Dodany: 10.06.2007 21:23|Autor: Bohun

Jeśli ktoś lubi realizm magiczny...


Dla mnie za dużo tutaj szczegółów gastrycznych (Márquez wyraźnie ma z tym problem). Np. autor opisuje wiele przygód seksualnych jednego z bohaterów (który - dodajmy - cały czas twierdzi, że jest wierny innej kobiecie!) wielokrotnie podkreślając naturalistyczne szczegóły. Np. jedną z kochanek, która - podobnie jak bohater - miała zatwardzenia, nasz Casanova pieścił w ten sposób, że oboje robili sobie wspólnie... lewatywy.

W pewnym momencie pada też celna myśl, że ogół ludzi dzieli się na tych, co mają zatwardzenia i tych, co mają rozwodnienia. Ludzie należący do jednej z tych kategorii mają przeciwne charaktery i cechy osobowościowe niż ci należący do drugiej!

W książce aż roi się od tego typu przemyśleń i tego typu szczegółów. Słowo "kurwa" pada często (choć nie tak często jak w filmach Pasikowskiego).

Czas w książce ma charakter względny. Np. autor opisuje pewną rozmowę, która miała trwać 10 minut. W czasie tej rozmowy interlokutorka przekazuje rozmówcy taką ilość informacji, że musiałoby to trwać ze dwie godziny (i to pod warunkiem, że mówiłaby dość szybko).

Zwroty akcji są na porządku dziennym. Np w początkowym fragmencie książki bohaterka ze swym mężem w ogóle nie współżyje fizycznie. Dwadzieścia stron dalej wyjeżdżają do Paryża i tam odbywają codzienne stosunki seksualne. Dwadzieścia stron dalej ta sama para wraca do Panamy i w ogóle ze sobą nie współżyje! Czyta się to tak, jakby autor zależnie od humoru (albo zależnie od tego, czy ma akurat zaparcie, czy rozwodnienie) te same osoby raz przedstawiał jako "seksmaszyny", a innym razem jako zimnych Skandynawów. Prawdopodobieństwo psychologiczne takiej sytuacji jest znikome, zwłaszcza że w książce aż roi się od tego typu metamorfoz. Ale pewnie na tym polega realizm MAGICZNY (który musi przecież czymś różnić się od zwykłego realizmu).

Podsumowując - można przeczytać, ale wielka literatura to to nie jest.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 14620
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 28
Użytkownik: Piotrek S. 11.06.2007 23:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Dla mnie za dużo tutaj sz... | Bohun
Oj, oj. To jednak nie tak jest, jak piszesz :-), przynajmniej według mnie. I to w kilku punktach.

Po pierwsze, to raczej nie jest realizm magiczny. Realizm magiczny mamy w "Stu latach samotności" - gdzie znajdziemy lewitującego księdza, deszcz padający nieustannie przez całe miesiące, mężczyznę, koło którego ciągle latają motyle itp. "Miłość w czasach zarazy" teoretycznie mogłaby się zdarzyć. Choć oczywiście nie jest też realizmem w stylu Prusa czy Dostojewskiego, ale w to się już nie wgłębiajmy :-).

Po drugie - co do szczegółów gastrycznych, to wcale nie jest tak. Ja nawet nie zauważyłem, żeby było tego dużo :-). Moim zdaniem jest inaczej - Marquez różne zdarzenia, zjawiska i aspekty naszego życia traktuje podobnie, równorzędnie. Zestawia sprawy uznawane przez nas za "wysokie" i wzniosłe z niskimi. Jak w życiu, prawda? I o wszystkim potrafi pisać w - moim zdaniem - równie fascynujący sposób. Co do wiarygodności psychologicznej - cóż, harmonogramu życia seksualnego państwa Urbino nie rozpisywałem (notabene, przy "Stu latach samotności" niektórzy polecają rysować drzewo genealogiczne w miarę czytania ;-) ), niemniej wcale nie wydawało mi się, żeby było w tym coś nienaturalnego. Zauważ, że podróż do Paryża to podróż poślubna i wrzucenie w całkiem inną rzeczywistość. Powrotowi też poświęcone jest dużo miejsca. A związki też mają swoją dynamikę i się zmieniają :-) - co zresztą pięknie ta książka pokazuje.

A w ogóle, to nie jest tak, że to Ty w swojej recenzji właśnie wyeksponowałeś te "gastryczne" motywy? Bo u Marqueza to bynajmniej nie pierwszy plan ani żadna dominanta :-).

Pozdrawiam!

P.S. Wydawało mi się, że książka się dzieje w Kolumbii, a nie w Panamie. Choć głowy za to nie dam.
Użytkownik: Bohun 12.06.2007 18:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj, oj. To jednak nie tak... | Piotrek S.
Mea culpa - rzeka Magdalena, którą żeglują bohaterowie Marqueza rzeczywiście leży w Kolumbii. (Panama była częścią Kolumbii do początków XX wieku, usamodzielniła się właśnie w czasie, w którym dzieje się fabuła "Miłości...", ale nie ma o tym w książce wzmianki; miał to byc mój kolejny zarzut przeciwko autorowi, ale skoro nie chodzi o Paname, to pominięcie tej okoliczności jest zrozumiałe).
Co do mojej recenzji - rzeczywiście jest prowokująca - spodziewałem się bardziej gwałtownej reakcji jakiegos wielbiciela noblisty. Twoja reakcja Piotrze była bardzo wyważona - dziekuję.
"Sto lat samotności" mimo, iż mi polecano, nie zdołałem przeczytać. Teraz po lekturze "Miłości..." i po uwzględnieniu Twoich rad, co do "drzewka" - spróbuję jeszcze raz.
Po nieudanej lekturze "Stu lat..." (a także przez moja negatywna ocene Fidela Castro, z którym Marquez jest zaprzyjaźniony) byłem do Marqueza uprzedzony i stąd może moja surowa ocena "Miłości...".
Główne zarzuty pod adresem jego pisarstwa jednak podtrzymuję.
Jego sposób narracji jest denerwujący (prawie nie ma dialogów i szczegółowych opisów poszczególnych scen - jest relacja o tym, co sie wydarzyło; to nie jest książka, tylko jakby jej streszczenie).
Postacie i sytuacje psychologicznie nie są prawdopodobne.
Na przykład gość miał 622 "większe" "miłości" - rzadkie, ale możliwe. To coś jak nasz król August II Mocny (stąd jego przydomek). Ale teza, że w mieście nikt nie wiedział o jego licznych romansach i uchodził on za pederastę, czy nawet pedofila (jest o tym wzmianka pod koniec książki, zresztą akurat uzasadniona, bo jego ostatnia kochanka imieniem Ameryka miała 14 lat w chwili jej uwiedzenia) - to nie jest prawdopodobne.
A takich wątków w powieści jest wiele.
Inny przykład to jedzenie kwiatów róży (nie jednego płatka, ale wielu kwiatów!) przez zakochanego chłopaka. To i tak dobrze, bo w "Stu latach..." jedna z postaci zjadała tynk ze ściany (co całkowicie mnie wkurzyło i odłozyłem tę książkę).
Trudno więc uznać, że jest to realizm, chyba, że dodamy do tego "realizmu" przymiotnik "magiczny".
Podejrzewam, że tego typu "magiczne" wstawki w rzeczywistości ukrywają braki warsztatowe twórcy (często taki chwyt stosują też reżyserzy filmowi - już mało kto potrafi pokazać metafizykę w ramach realizmu, jak - trzymając sie filmowego porównania - Kieslowski). Po prostu, aby ukryć niedostatki, wprowadza się "magiczne" sytuacje, zdarzenia, wątki - fabuła zyskuje na rozmachu i podąża "do przodu" bez trudzenia się o to, czy prawda literacka zgadza się z tzw. prawdą życiową.
W recenzjach podkreśla się, że jest to najpiękniejsza książka o miłości. O gustach sie nie dyskutuje. Ale dla mnie najpiękniejszą książka o miłości są "Wichrowe wzgórza" Broente. Tam też jest miłość przez całe życie. Ale jak opowiedziana!
Bohun
Użytkownik: ta-miza 29.07.2007 21:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Mea culpa - rzeka Magdale... | Bohun
Nie należy oceniać innych własną miarką; nieważne, co i jak MY byśmy zrobili - należy być otwartym na zachowania, reakcje, poglądy innych. A że czasem bohaterowie działają nam na nerwy...? Cóż, to świadczy o tym, jak przekonująco są przedstawieni. Mam wrażenie, że brakuje Ci otwartości i świadomości, że gdzieś indziej, kilkadziesiąt lat temu, w innej kulturze, mogły się dziać rzeczy, które trudno Ci jest sobie wyobrazić; że czyjaś mentalność może być tak różna od naszej i że tak inaczej możemy postrzegać rzeczywistość. Poza tym nie trzeba wszystkiego traktować tak bardzo serio - często odnosiłam wrażenie, że sporo wątków i stwierdzeń jest podszytych dużą dawką przewrotnego poczucia humoru (w końcu to nie jest XIX-wieczny realizm, gdzie wszystko musi być serio, dosłownie, po kolei i bez przerywania dopowiedziane do ostatniej kropki i podparte moralizatorskim epilogiem!).

Nie jestem wielbicielką Marqueza (na razie), bo przeczytałam na razie tylko "Miłość...", więc nie mogę tego jeszcze o sobie powiedzieć, ale uważam, że to jest mistrzowska, z fantazją napisana książka. Zabawne, bo brak dialogów jest dla Ciebie dużą wadą, a ja w trakcie czytania specjalnie zwróciłam uwagę na to, że narracja jest tak wciągająca i barwna, ze znikoma ilość dialogów była nieistotna. O wiele trudniej oddać myśli i uczucia bohaterów za pomocą narracji pośredniej.

Wydaje mi się, że trzeba być bardzo elastycznym, oddać się wyobraźni i nie bać się "dziwolągów", żeby w pełni docenić prozę Marqueza, bo jest ona naprawdę niezwykła. Nie każdemu się oczywiście podoba, ale przytoczone powyżej argumenty są raczej świadectwem niezrozumienia sposobu przedstawiania treści i trudno mi je uznać za silne - nie obroniłyby się w poważnej dyskusji.

Pozdrawiam!
Użytkownik: Bohun 21.08.2007 22:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie należy oceniać innych... | ta-miza
ta-mizo,

Napisałaś: "Nie należy oceniać innych własną miarką; nieważne, co i jak MY byśmy zrobili - należy być otwartym na zachowania, reakcje, poglądy innych."
Zgoda. Ale czy nie mam prawa oceniać (w świetle mojego życiowego doświadczenia), czy zachowania, reakcje i poglądy postaci literackich są prawdopodobne? Bo jeżeli nie są prawdopodobne, jeżeli powieść to baśń, kaprys, "sufituwa" (a może powinienem napisać "sufitówa"?), to wg mnie książki nie warto czytać. Chodzi mi przede wszystkim o sferę psychiki, ludzkich reakcji i zachowań.

"A że czasem bohaterowie działają nam na nerwy...? Cóż, to świadczy o tym, jak przekonująco są przedstawieni."
Na nerwy nie działają mi bohaterzy Marqueza, ale on sam, gdyż przedstawia tych bohaterów w nieprawdopodobny sposób. Inni też dostrzegają ten psychologiczny czy życiowy fałsz, ale określenie "magiczny" (realizm) wg nich rozgrzesza Marqueza. Wg mnie - nie rozgrzesza.

"Mam wrażenie, że brakuje Ci otwartości i świadomości, że gdzieś indziej, kilkadziesiąt lat temu, w innej kulturze, mogły się dziać rzeczy, które trudno Ci jest sobie wyobrazić; że czyjaś mentalność może być tak różna od naszej i że tak inaczej możemy postrzegać rzeczywistość. Poza tym nie trzeba wszystkiego traktować tak bardzo serio..."
Mam wrażenie, że sama nie możesz się zdecydować, czy brać Marqueza serio (ale wtedy trzeba się bardzo, ale to bardzo "otworzyć"), czy też traktować go "pół żartem, pół serio". Moim zdaniem pierwszy wariant jest trudny do obrony. Drugi (zakładający - przepraszam za frywolność języka - że Marquez czasami "robi sobie jaja" z czytelnika) - jest bardziej trafny. Tylko Tobie to, zdaje się, nie przeszkadza, a mnie drażni.

Oczywiście obiektywnej oceny prozy Marqueza (albo czyjejkolwiek innej) nie da się sformułować. To zrozumiałe, że jednym coś się podoba, innym - nie. Nie możesz zarzucać mi, że Marquez mnie nie zachwycił, zwłaszcza, że podałem uzasadnienie moich zastrzeżeń. Ciebie moje argumenty nie przekonały. Cóż - mnie nie przekonują Twoje. Są jeszcze inni czytelnicy tych stron - m.in. dzięki naszej dyskusji mogą oni wyrobić sobie WŁASNE zdanie. Ponieważ wiele osób zachwyca się Marquezem (również na tym Forum), chciałem dać świadectwo, że nie wszyscy, którzy przeczytali Marqueza mają taka opinię o jego książkach.

Uważam natomiast, że w tej polemice niepotrzebnie usiłujesz MNIE deprecjonować. Bo czym innym są Twoje zarzuty, że brakuje mi otwartości i że nie rozumiem sposobu przedstawienia treści? Uważam też, że Twoja ocena moich argumentów ("trudno mi je uznać za silne - nie obroniłyby się w poważnej dyskusji) nie jest elegancka.

Cóż, może to też jest kwestia gustu? A o gustach się nie dyskutuje

Pozdrawiam
Użytkownik: carmaniola 22.08.2007 10:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Mea culpa - rzeka Magdale... | Bohun
>Podejrzewam, że tego typu "magiczne" wstawki w rzeczywistości ukrywają braki warsztatowe twórcy [...]

Drogi Bohunie, to doprawdy bardzo, ale to bardzo specyficzne określenie realizmu magicznego. Na to bym nie wpadła nigdy!Hihihi...

Wybacz, ale to naprawdę zabawne! Nie każdemu oczywiście odpowiada realizm magiczny, czy też po prostu konkretna powieść, ale to nie powód by próbować dyskredytować jej twórcę w ogóle, a już oskarżanie go o braki warsztatowe na podstawie tego, że pojawiają się w powieści wydarzenia nieprawdopodobne zakrawa na żart!

Zarzucanie realizmowi magicznemu, że jest "magiczny" naprawdę wydaje się być mocno niepoważne. ;-)
Użytkownik: Bohun 23.08.2007 22:07 napisał(a):
Odpowiedź na: >Podejrzewam, że tego typ... | carmaniola
Droga Carmaniolu,
Zauważasz, że zdanie, które przytoczyłaś, nie jest moim określeniem "realizmu magicznego" (a więc nie jest moją jego definicją). Jest podejrzeniem, skierowanym nie tylko pod adresem Marqueza, ale też i innych WSPÓŁCZESNYCH twórców. I dalej znajduje się uzasadnienie tego podejrzenia.
Cieszy mnie, że na tym Forum dominują głosy entuzjastyczne wobec przeczytanych książek. To zachęca innych do czytania. Ale nie możesz zabraniać mi wyrażania swoich opinii krytycznych (jeżeli je uzasadniam). Przecież lektura książek ma nas uczyć krytycyzmu wobec świata, a nie bezkrytycznego przyjmowania róznych opinii, np. bezkrytycznego zachwytu nad pisarzem, zafascynowanym Fidelem Castro.
Byłoby mi miło, gdybyś zamiast chichotania pod moim adresem (zwróć uwagę, że wszystkie trzy akapity Twojego wpisu kończą się "podśmiechujkami") odniosła się merytorycznie do moich zastrzeżeń przedstawionych w moich wcześniejszych komentarzach.
I ja bym może na tym skorzystał i zmienił zdanie o przyjacielu dyktatora Kuby.
Pozdrawiam'
Bohun
Użytkownik: hburdon 23.08.2007 22:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Droga Carmaniolu, Zauważ... | Bohun
A teraz można odnieść wrażenie, że twórczość pisarza oceniasz na podstawie jego sympatii politycznych. Czy to słuszne?
Użytkownik: Bohun 24.08.2007 22:17 napisał(a):
Odpowiedź na: A teraz można odnieść wra... | hburdon
Haniu B., Carmaniolu
życie osobiste twórcy, a zwłaszcza jego wybory moralne, mają dla mnie ogromne znaczenie przy odbiorze jego twórczości. Nie ma to oczywiscie wiele wspólnego z jego warsztatem (i chyba takiego twierdzenia nie sformułowałem?). Lekturę Książek przez duże K traktuję jako jedną z dróg umożliwiających mi znalezienie odpowiedzi na najbardziej fundamentalne, egzystencjalne pytania. Spodziewam się, że pisarz pomoże mi te odpowiedzi znaleźć. Aby tak było musi spełnionych kilka przesłanek. Jedną z nich jest WIARYGODNOŚĆ pisarza. A ta, wiąże się m.in. z jego wyborami moralnymi dokonywanymi w życiu osobistym. Wiarygodny pisarz może zbłądzić, ale powinien się rozliczyć przed czytelnikiem z tych błędów, wyjaśnić je, zadośćuczynić krzywdom itd.
Wybory polityczne są niekiedy wyborami moralnymi.
Jest tak zawsze wtedy, gdy pisarz aktywnie popiera reżim totalitarny.
Haniu, Carmaniolu, czy nie ma dla Was żadnego znaczenia przy odbiorze dzieł Martina Heideggera czy Leni Rifenstahl ich postawa wobec nazizmu? Czy nie wstrząsnęla Wami informacja, że Gunter Grass służył w Waffen SS? Czy "Blaszany bebenk" jest nadal tą samą książką po ujawnieniu tej informacji, skrywanej przez pisarza przez pół wieku? To samo pytanie mozna zadać przy lekturze wszystkich polskich twórców ukąszonych jadem komuznizmu (w tym, m.in. przy zaznajamianiu się ze - skądinąd bardzo sympatycznymi - wierszykami Naszej Noblistki).
Stąd moje obiekcje wobec Marqueza (obok wielu innych).
Oczywiście zakładam, że zbrodnie Fidela Castro na Kubie są Wam znane, bo że wie o nich Marquez, to chyba jest oczywiste?
Z wyrazami szacunku?
Bohun
Użytkownik: Bohun 25.08.2007 21:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Haniu B., Carmaniolu życ... | Bohun
Ostatni znak zapytania nie był moja intencją.
Tym niemniej bardzo, bardzo przepraszam za powstałą z mojej winy (bo nie sprawdziłem dokładnie tekstu przed wysłaniem) absolutnie niezamierzoną niegrzeczność.
Gorąco pozdrawiam
Bohun
Użytkownik: hburdon 25.08.2007 22:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Haniu B., Carmaniolu życ... | Bohun
Odpowiem krótko: nie, życie osobiste pisarza zupełnie nie wpływa na mój odbiór dzieła. Po pierwsze, nie mam zamiaru lustrować autora każdej czytanej książki (a dlaczego miałabym stosować represje tylko w stosunku do tych, o których przypadkiem coś wiem?). Po drugie, absolutnie nie oczekuję, żeby ktoś rozliczał się przede mną z błędów - zanim zacznę rzucać kamieniami, wyjmę najpierw belkę z własnego oka, że to tak metaforycznie ujmę. Mogę się bawić w recenzowanie książek, od sądzenia ludzi są wyższe niż ja instancje.
Użytkownik: Bohun 28.08.2007 21:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Odpowiem krótko: nie, życ... | hburdon
Już dawno temu chodziłem do szkoły. W liceum miałem świetną polonistkę. Omawiając wieszczów najpierw "wałkowaliśmy" ich życiorysy. Dokładnie. Wiedziałem, że Mickiewicz (a może Mickiewiczius?) zachował się niejednoznacznie po aresztowaniu w Wilnie i uniknął surowszej kary prawdopodobnie w zamian za jakieś ustępstwa wobec carskiego reżimu. Postawa wieszcza w czasie powstania listopadowego też pozostawia wiele do życzenia. Itd. Czy to była lustracja? Albo czy w ten sposób sądziliśmy Mickiewicza? Czy rzucaliśmy w niego kamieniem? Czy Ty zanim przeczytasz lub po przeczytaniu jakieś ważnej książki nie interesujesz się jej autorem? Czy to też jest lustracja albo sądzenie ludzi? Rozumiem lustracyjne uczulenie całego społeczeństwa, ale nie dajmy się zwariować! Życie i twórczość człowieka stanowią integralną całość. Nie da się tego oddzielić. Czy przy lekturze "Potegi smaku" albo "Przesłania pana Cogito" postawa autora tych wierszy w czasach stalinowskich na prawdę Cię nie interesowała?
Nie wierzę.
Z wyrazami szacunku
Bohun
Użytkownik: hburdon 28.08.2007 21:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Już dawno temu chodziłem ... | Bohun
To, czy mnie interesowała, czy nie, jest bez znaczenia. Nie wpłynęła na mój odbiór utworu, to jest istotne. Czy naprawdę omawiając w liceum "Dziady" mówiliście: "byłby to świetny dramat, gdyby nie to, że napisał go ten przyjaciel caratu"?
Nie wierzę.
Użytkownik: Bohun 29.08.2007 12:41 napisał(a):
Odpowiedź na: To, czy mnie interesowała... | hburdon
Czemu sprowadzasz kwestie do absurdu?
Nie mówiliśmy w szkole - "Mickiewicz wielkim poetą nie był", bo współpracował z caratem i "dał ciała" w 1830 (czy 1831 - już nie pamiętam).
Zarówno na "Dziady" jak i na "Pana Tadeusza" patrzyliśmy przez pryzmat tego, że Mickiwiczius pisząc te utwory miał poczucie winy. Miał świadomość zdrady. Znajomość tego kontekstu nadaje jego pisarstwu dodatkowej głębi i pozwala lepiej zrozumieć "co autor miał na myśli". Oczywiście, że ta wiedza nie dyskwalifikuje twórczości wieszcza.
W ogóle dziwię się, że trzeba Was (Ciebie, a także Carmaniolę) przekonywać do prawdy elementarnej - nie da się oddzielić autora (i jego wyborów moralnych) od jego dzieła. Twierdząc coś przeciwnego dajecie jedynie świadectwo tego, jakie spustoszenia w głowach społeczeństwa wywołała histeria antylustracyjna. Nie wyobrażam sobie, aby było inne wytłumaczenie dla Waszej tezy.
Moim zdaniem, jest ona (Wasza teza) do obrony tylko w wypadku literatury drugiej kategorii, jakiś romansów czy kryminałów. Może niektórych wierszyków. Ale poważnego dzieła literackiego nie można odbierać bez znajomości różnych kontekstów, a wśród nich biografii autora.
Kolejne przykłady (oczywiście jest ich mnóstwo) potwierdzające mój pogląd, to Rafał Wojaczek i Edward Stachura. Ich życie i ich samobójstwa przypieczętowujące ich twórczość, to właśnie jest źródłem wielkiej popularności obu twórców. "Siekierezeda" napisana przez kogoś o życiorysie Iwaszkiewicza byłaby nie do zniesienia.
A informacje z IPN nt. Kapuścińskiego czy Tomaszewskiego - czy ich dyskwalifikują? W moim przekonaniu - nie. Ale nie mogę tego nie wiedzieć czytając dziś ponownie "Cesarza", czy przypominając sobie mój zachwyt na piękną pantonimą "Syn marnotrawny" Tomaszewskiego. Lepiej rozumiem teraz dziwny smutek bijący z tej pantonimy i z innych dzieł Tomaszewskiego. Ale gorzej znoszę moralizatorstwo Kapuścińskiego. A np. moralizatorstwo Szczypiorskiego jest już dla mnie nie do zniesienia. Zresztą i bez informacji z IPN proza Szczypiorskiego była nie do zniesienia. Jak to sie stało, że jego książki były kiedyś lekturami?!
A Jesienin i Majakowski? Znajomość ich życiorysu w zasadniczy sposób pogłębia odbiór ich wierszy.
ITD
Gorąco pozdrawiam
Bohun
Użytkownik: juka 28.08.2007 22:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Już dawno temu chodziłem ... | Bohun
Mam w takim razie takie pytanie: czy na absolutnie każdy utwór patrzysz przez pryzmat życiorysu autora, tzn. czy np. "Powrót taty" inaczej odebrałbyś nie znając przytoczonych wyżej faktów z życia Mickiewicza, a inaczej odbierasz teraz? Skoro podkreślasz wiarygodność twórcy, to czy np. erotyki Gałczyńskiego nie są dla Ciebie wiarygodne (bo zapewne jego postawę w czasach stalinowskich krytykujesz)? Czy może owa wiarygodność, a raczej jej brak, dotyczy tylko rozbieżności między poglądami głoszonymi w utworach a ich realizacją w życiu samego autora?
Użytkownik: Bohun 30.08.2007 10:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam w takim razie takie p... | juka
Droga juko,

Postawy Gałczyńskiego w czasach stalinowskich nie znam. Ale przy lekturze jego erotyków (też nie znam, ale obiecuję, że się poprawię - czy jakies szczególnie polecasz?), rzeczywiście jego postawa wobec komunizmu miałaby dla mnie małe znaczenie...

Choć niekoniecznie. Gdyby Gałczyński pisał te erotyki w dobie socrealizmu (koniec lat 1940-tych i pierwsza połowa 1950-tych), który zwalczał tego typu "burżuazyjne" treści, wtedy byłoby dla mnie ważne, czy Gałczyński był w partii, czy kolaborował z komunistami, czy publikował te erotyki oficjalnie, czy pisał do szuflady i opublikował je po 1956 roku, czy te erotyki były przejawem jego osobistej odwagi (a więc były wyrazem także pewnej postawy moralnej - jak choćby twórczość Jesienina i Bunina w Rosji radzieckiej) czy też były "licencjonowane".

Natomiast zgodnie z tym co napisałem o nierozdzielności twórcy i jego dzieła oraz o jego wiarygodności, czytając erotyki Gałczyńskiego, chciałbym znać innego rodzaju informacje z jego życia. Czy wiódł życie mnicha czy Casanovy? Czy był homo czy hetero? A może - nie daj Bóg - pedo? Czy w swoich stosunkach z kobietami (sądzę, że był hetero) był tak delikatny, jak (przypuszczam) w swych wierszach, czy też był brutalem? Itd.

W przypadku "Powrotu taty" stosunek Mieckiewicziusa do caratu nie ma znaczenia, ale juz np. ew. informacja, że w życiu osobistym autora zdarzyła sie podobna sytuacja do tej, opisanej wierszu - miałaby znaczenie kapitalne. Utwór zyskiwałby drugie dno.

Jeszcze jeden przykład - płyta Jacka Kaczmarskiego "Świadectwo". Ostatni utwór - "Epitafium dla Włodzimierza Wysokciego. Ostatnie słowa pieśni - "Ja wrócę, gdy zacznie się świt". Gdy wiemy, że to ostatnie wykonanie tego utworu na ostatniej płycie twórcy, który dwa lata później zmarł, odbiór tej pieśni jest zupełnie inny.

Ktoś, kto uznaje konteksty powstania dzieła za nieistotne, jest jak turysta podziwiający hieroglify w Egipcie, ale nie rozumiejący znaczenia napisanych za pomoca tych hieroglifów słów. Można w ten sposób odbierać literaturę, ale wtedy pozbawiamy sie sami wielu przeżyć, które przed nami się odsłaniaja, gdy znamy te konteksty.

A że niekiedy jest tak, że kontekst degraduje dzieło, ukazuje jego fałsz i zakłamanie twórcy? Trudno. Zwykle zresztą ten fałsz i to zakłamanie można dostrzec w dziele i bez znajomości kontekstów. Jest ono widoczne, choć niezrozumiałe. Nieraz miałem taka sytuacje przy lekturze książki, że czytałem jakiś utwór, słyszałem w nim "fałszywą nutę", ale nie znałem przyczyny.

Czasami znajomość tych kontekstów ma działanie odwortne. Nie degraduje lecz podnosi wartość dzieła. Powieść "Mistrz i Małgorzata" przy pierwszej lekturze wydała się pretensjonalna i fragmentami nużąca. Gdy poznałem kontekst (czasy stalinowskie) i życiorys Bułhakowa mój stosunek do tej książki uległ zasadniczemu przewartościowaniu.

Na Twoje ostatnie pytanie odpowiadam więc - tak. Masz rację

Pozdrawiam

Bohun
Użytkownik: juka 30.08.2007 14:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Droga juko, Postawy G... | Bohun
Dziękuję za odpowiedź, rozwiałeś moje wątpliwości. Aczkolwiek pozwolę się nie zgodzić z niektórymi stwierdzeniami:
Oczywiście, że kontekst w poznaniu utworu jest bardzo ważny, ale nie stawiałabym na pierwszym miejscu kontekstu biograficznego (co, mam wrażenie, Ty czynisz). W przypadku niektórych tekstów dużo ważniejszy jest kontekst np. historyczny, literacki, filozoficzny czy społeczny. Jeśli autor napisał utwór w duchu sentymentalizmu, to wpisuje się on w określoną konwencję i wcale nie znaczy, że prywatnie ten autor musi być czułostkowy i egzaltowany.
Poza tym nie można utożsamiać autora z narratorem czy bohaterem. Jeszcze dobitniej widać to w poezji: "ja" liryczne a autor to bardzo często dwie różne osoby, ich poglądy, przeżycia nie muszą być tożsame i nie ma w tym, moim zdaniem, żadnego braku wiarygodności. Oczywiście, gdyby ktoś w życiu prywatnym był chamem i prostakiem, a wydał "Podręcznik savoir vivre,u", to byłby ewidentny dysonans. Natomiast w przypadku przywoływanego przykładu z erotykami już jest inaczej. Autor erotyków niekoniecznie pisze o sobie, nawet używając 1. osoby.
"Lubię z blachy twego kubka
Pić herbatę gorzką, pani -
Lubię głaskać twego szczura,
Gdy się do mych nóg przyczołga" - to mówi podmiot liryczny wiersza Grochowiaka, ale przecież to nie znaczy, że tak zachowywał się sam Grochowiak.
Piszesz, że interesowałoby Cię, czy autor w życiu był tak delikatny jak w wierszach. A jeśli nie, to czy te wiersze już nie są wiarygodne? Czy ktoś, kto nie przeżył miłości nie może o tej miłości wiarygodnie napisać? Czy w takim razie autor może pisać tylko o tym, co przeżył, widział, czuł? To co z twórczością S-F, fantasy itp.?
Wydaje mi się, że traktujesz wypowiedź literacką jako odbicie osobistych poglądów autora, a to się sprawdza np. w esejach czy felietonach, ale już w beletrystyce niekoniecznie.
Użytkownik: Bohun 30.08.2007 18:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję za odpowiedź, ro... | juka
Droga juko,

"nie można utożsamiać autora z narratorem czy bohaterem" - Oczywiście!

"Czy ktoś, kto nie przeżył miłości nie może o tej miłości wiarygodnie napisać?" - A Twoim zdaniem może? Będzie to wiarygodne? A moralizatorstwo kogoś, kto w prywatnym życiu był kapusiem jest wiarygodne (przypadek Szczypiorskiego)?

"Czy w takim razie autor może pisać tylko o tym, co przeżył, widział, czuł? To co z twórczością S-F, fantasy itp.?" - S-F to tylko kostium. Zachowania ludzi, ich reakcje, emocje, uczucia, imponderabilia - o prawdę i szczerość dotyczącą tych sfer mi idzie.

"Wydaje mi się, że traktujesz wypowiedź literacką jako odbicie osobistych poglądów autora" - dialogi czy poglądy postaci literackich oczywiście nie są tożsame ze słowami i poglądami autora. Ale dzieło jako całość jest wyrazem pewnej idei (światopoglądu, postawy) twórcy. A ja chcę wiedzieć, czy autor jest wobec mnie szczery. Im książka jest dla mnie ważniejsza, tym ta ta prawda ma dla mnie większe znaczenie.

Pozdrawiam

Bohun
Użytkownik: juka 30.08.2007 20:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Droga juko, "nie ... | Bohun
Jeśli chodzi o moralizatorstwo - zgadzam się (dlatego m.in. podałam przykład z podręcznikiem dobrego wychowania), natomiast w kwestii wiarygodnego przedstawiania uczuć - nie.
Uważasz, że ktoś, kto nie przeżył miłości nie może o tej miłości wiarygodnie napisać. Potem piszesz: "Zachowania ludzi, ich reakcje, emocje, uczucia, imponderabilia - o prawdę i szczerość dotyczącą tych sfer mi idzie". Czyli, jeśli pisarz nie przeżył np. uczucia porzucenia, nie może o tym wiarygodnie napisać, jeśli nie jest staruszkiem, to nie opisze wiarygodnie przeżyć wewnętrznych staruszka? Autor - mężczyzna nie będzie w stanie przedstawić psychiki kobiety? Czyli właściwie, idąc tym tropem, powinien tworzyć postaci złożone tylko z jego osobistych doświadczeń i przeżyć?
I jeszcze jedno: "Ale dzieło jako całość jest wyrazem pewnej idei (światopoglądu, postawy) twórcy". Na pewno, tylko nie zawsze tę ideę wszyscy odczytają czy zinterpretują tak samo. Nie mówię tu oczywiście o np. powieściach tendencyjnych, bo w nich nie ma się co zastanawiać nad poglądami twórcy, w zasadzie są one jasne od początku. Mówię o dziełach wielkich, których interpretacja bywa niejednoznaczna, ale chyba dlatego właśnie są wielkie, że zadają pytania i prowokują do myślenia. Ba, nawet całkiem prosta historia może wzbudzać skrajne emocje: wystarczy poczytać w Biblionetce dyskusję pod recenzją "Buszującego w zbożu" - do której też zresztą wtrąciłam swoje trzy grosze:) - a wydawało mi się wcześniej, że interpretacja tej książki jest bardzo jednoznaczna. A skoro tak różny jest jej odbiór, dochodzimy do pytania: co autor miał na myśli? (notabene nigdy się z tym tak znienawidzonym pytaniem nie spotkałam, choć w szkole spędziłam i spędzam sporo czasu).
Zgadzam się, że im książka jest dla nas ważniejsza, tym większej wiarygodności żądamy od autora, dokładniej analizujemy jego słowa, jesteśmy jakby bardziej czujni. Czytając prosty kryminał niekoniecznie zastanawiamy się nad poglądami autora na temat kary śmierci, bo nie to jest tu najważniejsze. Ale jeśli pisarz przemawia do nas z pozycji mędrca, to na pewno ważna jest jego prywatna postawa.
Użytkownik: carmaniola 24.08.2007 13:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Droga Carmaniolu, Zauważ... | Bohun
Drogi Bohunie, nie zabraniam Ci w żadnym miejscu wyrażania Twoich opinii (krytycznymi bym ich nie nazwała). Nie przeszkadza mi również w żadnej mierze fakt, że Tobie książka się nie podobała. O gustach się nie dyskutuje, jak sam gdzieś słusznie zauważyłeś. Natomiast śmieszy mnie właśnie to, że w oparciu o swoje gusta silisz się na wydawanie opinii o wartości literackiej książki i jakości warsztatu twórcy (rozszerzając to dodatkowo na wszystkich innych twórców, którzy tworzą powieści w konwencji realizmu magicznego, a których to powieści nie czytałeś i nie znasz!!!).

Podkreślę raz jeszcze – robisz to, nie w oparciu o ocenę tego JAK została powieść napisana, ale w oparciu o treść, która Ci nie przemawia po prostu do wyobraźni. A jedno z drugim nie ma nic wspólnego!

Dlatego też trudno odnieść się do Twoich zarzutów, które nie są zarzutami, ale informacją o Twoim osobistym odbiorze ukształtowanym w oparciu o TWOJĄ wyobraźnię, TWOJE doświadczenia życiowe i TWOJĄ wiedzę. To nie są argumenty!

Jedyne co mogę, to spróbować przedstawić Ci to, jak ja tę powieść odbieram w kontekście tego co sam napisałeś. Ale to może już bezpośrednio pod Twoim tekstem i nie w tej chwili.

PS. A już najmniej wspólnego z jakością warsztatu ma to, kto z kim się przyjaźni.
Użytkownik: Bohun 28.08.2007 21:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Drogi Bohunie, nie zabran... | carmaniola
Carmaniolu,
"śmieszy mnie właśnie to, że w oparciu o swoje gusta silisz się na wydawanie opinii o wartości literackiej książki i jakości warsztatu twórcy"
Moje podejrzenie, że "magiczne" wstawki w rzeczywistości ukrywają braki warsztatowe twórcy było dygresją, sentencją, wyrazem pewnego ogólnego przekonania odnoszącego się niekoniecznie do Marqueza.
Poza tym wyraziłem kilka konkretnych zarzutów pod adresem Marqueza, w którym wyjaśniłem, dlaczego jego literatura mi się nie podoba.
Oceniam subiektywnie - tak jak Ty i jak każdy z nas. Jak inaczej można oceniać literaturę?
"To nie są argumenty!"
To znaczy, że wszelka dyskucja o literaturze (czy szerzej - o kulturze) jest niemożliwa, skoro argumenty "subiektywne" odrzucimy a "obiektywnych" nie ma.
Wg mnie, to kto się z kim przyjaźni nie ma znaczenia dla jakości warsztatu twórcy (i takiej tezy nie postawiłem), ale ma znaczenie dla odbioru jego dzieła.
Chętnie przeczytam Twoje subiektywne odniesienie sie do prozy Marqueza w kontekście moich uwag.
Może Marquez przestanie mnie nużyć i znajdę w tej literaturze coś, co innych tak podnieca...
Pozdrawiam
Bohun
Użytkownik: carmaniola 29.08.2007 10:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Carmaniolu, "śmiesz... | Bohun
>Moje podejrzenie, że "magiczne" wstawki w rzeczywistości ukrywają braki warsztatowe twórcy było dygresją, sentencją, wyrazem pewnego ogólnego przekonania odnoszącego się niekoniecznie do Marqueza.

No i właśnie o to chodzi! Co wspólnego ma magia z warsztatem?! I na jakiej podstawie wyciągasz tak daleko idące wnioski?!
Widać mamy odmienne pojęcie na temat „warsztatu pisarskiego”, który dla mnie był zawsze tym „JAK”, a nie „O CZYM”. Cóż… być może się mylę...

>Poza tym wyraziłem kilka konkretnych zarzutów pod adresem Marqueza, w którym wyjaśniłem, dlaczego jego literatura mi się nie podoba.

I powtórzę jeszcze raz, może wyraźniej: To nie są argumenty dotyczące warsztatu pisarskiego Garcii Marqueza. To są argumenty dotyczące treści książki i Twojego subiektywnego odbioru. Z jakością warsztatu pisarza nie mają nic wspólnego.

>To znaczy, że wszelka dyskucja o literaturze (czy szerzej - o kulturze) jest niemożliwa, skoro argumenty "subiektywne" odrzucimy a "obiektywnych" nie ma.

Oczywiście, że dyskusja taka jest możliwa. Zarówno na temat ODBIORU dzieła, jak i jego WARTOŚCI LITERACKIEJ. Pod warunkiem, że argumenty przytaczane przez strony będą dotyczyły tego samego. Jeśli ktoś pisze o subiektywnym odbiorze uznając go za podstawę do oceny warsztatu literackiego – to ja odpadam.

>Wg mnie, to kto się z kim przyjaźni nie ma znaczenia dla jakości warsztatu twórcy (i takiej tezy nie postawiłem), ale ma znaczenie dla odbioru jego dzieła.

Dla mnie biografia twórcy nie ma najmniejszego znaczenia przy odbiorze jego dzieła. Powieść, poezja to twory, które żyją swoim własnym życiem i jako takie je odbieram. Nie widzę najmniejszego powodu, by dyskryminować dzieła tylko dlatego, że jego twórca nie wykazuje się aktualnie wymaganą poprawnością polityczną.

>Może Marquez przestanie mnie nużyć i znajdę w tej literaturze coś, co innych tak podnieca...

Wątpię, czy proza Garcii Marqueza przestanie Cię nużyć. To właśnie ten subiektywizm. Jednym odpowiada, a innym nie. I wartość literacka dzieła nie ma tu nic do rzeczy. Najpiękniej napisana książka nieodpowiadająca naszym osobistym potrzebom nie wywoła w nas euforii. Co wcale nie znaczy, że nie jesteśmy w stanie dostrzec jej walorów artystycznych. A w każdym razie nie należy mieszać jednego z drugim i nadawać temu wspólnego mianownika.

Pozdrawiam.
Użytkownik: Bohun 29.08.2007 12:51 napisał(a):
Odpowiedź na: >Moje podejrzenie, że "ma... | carmaniola
Przypomina mi się taki skecz Edwarda Dziewońskiego pt. "Sęk". Jeden Żyd dzwoni do drugiego i na mawia go na jakiś interes. Ten drugi jest zaspany, niewiele rozumie z tego co mówi ten pierwszy. Więc gdy nagle pada zwrot "W tym sęk, żeby Rozenzweigowa umarła" uczepia się tego sęka i reszta rozmowy jest już o tym sęku. Podobnie jest z Tobą - "uczepiłaś się" mojej dygresji nt. prawdopodobnego związku między "magicznością" a warsztatem twórcy i wszystkie moje krytyczny uwagi dotyczące Marqueza sprowadziłaś do jednego (w mojej wypowiedzi stanowiącego dygresję) stwierdzenia (w mojej wypowiedzi było to sformułowanie mniej stanowcze - to było przypuszczenie).
"Ja cofam ten sęk! Ja cofam wszystkie sęki na świecie".
Proszę, odnieś się - jeżeli możesz - do innych moich zastrzeżeń nt. Marqueza.
Z wyrazami szacunku
Bohun
Użytkownik: carmaniola 29.08.2007 15:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Przypomina mi się taki sk... | Bohun
Ciekawe, bo mnie ten sam skecz na myśl przychodzi, tylko w odniesieniu do Ciebie.

Nie uczepiłam się, to po pierwsze, tylko odniosłam do tego konkretnego fragmentu wypowiedzi, bo nie znalazłam NIGDZIE w Twoim tekście o książce podstaw do jego sformułowania - WSZYSTKIE stwierdzenia w nim zawarte odnoszą się li tylko do Twojego odbioru jej zawartości. Ty jednak stwierdziłeś, że uzasadniasz tę tezę/podejrzenie, czy też jak ją obecnie nazywasz "dygresję". Gdzie? Zresztą, mniejsza z tym, bo inaczej nie dojdziemy do ładu...

Cieszę się zatem, że cofasz te "sęki" i teraz możemy pogadać o odbiorze.;-)
Do Twoich uwag na temat ksiązki zawartch w tekście odniosłam się bezpośrednio pod nim.
Użytkownik: anndzi 24.09.2007 09:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Mea culpa - rzeka Magdale... | Bohun
"Zwroty akcji są na porządku dziennym. Np w początkowym fragmencie książki bohaterka ze swym mężem w ogóle nie współżyje fizycznie. Dwadzieścia stron dalej wyjeżdżają do Paryża i tam odbywają codzienne stosunki seksualne. Dwadzieścia stron dalej ta sama para wraca do Panamy i w ogóle ze sobą nie współżyje!"

Nadal nie rozumiem co w tym dziwnego. Wszak bez zwrotów akcji książka byłaby przynudnawa, prawda? Nie wiem też co jest dziwnego w tym, że para raz ze sobą współżyje, a raz nie.

Mistrzostwo narracji Marqueza polega właśnie na tym, że dialogów jest jak na lakarstwo, a jednak pisarz umie tak poprowadzić opowieść, że trudno się od niej oderwać.

"Postacie i sytuacje psychologicznie nie są prawdopodobne."
"Inny przykład to jedzenie kwiatów róży (nie jednego płatka, ale wielu kwiatów!) przez zakochanego chłopaka. To i tak dobrze, bo w "Stu latach..." jedna z postaci zjadała tynk ze ściany (co całkowicie mnie wkurzyło i odłozyłem tę książkę)."

Przecież piszesz, że jest to realizm magiczny, więc tak to być musi;)



Użytkownik: carmaniola 29.08.2007 12:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Dla mnie za dużo tutaj sz... | Bohun
>Dla mnie za dużo tutaj szczegółów gastrycznych (Márquez wyraźnie ma z tym problem).

A myślałeś, że jaka jest starość? Śliczna i idylliczna? Możemy oczywiście zamknąć oczy na starzejące się, brzydkie ciało i nurzać się w pięknie duchowym, ale to w niczym nie zmieni faktu, że ten starzejący się organizm piękny nie jest; wraz z wiekiem „wysiada” i krążenie, i trawienie. I to nie jest jakiś poboczny dylemat – to problem, z którym starzy ludzie mają do czynienia na co dzień i jest on w ich życiu równie istotny jak wielkie ideały. (Najmłodsza z bohaterek – Fermina – ma ponad 70 lat!)

>Np. jedną z kochanek, która - podobnie jak bohater - miała zatwardzenia, nasz Casanova pieścił w ten sposób, że oboje robili sobie wspólnie... lewatywy.

Nie wiem, o który fragment chodzi, ale jestem przekonana, że pisarz nie wspominał „lewatywy” w kontekście pieszczot seksualnych.
Pisał właśnie o czymś, co dla mnie jest bardzo piękne – wzajemne uczucie dwojga ludzi jest tak głębokie, ich przywiązanie i czułość tak wielkie, że są w stanie przekroczyć granice obrzydzenia dla słabości i brzydoty ciała kochanka i z równym zaangażowaniem jak kiedyś się kochali, wyświadczać sobie wzajemnie przysługi, które są daleko bardziej intymne niż seks. I dlatego też wymagają czegoś więcej niż tylko zauroczenia młodym i pięknym ciałem. Dla mnie właśnie najpiękniejsze są te momenty, w których Garcia Marquez przedstawia jak Fermina pielęgnuje zniedołężniałego dr Urbino.

>W pewnym momencie pada też celna myśl, że ogół ludzi dzieli się na tych, co mają zatwardzenia i tych, co mają rozwodnienia. Ludzie należący do jednej z tych kategorii mają przeciwne charaktery i cechy osobowościowe niż ci należący do drugiej!

Jak ktoś bierze żartobliwe stwierdzenie, nie odbiegające zresztą daleko od prawdy, za złotą myśl… ;-)
Garcia Marquez pisze o żywych ludziach i oddając jakąś postać dopasowuje do niej również język i sposób myślenia – czerpiąc często z języka potocznego. I w naszym społeczeństwie funkcjonuje powiedzenie: „Jak nie urok, to sraczka” - to też wg Ciebie „głębokie” przemyślenia?

>W książce aż roi się od tego typu przemyśleń i tego typu szczegółów. Słowo "kurwa" pada często (choć nie tak często jak w filmach Pasikowskiego).

Trudno żeby nie padało w środowisku, które związane jest z domami publicznymi. Szczególnie w krajach Ameryki Południowej i kultu „macho”.

>Zwroty akcji są na porządku dziennym. Np w początkowym fragmencie książki bohaterka ze swym mężem w ogóle nie współżyje fizycznie.

W początkowym fragmencie Fermina Daza i dr Urbino mają po ok. 70 i 80-lat!
Nie ma co oczekiwać by osoby w tym wieku wykazywały się temperamentem dwudziestolatków. Tym bardziej, że żyli w tym związku przez tyle lat, że trudno się dziwić temu, że wzajemna fascynacja ciałem (przecież brzydkim i nieatrakcyjnym) stopniowo w nich wygasła.

>Dwadzieścia stron dalej wyjeżdżają do Paryża i tam odbywają codzienne stosunki seksualne.

Dwadzieścia stron dalej cofamy się w czasie. Czyżby dziwił Cię żar i namiętność dwojga, dopiero co, poślubionych sobie ludzi?

>Dwadzieścia stron dalej ta sama para wraca do Panamy i w ogóle ze sobą nie współżyje!
Czyta się to tak, jakby autor zależnie od humoru (albo zależnie od tego, czy ma akurat zaparcie, czy rozwodnienie) te same osoby raz przedstawiał jako "seksmaszyny", a innym razem jako zimnych Skandynawów.

Ominę tę Panamę.
Po powrocie państwo młodzi zamieszkują u zwariowanej teściowej i ciotek dewotek, które zdominowały życie młodych. Trudno by takie środowisko wpływało pozytywnie na związek. Narastające napięcia, wzajemna niechęć i pretensje nie są dobrym afrodyzjakiem.

Ich wzajemna bliskość i tak bulwersujące Cię „gorące zbliżenia” wracają z całą swoją mocą, gdy młodzi małżonkowie uwalniają się od przytłaczającego ich nadzoru. Nie bardzo rozumiem co Cię tu dziwi?!

>Prawdopodobieństwo psychologiczne takiej sytuacji jest znikome,

Wręcz przeciwnie.
Użytkownik: Bohun 31.08.2007 16:36 napisał(a):
Odpowiedź na: >Dla mnie za dużo tutaj s... | carmaniola
Droga Carmaniolu,
zgadzam się, że można to tak tłumaczyć, jak Ty to czynisz.
Jednak w niektórych fragmentach Twoja interpretacja "pęka w szwach".
Problemy z zatwardzeniem ma Florentino Ariza, gdy jest nastolatkiem a nie starcem (choc pewnie na starość się one u niego nasiliły) - jest to u niego stan permanenty (strona 70 wydania w kolekcji "Dziennika"); gdy zakochał się w Ferminie dostał rozwodnienia (strona 80 tego samego wydania; a swoją drogą nie uświadamiamy sobie tego, że przeczyszczenie jest paradoksem, bo "i rzadko i często :)" ); potem zatwardzenia wróciły (nie mogłem znaleźć tego miejsca "z lewatywami" w książce, ale o ile pamiętam była to jednak forma pieszczot Florentino z jedną ze swoich licznych kochanek).
Oczywiście można i te fragmenty książki zinterpretować równie wzruszająco i logicznie, jak Ty to uczyniłaś.

Odnoszę jednak wrażenie, że przy tak "życzliwej" interpretacji w żadnej książce nie dopatrzymy się niespójności. Autor może więc pisać co mu ślina na język przyniesie patrząc w sufit, a życzliwy czytelnik już sobie potrafi to zinterpretować i wytłumaczyć tak, aby fabuła była prawdpopodobna i wzruszająca.
Wybacz, znowu pozwolę sobie na dygresję (nie bacząc na niedawne problemy "z sękiem") - ze współczesną literaturą (mam na myśli zwłaszcza Gombrowicza, ale może tez troche i Marqueza z tym jego "realizmem magicznym") jest często tak, jak z Białym Obrazem w "Sztuce" Yasminy Rezy. Pewien gość kupuje za duże pieniądze obraz przedstawiający białe nic w ramach. Poniewaz jednak autor obrazu to znany współczesny malarz, więc nabywca Białego Obrazu jest przekonany, że zrobił świetny interes a obraz z czasem będzie nabierał wartości. Jego kolega konserwatywnie nastawiony do sztuki wyśmiewa go, stwierdzając niczym chłopczyk w baśni Andersena - "Tam nic nie ma" ("Król jest nagi"). Na co ten zwolennik sztuki nowoczesnej mówi, że na tym Białym Obrazie widzi piękne białe góry, po których jeżdżą na nartach biali ludzie, widoczne jest białe słońce i białe niebo - fanastyczny pejzaż. Trzeba na niego tylko "życzliwie" spojrzeć. Byc może problem z Marquezem tkwi we mnie - nie chcę na jego twórczość spojrzeć życzliwie.
Gorąco Cię pozdrawiam. Miło było porozmawiać
Bohun
PS
Dzieki, że odpuściłaś mi tę Panamę - już się za nią publicznie pokajałem :)
Użytkownik: carmaniola 01.09.2007 21:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Droga Carmaniolu, zgadza... | Bohun
Nie znasz się Serduszko! Miłość jest jak cholera. ;-)

Pozdravki! :-)
Użytkownik: naufraga 03.08.2009 20:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Dla mnie za dużo tutaj sz... | Bohun
A ja właśnie z tym spojrzeniem na "szczegóły gastryczne" się zgadzam-jest ich zbyt wiele, czasami posunięte wręcz do obscenizmu. Czy tło powieści powinno zebrać ich aż tyle?..nie sądzę.I ten podział na: mających problemy z wypróżnieniem i tych szczęśliwców,którzy takowych nie mają - choć on akurat brzmi tutaj ,jak świetny dowcip. Sporo ironicznych przemyśleń udało się Marquezowi podsunąć czytelnikowi gotowych -" podanych na tacy".Moje ulubione:" Po dziesięciu latach małżeństwa kobiety mają okres nawet trzy razy w tygodniu",czy " Miłość duszy od pasa w górę, miłość ciała od pasa w dół".
Zachwyciło mnie jedno,po wysokich lotów przenośniach, opisach ,od których taje serce, a z mózgu robi się budyń-nagle buch!opis rynsztoka,przekleństwa, czy szczegóły fizjonomii tak obleśne,że kontrast ten powala czytelnika...i trzeba czasu na dojście do siebie.Czas- to znowu pewna dominanta kompozycyjna o niezwykłym tu wykorzystaniu,mnie wydała się zbyt zagmatwaną. O tym, że jest to niezwykła książka o miłości-nawet nie dyskutuję,to zbyt oczywiste. Jedno cieszy mą duszę-wszystko jeszcze może się zdarzyć...
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: