Po Targach Książki i bibie u Misiakolutków
Witajcie!
No i cóż, impreza się skończyła, a my zamiast tanecznej Sophie Ellis Baxtor włączyliśmy spokojną, stonowaną Evę Cassidy, aby spokojnie siąść do wspominków.
Kilka słów o Targach pro forma, żeby dojść do części ciekawszej. Kto chce od razu przejść do opisu imprezy, może ominąć ten akapit. Targi jak zwykle - były męczące i fantastyczne zarazem (przynajmniej dla mnie). Oczywiście widziałem się ze swoimi ukochanymi autorami (byłem pierwszy u Jacka Dehnela), poznałem Ignacego Karpowicza, Dorotę Sumińską, Dorotę Krzywicką, Romę Ligocką, widziałem nawet przez chwilę - ach, ach, nie mogłem sobie odmówić! - Agnieszkę Lingas-Łoniewską. Przy tym udało mi się nie stać w kolejkach (na przykład kolejka do Ligockiej była taka, że przez chwilę myślałem, że przeniosłem się do PRLu), dlatego ustawiałem się dyskretnie przy blisko stojącej osobie i płynnie wsuwałem się za nią. Trzeba mieć sposoby, nie wolno marnować czasu, prawda? Na Targach spotkaliśmy też wielu biblionetkowiczów - Chudą, Engę, Anek7, Natii, Speculum, Sznajpera, Villenę, Syrenkę itp., co było bardzo miłe. Dla większości z nas zwieńczeniem Targów był wykład redaktora naczelnego Literadaru, Piotra Stankiewicza, o naszej biblionetkowej gazetce.
Wracałem pełen wrażeń, z plecakiem pełnym nowych nabytków i już myślami byłem przy nadchodzącej imprezie (nie czarujmy się, wszyscy przecież tak naprawdę nie przyjechali na Targi tylko na wieczorne party u Misiakolutków!). W domu zastałem Lutka oraz InKoguto, która przyniosła flaszeczkę wina. Łyknęliśmy sobie po kieliszeczku, więc kiedy przyszli pierwsi goście, wszystko było już gotowe, a Lutek wreszcie przestał się dręczyć, że na pewno coś nie wypali.
A oto pełna lista gości:
redaktor Piotr Stankiewicz
Admin
Villena
InKoguto
Enga
Syrenka + jej niezarejestrowani towarzysze: Marek i Bartek
Chuda (która dotarła mimo choroby)
Natii
Speculum
Tynulec
Sluchainaya
Sznajper
Jurczak (z pysznym murzynkiem)
Miłośniczka (nasza niespodzianka) + niezarejestrowany Radek
Agata jeszcze niezarejestrowana
i gospodarze czyli Misiak i Lutek
A teraz część najlepsza, czyli wspominki, uwagi i inne śmichy-chichy
- Sluchainaya chciała się wymówić od wizyty. Zadzwoniła koło 18, że nie przyjdzie. Na szczęście Misiak odkąd pracuje w telemarketingu stał się bardziej przekonujący. I w związku z tym Sluchainaya nie tylko przyszła, ale również została najdłużej ze wszystkich:)
- InKoguto popełniła dwa faux-pas - najpierw nie rozpoznała Villeny, z którą już dawno się poznały, a później nie rozpoznała Sznajpera, z którym poznała się kilka godzin wcześniej. Nie wiem, jak to interpretować... (no dobra, tych kieliszeczków było trochę więcej niż jeden..)
- Syrenka na wejściu wdepnęła w kocie akcesoria, pozbawiając naszego kota wody i jedzenia. Na szczęście doczyściliśmy podłogę i dosypaliśmy kotu żarcia. Nie ma to jak wejście smoka!
- na osobną uwagę zasługuje nasz kot. Jego Kicencja nie tylko nie uciekł na widok tylu gości, ale przybrał pozę prawie obojętną. Wyrugował wszystkich z kanapy i przespał całą imprezę, od czasu do czasu zmieniając boczki. Wyszedł na nocne harce, a potem grzecznie wrócił na noc. To jest grzeczny, wychowany kot, który też ma prawo do swojego życia w sobotę.
- przybyła nawet niespodzianka - Miłośniczka. Nie domyśliliśmy się, choć Admin powiedział tajemniczo: "Miłośniczki już jadą". Nie mieliśmy jak się domyślić. Miłośniczek Misiakolutków - że nieskromnie powiem - nie brakuje.
- od Syrenki, Engi, Bartka i Marka dostaliśmy bardzo miły prezent - materac (widzisz Lutek, mówiłem Ci, żeby nie zapylać na dzień przed imprezą do Reala po nowy materac!!!!). Dla niewtajemniczonych: poprzedni materac po zaprzyjaźnieniu się z pazurami Jego Kicencji prowadzi teraz żywot na respiratorze (czyli jest dodmuchiwany przez Lutka i np. służy za kanapę podczas imprez, ale do spania nadaje się tylko na jedną noc). Teraz możemy z powrotem przenieść się z wersalki na materac! Dzięki! A Jego Kicencja dziękuje za cudną tabliczkę ze swoją podobizną.
- stoły uginały się od wspaniałości, alkohol lał się strumieniami. Lutek zrobił pyszne sałatki i fenomenalny żurek (redaktor, który kiedyś wyzwał go na pojedynek żurkowy, oddał walkowerem) i koreczki, a nasi wspaniali goście również zadbali o stronę żywieniową. W pewnym momencie zabrakło wódki, ale Lutek i Syrenka nadrobili braki.
- impreza dość szybko przeniosła się w całości na podłogę (nie, że wszyscy tak popili, że szybko wylądowali pod stołem, ale po prostu przy stole nie starczyło miejsc). Na kanapie został tylko Jego Kicencja - niewrażliwy na wszechobecny gwar.
- Lutek robił ciekawego drinka z kawałkami ogórka (warzywa są zdrowe, a my chcemy dbać o dietę naszych gości). Myślę, że ten drink (mocny skubany!) był przyczyną kaca u niektórych gości na drugi dzień.
- od naszej kochanej Engi dostaliśmy piękne kwiaty zaręczynowe na poczet przyszłej komuny (szczegóły niżej).
- rozmawialiśmy z Engą i Syrenką o naszej komunie, której wstępne plany powstały już we Wrocławiu (i widzicie, ani mi się śniło wymigiwać, że niby we Wrocławiu byliśmy pod wpływem wina Mamy Anviny, czy coś takiego. Jak tu się wymigiwać od związku z takimi cudnymi dziewczętami!) Skład komuny: trzy gracje, czyli Enga, Syrenka i nieobecna - chlip, chlip - Reniferze) i teraz u nas się skrystalizowały. Organizowaliśmy przyszły podział obowiązków, rozwiązywaliśmy kwestie logistyczne itp. W końcu poprosiliśmy Pana Redaktora, aby pobłogosławił nasz związek i dostaliśmy zgodę. Teraz niestety jesteśmy w związku na odległość i tęsknimy do siebie, wzdychamy i płaczemy w poduszki. Ale wkrótce dziewczyny przeprowadzą się do Krakowa i będziemy żyć długo, komunalnie i szczęśliwie.
- podejmowaliśmy sporo istotnych literackich tematów. Jesteśmy w końcu inteligentnymi ludźmi szerokiej kultury. Temat wieczoru: "komu z bohaterów literackich bym się oddał". Wśród dziewcząt wygrywał Bohun ("Co wy widzicie w tym śmierdzącym kozaku?!" - Lutek), ja sugerowałem Heatcliffa (poparła mnie Villena), a sam bym chętnie się oddał Becky Sharp (z Targowiska próżności). razem z Syrenką. Padły też kandydatury księdza Rafała (Enga), Stanisława Wokulskiego (bodaj Natii?), Pana Tadeusza (Lutek), Arka z Kochanków z Marony (Misiak), Tristana z "Wichrów namiętności" (pan redaktor). Potem przeszliśmy do autorów, ale tu już zachowam na wieki dla siebie, bo jednak autorzy tu zaglądają...
- Speculum zaproponowała grę. Na początku przyznam nie byłem zachwycony. Losowanie karteczek z kapelusza i zgadywanie napisanych tam osób na podstawie kilku słów. Jednak gra się rozwinęła i wywołała nieoczekiwane emocje. Sluchainaya słysząc "Sienkiewicz" - (trzeba było odgadnąć: Kmicic) wrzasnęła: "Henryk". Zresztą Syrenka uznała, że Sienkiewicz i Żeromski są polskimi wieszczami (w tym momencie wytrzeźwiałem - jednak polonistyczna natura robi swoje). Sam kiedy dostałem hasło: "Zbigniew Ziobro", powiedziałem: "Polityk z częścią ciała". Lutek złośliwie potem zapytał: "Ile masz ziober?"). Enga nie miała ochoty na grę, bo była w ekstazie - właśnie robiłem jej masaż stóp, mrucząc "żono moja..."
- z żalem żegnaliśmy swoich gości. Kiedy Enga z Syrenką (nasze żony) odjeżdżały dostałem spazmów na ulicy. Dodam tylko, że Syrenka pierwotnie zażyczyła sobie, żeby jej taksówka przyjechała z Łodzi.
- ostatecznie poszliśmy spać koło 5tej rano. Oprócz Villeny, spały u nas jeszcze Agata i Sluchainaya. Dziewcząt pilnował Jego Kicencja. Koło południa zjedliśmy śniadanie. Dziewczyny okazały się nieocenione - pomogły nam ogarnąć cały chaos imprezowy.
Dziękujemy Wam za przybycie:) Było fantastycznie! I zapraszamy ponownie:)
Kochamy Was!