Dodany: 21.10.2011 01:44|Autor: A.Grimm

Książka: Refleksje o rewolucji we Francji
Burke Edmund

1 osoba poleca ten tekst.

Głos wołającego na puszczy


Do apologetów Rewolucji Francuskiej nie należę, a w jej mit nie wierzę już od dawna. Przed lekturą "Rozważań o rewolucji we Francji" Edmunda Burke'a długo się jednak broniłem. Strzępy informacji o angielskim pisarzu, które do mnie dotarły, nie stawiały go w najlepszym świetle. Spodziewałem się publicystycznej wersji grafomańskich wygibasów autorów tej miary, co nasz rodzimy Jeske-Choiński, który nie potrafił pisać krytycznie o wydarzeniach z końca XVIII wieku bez użycia inwektyw, wulgarnych przejaskrawień i licznych formalnych uchybień (pomijam tu pewne merytoryczne zalety pierwszej części jego trylogii, czyli "Błyskawic"). Także wstęp Lesliego G. Mitchella[1], pomimo oddania sprawiedliwości sądom Burke'a, buduje stereotyp piekielnie zajadłego samotnego jeźdźca, a zasadniczą jego część zajmują przytoczone krytyczne sądy współczesnych pisarzowi, którzy nie chcieli widzieć w Rewolucji Francuskiej tego, co widział Anglik. Z tych mniej lub bardziej czarnych legend i szeptanych sądów można wywnioskować, że ten cały Burke miał sporo racji, ale w gruncie rzeczy zapamiętał się, a słuszny gniew przysłonił jeszcze bardziej słuszne wnioski. Zabrałem się więc do lektury z lekkim sceptycyzmem, gotowy na spotkanie z retoryczną, emocjonalną watą, pod której warstwą nie uświadczysz głębi. Spotkało mnie miłe zaskoczenie.

Burke wsadził swoimi "Rozważaniami o rewolucji we Francji" kij w mrowisko. Jego tekst (w istocie był to list do francuskiego znajomego) stanowił w dużej mierze odpowiedź na zachowanie i działalność angielskiego klubu adoratorów Rewolucji Francuskiej, a w szczególności na wystąpienie pastora Price'a, który kadził przedstawicielom Zgromadzenia Narodowego i oczyma wyobraźni widział podobny scenariusz wydarzeń w Wielkiej Brytanii. Wystąpienie Burke'a było zaskakujące, ponieważ jeszcze niedawno był orędownikiem niepodległościowych zrywów w Ameryce. O subtelności nie dbano i pomijano fakt, że za Oceanem budowano z niczego, a we Francji zniszczono wszystko, aby budować na piasku. Mało rzeczy uległo takiemu przewartościowaniu i przedefiniowaniu na przestrzeni wieków, jak pojęcia z zakresu społeczno-politycznego, niemniej Burke'a można wiązać z myślą liberalno-konserwatywną i realizmem politycznym. Ta postawa pozwoliła mu poprzeć tworzenie się Stanów Zjednoczonych i spojrzeć trzeźwo i krytycznie na Rewolucję Francuską.

W "Rozważaniach o rewolucji we Francji" daje się wyczuć niezauważalną granicę pomiędzy bardziej ogólnymi rozważaniami o istocie rewolucji (oczywiście w kontekście wydarzeń po drugiej stronie kanału La Manche) z perspektywy konserwatywnej a bardziej precyzyjną krytyką niektórych rozwiązań Zgromadzenia Narodowego na poziomie administracyjnym, finansowym, wojskowym. Jeśli chodzi o to pierwsze - gdyby Burke'owi przyszło żyć w naszych czasach, złapałby się za głowę. Nie wątpię zresztą, że w grobie zdążył się już przewrócić, wszak dzisiaj cała Europa wystrugała sobie bożka aktualności i myśli z wyprzedzeniem najwyżej kilkuletnim (do następnych wyborów), bez spojrzenia w przeszłość. A jeśli spogląda w przeszłość, to wyłącznie w celu emocjonalnej masturbacji, szantażowania wyborców i przedstawicieli innych państw. Konserwatyzm Burke'a był znacznie głębszy i bardziej konstruktywny. Przede wszystkim pisarz wychodził z założenia, że kompletną głupotą jest niszczenie wszystkiego, w tym również dziedzictwa niematerialnego. Anglik pisał: "Nauka o rządzeniu jest praktyczna i ma służyć praktycznym celom, wymaga doświadczenia i to większego niż to, jakie w toku całego swego życia może zyskać nawet najmądrzejsza i najbardziej spostrzegawcza osoba, dlatego właśnie z najwyższą ostrożnością powinien postępować każdy, kto decyduje się na rozebranie budowli"[2]. Burke w krytyce tej beztroskiej i niebezpiecznej postawy posiłkował się zestawieniem z rewolucją w Anglii w XVII wieku, która nie posłużyła do rozbiórki państwa, nie usunęła króla ani nie sprowadziła go do roli urzędnika, nie przeprowadziła też masowej konfiskaty majątku i nie zniszczyła społecznej hierarchii. Bo Burke nie wierzył w wyznawany dzisiaj posłusznie przez wszystkich aksjomat równości. Hierarchia?! Że jedni są wyżej, a drudzy niżej, o zgrozo?! Tak, właśnie tak. Tłumaczył, jak istotna jest godność człowieka i szacunek dla jego pracy, ale miał też świadomość, że "zrównywacze" "zakłócają równowagę społecznej budowli, umieszczając wysoko to, co ze względu na stabilność struktury powinno stać na ziemi"[3]. Nie uznawał też sprawiedliwości dziejowej, która przerzucała winę między pokoleniami. Autor "Refleksji..." był zwolennikiem ulepszania budowli, a nie jej niszczenia.

A "zrównywacze" szczęścia wcale nie przynieśli, chociaż iluzję wolności wpoili, a skutki ich nauk widoczne są do dzisiaj. Burke uwypuklił sprzeczności pomiędzy teorią i praktyką, która nie szła już w parze z aksjomatem równości, w końcu możliwość wybierania do kantonu trzeba było opłacić, podobnie jak i kandydowanie do komun. Anglik celuje także w nierówność zaistniałą na poziomie administracyjnym po arbitralnym podzieleniu kraju na równe części, tak jakby liczby i geometria miały zaradzić temu problemowi (oczywiście problem dla Burke'a był hipotetyczny i służył wyłącznie wyeksponowaniu hipokryzji rządzących Francją, bo w ideę równości nie wierzył). Dostrzegał anomalie na poziomie sądowniczym, które już niedługo - po wymazaniu trójpodziału władzy - oddały w ręce Trybunału Rewolucyjnego możliwość uśmiercenia każdego podejrzanego. Opisał też rozprzężenie w armii, niestabilność i zanik właściwej hierarchii w jej szeregach. Między wersami da się wyczytać, że jeśli rewolucjoniści gdzieś znajdą w przyszłości swojego głównego oponenta, to właśnie tam. Bo kto by słuchał przekrzykujących się adwokatów, matematyków, lekarzy? W końcu Burke opisuje fatalną politykę finansową państwa, którą oparto na papierowych pieniądzach, co skutkowało totalnym rozchwianiem i ekonomiczną niestabilnością. Ratowano się podatkami, których płacić nikt nie chciał, więc głównym ratunkiem przed całkowitą ruiną była konfiskata majątków, głównie kościelnych. Zabrana własność podtrzymywała przy życiu kraj.

Na uwagę zasługuje też język i świetne tłumaczenie Doroty Lachowskiej. Bywają takie sytuacje, kiedy nie trzeba znać oryginału, by wyczuć ten indywidualny, charakterystyczny dla danej osoby styl. Ostatnio czułem to podczas lektury opowiadań Poego w przekładzie Leśmiana, ale przede wszystkim w pamięci wciąż mam "Żywot Jezusa" Ernesta Renana w fenomenalnym tłumaczeniu Andrzeja Niemojewskiego. Przekład "Rozważań o rewolucji we Francji" być może nie dorównuje tamtemu arcydziełu translacji, ale pozwala docenić język Anglika; jego subtelne ironizowanie, które miejscami przybiera bardziej ostrą formę, erudycję, obszerność wywodu, która właściwie nigdy nie żywi się powtórzeniami, ale zbudowana jest na logicznym wnioskowaniu. To jest ten język krytyki konserwatywnej, który z trudem, niestety, można znaleźć w literaturze pięknej wychodzącej spod pióra pisarzy tej opcji światopoglądowej. A szkoda.

Edmund Burke napisał "Rozważania o rewolucji we Francji" w 1790 roku i chociaż - jak pokazałem to na przykładzie jego krytycznych sądów - przewidział pewne fakty, doskonale też rozumiał ogólne właściwości rewolucji i związane z nią problemy, sprzeczności i możliwość upadku państwa, to jednak brutalność późniejszych wydarzeń przerosła chyba nawet jego wyobrażenia. Dzisiaj łatwo jest przyjąć krytykę terroru jakobińskiego, ale sama rewolucja ma często status niepodważalny. Burke ten status podważył, pomimo tego, że terror miał dopiero nadejść. I zrobił to bardzo rzetelnie.



---
[1] Patrz: Leslie G. Mitchell, "Wstęp", [w:] Edmund Burke, "Rozważania o rewolucji we Francji", przeł. Dorota Lachowska, Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego 2008.
[2] Edmund Burke, op. cit, s. 136-137.
[3] Ibid., s. 123-124.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1569
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: