Dodany: 30.10.2011 00:27|Autor: dyrwin

Recenzja nagrodzona!

Książka: Akademizm
Poprzęcka Maria

O sztuce dobrej i sztuce złej


Jedna z ciekawszych refleksji, jakie nasuwają się turyście zwiedzającemu paryskie muzea, konfrontującemu wyniosły chłód Luwru z bajeczną kolorystyką Musée d'Orsay, sprowadza się do pytania, dlaczego malarstwo akademickie, jeszcze 150 lat temu najbardziej prestiżowe i uważane za najdoskonalszą odmianę sztuk wizualnych, tak sromotnie przegrywa batalię artystyczno-estetyczną o odbiorców obecnego pokolenia. Bo o ile na lewym brzegu Sekwany pokoje van Gogha, Toulouse-Lautréca czy Gauguina przeżywają bezustanne oblężenie, o tyle naprzeciwko, po drugiej stronie rzeki, korytarze królewskiego Palais du Louvre zapełniają się tylko przy nazwiskach i płótnach najgłośniejszych, a dziesiątki sal zawierających dzieje francuskiego klasycyzmu świecą pustkami, służąc zagranicznym turystom za pomieszczenia przechodnie.

XX wiek szeroko zajmował się estetyką kiczu - postmodernizm zdołał nobilitować ją do rangi uprawnionego zabiegu formalnego. Stąd też te wszystkie pucołowate amorki i roznegliżowane, zarumienione dziewczęta z płócien Bouguereau czy Cabanela natychmiast wywołują refleksję: dlaczego koniec XIX stulecia tak radykalnie przewartościował znaczenie terminu "sztuka", dlaczego odrzucił akademików, dlaczego w ich miejsce ukochał awangardę, dlaczego wreszcie w ciągu kilkudziesięciu ledwie lat zniweczył estetyczną ideologię panującą od XVI wieku?

Zwięzła, popularyzatorska monografia Marii Poprzęckiej, mimo niewątpliwych walorów poznawczych, w kwestii odpowiedzi na powyższe pytania niestety rozczarowuje. Osobiście nie potrafię ani zrozumieć, ani zaakceptować prób opisu zjawiska akademizmu bez szerokiego odniesienia do współczesności. Prawie 150 lat mija od impresjonistycznej rewolucji, mamy za sobą syntetyczny symbolizm, art noveau, fowizm, kubizm, dadaizm, pop art, konstruktywizm, całą masę rozmaitych postmodernistycznych -izmów, które otwarcie czerpały tak z awangardowego Cezanne'a, jak z klasycystycznego Ingresa, i po których współczesny odbiorca powinien oceniać sztukę akademicką wielopłaszczyznowo - tymczasem przeciętny bywalec muzeów zdaje się ciągle tkwić w kręgu buntowniczych poglądów wygłaszanych przez "wyklętych" malarzy paryskiego Montmartre'u z czasu La Belle Époque, których teorie są równie zużyte i archaiczne co krytykowane przez nich reguły akademickie.

Poprzęcka co prawda znakomicie objaśnia genezę terminu "akademizm" (rozdział poświecony jego definicji jest z pewnością najlepszą częścią recenzowanej książki), sprawnie wyjaśnia historię i pochodzenie konceptu, sięgając przy tym aż do renesansowych Włoch i neoplatońskiej, medycejskiej Florencji (co samo w sobie jest ładnym wykładem historii sztuki), jednak w momencie, gdy wkracza w wiek XIX i rozpoczyna slalom po głównych nurtach francuskiej sztuki oficjalnej, jej książka zmienia się w pospieszną syntezę, pozbawioną głębszej refleksji. Bez wątpienia krępuje ją założenie serii, przeznaczonej dla masowego czytelnika - tu i ówdzie rodzi się przy okazji pobocznych spostrzeżeń zarzewie ciekawej dyskusji, pociągającego intelektualnie problemu, wątki te jednak z rzadka są podejmowane i kontynuowane, autorka ogranicza się do ich zasygnalizowania. Książkę wieńczy arcyciekawe spostrzeżenie, iż schedę po sztuce akademickiej przejął dawny, pompatyczny Hollywood, szukający dla swoich widowisk historycznych źródeł inspiracji w płótnach klasycystów i pompierów. Chociaż to temat bardziej dla filmoznawcy aniżeli dla historyka sztuki, trudno pozbyć się wrażenia, że na ledwie czterech stronach został boleśnie uproszczony, niemalże zignorowany.

A przecież wykład na temat akademizmu, skierowany do niewyedukowanego amatora sztuki, nie powinien skupiać się tylko na podręcznikowym opisie historii nurtu i jego głównych przedstawicieli. Powinien raczej uczyć czytania takiej sztuki, rozumienia jej, dostrzegania jej walorów - bo jakieś muszą przecież być, skoro wyniosłego, wyprutego z emocji Ingresa, najbardziej zaciętego orędownika klasycyzmu i największego doktrynera swoich czasów, dekonstruował sam Picasso, niekwestionowany lider XX-wiecznej awangardy. Czytając książkę Poprzęckiej, odnieść można wrażenie, że autorka z całej siły unika wypowiedzi oceniających (bodaj jedyne krytyczne uwagi wygłasza pod adresem Gérôme'a i Laurensa), próbując sztucznie zobiektywizować tekst wykładu. A tymczasem aż prosi się, by omówić zmysłowość "Rolli" Gervaux, zastanowić się, czy aby poetyckość Bouguereau nie ma swoistej wartości jako alternatywa dla awangardowego symbolizmu, by konkretnie odpowiedzieć na pytanie: jak to się stało, że obrazy uznawane kiedyś za arcydzieła dzisiaj są synonimem kiczu i karierowiczowskiego konformizmu? Nagle wszystkie ich zalety uleciały gdzieś w przestrzeń? Jednego Davida Poprzęcka ocaliła, bo zwięźle, ale rzeczowo opisała, dlaczego "Śmierć Marata" jest płótnem tak wyśmienitym. I słusznie!

Powyższe słowa krytyki dotyczą jednego aspektu książki. Gdy jednak oceniać ją jako podręcznik opisujący mało popularny i mało zbadany nurt XIX-wiecznego malarstwa, nie sposób nie docenić wartości tej publikacji. Może w wielu miejscach powierzchowna i skrótowa, jest mimo wszystko pouczającą, przekrojową syntezą kierunku, wokół którego narosło bardzo wiele negatywnych stereotypów. Autorka zgrabnie wpisuje zjawisko w artystyczną panoramę XIX wieku, klarownie kategoryzuje poszczególne kwestie (niezwykle cenne są chociażby spostrzeżenia odnoszące się do warsztatu akademików), co po lekturze daje czytelnikowi niezły pogląd na omawiany temat.

Tylko kluczowych pytań brakuje. I dlatego ciągle trudno zrozumieć, dlaczego ten kiczowaty Bouguereau sąsiaduje w Musée d'Orsay z Manetem i Renoirem...

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 7070
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 6
Użytkownik: plummy 12.11.2011 18:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Jedna z ciekawszych refle... | dyrwin
Bardzo ciekawa recenzja. "Akademizm" Poprzęckiej stoi od lat na mojej półce, ale jakoś mnie do niego nie ciągnie, może właśnie dlatego, że nie preferuje tego kierunku w sztuce.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 29.06.2015 22:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Jedna z ciekawszych refle... | dyrwin
Daaawno temu polecałem ten tekst, ale akurat jak raz przypomniał mi się, gdy czytałem Obcy w obcym kraju (Heinlein Robert Anson) i znalazłem tam taki fragment (peroruje oczywiście Jubal Harshaw ;) ):

"Abstrakcja jest w porządku - o ile idzie o tapety czy wykładzinę podłogową. Ale prawdziwa sztuka jest procesem wywoływania u odbiorcy reakcji - litości czy zgrozy, które wcale nie są abstrakcjami dla żadnego człowieka. To, co robią ci samozwańczy współcześni artyści, jest czymś w rodzaju pozbawionej emocji pseudointelektualnej masturbacji. Kreatywna sztuka jest jak wstęp do płciowego stosunku - zawsze i wszędzie artysta usiłuje uwieść emocjonalnie odbiorcę. Miernoty, które tego nie robią - bo nie chcą albo nie potrafią - wypadają z rynku. Gdyby wzajemnie się nie wspierali, żebrząc o nieustanne stypendia i dotacje, wyzdychaliby z głodu, albo musieliby się już dawno zabrać do jakiejś uczciwej roboty. (...) Większości tych dupków nie chce się nawet używać języka, którego ty czy ja moglibyśmy się nauczyć; będą się z nas wyśmiewali, mówiąc, że "nie pojmujemy", o co im chodzi - o ile w ogóle o coś im chodzi. Swój brak umiejętności czy kompetencji kryją za zasłoną niezrozumiałości i niejasności. (...) Artysta utrzymywany przez państwo jest jak dziwka - i do tego niekompetentna!"[ss.484-5]
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 10.09.2017 21:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Jedna z ciekawszych refle... | dyrwin
Celny portret jakości współczesnej "sztuki" ze zbioru opowiadań Razzmatazz (Mroziński Karol):

"Idę z psem na wystawę do galerii sztuki nowoczesnej.
- Tu nie wolno z psami - mówi ochroniarz.
- To nie jest pies - odpowiadam. - To jest performance.
- A, to przepraszam.
Idziemy z psem dalej. Oglądamy rzeźbę Smefra centaura. Pół koń, pół Smerf.
- Zawsze się zastanawiałem - mówię do psa - komu kibicują centaury w czasie rodeo.
- Srać mi się chce - odpowiada pies.
- Trzeba było srać przed wejściem.
- Wtedy mi się nie chciało.
Idziemy dalej. Oglądam jakąś kobietę, która stoi po kolana w basenie z moczem i wykrzykuje alfabet od tyłu.
- Z, Y, X - krzyczy. - U, V, W.
Mój pies kręci się w kółko i węszy nosem po ziemi.
- Fajfus - mówię do niego. - Fajfus, nie sraj tutaj.
- Kiedy mnie ciśnie - odpowiada i zaczyna srać na podłogę.
Jakiś człowiek podchodzi i przygląda się temu, co wychodzi mojemu psu z dupy.
- To jest interesująca propozycja - mówi.
Ktoś inny też podchodzi i patrzy.
- To jest świeże - mówi.
Podchodzi jakaś kobieta z kieliszkiem wina w ręku, cała na czarno.
- Odważne - mówi.
- Ja państwa bardzo przepraszam - mówię do nich.
- Jak się nazywa ta instalacja? - pyta kobieta. - Gówno - odpowiadam, zatykając palcami nos.
- Mocne.
Ktoś z galerii podchodzi i wtyka w psią srakę tabliczkę z napisem "Gówno, 2015". Podchodzi fotograf i robi zdjęcie. Pojawia się ktoś z kamerą i mikrofonem. Prosi mojego psa o wywiad.
- Cóż, zawsze kontestowałem opresyjne dla mojego gatunku rozwiązania przestrzenne w środowisku miejskim - mówi mój pies.
- A pan jest kuratorem - pyta reporter. - Co pan sądzi o pracy swojego podopiecznego.
- Sądzę, że to gówno - odpowiadam.
- Brutalnie prawdziwe - mówi kobieta z winem.
- Ostentacyjnie szczere - mówi fotograf.
- U, T, S - krzyczy kobieta w basenie z moczem."
Użytkownik: Kuba Grom 11.09.2017 02:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Celny portret jakości wsp... | LouriOpiekun BiblioNETki
A więc stąd pochodzi ten tekst, to w internecie popularna copypasta.

Z ocenianiem sztuki współczesnej jest ten problem, że jest tak rozległa i zdecentralizowana, że trudno się z nią zapoznać. Do przeciętnego odbiorcy docierają tylko informacje o dziwactwach albo rekordach na aukcjach, więc potem myśli że sztuka ostatnich lat to czarny kwadrat na białym tle, który został namalowany... ponad sto lat temu. Najdziwaczniejsze pomysły w rodzaju wylewania farby różnymi otworami ciała mają w obiegu sztuki bardzo krótki żywot, natomiast bardzo długi u laików. Czy ktoś słyszał o najsłynniejszej pracy konceptualnej "Krzesło i trzy krzesła"?
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 11.09.2017 07:16 napisał(a):
Odpowiedź na: A więc stąd pochodzi ten ... | Kuba Grom
Pasta pojawiła się (wraz z objaśnieniem źródła) na fp Racjonalisty z powodu "performensu" w Krakowie (może Krakusy już o tym więcej wiedzą):

"W Krakowie na zabytkowej kamienicy powiesili niebieską folię. A że folia jest wyrazem sztuki nowoczesnej, więc kosztować musiała. Jak podaje Marzena Jędrzejewska: "To coś wisi na fasadzie Domu Norymberskiego w Krakowie. Nosi tytuł "Wodospad" i jest instalacją, która wg deklaracji autorki powstawała "w długim, prawie medytacyjnym procesie..." i dlatego tez odpowiednio kosztowała. Konkretnie - pół miliona zł"."

Ktoś celnie skomentował:

"Idiotą nie jest autor (on jest wręcz geniuszem - tyle zarobić na takim G), lecz ten kto zapłacił za to. Jeżeli ze środków publicznych (a raczej na pewno tak jest) to należy osobę decyzyjną wyrzucić dyscyplinarnie za marnowanie środków publicznych."

Co jest spójne z wrzuconym wyżej przeze mnie cytatem z Heinleina...

Ale masz też rację, że wartościowa sztuka współczesna istnieje - tyle, że o niej jakoś zbyt głośno nie jest. Z drugiej strony nie spowodowałaby ona SŁUSZNEGO ze wszech miar oburzenia tym, by byle śmieć nazywać sztuką. A jeszcze bardziej triggeruje to, że dzieła o wyższej wartości i jakości takich dotacji nie otrzymują.
Użytkownik: Kuba Grom 12.09.2017 03:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Pasta pojawiła się (wraz ... | LouriOpiekun BiblioNETki
Zastrzeżenia o których piszesz najmocniej przedstawiło inne klasyczne działo sztuki nowoczesnej - "Merda d'Artista" które powstało ponad 50 lat temu a mimo to do dziś rozpala dyskusje.
Autor czytał uczone analizy krytyków, którzy poszerzali pojęcie sztuki jak się tylko dało. W jednym z nich znalazł stwierdzenie, że artysta to "człowiek który tworzy dzieło sztuki". Czym zatem jest dzieło sztuki? Wedle tego samego artykułu dzieło sztuki "to każdy wytwór artysty". Obie definicje się zapętlają i niczego nie tłumaczą.
Niedługo potem usłyszał od kogoś, że jego prace są g... warte.

Aby z jednej strony zakpić z definicji które nic nie tłumaczą a z drugiej zaprzeczyć tej drugiej opinii, wystawił 91 puszek z własnym g... twierdząc, że to dzieło sztuki. Wszak sam je wytworzył. I sprzedawał je na aukcjach po cenie złota. Pomysł okazał się tak mocny, że dyskutuje się o nim do dziś, parę razy słyszałem ludzi sądzących, że to akcja artystyczna sprzed paru lat dowodząca jaka to dziś sztuka jest zła, nie to co kiedyś. Tymczasem "Merda d'Artista" powstało w 1961 roku.

Problemem dzisiejszych czasów nie jest to czy ludzie tworzą rzeczy wartościowe czy nie, tylko brak sensownego odsiewania ziarna od plew. Wystarczy przejrzeć internet aby zobaczyć, że wszystko jest równo wymieszane i łatwiej jest trafić na śmieć niż na coś sensownego. A miasta chcące się wykazać wspieraniem sztuki, bardziej lecą na znane nazwisko lub na aktualny trend niż na sensowny pomysł. Nikt się zresztą nie trudzi taką oceną przed realizacją.

Chętniej zobaczyłbym kamienicę opakowaną w tkaninę przez Claude Christo (który notabene sam opłaca realizację dzieł) niż z foliowym wodospadem.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: