiał przed pieniędzmi jak diabeł przed wodą święconą, ten się rozczaruje. Tutaj akurat przyjaciele są w miarę zgodni. Mamona jest po to, by z niej korzystać, dzieląc się hojnie z potrzebującymi. Ważne, by zanadto się nie przywiązywać… ale jeśli pieniądz do nas płynie, nierozsądnie byłby zakręcać kurek. Niesmak z tych wywodów mogą poczuć jedynie ci, którzy z trudem wysupłali 31,90 zł (w promocji) na zakup tych cennych myśli… i nie stać ich na deser w postaci realizacji wielokrotnie powtarzanej propozycji Hołowni: „Poleć do Afryki…”. Mimo przemożnej chęci zdobycia wiedzy przez doświadczenie, chwilowo nie mam drobnych, by kupić sobie bilet w obie strony. Temat pieniędzy był więc dla mnie jak przysłowiowy włos w zupie. Co nie zmienia faktu, że jedzenie było tak wykwintne, iż o włosie daje się zapomnieć.

Rock'n'roll to smaczek, który udało mi się przetrawić tylko dlatego, że Pana Boga rozmówcy wciskali weń jak rodzynkę w ciasto. Kładę to jednak na karb mojej ignorancji w dziedzinie muzyki wszelakiej, zarówno wyższych, jak i niższych lotów. Jako zdecydowana fanka ciszy nie będę zatem dowodzić, że rock’n’rollowa opowieść to wykwintne trufle. Dla mnie była przekąską nadającą się do zniesienia, ale mam nadzieję, że inni poznają się na jej wyrafinowanym smaku.

Podsumowując. Polecam lekturę wszystkim tym, którzy nim orzekną, że słodkie jest słodkie, a słone jest słone, sami degustują. Nie wiem, czy nie rozczaruję ich, zdradzając zakończenie? W kwestii istnienia Pana Boga Panowie niczego nie udowodnili! Nadal pozostaje nam jedynie wiara bądź jej brak.

Ciągle myślę, skąd u mnie te kulinarne skojarzenia? Zapewne na skutek rozczarowania, że Hołownia i Prokop mnie nie zaprosili do tego suto zastawionego intelektem stołu. Zobaczycie! Czytając ich rozmowę, raz po raz ma się ochotę im przerwać, by wnieść swoje spojrzenie na sprawę, zadać pytanie, zaprzeczyć ochoczo, namieszać w ich zupie lub choćby trącając widelcem w kieliszek, wrzasnąć: „Szymon! Zlituj się! Jeszcze raz powiesz by-passy… to wychodzę”.

PS. Wysłałam powyższą recenzję na stronę wydawnictwa, ale chyba nie jest "poprawna" ;-)


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 8926
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: livka 16.12.2011 17:06 napisał(a):
Odpowiedź na: „Bóg, kasa i rock'n'roll”... | livka
Chciałam publicznie odwołać post scriptum do tej recenzji! Przepraszam, że posądziłam moje ulubione wydawnictwo o brak poczucia humoru!!! Mea culpa! Opublikowali... i teraz mi głupio.
Użytkownik: melissa 28.07.2014 12:47 napisał(a):
Odpowiedź na: „Bóg, kasa i rock'n'roll”... | livka
A ja odniosłam wrażenie, że Marcin udaje agnostyka na potrzeby wydania książki. W każdym razie tego typu wątpliwości dopadają czasami chyba każdego wierzącego.
Słodkie powinno być słodkie, a słone- słone, ale w tej lekturze smaki bardzo się pomieszały. Nic już nie jest takie jednoznaczne. Czytelnik i tak sam sobie musi dać odpowiedź. Cóż...., nie mogło być inaczej. :)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: