Dodany: 25.10.2011 13:27|Autor: Marylek
Radość opowiadania, radość czytania
„Diabeł na dzwonnicy” to gawęda, bajanie, wspomnienia we wspomnieniach i opowieść o opowieściach. Przewijają się minione lata i postacie, gdzieś w tle huczy wojna, rewolucja, kolejna wojna, a czytelnik śledzi losy dziadków, wujków, stryjów oraz ich sąsiadów i znajomych z Wilna i okolic, z Wrocławia, z Warszawy. Drobne wydarzenia, małe problemiki, wielkie sprawy, wszystko, jak to w życiu, przemieszane. Groch z kapustą. Śmiech przez łzy.
A jednak nie! Nie ma łez. Przemijają pokolenia, a Ławrynowicz przesiewa opowieści swoich przodków i pozostawia barwne perełki toczące się szybciutko i połyskujące dowcipem, anegdotą, refleksją snutą z przymrużeniem oka. Nie ma tu miejsca na smutek, depresję, żal. Jest tęsknota, ale ze spokojem, jaki daje spojrzenie z dystansu. Jest też potężne poczucie przynależności do rodziny, do klanu wręcz, poczucie zakorzenienia i ciągłości dziejów. Bez patosu, bez dołowania martyrologią i cierpieniem, bez straszenia totalitaryzmem czy nieuniknionością losu, autor sprawia, że współodczuwamy z bohaterami opowieści: jedziemy z dziadkiem-maszynistą lokomotywą; przekradamy się przez lasy i wsie, kryjąc się przed okupantem; dekujemy się w opuszczonym mieście i wykorzystując chwilowy uśmiech losu (czytaj: przerwę w działaniach wojennych) tarzamy się w luksusie; stosujemy drobne oszustwa, żeby przeżyć kolejne zawirowanie historii; wariujemy ze strachu na korytarzu Służby Bezpieczeństwa. Ani na chwilę jednak nie schodzi nam z twarzy uśmiech. Nie mamy ochoty opuszczać tamtego świata, tamtego czasu, tamtych ludzi, którzy niby odlegli, dalecy, a tacy nam bliscy i podobni. Tacy, jak każdy z nas.
Niepozorna książeczka Marka Ławrynowicza to skarbnica literackiej lekkości i dowcipu. Zdecydowanie niedoceniona. Żeby to zmienić – bardzo ją polecam.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.