Dodany: 14.11.2011 20:52|Autor: justys-k

Wspomnienie o Domeczku...


„Więc napiszę dla tej Anny-Krystyny książkę o Tobie i o Domeczku, w którym rosłaś – jakbym w dłonie wziął ciepły kłębuszek życia i niósł między szare mury drapaczy w ten doskonale zorganizowany straszny świat.”

(Melchior Wańkowicz w liście do zmarłej córki Krystyny)


Opierałam się początkowo, buntowałam się wewnętrznie przeciwko tej książce. Bo po rozsmakowaniu się w wyważonym, dopracowanym, skondensowanym języku Kapuścińskiego, język Wańkowicza wydawał się trudny, chropawy, czasem wręcz nieskładny… Bo język „Ziela” to język wspomnień, pamięci, jakże często nieporadnej, zawodnej, pełnej zawiłości. Trzeba było więc pokonać początkowe opory i popłynąć z nurtem książki, wczuć się i zakochać…

Często głęboko zżywam się z książkami, które czytam, zwłaszcza z tymi, które pisało życie. Tym razem też tak było. Po 400-stronicowej lekturze czułam się tak, jakbym była częścią „Domeczku”, jakbym znała Kinga, Królika, Strusia i Tili od dawna. W szorstkim, ale tak pełnym ciepła humorze Wańkowicza odnalazłam swój typ humoru, perypetie jego rodziny przywiodły na myśl dom mojej sympatii, teraz także i mnie bliski.

Uśmiechałam się, bo nie sposób było się nie uśmiechać, czytając o dziecięcym „Wciale” albo „Mama, nie pozwól MU”, denerwowałam się przy opisie wizyty Gestapowców na Dziennikarskiej, płakałam, czytając fragmenty listów, w których młodzi przyjaciele z konspiracji opisują moment śmierci Krysi w Powstaniu Warszawskim... Łza wzruszenia zakręciła się w oku również przy końcowych stronach, gdy, jeszcze kilkaset stron wcześniej malutka Tili, a teraz już dorosła kobieta pisała do rodziców o pięknej chwili wydania na świat nowego życia.

Bo „Ziele na kraterze” to w sumie opowieść o pięknej, ciepłej i radosnej stronie życia. Życia, które wymaga siły, ciężkiej pracy, pokonywania tragicznych sytuacji i wciąż na nowo „zbierania się”. To opowieść o wymagającej, ale i ciepłej miłości ojcowskiej, o czułej troskliwości maminej, o sile uczuć rodzinnych, o nadziei, bo, nawet mimo śmierci, „mądrze to Pan Bóg urządził jakoś”…

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2092
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: DariuszCichockiOpiekun BiblioNETki 24.11.2013 11:51 napisał(a):
Odpowiedź na: „Więc napiszę dla tej Ann... | justys-k
Pięknie i jakże syntetycznie napisane. Wpisałem "Ziele na kraterze" do moich publikowanych lektur dopiero teraz, kiedy przeczytałem i przesłuchałem (w znakomitej interpretacji Machalicy)tę niezwykłą lekturę po raz chyba piąty. Pamiętam ten pierwszy raz. Było to gdzieś w sądeckim. Moja Śp. ciotka zwróciła moją uwagę na słuchowisko. Spędziliśmy w milczeniu te kilka godzin, w milczeniu pełnym fascynacji i niekiedy grozy. A "Ostatni mazur" już zawsze kojarzy mi się z tymi ośmioma parami w Domeczku. Jeszcze dzisiaj w nocy słuchałem opisu zwierząt, Gawła i Malwinki.
Niektórym może przeszkadzać, a nawet być dla nich trudny język Mistrza. Ale jakie to bogactwo, jakie precyzyjne narzędzie opisu!
Dziękuję Ci za tę recenzję, dzięki niej znowu jestem na wspaniałej fali wspomnień.
Użytkownik: RobertP 24.11.2013 12:26 napisał(a):
Odpowiedź na: „Więc napiszę dla tej Ann... | justys-k
Napisałaś - " popłynąć z nurtem książki, wczuć się i zakochać… "
Bardzo celne słowa. Jeśli zanurzysz się w nurt tej rzeki płynącej z pod pióra Wańkowicza, to utoniesz w niej na zawsze.
Mnie się przynajmniej to udało. Uwielbiam rozkoszować się tym językiem , czasem już archaicznym ale mimo to jakże bliskim, pełnym miłości do Kresów , rodzinnego domu , czy najbliższych.
Dlatego jego książki ,o jakże się cieszę że pojawiło się to piękne ich wznowienie , znajdują się na poczesnym miejscu w mojej domowej bibliotece.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: