Dodany: 11.06.2007 09:24|Autor: dot59
Narodziny poety
Jak wszystkie tego typu pozycje, „Pamiętnik” jest lekturą niezmiernie ciekawą, dającą wgląd w psychikę i przekonania autora – szkoda, że tylko na przestrzeni jego bardzo młodzieńczych lat. Rzecz dziwna, że analogia, jaka nasunęła mi się natychmiast, dotyczyła... „Dzienników” Plath. To intensywne życie uczuciowe z niemal zupełnym odgraniczeniem jego warstwy intelektualnej i emocjonalnej od czysto fizycznej, te nastroje niepewności i twórczej niemocy, to notowanie w dzienniku fragmentów utworów... Jak bardzo sama młodość potrafiła upodobnić do siebie dwoje ludzi, których różniło poza tym wszystko: płeć, narodowość, kontekst historyczny, osobiste doświadczenia! I jaka szkoda, że – w odróżnieniu od Plath i tylu innych piszących – Broniewski zarzucił kontynuowanie swego „śmietnika umysłowego”[1], odbierając czytelnikowi możność porównania jego zapisków z tym, co pozostawili po sobie jego dojrzali i równie doświadczeni koledzy po piórze: Kisiel, Gombrowicz, Andrzejewski!
Ale i bez tego rzecz warta jest uwagi. Na nieco ponad 300 stronach – bo tyle ostało się z „Dziennika” po selekcji dokonanej przez wdowę po autorze – mamy okazję śledzić ewolucję osobowości i warsztatu twórczego bardzo jeszcze młodego poety. Rozpoczynający zapiski dwudziestolatek ma za sobą przejścia, jakich nie znają (i da Bóg, nie poznają!) jego dzisiejsi rówieśnicy: kilka lat krwawych zmagań na frontach I wojny. Ich reminiscencje odżywają co jakiś czas w pierwszych wprawkach poetyckich: „Naprzód... rakiety błyszczą jak motyle, już mitraliezy pacierz śmierci warczą...”[2], będących preludium do powstałej kilka lat później „Młodości”, jednego z najbardziej przejmujących – przynajmniej w moim odczuciu – wierszy o tematyce wojennej.
Dręczony niepewnością co do dalszego kształtu ojczyzny, z trudem wydźwigającej się z porozbiorowego chaosu, i może jeszcze bardziej co do własnej przyszłości, rzuca Broniewski dopiero co zaczęte studia filozoficzne i ponownie zaciąga się do armii, zachęcony objęciem władzy wojskowej i (czasowo) cywilnej przez darzonego wielką estymą Komendanta: „można bezpiecznie wstąpić do wojska i nie obawiać się, że będzie ono narzędziem w niepowołanych rękach”[3]. Nie oznacza to jednak akceptacji dla wszystkiego, co z działalnością wojska związane: ani dla poczynań wobec ludności Kresów Wschodnich, ani dla prowadzonego w chwilach spokoju trybu życia. Lecz równocześnie młodzieniec jest zbyt słaby, by oprzeć się pokusie korzystania z łatwo dostępnego alkoholu „w licznych dawkach”[4] i z wdzięków pań i panien, lubiących „życie i użycie”[5], a gardzących „wszelkimi ukanonizowanymi pojęciami”[6]; na przemian usprawiedliwia swoje ekscesy („Zaspokajanie popędu płciowego uważam za rzecz konieczną dla każdej płci i daleki jestem od traktowania tego jako jakąś »niemoralność«”[7]) i gani samego siebie („Jestem próżny jak wszystkie wypite przeze mnie butelki”[8]).
Na przemian tonie w romansowych nastrojach, analizując detalicznie swoje relacje z napotykanymi kobietami i wypisując na ich cześć (a właściwie na cześć jakiegoś abstrakcyjnego ideału, do którego dziwnym trafem żadna z nich nie dorasta) sążniste peany, wierne nieśmiertelnym kanonom wielkich romantyków („Przyjdź, o Rozpaczy, siostro Ukojenia! Do prometejskiej przykułem się skały...”[9]; „szukałem sierpu księżyca w strzemieniu bogini łowów...”[10]) albo głęboko nasiąknięte młodopolszczyzną z pełnym zestawem jej charakterystycznych rekwizytów („Za oknem zadymka – krzak róży złamany...”[11]; „niech w duszę się wsączą krwi burze przez usta upojne jak wino...”[12]; „o śmierci śpiewać będę swej, co kończy smutki...”[13]; a nie brakuje też „czar”, „duchów”, „zdrojów”, „pereł piękna” i „lilijowych dłoni”[14]) – i skwapliwie odnotowuje najbardziej prozaiczne fakty z żołnierskiej codzienności („wróciłem z tygodniowej przejażdżki po Litwie za furażem dla koni”[15]; „wysłano mnie na rekwizycję bydła”[16]; „z tyłka zrobił się kotlet czy befsztyk”[17]). Próbuje swoich sił w satyrze, układając prześmiewcze teksty do wojskowego teatrzyku, i w zupełnie poważnej prozie („Smutnym ni tym, ni owym”; „Opowiadania sierżanta Gwoździa”), radząc sobie z nią nie gorzej, niż wielu innych debiutujących w owych latach pisarzy.
I przede wszystkim robi coś, co wyróżnia go z tłumu oficerskiej i podoficerskiej braci: czyta, nałogowo, zachłannie czyta wszystko, co wpadnie mu w ręce – choćby zdobyte niegodną pochwały metodą („ukradłem coś Rabindranatha Tagory [pisownia oryginału – przyp. rec.]”[18]) – poezje, powieści, studia naukowe, publicystykę polityczną – i komentuje lektury, nieraz przepisując ich obszerne fragmenty. To książki właśnie powodują, że emocje młodego człowieka owocują „chęcią tworzenia, chęcią, która przez takie przypomnienia staje się czasem nieodzowną potrzebą, jak powietrze”[19] i sformułowaniem pierwszego poetyckiego credo („Pragnę pisać o tym, co się jeszcze nie przeżyło, o tym czymś, tkwiącym w głębi duszy, co trzeba przerafinować, przeżuć, przelać na papier, aby nie zabijało i nie truło. (...) Przeżyłem życie. Kocham je piękne, jasne, nieznane jak szczęście. Kocham kobietę, której nie było, marzeniem, jakiego nie śniłem, miłością, jaka nie istnieje. I to chcę stworzyć piórem”[20]; „Chcę piękna w dzień powszedni”[21]).
Tymczasem trwają walki na froncie wschodnim; ginie pułkownik Lis-Kula, giną koledzy i podwładni, a to nie może zostać bez echa („Przed nami, za nami trupy.(...) Im dłużej jestem na wojnie, tym pewniej dochodzę do wniosku, że wojna w imię czegokolwiek jest niedorzecznością”[21]; „Jestem stanowczo zmęczony wojną moralnie – ciąży ona na mnie jak zmora jakaś, jak syfilis (...)”[22]). Latem roku 1921 młody poeta opuszcza armię i wraca na przerwane studia. Dalej pisze, czyta, poznaje nowe kierunki w literaturze i nowych ludzi – i powoli dochodzi do najważniejszych dla siebie wniosków: że to nie filozofia jest jego życiowym powołaniem („umysł mój jest słabo podatny do ścisłego myślenia (...) to chyba nie ja będę tym, który znajdzie prawdę”[23]), że musi stworzyć dla siebie własną drogę artystyczną („Trzeba mi znaleźć w poezji swój własny świat (...)”[24]; „Wiersze moje są twarde jak los, rytmiczne jak żołnierska wędrówka, beztreściwe jak życie”[25]) i skonkretyzować swoje poglądy („Zostałem członkiem Związku Niezależnej Młodzieży Socjalistycznej”[26]).
Tu – można powiedzieć – rodzi się ten Broniewski, do którego twórczości przyciągną później niejednego czytelnika te właśnie słowa proste i twarde, czasem warczące jak wojenne werble, czasem szumiące łagodnie jak mazowiecki las, by ukazać „morze zjawisk”[27] i ogrom najprostszych uczuć: tęsknoty, smutku, niezgody na ludzką krzywdę i – jakkolwiek banalnie by to brzmiało – najprawdziwszego, najszczerszego umiłowania ojczyzny.
Doskonała to lektura, i choć w wielu miejscach wcale niezachwycająca pod względem literackim – zwłaszcza w tasiemcowych monologach z gatunku „kocha - nie kocha” i reprodukowanych w całości listach do panien – to jednak ogromnie wiele wnosząca do rozumienia późniejszych wyborów życiowych i późniejszej poezji autora.
_ _ _
[1] Władysław Broniewski, „Pamiętnik 1918-1922”, wyd. PIW, Warszawa 1984, s. 27.
[2] Tamże, s. 42.
[3] Tamże, s. 47.
[4] Tamże, s. 105.
[5] Tamże, s. 128.
[6] Tamże.
[7] Tamże, s. 139.
[8] Tamże, s. 212.
[9] Tamże, s. 112.
[10] Tamże, s. 135.
[11] Tamże, s. 76.
[12] Tamże, s. 129.
[13] Tamże, s. 162.
[14] Tamże, s. 39-40.
[15] Tamże, s. 154.
[16] Tamże, s. 175.
[17] Tamże, s. 181.
[18] Tamże, s. 177.
[19] Tamże, s. 198.
[20] Tamże.
[20] Tamże, s. 215.
[21] Tamże, s. 183.
[22] Tamże, s. 204.
[23] Tamże, s. 290.
[24] Tamże, s. 315.
[25] Tamże, s. 314.
[26] Tamże, s. 324.
[27] Tamże, s. 274.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.