Dodany: 17.11.2011 00:01|Autor: paren

Książki i okolice> Konkursy biblionetkowe

2 osoby polecają ten tekst.

"BAŁKANY w LITERATURZE" - KONKURS nr 131


Przedstawiam Wam przygotowany przez Natii konkurs „BAŁKANY w LITERATURZE”:




Dla postronnego obserwatora Bałkany często wydają się niezwykle skomplikowaną zagadką. Istnienie tego regionu geograficznego, zamieszkanego przez siedem głównych narodowości mówiących różnymi językami, zwykle docierało do świadomości ludzi Zachodu tylko wtedy, gdy stawał się on sceną wojen lub aktów przemocy.

Barbara Jelavich
Historia Bałkanów. Wiek XVIII i XIX




Kochani, tym konkursem chciałabym Wam (i sobie) pomóc rozwiązać tę bałkańską zagadkę. Chciałabym skierować Waszą świadomość w kierunku niezwykle ciekawej historii Bałkanów, która nie ogranicza się tylko do wojen. Chciałabym, byście dzięki tym fragmentom zanurzyli się w bałkańskiej atmosferze i poczuli to, co ja czuję, kiedy myślę o Bałkanach – chęć rzucenia wszystkiego i wybrania się tam już! teraz! w tej chwili!


Bo Bałkany czarują.


Jeśli przeczytaliście temat konkursu i pomyśleliście: „Nic nie wiem o literackich Bałkanach!” – nie bójcie się, wiecie więcej, niż myślicie. Bałkany przewijają się w bardzo wielu książkach i na pewno wielokrotnie spotkaliście się z nimi podczas lektury. Jeśli chodzi o konkursowe fragmenty – dużą część z tych książek czytałam i znajdują się one w moich ocenach. Na inne można trafić, szperając w moim profilu. ;-) Zdaję sobie sprawę, że konkurs może przy pierwszym podejściu wydawać się trochę trudny, ale liczę na to, że podejmiecie to bałkańskie wyzwanie i będziemy się razem dobrze bawić!


Bałkany czarują, ale ich historia – jak historia każdego regionu – poza jasnymi kartami posiada też te ciemniejsze. Nie można mówić o Bałkanach tylko w kontekście ostatniej wojny, ale nie można też mówić o Bałkanach, pomijając temat wojny. Dlatego nawiązujące do niej fragmenty również się tutaj znalazły, ale starałam się, żeby była ich zdecydowana mniejszość.


Podpowiedzi. Na wyraźne życzenie w mailu informuję, jakie dusiołki i autorów znacie. Poza tym – również na wyraźne życzenie – mogę udzielić w mailu jednej podpowiedzi do każdego fragmentu (nie chcę nikogo uszczęśliwiać na siłę, stąd te „wyraźne życzenia”). Jak najbardziej dopuszczam podpowiedzi (tylko nie czołgi!) na forum. :-)


A teraz przejdźmy do formalności: punktacja tradycyjna, czyli 1 punkt za autora i 1 punkt za książkę, a więc łącznie można uzyskać 48 punktów. Odpowiedzi proszę wysyłać na adres [...] do 27 listopada włącznie (czyli do 23:59). W temacie pierwszego maila proszę wpisać „konkurs” oraz swój stały nick – a następnie odpowiadajcie proszę w tym samym wątku, czyli zawsze klikając „odpowiedz nadawcy”. :-)


WAŻNE!

Odpowiedzi nie zamieszczamy na forum – wysyłamy je mailem!





FRAGMENTY KONKURSOWE


Bałkany są regionem mitycznym (...). Tak jak tereny śródziemnomorskie można nazwać kolebką historii ludzkości, to samo można powiedzieć o Bałkanach. Chciałbym podkreślić, że nie jest to region samych nieszczęść, lecz również przestrzeń, w której pulsują silne tradycje, które ukształtowały kulturę europejską. Bałkanów nie należy łączyć koniecznie z czymś negatywnym, nawet gdy słowo „bałkanizacja” każe nam myśleć o samobójczej wojnie.

Krležas wilder Sohn: Interview mit Slobodan Šnajder



1.

Geografowie z reguły przyjmują, że półwysep ma wyraźne granice, gdyż ze wschodu, południa i zachodu oblewa go morze, zatem skupiają się w swoich sporach na granicy północnej i północno-zachodniej. W tym właśnie miejscu wchodzą do ich dyskusji kryteria historyczne i kulturowe, chociaż są one często ukrywane pod płaszczykiem kwestii czysto geograficznych.
(...)
Geografowie standardowo rozróżniają definicję geograficzną sensu stricto, sformułowaną na podstawie cech fizycznych, i drugą, stworzoną w celach bardziej praktycznych. Pierwsza z nich zakłada jako bezdyskusyjne granice od wschodu, południa i zachodu – Morze Czarne, morze Marmara, morza: Egejskie, Śródziemne, Jońskie i Adriatyckie. Najczęściej przyjmuje się, że granica północna bierze początek przy ujściu rzeki Idrijca w Zatoce Triesteńskiej, biegnie wzdłuż południowo-wschodniego podnóża Alp Julijskich i spotyka się z Sawą i Dunajem. Dlatego niektórzy geografowie uznają za bałkańskie – oprócz Albanii, Bułgarii, Grecji i wszystkich krajów byłej Jugosławii – jedynie dobrudzką część Rumunii i europejską część Turcji. Inni, mając świadomość, że granice geograficzno-polityczne nie zawsze pokrywają się z fizycznymi, są skłonni dołączyć całą Rumunię (czasami nawet Mołdawię), ale wykluczają Turcję. Większość historyków wybiera to drugie, zasadniczo polityczne podejście, a dodatkowo bierze pod uwagę zagadnienia historyczne i kulturowe. Z reguły dotyczą one historii Grecji, Bułgarii, Albanii, byłej Jugosławii i Rumunii.



2.

Jeszcze będąc w Londynie odwiedziłem Muzeum Brytyjskie, gdzie przestudiowałem wszystkie znajdujące się tam książki i mapy dotyczące Transylwanii; zakładałem bowiem, iż podczas spotkania z tamtejszym szlachcicem przydadzą mi się chociażby podstawowe wiadomości o jego ojczyźnie. Dowiedziałem się, że cel mojej podróży znajduje się na pograniczu Transylwanii, Mołdawii i Bukowiny, w samym sercu Karpat – w jednym z najdzikszych i najmniej znanych zakątków Europy. Nie natrafiłem jednakże na żadną mapę, ani na żadną książkę, ani w ogóle nic, co by mi pomogło bliżej zlokalizować zamek hrabiego X. Dowiedziałem się tylko tyle, iż miasto Bystrzyca (w pisowni oryginalnej „Bistrica”), które hrabia X podaje jako ostatnią pocztę, znane jest szeroko i daleko.
W tym miejscu pragnę zanotować kilka uwag, które odświeżą pamięć, gdy będę M. opowiadać o mojej podróży.
W skład mieszkańców Transylwanii wchodzą przedstawiciele czterech różnych narodów: na południu żyją Sasi i zmieszani z nimi Wołosi, którzy są potomkami Draków; na zachodzie Węgrzy, a na wschodzie Sekele. Udaję się do tych ostatnich, którzy twierdzą o sobie, iż są potomkami Attyli i Hunów. Myślę, że jest w tym trochę prawdy, albowiem kiedy w jedenastym wieku ziemie te zdobyli Madziarzy – zastali tu Hunów. Czytałem gdzieś, że w tej karpackiej podkowie przetrwały wszystkie przesądy, jakie wymyślono od początku świata. Jeżeli to prawda, moja podróż zapowiada się ciekawie. (Muszę o to wszystko wypytać hrabiego.).



Komuś, kto nigdy nie widział Bałkanów, jawią się one jako ląd osnuty cieniem tajemnicy.
Tym, którzy je znają, zaczynają wydawać się jeszcze bardziej tajemnicze.


Arthur D. Howden Smith
Fighting the Turk in the Balkans: An American’s Adventure with the Macedonian Revolutionaries

3.

Grecy z epoki homeryckiej nie byli ani pierwszymi, ani jedynymi, którzy zastanawiali się nad losem człowieka po zgonie. Prawie wszystkie plemiona ludzkie zadały sobie – we wczesnej epoce swych dziejów – pytanie, czy świadoma osobowość człowieka może przetrwać po śmierci. Prawie wszystkie odpowiedziały na nie twierdząco. „Ludy sceptyczne lub agnostyczne w tej kwestii – o ile takie w ogóle istnieją – nie są nam znane”, powiedział słynny etnolog James George Frazer. Ze sprzętów domowych znajdowanych w grobowcach wiemy, iż mieszkańcy regionu egejskiego już w epoce neolitu czuli, że ludzka potrzeba pokarmu, napojów, odzieży, a nawet rozrywki – nie ustaje ze śmiercią. Brak podstaw, by sądzić, iż kryły się za tym jakieś teorie o losach pozagrobowych. Na Bałkanach zwyczaj karmienia zmarłych przez rurki pokarmowe – praktykowany równie szeroko, jak w archaicznej Grecji – przetrwał prawie do naszych czasów.



4.

– A co tam się dzieje? – zapytałem, wskazując grupę mężczyzn pracujących na przylegającym do kościółka polu.
Część z nich ciągnęła kłody i wielkie gałęzie drzew, tworząc z nich bardzo pokaźny stos. Inni dźwigali kamienie i układali je wokół sterty.
– Brat Iwan mówi, że to będzie ognisko. Nie spodziewałem się, że czeka nas spektakl przechodzenia przez ogień.
– Przechodzenia przez ogień? – wytrzeszczyła oczy X.
– Tak – odrzekł obojętnie Y. – Czy znacie ten obyczaj? W obecnych czasach rzadko jest już spotykany w Bułgarii, a na pewno nie w tych okolicach. Słyszałem o przechodzeniu przez ogień, ale tylko w rejonach nad Morzem Czarnym. To biedne i zacofane tereny i partia robi wszystko, by naprawić ten stan rzeczy. Jestem przekonany, że niebawem obyczaje takie bezpowrotnie odejdą w przeszłość.
– Słyszałam o tym – powiedziała z przejęciem X. – To pogański obyczaj, lecz na Bałkanach, po przejściu na chrześcijaństwo, przejęła go miejscowa ludność. To nie tyle przechodzenie przez ogień, ile taniec. Cieszę się, że coś takiego zobaczę na własne oczy.



5.

Ta mieszanka bałkańskiego rocka, bałkańskiego wina i bałkańskiej prozy była na tyle ekstrawagancka, że sama Jugosławia w moim umyśle przybierała cechy krainy na poły fantastycznej. Na dodatek ludzie, którzy tam bywali, opowiadali, że wapienne skaliste góry (tak, tak, to właśnie tam kręcono wszystkie filmy o Winnetou) opadają wprost do ciepłego morza. Dla mieszkańca wietrznej i zimnej środkowoeuropejskiej równiny było to nie do pojęcia, zważywszy, że i tu, i tam rządzili komuniści. W końcu komunizm – tak to widziałem – na zawsze miał być przyporządkowany strefie umiarkowanej i nudnej, jeśli idzie o rzeźbę terenu. Właściwie przez pewien czas kusiła moją wyobraźnię prawie tak mocno jak Ameryka. Ameryka jednak była zbyt daleka, zbyt nierzeczywista i do cna wyeksploatowana imaginacyjnie. Co można pomyśleć o Nowym Jorku albo o Kalifornii, skoro tych miejsc dotknęły już wszystkie możliwe myśli? Czy można sobie wyobrazić siebie tam, gdzie w snach podróżują wszyscy? Tymczasem do Jugosławii – sądziłem – nie podróżował prawie nikt. Przynajmniej w snach.



6.

Opuściwszy Jassy, ruszyłem za radą Adriana Poruciuca ku lasom najdalszej rumuńskiej północy – czyli południowej Bukowiny – których ze względu na ich znaczne oddalenie od cywilizacji, podkreślane przez Stokera, Sitwella i innych dawno zmarłych pisarzy, nie dotknęły najgorsze społeczne i ekologiczne skutki komunizmu.
Jak wszędzie na rumuńskiej prowincji ujrzałem stogi siana, furmanki i chłopów w baranicach, lnianych koszulach i czarnych filcowych kapeluszach. Gdzie indziej jednak były to elementy industrialnego pejzażu zdominowanego przez obskurne fabryki i bloki mieszkalne. W Bukowinie składały się na idylliczny obraz Europy początku stulecia. Oprócz rozległych lasów bukowych łagodne wzgórza porastały sosny, brzozy i potężne jodły. Wzdłuż dróg rosły topole i lipy, a na przyległych polach – jabłonie. Wdychając krystaliczne powietrze, wolne od fabrycznych zanieczyszczeń, i błogosławiąc błękitne niebo po dniach ciągłego deszczu, czułem się tak, jakby czarno-biała część mojej rumuńskiej podróży nagle się zakończyła i rozpoczęła następna – w technicolorze.
Południowa Bukowina, wciśnięta między Karpaty a granicę sowiecką, zwykle uchodziła czujnej uwadze Ceauşescu. Kolektywizacji prawie tu nie było i większość ziemi rolnej pozostała w rękach prywatnych. Te czynniki połączone z zamiłowaniem do porządku, odziedziczonym, jak twierdzą miejscowi, po Austriakach, których panowanie skończyło się tutaj dopiero w 1918 roku, sprawiały, że każdy aspekt krajobrazu promieniał dumą własności.
Zamiast betonowych murów ujrzałem świeżo odmalowane drewniane płoty. Długie grzywy koni były przystrojone czerwonymi pomponami. Domy miały ozdobne, rzeźbione nadproża i kute okratowania. Zobaczyłem przemyślnie skonstruowane strachy na wróble i naiwne, przydrożne krucyfiksy pod daszkami, dające świadectwo, jak to ujął Starkie w Raggle-Taggle, „ujmującej, pokornej nabożności, która cechuje tych wieśniaków“.
W czasie kilkudniowej podróży po Bukowinie widziałem tylko dwa traktory; miejscowi chłopi nadal posługują się kosami i motykami. A jednak ze wszystkich regionów tego kraju, które poznałem i miałem poznać w przyszłości, wieś bukowińska z szachownicą pól kukurydzy i ziemniaków wydawała się najbardziej majętna i najmniej zacofana.
(...)
Na szczęście, niewiele się zmieniło. Miałem wrażenie, że lasy Bukowiny istnieją w jakiejś rajskiej pętli czasowej. Dotarłem tutaj pieszo i autostopem (zatrzymując pojazdy, rumuńskim zwyczajem, palcem wskazującym, a nie kciukiem). Autostop w Rumunii nie jest tak ryzykownym sposobem podróżowania, jak gdzie indziej. W tym przypadku szaleństwo Ceaucescu działało na moją korzyść. Mała liczba samochodów, horror jazdy koleją i upadek międzymiastowej komunikacji autobusowej przyczyniły się do powstania nieformalnej, ogólnokrajowej sieci przewozowej. Na rumuńskiej prowincji wszyscy łapią stopa, nawet dzieci i staruszki. Większość kierowców była uprzedzająco życzliwa. Zatrzymywali się nawet wtedy, gdy nie wystawiałem palca, co na zaplanowanych pieszych odcinkach wyprawy wprawiało mnie w niejakie zakłopotanie. Obyczaj nakazywał uiścić opłatę w wysokości około dziesięciu procent należności za przejazd taksówką tą samą trasą. Kiedy jednak kierowcy dowiadywali się, że jestem Amerykaninem w ogóle odmawiali przyjęcia moich lei. Dla Rumunów żyjących z dala od ubitych szlaków spotkanie człowieka z Zachodu, nawet kilka miesięcy po rewolucji grudniowej, wciąż było nowym, egzotycznym doświadczeniem.



Jakieś przeklęte błazeństwo na Bałkanach stanie się zarzewiem kolejnej wojny.

Otto von Bismarck

7.

X. tymczasem jadł.
– No, cóż nowego? – rzekł spokojniejszym tonem pan Y., trącając gościa w kolano.
– Domyślam się, że ci chodzi o politykę – odparł X. – Będzie pokój.
– A po cóż zbroi się Austria?
– Zbroi się za sześćdziesiąt milionów guldenów?... Chce zabrać Bośnię i Hercegowinę.
Ygrekowi rozszerzyły się źrenice.
– Austria chce zabrać?... – powtórzył. – Za co?...
– Za co? – uśmiechnął się X. - Za to, że Turcja nie może jej tego zabronić.
– A cóż Anglia?
– Anglia także dostanie kompensatę.
– Na koszt Turcji?
– Rozumie się. Zawsze słabi ponoszą koszta zatargów między silnymi.
– A sprawiedliwość? – zawołał Y.
– Sprawiedliwym jest to, że silni mnożą się i rosną, a słabi giną. Inaczej świat stałby się domem inwalidów, co dopiero byłoby niesprawiedliwością.
Y. posunął się z krzesłem.
– I ty to mówisz, Z.?... Na serio, bez żartów?
X. zwrócił na niego spokojne wejrzenie.
– Ja mówię – odparł. – Cóż w tym dziwnego? Czyliż to samo prawo nie stosuje się do mnie, do ciebie, do nas wszystkich?... Za dużo płakałem nad sobą, ażebym się miał rozczulać nad Turcją.
Pan Y. spuścił oczy i umilkł. X. jadł.
– No, a jakże tobie poszło? – zapytał Ź. już zwykłym tonem.
Xowi błysnęły oczy. Położył bułkę i oparł się o poręcz kanapy.
– Pamiętasz – rzekł – ile wziąłem pieniędzy, gdym stąd wyjeżdżał?
– Trzydzieści tysięcy rubli, całą gotówkę.
– A jak ci się zdaje: ile przywiozłem?
– Pięćdzie... ze czterdzieści tysięcy... Zgadłem?... – pytał Ź., niepewnie patrząc na niego.
X. nalał szklankę wina i wypił ją powoli.
– Dwieście pięćdziesiąt tysięcy rubli, z tego dużą część w złocie – rzekł dobitnie. – A ponieważ kazałem zakupić banknoty, które po zawarciu pokoju sprzedam, więc będę miał przeszło trzysta tysięcy rubli...
Ź. pochylił się ku niemu i otworzył usta.
– Nie bój się – ciągnął X. – Grosz ten zarobiłem uczciwie, nawet ciężko, bardzo ciężko. Cały sekret polega na tym, żem miał bogatego wspólnika i że kontentowałem się cztery i pięć razy mniejszym zyskiem niż inni. Toteż mój kapitał ciągle wzrastający był w ciągłym ruchu. – No – dodał po chwili – miałem też szalone szczęście... Jak gracz, któremu dziesięć razy z rzędu wychodzi ten sam numer w rulecie. Gruba gra?... prawie co miesiąc stawiałem cały majątek, a co dzień życie.
– I tylko po to jeździłeś tam? – zapytał Y.
X. drwiąco spojrzał na niego.
– Czy chciałeś, ażebym został tureckim Wallenrodem?...



Kiedy stary cesarz Franciszek Józef przyjechał do Sarajewa w roku 1910, uczeń o nazwisku Jeračić postanowił go zabić. Jednak wzruszony wiekiem i kruchością cesarza, rzucił bombę w gubernatora Bośni, nie trafił, po czym sam się zabił. Jeračić został bohaterem, pisano i deklamowano o nim wiersze, i dziesiątki uczniów, między innymi Princip, przysięgało na jego grób, że zostanie pomszczony.

Huber Butler
Pan Pfeffer z Sarajewa

8.

Kupił na dworcu Timesa, a potem usiadł na kamiennej ławce obok łaźni i czytał, czekając na jej otwarcie.
Wiadomość na pierwszej stronie wstrząsnęła nim do głębi.

AUSTRIACKI NASTĘPCA TRONU I JEGO ŻONA
ZGINĘLI Z RĘKI STUDENTA W STOLICY BOŚNI
WCZEŚNIEJ TEGO SAMEGO DNIA MIAŁ MIEJSCE
ZAMACH BOMBOWY
CESARZ POGRĄŻONY W ŻAŁOBIE

Wczoraj w godzinach porannych w Sarajewie, stolicy Bośni, zamordowany został austro-węgierski następca tronu, arcyksiążę Franciszek Ferdynand, wraz ze swą małżonką, księżniczką Hochenberg. Zabójcą okazał się student wyższej uczelni. Z samopowtarzalnego rewolweru postrzelił śmiertelnie książęcą parę, kiedy wracała ona z przyjęcia wydanego na jej cześć w miejskim ratuszu.

(...)
Feliks był oszołomiony. Głęboką radość sprawiał mu fakt, że usunięto kolejnego bezużytecznego pasożyta wywodzącego się z arystokracji, kolejny cios zadany został tyranii; a jednocześnie wstyd mu było, że do uśmiercenia austriackiego następcy tronu okazał się zdolny zwyczajny student, podczas gdy jemu już któryś raz z rzędu nie udaje sie zabić rosyjskiego księcia.



O Bałkanach świat dowiaduje się zwykle wtedy, gdy przemoc sieje strach i niesie zmartwienie. W innych okolicznościach lekceważąco ich nie zauważa.

Geshkof
Balkan Union

9.

Moja historia nie odznacza się niczym szczególnym. Byłam zwykłym, bystrym dzieckiem, wychowanym w typowo inteligenckim środowisku (niewolnym od komunistycznych afiliacji), które rządziło się swoimi prawami. Byłam posłuszna, kiedy oczekiwano ode mnie posłuszeństwa, zbuntowana, gdy nadszedł czas buntu. Pozornie w moim życiu nie wydarzyło się nic godnego uwagi. Nie dałoby się go przekuć na Pamięci, przemów czy Archipelag Gułag. Nie byłam rosyjską dysydentką, nigdy w życiu nie przekroczyłam progu więziennej celi, nie torturowano mnie za przekonania. Moja droga na Zachód nie wiodła przez zasieki drutu kolczastego, nie przebyłam jej też schowana w skrytce pod wagonem kolejowym. Choć tego żałuję, nie musiałam uczyć się na pamięć własnych lub cudzych wierszy po to tylko, by ocalić je dla potomnych. Moim najpoważniejszym konfliktem z komunistyczną machiną represji była scysja z jugosłowiańskimi celnikami o kilka longplayów, które w 1980 roku, wkrótce po moich osiemnastych urodzinach, wiozłam z Paryża do domu. Dwóch umundurowanych drabów oskarżyło mnie o przemyt zachodnich towarów i kazało mi wysiąść z pociągu – gdzieś w Słowenii, w środku lasu. Była to zwykła pogróżka, rytuał odgrywany przez przedstawicieli autorytarnego państwa, pokaz siły mający nauczyć moresu rozwydrzoną nastolatkę ze stolicy. Ale nigdzie, nawet w komunistycznej Jugosławii, nie zatrzymuje się pociągu z powodu Georges’a Brassena.
Jak to możliwe, że coś, co wydawało się tak trwałe, przestało nagle istnieć? Dlaczego komuniści nie zadali sobie trudu, by z determinacją walczyć do końca? Przyznam, że mnie rozczarowali. Wiem, rozumiem: byli zmęczeni, ale czemu nie zdobyli się na odrobinę wysiłku? Choćby ze względu na tych spośród nas, którzy naiwnie dopatrywali się w nich cech szatańskich. Tymczasem towarzysze po prostu spakowali walizki i wycofali się z życia, by pisać memuary, w których żonglując datami, próbują tłumaczyć się z przeszłości. Jak to możliwe, że tak łatwo zmienili się w stadko poczciwych dziadków z kłapiącymi szczękami? Nawet ci, którzy torturowali, więzili, przytykali elektrody do jąder, noszą dziś kraciaste bambosze i zabiegają o to, by wysłać wnuki na zachodnie uniwersytety. Tymczasem ich niegdysiejsze ofiary budzą mniej sympatii – trochę jakby byli niespełna rozumu, gorzej przystosowani, sprawiają wrażenie ludzi, którzy sami prosili się o to, co ich spotkało. Czy to możliwe, że wychowałam się po drugiej stronie lustra, w krainie, która miała w sobie tyle życia co dekoracja teatralna?



10.

– Zmarnowała mi się bomba.
– Widziałem.
– Za daleko spadła.
– Lepiej za daleko niż za blisko.
To jedna z zasad zawodowych, podobnie jak ta, że lepiej, jeżeli trafi w ciebie niż we mnie. Marquez powoli kiwał głową. Odwieczny dylemat na terytorium X polega na tym, że jeśli jesteś zbyt daleko, nie wychodzą ci zdjęcia, a jeśli jesteś zbyt blisko, tracisz zdrowie i życie i nie możesz o tym opowiedzieć. Najgorsze w robieniu shoppingu pod ogniem moździerzy jest nie to, że pociski spadną za blisko, ale że trafią prosto w ciebie. Marquez położył kamerę na ziemi i patrzył na most zmrużonymi oczyma. Wkurzał się, gdy Barles albo inni włazili mu w kadr, kiedy filmował zabite dzieci między gruzami, choć czasem, kiedy już nie wytrzymywał, odkładał kamerę i też brał się do odrzucania gruzów – ale dopiero wtedy, gdy miał dość zdjęć na półtoraminutowy materiał do wiadomości. Marquez był niskim i żylastym blondynem o jasnych oczach, dziewczyny uważały, że jest atrakcyjny. Byli tacy, co mówili, że przeleciał Ninę Rodicio podczas bombardowania Bagdadu, ale to bzdura. Podczas bombardowania, gdyby tylko miał kamerę pod ręką, Marquez nie szepnąłby jednego czułego słówka nawet Orianie Fallaci w jej najlepszych czasach.
Meksyku, Sajgonu i tak dalej. A Nina Rodicio bynajmniej nie jest Orianą Fallaci.
– Chcę mieć ten most – powiedział Marquez swoim chrapliwym głosem, brzmiącym jak stara kołatka.
Obydwaj chcieli go mieć, ale on przede wszystkim. Dlatego właśnie siedzieli tutaj, zamiast uciekać razem ze wszystkimi, mimo że już się robiło późno: zostały niecałe trzy godziny do drugiego wydania wiadomości, a trzeba jeszcze liczyć pięćdziesiąt minut na jazdę złymi drogami do miejsca, skąd nadawali. Ale Marquez bardzo chciał mieć ten most i był człowiekiem upartym. Prawie nigdy nie zakładał kamizelki kuloodpornej ani hełmu, bo przeszkadzały mu w pracy z kamerą. Codziennie mieli awantury na ten temat.
– Nie żeby mi jakoś specjalnie zależało – mawiał Barles – ale jak cię trafią, zostanę bez kamerzysty.



11.

Mejra Dautović (lat pięćdziesiąt osiem) mieszkała w Prijedorze. Tamtej wiosny (1992) ulicami miasta serbscy mężczyźni prowadzili przed sobą młodych muzułmańskich mężczyzn, którzy jako żywe tarcze mieli ich chronić przed tutejszą obroną terytorialną. Na urzędach i dworcach powieszono serbskie flagi. Muzułmanom nakazano, by natychmiast wywiesili w swych oknach białe prześcieradła, a na rękawy założyli białe opaski. W blokach stanowiska zajęli snajperzy.
Dziś Prijedor to Republika Serbska. Nie ma tam miejsca dla Matki Mejry. Teraz z mężem mieszkają w Bosanskim Petrovacu, w nie swoim, serbskim domu. Idziemy za Mejrą wąskimi ścieżkami wśród strzępów ubrań. Stajemy nad tamtym: ciemne spodnie, jasna koszula i coś, co było swetrem w kolorze bordo. Matka pochyla się, poprawia nogawkę. Podnosi się i ocenia, czy na pewno wszystko dobrze się prezentuje.
– To Edvin – mówi, jakby nam kogoś przedstawiała. – Mój syn. I płeć się zgadza, i wiek, i wzrost, i zęby. Tylko doktor Ewa nie jest całkiem pewna. Nie badali nam jeszcze tego DNA. Miałam Edvina – Mejra znowu pochyla się, znowu poprawia nogawki. – Miałam i Ednę. Wszystko wiem, jak było z moją Edną. Kto ją bił, kto gwałcił. Tylko nie wiem, dokąd pojechał tamten autobus. Dokąd ją z Omarskiej wywieźli. Ubrania nigdzie nie ma, nawet pantofla, nic.



12.

Jedyna kobieta oskarżona o zbrodnie wojenne, „żelazna dama” z Republiki Serbskiej, siedzi spokojnie na ławie oskarżonych Trybunału w Hadze. Jest luty, zimno, a ona ma na sobie elegancki czarny kostium i oliwkowozielony półgolf, na którym wisi łańcuszek z dużym czarnym krzyżem. Od czasu do czasu w zamyśleniu opiera brodę na jednej ręce lub nerwowo przeczesuje palcami włosy. Ale kiedy sędzia Richard May odczytuje wyrok – jedenaście lat więzienia – wyraz twarzy Biljany Plavšić się nie zmienia. Dla siedemdziesięciodwuletniej kobiety jedenaście lat więzienia jest wyrokiem dożywocia. Mimo to patrzy z kamienną twarzą prosto w oczy sędziemu. Opanowana, spokojna i uroczysta, zachowuje zimną krew. Nikt nie potrafi powiedzieć, o czym myśli.
(...)
Kiedy usłyszała, że jest oskarżona, natychmiast, w styczniu 2001 roku, oddała się do dyspozycji Trybunału, wierząc, że wypełniała swój obowiązek obrony narodu, nie może zatem być winna ludobójstwa, zbrodni przeciw ludzkości, pogwałcenia praw i zwyczajów wojennych oraz naruszenia postanowień konwencji genewskiej, o co została oskarżona przez Międzynarodowy Trybunał ONZ do spraw Zbrodni Wojennych w Byłej Jugosławii. Jej pierwszym oświadczeniem było zwyczajowe „jestem niewinna”.
Po spędzeniu krótkiego czasu w więzieniu została zwolniona za kaucją. Ale prawdziwy szok spowodowała jej deklaracja nagrana na wideo w październiku 2002 roku, kiedy to jako pierwsza zmieniła wcześniejsze zeznania i przyznała się do winy.



Bałkany są jednocześnie piękne i przerażające, tragiczne i komiczne, pełne kontrastów. Łatwo przechodzimy od miłości do nienawiści, od przyjaźni do wrogości, ze skrajności w skrajność, czerpiemy z życia pełnymi garściami, nigdy nie mając dosyć.

Emir Kusturica

13.

Ale wróciłem, wróciłem, bo przecież Sarajewo to nie Paryż, gdzie wystarczy raz obejrzeć te wszystkie świadectwa chwały niegdysiejszej, które cały czas udają, że chwała trwa; Sarajewo to prawdziwy narkotyk, a nie przeterminowana bombonierka. Kręciliśmy się po wąskich uliczkach w poszukiwaniu hotelu, aż w otwartym oknie naszego samochodu pojawiła się męska twarz:
– Kochane Poljaki, czakajte, pomożem wam najść hotel – mówiła do nas w przedziwnym, choć całkowicie zrozumiałym języku, a należąca do Steva, gdyż tak się ów mąż przedstawił.
(...)
I spędziliśmy w Sarajewie dwa dni niezapomniane, chodząc od meczetu do cerkwi, od synagogi do kościoła, mając w obrębie kilku przecznic prawie cały monoteizm. Duchowość nie opuszczała nas też w kawiarniach, bo szisza nadziewana jabłkowym tytoniem oraz kawa parzona w tygielku również powodują stan uniesienia, ani w restauracjach, gdyż sarajewskie ćevabdžinice oferują genialne ćevapy, bez wieprzowiny rzecz jasna, podawane nie z ajwarem, jak w Serbii czy Chorwacji, a w lepinji, rodzaju pity, która też jest na ruszcie podgrzewana, od wewnątrz smarowana na gorąco masłem i dopiero w to wkłada się upieczone na rumiano kiełbaski z mielonego mięsa z dodatkiem kawałeczka białej cebuli i sporą porcją kajmaku, czyli cudownego bośniackiego sera o konsystencji gęstej śmietany.



14.

Nie lubię też Serbów w Chorwacji. Oni, mówiąc „Babić” zawsze dodają „z Korčuli”. A wcale nie są z Korčuli. Tylko z Dalmatyńskiego Zagórza. Z zadupia, gdzie Babić znaczy coś innego. Okej. Tam też są Babicie Chorwaci. Ale Babić Chorwat nigdy się nie tłumaczy. I nie dodaje „z Korčuli”. Chorwaci uważają po prostu, że po nich od razu widać, że są Chorwatami. Tylko Serbowie w Chorwacji zawsze podkreślają, że są Chorwatami. Używają chorwackich słów. I psioczą na Serbów. Skąd wiem? No bo... bo... bo jestem „z Korčuli”.



15.

Fenicjanin wzruszył ramionami, szerokim gestem odsunął od siebie Greka.
– Po co tyle gadania? – powiedział zimno. – Dajesz sto drachm czy nie dajesz?
Kalias zatchnął się z oburzenia, wzniósł ręce w górę.
– Za co, bogowie, za co?! Za zdechłego raba, bo przecież on dla ciebie nie ma już większej wartości.
Fenicjanin żachnął się gniewnie.
– Za co? – warknął. – Za to choćby, że chcesz mnie pozbawić zemsty nad psem, który śmiał ode mnie uciekać. Na Molocha, to warte sto drachm. Prócz tego, to Grek i ty jesteś Grekiem. Zapłacisz lub pójdziesz precz.
I niecierpliwą ręką odepchnął Kaliasa, dając jednocześnie znak Murzynowi, by rozpoczął egzekucję.
Kalias otarł ręką pot z czoła. Szarpał brodę w bezsilnej złości. Sapał ciężko. Nieszczęśliwy niewolnik, młody chłopak, dzieciak prawie, patrzał na niego z rozpaczą. Kalias zaklął.
– Sześćdziesiąt drachm, daję sześćdziesiąt drachm – wyjąkał głucho.
Fenicjanin nie słuchał. Ostry świst bicza przeciął powietrze, odpowiedział mu jęk skazanego.
W tej chwili Nehurabhed podszedł do Greka.
– Dodam ci te czterdzieści drachm – rzekł cicho – wykup tego chłopca.



16.

– Jeśli Pierwszego Maja... Ale ty w żadnym wypadku nie powinieneś się martwić. Nie myśl, że mnie będzie łatwiej... Wiem, co chcesz powiedzieć... Ale to poświęcenie jest konieczne... Nigdy nie przestanę myśleć o tobie.
Poświęcenie, powtórzyłem w duchu. A więc tak „to" się nazywa.
Wierzyłem w każde jej słowo, ponieważ wszystko zawsze traktowała serio i nigdy nie słyszałem z jej ust słów lekkomyślnych, próżnych czy nieszczerych. Jeśli była przekonana, że poświęcenie jest konieczne, próby wyprowadzenia jej z błędu nie miały sensu.
To prawda, że nie podjąłem żadnej próby. Po jej wyjściu całymi godzinami miotałem się w rozpaczy po pokoju, aż w końcu zatrzymałem się przed biblioteczką. Jak w półśnie wyciągnąłem z półki i zacząłem kartkować Mity greckie Roberta Gravesa, które niedawno czytałem.
Ani wtedy, ani później nie byłem w stanie zrozumieć, jaką tajemną drogą mechanizm mojego mózgu odarł słowo „poświęcenie" z banalnego, powszedniego sensu („Towarzysze, czas wymaga poświęceń przy wydobyciu ropy naftowej... Poświęcenie hodowców bydła..." itp., itd.) i dotarł hen, do jego wspaniałych i krwawych początków.
To cofnięcie w przeszłość stało się dla mnie bez wątpienia punktem zwrotnym. Stąd tylko krok dzielił mnie od analogii między poświęceniem, o którym chwilę wcześniej mówiła Suzana, a losem Ifigenii.
Czy to porównanie nasunęło mi się, ponieważ Suzana użyła właśnie tego słowa, czy dlatego że jej ojciec, podobnie jak ojciec Ifigenii, był wysokim dygnitarzem, a może po prostu dlatego, że książka Gravesa pogrążyła mnie na kilka dni w mitologicznym świecie?
Jak już powiedziałem, nie byłem w stanie tego zrozumieć. Stojąc przed półką, gorączkowo, niecierpliwie przeczytałem jeszcze raz wszystko o legendarnym poświęceniu Ifigenii. Od najbardziej wiarygodnych hipotez do najmniej zrozumiałych, dlaczego grecki wódz mógł dokonać tego straszliwego aktu, aż do spekulacji o fałszywym złożeniu w ofierze, czyli przeznaczonej dla wojska inscenizacji (w ostatniej chwili dziewczyna została zastąpiona tanią), itp., itd.

Grecy w wojnie o Troję
Ifigenię złożyli w ofierze Na
ołtarzu Rewolucji Złożyłem
ciebie


Gdyby Bałkany nie istniały, należałoby je wymyślić.


Hermann Keyserling,
Analiza spektralna Europy



17.

Fama głosi, że Starinka Nowak, gdy zaniemógł i wypadło mu porzucić rzemiosło hajducze i Romanię, tak pouczał swojego następcę, Dziecinę Grujicę:
– Gdy czatujesz w zasadzce, pilnie przyjrzyj się nadciągającemu podróżnemu. Jeśli zoczysz, że dumnie trzyma się w siodle, czerwony na nim serdak, srebrne guzy i białe skarpety, ani chybi z Foczy jest rodem. Bij zabij, bo ten ma i na sobie, i w biesach. A gdy ujrzysz nędznie odzianego wędrowca, ze zwieszoną głową, zgiętego w kabłąk na koniu, jakby się wybrał po prośbie, śmiało nań uderz, bo ten jest z Rogatnicy. Obaj jednacy: sknery i kutwy, a pieniędzy mają w bród. Ale gdy spostrzeżesz jakiegoś dziwaka siedzącego na siodel ze skrzyżowanymi nogami, brzdąkającego na szargii i głośno się wydzierającego, daj spokój, nie warto rąk kalać, przepuść ladaco, to wyszegradzianin, a ten ci jest goły jak święty turecki, pieniądz go się nie trzyma.



18.

– I oto w końcu, niecały rok temu, kiedy już porzuciłem wszelką nadzieję, to się stało... Powrócił do mnie sługa, ten oto X, który udał własną śmierć, by uniknąć sprawiedliwości. Odnaleziony i wyciągnięty z kryjówki przez tych, których kiedyś uważał za przyjaciół, postanowił powrócić do swego pana. A jak mnie odnalazł? Od dawna krążyły pogłoski o tym, gdzie się ukrywam. Pomogły mu, oczywiście, szczury, które napotkał po drodze. X ma dziwne powiązania ze szczurami, prawda, X? Jego mali, brudni przyjaciele powiedzieli mu, że jest takie miejsce w głębi albańskiej puszczy, którego unikają, bo takie małe stworzonka jak one giną tam, gdy jakieś mroczne widmo bierze w posiadanie ich drobne ciałka...
Spojrzał na X i uśmiechnął się blado.
– Lecz nie było łatwo wrócić do swojego pana, prawda, X? Bo oto pewnego wieczoru, głodny, już na skraju owej puszczy, gdzie miał nadzieję mnie odnaleźć, ten głupiec zatrzymał się w jakiejś gospodzie, żeby coś zjeść... i kogo tam spotkał? B. J., czarownicę z Ministerstwa Y! Widzicie sami, jak okrutnie obchodził się ze mną los... Mógł to być koniec X, koniec mojej ostatniej nadziei na odzyskanie ciała i mocy.



19.

Młody porucznik o ostrej twarzy – prawdziwy wychowanek Hitlerjugend, pomyślał M. – wychylił się ze sterówki i przyłożył zwinięte dłonie do ust.
– Spuścić żagle! – krzyknął.
M. zdrętwiał, zamarł w bezruchu. Igła wbiła mu się w dłoń, ale nawet tego nie zauważył. Porucznik odezwał się po angielsku! Stevens jest tak młody, tak niedoświadczony. Złapie się na to – pomyślał M. z nagłą pewnością, musi się na to złapać.
Ale Stevens nie dał się złapać. Otworzył drzwiczki, wychylił się, przyłożył dłoń do oczu i gapił się tępo w niebo, z otwartymi szeroko ustami. Tak doskonale udawał człowieka, który nie pojmuje kompletnie nic, że wyglądał prawie jak karykatura. M. uściskałby go. Nie tylko zresztą dzięki swemu zachowaniu, ale także dzięki czarnemu zniszczonemu ubraniu i włosom ufarbowanym na czarno jak u Millera, Stevens przypominał do złudzenia flegmatycznego, nieufnego rybaka z wysp.
– Ech?! – ryknął.
– Spuścić żagle! Wchodzimy na pokład!
Znowu po angielsku – pomyślał M. – Uparty facet.
Stevens tępo wytrzeszczał oczy na Niemca i bezradnie spojrzał na Andreę i M.: na ich twarzach malował się równie przekonujący brak zrozumienia. Rozpaczliwie wzruszył ramionami.
– Przepraszam, nie rozumiem po niemiecku! – krzyknął. – Nie możecie mówić w moim języku? – Greka Stevensa była doskonała, płynna i idiomatyczna. Co prawda była to greka z Attyki, a nie z wysp, lecz M. był pewny, że porucznik nie spostrzeże różnicy.
Rzeczywiście nie spostrzegł. Potrząsnął głową bezradnie, a potem zawołał łamanym greckim językiem:
– Natychmiast zatrzymajcie statek! Wchodzimy na pokład!
– Zatrzymać statek! – oburzenie było tak naturalne, a towarzyszący mu potok wściekłych przekleństw tak autentyczny, że nawet porucznik się zdumiał. – A dlaczego mam zatrzymać statek dla was, was... was...
– Macie dziesięć sekund – przerwał porucznik. Znowu odzyskał równowagę, był chłodny, precyzyjny. – Potem będziemy strzelać.



20.

Na koń! – woła Kozak mściwy,
Karać bunty polskich rot!
Bez Bałkanów są ich niwy,
Wszystko jeden zgniecie lot.
Stój! Za Bałkan pierś ta stanie,
Car wasz marzy płonny łup,
Z wrogów naszych nie zostanie,
Na tej ziemi, chyba trup.



21.

Zerknąłem na Hamzinica. Podejrzewałem, że jest tylko kilka lat starszy od zabitej. Przystanął obok nas w wyrażającej szacunek pozie. Dłonie splatał przed sobą. Przypadkiem albo celowo stanął obok tablicy, do której między pocztówkami i notatkami przypięto małą, barwną szahadę. Hamd Hamzinic należał do grupy, którą zabójcy Avida Avida nazywają „ébru”. W dzisiejszych czasach tego słowa używają tylko ludzie staromodni, rasiści albo – celem prowokacji – ci, których dotyczy ten epitet. Jeden z najpopularniejszych hiphopowych zespołów w Besźel nazywa się „Ébru W.A.”.
Rzecz jasna, formalnie rzecz biorąc, owo określenie było zupełnie nietrafne w przypadku co najmniej połowy tych, których tak zwano. Ale od co najmniej dwustu lat, gdy w Besźel zaczęli szukać schronienia uchodźcy z Bałkanów, szybko powiększając muzułmańską populację miasta, słowo ébru, dawne besźańskie określenie Żyda, przypisano również nowym imigrantom. Obecnie określa ono obie grupy, ponieważ muzułmańscy uchodźcy z reguły osiedlali się w dawnych żydowskich gettach miasta.
Jeszcze przed przybyciem uchodźców obie mniejszości były tradycyjnymi sojusznikami. Zwykły żartować z siebie nawzajem albo czuć przed sobą strach, zależnie od aktualnej sytuacji politycznej. Tylko niewielu z mieszkańców miasta zdaje sobie sprawę, że nasze tradycyjne kawały o głupocie drugiego z trojga dzieci wywodzą się z odbytej przed stuleciami rozmowy między głównym rabinem a naczelnym imamem miasta, w której obaj duchowni drwili z nieumiarkowania miejscowego Kościoła prawosławnego. Zgodzili się wówczas, że brak mu zarówno mądrości najstarszej z abrahamowych wiar, jak i wigoru najmłodszej.
Od stuleci popularna w Besźel była formuła DöplirCaffé – dwie kawiarnie, muzułmańska i żydowska, mieszczące się w sąsiednich lokalach, każda z własną kasą oraz kuchnią, koszerną i halal, ale mające wspólną nazwę, szyld oraz stoliki ustawione w sali, z której usunięto ściankę działową. Mieszane grupy przychodziły do lokalu, witały obu właścicieli i siadały razem, oddzielone graniczną linią tylko na czas potrzebny, by zamówić dozwolone przez ich religię potrawy po odpowiedniej stronie. Wolnomyśliciele ostentacyjnie spożywali i jedne, i drugie. To, czy DöplirCaffé stanowiła jeden, czy dwa lokale, zależało od interpretacji. Urząd podatkowy zawsze traktował je jako jeden.



Piosenki ludowe towarzyszą każdemu Chorwatowi, Macedończykowi, Czarnogórcowi czy Bośniakowi. Są to narody niesłychanie rodzinne, a najważniejszą datą dla rodziny jest święto jej patrona. Podczas uroczystości wszyscy śpiewają wtedy ludowe piosenki o bohaterach walczących z najeźdźcami lub o nieszczęśliwej miłości. Tak pojmowany folk jest więc obecny w kulturze narodów dawnej Jugosławii nie na zasadzie Cepelii, ale choćby przez codzienną obecność we współczesnej muzyce pop czy takiej, którą piszę obecnie: filmowej. W tym sensie muzyka ludowa jest czymś, z czym można zetknąć się w bałkańskiej kulturze na co dzień i co nie wywołuje przymrużenia oka... Muzyka ludowa, archetypalna, jest w tym kręgu kulturowym czymś absolutnie naturalnym.

Goran Bregović

22.

– Pamięta pan, Jura, jakąś macedońską piosenkę? – wystawiam na próbę swojego hydraulika.
Biljana platno beleše... – Jura wyrzuca z siebie słowa, jakby to były pociski.
– A słoweńską?
Na planincach sončece sije...
– A bośniacką?
Kad ja podjoh na bembašu... – terkocze Jura.
– Jak to jest, że pan wszystko wie, a ja wszystko zapomniałam? – zastanawiam się, nie mając odwagi zapytać o serbską piosenkę.
– Stary dinozaur ze mnie – mówi Jura i śmieje się. – Chce pani jakąś serbską?



23.

– Nie – rzucił – to jest santuri.
Santuri. Umiesz grać na santuri?
– Kiedy mnie przyciśnie bieda, chodzę po kafejkach, grając na santuri. Śpiewam stare, macedońskie ballady zbójeckie. Potem zdejmuję czapkę – ten oto beret – i chodzę wokoło, a ona napełnia się forsą.
– Jak się nazywasz?
– XY. Nazywają mnie też “Piekarska Szufla", bo jestem długi i chudy i mam czaszkę spłaszczoną jak placek. Nazywają mnie jeszcze “Passa Tempo", ponieważ swego czasu sprzedawałem palone ziarna dyni. Mówią też o mnie “Zaraza", gdyż podobno, jak się tylko gdzieś pojawię i zacznę swoje sztuczki, wszystko wokół schodzi na psy. Mam jeszcze inne przydomki, ale o tym kiedy indziej...
– Jak nauczyłeś się grać?
– Miałem dwadzieścia lat. Na festynie w mojej wiosce u stóp Olimpu usłyszałem po raz pierwszy dźwięk santuri. Z zachwytu zaparło mi dech, przez trzy dni nie mogłem niczego przełknąć. “Co ci jest?" – zapytał mnie pewnego wieczoru ojciec, niech spoczywa w pokoju. – “Chcę się nauczyć grać na santuri". “Jak ci nie wstyd. Nie jesteś Cyganem. Chyba nie chcesz powiedzieć, że zamierzasz zostać grajkiem?" “Chcę się nauczyć grać na santuri..." Miałem kilka groszy zaoszczędzonych na wypadek ożenku. Widzisz, byłem jeszcze szczeniakiem o gorącej krwi, chciało się żenić durnemu koźlakowi. Wydałem więc wszystko, co miałem, i kupiłem santuri. Widzisz, to właśnie. Uciekłem potem do Salonik, gdzie odszukałem Turka, niejakiego Retsep-efendi, nauczyciela gry na santuri. Rzuciłem mu się do stóp. “Czego chcesz, mój mały Greku?" – spytał. “Chcę się nauczyć grać na santuri". “Dobrze, ale dlaczego rzucasz mi się do stóp?" “Bo nie mam ani grosza, by ci zapłacić". “Czyżbyś miał bzika na punkcie santuri?" “Tak jest". “Zostań więc, mój chłopcze, nie chcę zapłaty". Byłem tam rok i uczyłem się u niego. Niech Bóg ma w opiece jego prochy – bo już chyba nie żyje. Jeśli Bóg pozwala psom wejść do swego raju, niech otworzy jego bramy przed Retsep-efendim. Od czasu, gdy nauczyłem się grać na santuri, stałem się innym człowiekiem. Kiedy dręczy mnie smutek lub doskwiera mi bieda, gram na santuri i to mnie pociesza. Kiedy gram, można do mnie mówić, nie słyszę, a jeśli nawet słyszę, nie mogę mówić. Gdybym nawet chciał – nie mogę.
– Ale dlaczego, Y?
– Och, nie wiesz? Namiętność.



My, Jugosłowianie, to margines, zawsze będziemy marginesem. Jako kultura, jako literatura nie istniejemy ani w Paryżu, ani nigdzie na świecie. To los małych narodów, dokładniej mówiąc, małych języków. Tak. My to «egzotyka», tylko w tym sensie interesujemy świat.

Danilo Kiš
O złu i doświadczeniu

24.

Todorova poświęciła szczególną uwagę rozprzestrzenianiu stereotypu Bałkanów jako obszaru z niedoborem kultury wśród samych Bałkańczyków, ściślej, wśród przedstawicieli narodowych elit krajów bałkańskich. Wygląda na to, że pogarda dla rzekomego kulturalnego zacofania Bałkanów właśnie na Bałkanach jest najsilniejsza, bo jej wyrażanie to poręczny sposób skreślenia własnego narodu z listy tych, które na tę pogardę jakoby zasługują, czyli, jak mówi Todorova, narody bałkańskie chciałyby dowieść, że nie mają żadnej z tych odpychających cech, jakie się im przypisuje.
Chęć uwolnienia się od piętna stereotypu Bałkanów jako obszaru, któremu nie dostaje kultury – nie kwestionując przy tym owego stereotypu, aby dał się użyć w porachunkach z którymś z sąsiadów – skłoniła przedstawicieli bałkańskich elit narodowych do przypisywania swoim krajom i narodom takich zasobów kultury, że można odnieść wrażenie, że mają jej nawet więcej, niż potrzebują, a w każdym razie więcej niż na przykład pracy, pokoju czy sprawiedliwości. W dyskursie bałkańskich elit kulturze często nadaje się cechy prawdziwego bóstwa, któremu wszyscy oddają cześć, o które wszyscy walczą w czasie pokoju, a jeszcze bardziej podczas wojny.
(...)
Czy kultura terroryzuje ludzi jeszcze gdzieś poza Bałkanami? Niedawno przeczytałem fragment eseju Terry’ego Eagletona, w którym ten angielski teoretyk kultury mówi: „W Bośni i Hercegowinie czy w Belfaście kulturą jest nie tylko to, co wkłada się do magnetofonu, ale to, z powodu czego się zabija”. A więc jeszcze w Belfaście, na pewno także w innych miejscach, może w wielu.


Gdyby ktoś chciał szukać najbardziej europejskiej Europy, odwiódłbym go od tego, by poszukiwania zaczynał od Paryża, Londynu czy Berlina. I zachęcił, by się raczej rozejrzał po tej krainie, która jest już tak bardzo europejska, że byłoby zbędną gadaniną nazywać ją taką czy inną Europą. I tak jak królowie nie mają nazwisk, tak i ona ma tylko imię – Bałkany.

Gábor Csordàs



===========


Dodane 14 stycznia 2012:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:
Rozwiązanie konkursu
Wyświetleń: 15697
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 56
Użytkownik: paren 17.11.2011 00:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygoto... | paren
Natii zabiera nas dzisiaj w niezwykłą, literacką podróż po Bałkanach. Miłej zabawy! :-)
Użytkownik: janmamut 17.11.2011 01:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygoto... | paren
Zastanawiałem się, co znaczy logo, zanim nie zrozumiałem, że ten szary kot jest biały, a czarny jest kotką, czyli to "Crna mačka, beli mačor".
Użytkownik: maramara 17.11.2011 01:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Zastanawiałem się, co zna... | janmamut
O! Ooooo! Pierwszy raz wiem coś konkursowego, konkretnie 10, tylko że ja to wiem na odwrót, znaczy się - specjalnie szukałam, bo uznałam, że przy takim temacie nie może nie być... Zresztą kto czytał, nie zapomni.
Użytkownik: Sznajper 17.11.2011 11:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Zastanawiałem się, co zna... | janmamut
Kot jest biały, tyle że nie #FFFFFF ;)
Użytkownik: Elfa 17.11.2011 11:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Zastanawiałem się, co zna... | janmamut
Nie chcę nikogo urazić, ale dla mnie logo jest dziwne, a hasło wręcz odpychające (chyba najgorsze ze wszystkich dotychczasowych).
Użytkownik: agatatera 17.11.2011 11:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie chcę nikogo urazić, a... | Elfa
Logo moim zdaniem jest całkowicie ok, w końcu "Czarny kot, biały kot", to jeden z najbardziej znanych filmów z tego regionu.
Użytkownik: Lwiica 17.11.2011 12:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Logo moim zdaniem jest ca... | agatatera
Ale jest bardzo niejednoznaczne, to trzeba przyznać. Ja nawet widziałam ten film, a i tak nie mogłam dojść do tego co te koty mają wspólnego z Bałkanami.
Użytkownik: agatatera 17.11.2011 12:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale jest bardzo niejednoz... | Lwiica
Hm... No i wyszło moje skrzywienie bałkańskie ;) A tak sobie myślę - co byłoby jedoznaczne?
Użytkownik: gosiaw 17.11.2011 13:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Hm... No i wyszło moje sk... | agatatera
Ale ja nie fascynuję się Bałkanami, filmami też nie, a logo jakoś dałam radę rozszyfrować. Więc to nie jest chyba kwestia skrzywień. ;)
Użytkownik: Natii 17.11.2011 13:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Hm... No i wyszło moje sk... | agatatera
Ale czy zawsze musi być jednoznacznie? :-)
Użytkownik: Pani_Wu 17.11.2011 23:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale jest bardzo niejednoz... | Lwiica
Dla mnie kontrast i poczucie humoru (oczywiście bałkański i bałkańskie) :-)
Użytkownik: Pani_Wu 17.11.2011 23:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Zastanawiałem się, co zna... | janmamut
Cudny film! Tak dobry na depresję jak mamuty środkowe oraz Misiakolutki :-)
Użytkownik: Cirilla 17.11.2011 08:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygoto... | paren
Niekonkursowo ale nadal w temacie:
http://krakow.super-nowa.pl/a.8408.Przeglad_Kina_Chorwackiego_w_Kinie_​Pod_Baranami.html
Użytkownik: agatatera 17.11.2011 08:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Niekonkursowo ale nadal w... | Cirilla
Ach, dlaczegóż ja nie mieszkam w Krakowie!
Użytkownik: Natii 17.11.2011 10:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Niekonkursowo ale nadal w... | Cirilla
Ooo, super, dziękuję za informację! W zeszłym roku udało mi się trafić w Poznaniu na przegląd kina serbskiego, a teraz chorwackie. :-)
Użytkownik: margines 17.11.2011 12:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Niekonkursowo ale nadal w... | Cirilla
We Wrocławiu też swojego czasu był przegląd filmów bałkańskich:) http://www.odra-film.wroc.pl/index.php?option=com_content&task=vie​w&id=900&Itemid=154 - na ostatnim sensie sala była PRZEPEŁNIONA, wszyscy śmiali się i klaskali, a po filmie zgodnie zgotowaliśmy owację na stojąco:)
Użytkownik: agatatera 17.11.2011 08:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygoto... | paren
Och, jaki piękny konkurs! Natii, dziękuję! :* Tak na oko, to wiem z 4, maksymalnie 5 odpowiedzi, ale to nie jest ważne. Ważne jest to, że po zakończeniu konkursu będę miała przednią listę książek do przeczytania :D
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 17.11.2011 09:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Och, jaki piękny konkurs!... | agatatera
Ja tyleż samo na pierwszy rzut oka, ale jeszcze co nieco wydaje mi się znajome. I też już wypatrzyłam coś, co chciałabym przeczytać...
Użytkownik: agatatera 17.11.2011 09:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja tyleż samo na pierwszy... | dot59Opiekun BiblioNETki
Burek! Sarajevski burek! Kocham i tęsknie za Bałkanami!
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 17.11.2011 09:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Burek! Sarajevski burek! ... | agatatera
Ja też, do tego stopnia, że gdybym wygrała w totka sumę pozwalającą mi na spokojną egzystencję do końca życia, natychmiast przeniosłabym się na wybrzeże Kvarneru...
Użytkownik: agatatera 17.11.2011 09:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja też, do tego stopnia, ... | dot59Opiekun BiblioNETki
To życzę wygranej, jednak "z górką" - żebyś mogła przylatywać w miarę często na nasze spotkania biblionetkowe :D
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 17.11.2011 10:08 napisał(a):
Odpowiedź na: To życzę wygranej, jednak... | agatatera
:-)!
Użytkownik: Pani_Wu 18.11.2011 00:01 napisał(a):
Odpowiedź na: To życzę wygranej, jednak... | agatatera
Lub nas zapraszać ;-)
Użytkownik: Cirilla 17.11.2011 09:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygoto... | paren
Natii, wysłałam maila - znajdziesz go w spamie :)
Użytkownik: Natii 17.11.2011 10:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Natii, wysłałam maila - z... | Cirilla
Znalazłam. :-)
Użytkownik: benten 17.11.2011 10:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygoto... | paren
Przypominają mi się anegdotki mojej mamy, która w czasie studiów mieszkała w akademiku z grupą nacji bałkańskich. Wspaniałe to były anegdotki o narodach jeszcze bardziej ułańskich.
Użytkownik: Natii 17.11.2011 10:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygoto... | paren
Kochani, konkurs nie jest taki trudny, jak się wydaje na pierwszy rzut oka. ;-) Pierwsze maile już do mnie dotarły, niedługo zacznę Wam odpowiadać. :-)
Użytkownik: Kaoru 17.11.2011 10:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygoto... | paren
Wiedziałam, że w końcu popełnisz ten bałkański konkurs :-)) Fragmenty trudne, postaram się ale nie obiecuję, czy coś z tego będzie :-)
Użytkownik: annmarie 17.11.2011 12:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygoto... | paren
Jak zobaczyłam temat, to od razu wiedziałam, kto go organizuje;)

Chętnie wzięłabym udział w konkursie, ale nie rozpoznaję ani jednego fragmentu, co z resztą nie jest dla mnie zaskoczeniem...
Użytkownik: Natii 17.11.2011 13:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak zobaczyłam temat, to ... | annmarie
Ja natomiast jestem zaskoczona, że nie rozpoznajesz ani jednego, bo co najmniej jeden powinnaś. ;-)
Użytkownik: KrzysiekJoy 17.11.2011 14:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygoto... | paren
Pięć lat temu pisałem tak:

Kropla na dłoni

Może ówczesna chęć do bliższego poznania literatury jugosłowiańskiej, na coś się teraz przyda.:-)

Użytkownik: Pani_Wu 18.11.2011 00:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygoto... | paren
Kto odgadnie czemu kot
śpiewać nie potrafi
i dlaczego nie zna się
kot na geografii

(...)
mędrzec i filozof
wącha pilnie stary płot
goni własny ogon

(...)

Chyba serbska piosenka z lekcji ze szkółki podstawowej, tak mi się w głowie zalęgła, bo wkuwałam tych dwanaście zwrotek na ocenę.
Może te koty jakieś kultowe tam są?
Dołączę bardziej po niedzieli niż przed, bo weekend mam bardzo zajęty.
Użytkownik: Pani_Wu 18.11.2011 00:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Kto odgadnie czemu kot ... | Pani_Wu
Ehem...nie śpiewać tylko liczyć nie potrafi, ten kot.
Śpiewać to oczywiście nie umiem ja :-)
Użytkownik: Natii 19.11.2011 23:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygoto... | paren
Miło mi poinformować, że wszystkie dusiołki zostały zidentyfikowane. :-)
Użytkownik: janmamut 19.11.2011 23:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Miło mi poinformować, że ... | Natii
O! A kto rozpoznał 3 i 22?
Użytkownik: janmamut 20.11.2011 00:35 napisał(a):
Odpowiedź na: O! A kto rozpoznał 3 i 22... | janmamut
A w zasadzie to tylko 3, bo 22 się objawiło.
Użytkownik: Natii 20.11.2011 11:01 napisał(a):
Odpowiedź na: A w zasadzie to tylko 3, ... | janmamut
Joy. ;-)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 20.11.2011 12:08 napisał(a):
Odpowiedź na: A w zasadzie to tylko 3, ... | janmamut
No czyżbyś resztę miał? Mnie dużo więcej brakuje: 1, 3, 4, 13, 14, 16 i 24... W dodatku jedno czytałam sama, a jednego znam rodzica - zaczynam grzebać w domowym księgozbiorze, może mnie co oświeci?
Użytkownik: anek7 20.11.2011 14:21 napisał(a):
Odpowiedź na: No czyżbyś resztę miał? M... | dot59Opiekun BiblioNETki
13 - autor jest ogólnie znany, ale raczej nie jako pisarz. A to czym się zawodowo zajmuje można wyczuć wgryzając się w treść dusiołka;)

14 - a to taki laryngologiczny kawałek jest.

Pozostałych nie mam niestety, a poza tym brakuje mi jeszcze 5, 6, 8 (mam znać rodzica), 11, 21 i 22.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 20.11.2011 14:56 napisał(a):
Odpowiedź na: 13 - autor jest ogólnie z... | anek7
Na 13 już zdażyłam wpaść przed chwilą, za 14 dziękuję - miałam na liście pozycji prawdopodobnych, tylko nie było jak sprawdzić.

No pewnie że znasz rodzica 8, i to z obu nurtów jego twórczości; dusiołek należy do tego, który przyniósł mu większy rozgłos, a namierzyć go można, przesuwając się zdecydowanie na północ od Bałkanów.
Tatuś 5 najpierw został literatem (co w jego przypadku było nieco skomplikowane, tak, że aż musiał to opisać), potem podróżnikiem (nadal piszącym, i to jak!), a potem zajął się jeszcze czymś, co ma związek i z jednym, i z drugim obszarem jego aktywności. Jak znajdziesz to coś, co ma własne lokum w pięknych, acz dość odludnych okolicach, to znajdziesz i 6 (zwróć uwagę, skąd przybył rodzic na Bałkany?), 11 (ten ma tak samo blisko, jak ten od 6, ale nie jeździł tam dla przyjemności, tylko zawodowo) i 22, a najpewniej też 1 i 24 - przed chwilą na to wpadłam, odwiedziwszy właściwą stronę - jeszcze nie jestem pewna, ale zaraz wyślę trop do naszej kierowniczki katedry bałkanologii :).
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 20.11.2011 15:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Na 13 już zdażyłam wpaść ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Oj, przepraszam, rodzic 11 ma tak samo blisko, jak rodzic 5, a nie 6 - ten od 6 by autem nie dojechał...
Użytkownik: anek7 20.11.2011 15:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Na 13 już zdażyłam wpaść ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dzięki - idę myśleć.

A przy okazji wpadła mi w oko 16 (chyba) jak zajrzałam w oceny Joy'a - skojarzył mi się z jedną z osób wymienionych w tekście.
Użytkownik: anek7 23.11.2011 06:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Na 13 już zdażyłam wpaść ... | dot59Opiekun BiblioNETki
5, 6, 8 i 11 mam. Dzięki:)

Ciągle nie mam pomysłu na 1,3, 4, 21, 22 i 24...
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 23.11.2011 07:58 napisał(a):
Odpowiedź na: 5, 6, 8 i 11 mam. Dzięki:... | anek7
No to jak masz tatusia 5, to i wiesz co robi; wpadnij do jego firmy i odszukaj „miejsce, gdzie kończy się kontynent i dobiegają kresu zdarzenia” - wytropisz tam 3 poszukiwane dusiołki.
W namierzeniu 4 pomogło mi mataczenie Mamuta w zestawieniu z ocenami Kierowniczki Katedry Bałkanologii; wstępnie tę pozycję wyeliminowałam, bo mi się tytuł nie kojarzył, ale jak się okazało - błędnie.
3 trudna była, choć czytałam; pomocne być może zastanowienie się, kto prócz antropologów kultury, etnologów, socjologów często rozważa o sprawach życia i śmierci? A gdyby tatuś 5 chciał odwiedzić Ciebie, to by musiał przejechać przez miejsce zamieszkania ( i pracy) tatusia 3.
Użytkownik: anek7 23.11.2011 08:43 napisał(a):
Odpowiedź na: No to jak masz tatusia 5,... | dot59Opiekun BiblioNETki
Oj, nie zauważyłam tego mamuciego mataczenia do 4...
Książkę nawet od dłuższego czasu mam na półce i tylko czasu na czytanie jakoś znaleźć nie mogę, bo zawsze coś ciekawszego się trafi:)

A nad resztą pomyślę wieczorkiem.
Użytkownik: janmamut 21.11.2011 18:15 napisał(a):
Odpowiedź na: No czyżbyś resztę miał? M... | dot59Opiekun BiblioNETki
Czyli wnioskuję już bez 13 i 14.

1. Jak mówi Pismo Święte, pierwsi będą ostatnimi.
3. Jeżeli dodam, że mataczenie Joya jest do tytułu, to tylko brać i podziwiać.
4. Takie 2, tylko w gorszym wydaniu.
16. Ród niby właściwy, ale planeta bez wielkich robaków.
24. Jak mówi Pismo Święte, ostatni będą pierwszymi.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 21.11.2011 18:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Czyli wnioskuję już bez 1... | janmamut
Mam już i 1, i 24 (strzeliłam w pozycje wytypowane tropem powyżej podanym i uzyskałam potwierdzenie), i 16.
Za 3 i 4 dziękuję, będę myśleć :). A jeszcze mi brak 21 - kopię i kopię w bałkańskim podzbiorze, ale mi żaden opis nie pasuje...
Użytkownik: janmamut 21.11.2011 18:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam już i 1, i 24 (strzel... | dot59Opiekun BiblioNETki
21. Ja tam na ogół jestem niechętny mataczeniom odległym od treści, ale jak tu nie rzec, że jest Ci bardzo daleko do rodzica, a daleko do tytułu i daleko do tytułu. :-)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 21.11.2011 19:30 napisał(a):
Odpowiedź na: 21. Ja tam na ogół jestem... | janmamut
Uhu... chyba sobie łyknę rakiji na ziółkach, może mi na umysł pomoże?
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 22.11.2011 17:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Czyli wnioskuję już bez 1... | janmamut
No, chyba mam te 3 i 4 (chyba, bo wysłałam wczoraj wczesnym wieczorkiem obie propozycje i dotąd nie dostałam potwierdzenia...) - dzięki!
Użytkownik: Natii 22.11.2011 18:35 napisał(a):
Odpowiedź na: No, chyba mam te 3 i 4 (c... | dot59Opiekun BiblioNETki
Zaraz odpowiem na wszystkie zaległe maile. :-)
Użytkownik: KrzysiekJoy 20.11.2011 12:18 napisał(a):
Odpowiedź na: A w zasadzie to tylko 3, ... | janmamut
Mam trójeczkę, ale mi było łatwiej.;)
Mamucie spójrz jakieś dziewczynce w oczy, może uda Ci się w nich dostrzec coś bardzo ulotnego.;)
Użytkownik: janmamut 21.11.2011 17:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam trójeczkę, ale mi był... | KrzysiekJoy
Rewelacja! Jeśli po konkursie zapomnę, przypomnij mi, bym dodał do mistrzowskich zawoalowanych mataczeń. :-)
Użytkownik: aramona 20.11.2011 20:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygoto... | paren
Dzisiaj i ja się z Wami pobawię, a przy okazji podaję przepis na grecki najpyszniejszy sos na świecie:

Tzatziki

-kefir lub jogurt naturalny,
-1 ogórek świeży, starty na tarce z grubymi otworami,
-przyprawa tzatziki do smaku (łyżeczka lub nawet dwie - jak ktoś lubi na ostro).

(Tzatziki własnej roboty zawiera jogurt, ogórek, czosnek i sól, ale nie jest tak dobre jak ten przepis powyżej).

Smacznego :)
Użytkownik: agatatera 21.11.2011 17:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygoto... | paren
Tak przy okazji: ten konkurs zaowocował cudnymi modyfikacjami nicków :D
Użytkownik: Natii 27.11.2011 09:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygoto... | paren
Przypominam, że dziś ostatni dzień konkursu. :-)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: