Grafomański szczyt bezczelności
Miałem w ostatnim czasie wątpliwą przyjemność zapoznać się z dotychczasową twórczością pana Głuchowskiego (o zgrozo właśnie wyszło w naszym kraju kolejne jego "dzieło"). Wrzucę tutaj krótko i na temat, co myślę o jego książkach. Z uwagi na postapokaliptyczną tematykę porównywałem twórczość pana Głuchowskiego do koronnego i najwybitniejszego dzieła postapokaliptycznego naszych czasów, a mianowicie "Ostatniego brzegu", którego autorem jest Nevil Shute.
1) "Metro 2033" ocena 3
+ umieszczenie akcji w moskiewskim metrze,
+ sam koncept wydarzeń, ale już nie wykonanie,
+ zakończenie (naprawdę dobre w porównaniu z resztą powieści),
+ nastrój grozy w poszczególnych momentach książki,
- grafomaństwo
- będące przyczyną grafomaństwa rozwlekłość, pseudofilozofowanie, mnóstwo wątków pobocznych (gdyby książka była krótsza o ok 200 stron tylko by na tym zyskała),
- maksymalne uproszczenie socjologiczne, polaryzacja polityczna ludności poprzez wskazanie stacji, gdzie występują dane poglądy polityczne (vide Linia Czerwona); sztuczność bije po oczach,
- w ogóle sam fakt, że w obliczu walki ludzkości o przetrwanie na poziomie szczurów, ta ma czas, chęć i środki (sic!) do dbania o tak ważne rzeczy jak poglądy polityczne,
- nieciekawi i niewiarygodni psychologicznie bohaterowie, do tego stopnia, że dajmy na to na stronie 100 jest dany bohater odważny, a na stronie 300 w takich samych okolicznościach, z tych samych przyczyn jest ten bohater już tchórzem,
-
2) "Metro 2034" ocena 1
+ brak
- książka o niczym, totalny gniot i szczyt grafomańskiego skoku na kasę (tyczy się również wydawnictwa Insignis za czcionkę, marginesy i cenę),
- minusy "Metra 2033" do potęgi dziesiątej.
Tyle w temacie, więcej z tym całym "uniwersum metra" nie chcę mieć do czynienia, a szkoda, bo koncept był zacny.