Dodany: 29.10.2011 13:29|Autor: hawajka_

Bliżej Sherlocka


Trzeba nie lada tupetu, by wykorzystać Sherlocka Holmesa. Podparcie się sławą legendarnego angielskiego detektywa – znanego przecież nie tylko amatorom literackich doznań – w debiucie powieściowym zakrawa na wyrachowaną autopromocję albo też zapowiada nielichą fabułę, której niestraszna jest surowa ocena czujnych sędziów w osobach czytelników przywiązanych do mistrza dedukcji i suspensu. Graham Moore podjął to ryzyko i na dodatek wyszedł z niego obronną ręką: „Sherlockista” to prezent od wielbiciela dla wielbicieli, tych przyszłych również. Bowiem ciekawych „prawdziwych” przygód detektywa-boksera zapewne jeszcze przybędzie po lekturze tej książki.

Londyn, rok 1900. Arthur Conan Doyle – z niemałą pomocą i wsparciem Brama Stokera, znanego dziś głównie za sprawą hrabiego Draculi – mierzy się z zagadką niebezpiecznej przesyłki (takiej z dynamitem), zaniedbaniami Scotland Yardu, martwymi pannami młodymi i czymś jeszcze, gorszym może od wszystkiego innego: powszechnym, a więc i męczącym, uwielbieniem Brytyjczyków dla postaci zarozumiałego detektywa, który zawładnął zbiorową wyobraźnią, najwyraźniej nie pozostawiając miejsca dla swojego twórcy. Epoka lamp gazowych przechodzi już do historii, zabierając ze sobą ciemne zaułki i mroczne kryjówki – elektryfikacja rozjaśnia miasto, ale i odziera z romantyzmu. Nadchodzi wiek rozumu i nauki, który przerodzi się dla ludzi w wiek arogancji, siły i przemocy.

Nowy York, rok 2010. Na zjeździe elitarnej grupy wielbicieli i badaczy dokonań Sherlocka Holmesa, czyli Chłopców z Baker Street (formacja istniejąca naprawdę), w niejasnych okolicznościach umiera najwybitniejszy z ich członków, który zdążył jeszcze zapowiedzieć wielką sensację: ujawnienie tajemnicy zaginionego tomu dzienników Arthura Conan Doyle’a, świętego Graala wszystkich sherlockistów, który wyjaśnić miał nieoczekiwany zwrot w poczynaniach pisarza w stosunku do przytłaczającego go i w efekcie uśmierconego z rozmachem w wodach szwajcarskiego wodospadu bohatera. Nie wiadomo, kiedy dziennik zniknął, nie wiadomo, co zawierał, ale to tylko podsyca ciekawość badaczy i budzi olbrzymie emocje. Coś musiało się przecież wydarzyć w tym właśnie okrytym mrokiem niewiedzy okresie, skoro pisarz niedługo potem przystąpił do wskrzeszania na papierze wielkiego detektywa, pisząc nowe przygody Sherlocka. Coś doniosłego musiało mieć miejsce, skoro detektyw po swoim powrocie uległ istotnym zmianom. Czy jednak i dziś ta zagadka warta jest morderstwa?

Dwa plany czasowe, dwa różne śledztwa, dwóch detektywów-amatorów. Wielka gra w skojarzenia, znajome tropy i próba niezawodności dedukcji. Graham Moore zaprasza do zabawy w duchu Sherlocka Holmesa, jednak bez jego udziału. Nie jest jego zamiarem wskrzeszanie legendy, ale bliższe spojrzenie na fenomen najpopularniejszego śledczego wszech czasów.

Książka „Sherlockista” to zmyślnie sporządzona mieszanka faktów i fikcji, która - mimo komercyjnego przeznaczenia, jakie niewątpliwie zakładają twórcy literatury detektywistycznej - przemyca sporo ciekawych informacji zarówno o twórcy Sherlocka, o samym bohaterze, o epoce, w której przyszło mu działać, jak też o jego znaczeniu dla dzisiejszego czytelnika i o wielkim sukcesie, jaki stał się jego udziałem – sukcesie nieistniejącego człowieka.

Dla Moore’a istotny jest twórca, który zazwyczaj pozostaje w cieniu – to Arthura uczynił swoim bohaterem, dając mu szansę, by przemówił. Jego życie, poczynania, poglądy i stosunek do własnej twórczości znane są garstce zagorzałych fanów i autor świetnie wykorzystał powszechną ignorancję w tej sprawie. Współczesnym wątkiem dodatkowo ciekawie uzupełnił portret pisarza i epoki, pozwalając nam zajrzeć za kulisy dociekań badaczy, wskazując źródła siły powieści o Sherlocku Holmesie, ich nowatorstwo i magnetyzm, zdolne od dziesięcioleci zaspokajać potrzeby czytelników z każdego kręgu społecznego czy kulturowego.

„Sherlockista” Grahama Moore’a to niezwykła przygoda na granicy świata fikcji i rzeczywistości. Klarowne wyjaśnienia, godne każdego dumnego z własnych poczynań detektywa, pozwalają podążać wraz z bohaterami książki tropem zbrodni, ale też obficie i pomysłowo nawiązują do kanonu kryminalnego z Sherlockiem w roli głównej. Jednak to nieoczywiste rozłożenie akcentów, z twórcą detektywa w roli głównej i pozostawieniem postaci fikcyjnej w cieniu, czyni z powieści Moore’a prawdziwą gratkę. Jego uwagi o pisarstwie, o potrzebie poznania i uporządkowania świata, o wspólnej nam wszystkim chęci zrozumienia człowieka i konieczności wymierzenia sprawiedliwości rzucają na prozę Arthura Conan Doyle’a nowe światło. Pozwalają dojrzeć więcej i nazwać trafniej. A wszystko to w formie niezobowiązującej pogoni za prawdą ukrytą za zasłoną tajemnic. Nie tylko dzieci można uczyć bawiąc i bawić ucząc.


[tekst opublikowany został wcześniej na moim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3439
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: cinmar 18.11.2011 13:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Trzeba nie lada tupetu, b... | hawajka_
Świetna ,zachęcająca recenzja.Książka już w schowku.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: