Dodany: 02.10.2011 23:57|Autor: sylkwiatek

Historia pewnego Ryśka, czyli o "Córce czasu" Jospehine Tey


Był sobie chłopiec, Rysiek, który jako najmłodsze, ósme dziecko i czwarty syn urodził się w rodzinie mającej pretensje do tronu. Trwała długa wojna, w której dwie arystokratyczne rodziny od lat próbowały się nawzajem powybijać. Dość skutecznie. Jego ojciec i dwaj bracia zginęli. Królem zaś został jego brat, Edek, kochaś nad kochasie, zmieniający kochanki jak rękawiczki. Edek miał piękne lico, Rysiek, garbus, brzydką gębę i zdeformowane ciało. A jednak to Rysiek już jako siedemnastolatek był sprawnym żołnierzem i utalentowanym dowódcą, sprawdzonym w licznych potyczkach na niespokojnych granicach królestwa. Pech chciał, że Edek umarł, a Ryśkowi przewróciło się w głowie. Bezdusznie zamordował nieletnich synów swojego brata, sięgnął po koronę, siłą wręcz poślubił wdowę po bracie, rządził twardą ręką, dusił wszelką opozycję. Niedługo, bo zaledwie dwa lata. Po tym czasie do kraju z zamorskiej krainy przybył inny pretendent do tronu. Rysiek walczył, choć wielu się od niego odwróciło. Ale przegrał, a na tron wstąpił zwycięzca bitwy pod Bosworth, Heniek, wybawca nieszczęsnych Angoli, ojciec nowej dynastii, dynastii słonecznych Tudorów. Ale to, moi drodzy, już zupełnie inna historia…

Tak mniej więcej wygląda historia Ryśka w "Ryszardzie III" Szekspira – jednej z moich ulubionych kronik. Tytułowy bohater to u Szekspira zło wcielone, zbir nad zbiry, postać bez jaśniejszych rysów, manipulator, uzurpator, morderca niewiniątek. Archetypiczny czarny bohater, który knuje, manipuluje, zrobi wszystko dla władzy. Tak zły, że aż nierzeczywisty. Tak przerysowany, że aż momentami komiczny.

Historię Ryszarda III bierze na tapetę również Josephine Tey, szkocka autorka znana z nieźle skonstruowanych kryminałów, w "Córce czasu". Niewielka to książeczka, a jednak sprawiła mi mnóstwo frajdy. Właściwie, jeśli idzie o akcję w ścisłym znaczeniu tego słowa, niewiele się tu dzieje. Spotykamy Alana Granta, inspektora Scotland Yardu, leżącego w szpitalu, poharatanego po niedawnych, bliżej nieokreślonych wydarzeniach na tyle mocno, że jest praktycznie unieruchomiony w łóżku. Bezczynność fizyczna i intelektualna mu nie służy, więc przyjaciółka podsuwa mu temat, którym mógłby zająć umysł. Grant nie może tropić prawdziwych przestępców, rozwiązywać zagadek współczesnych morderstw, ale wciąga go próba rozwikłania sprawy Ryszarda...

Zainspirowany portretem, na którym niesławny władca wygląda wyjątkowo nobliwie, detektyw rzuca się w wir intelektualnej zabawy, studiuje książki historyczne, snuje domysły, poszukuje motywów, które mogły skłonić Ryszarda do popełnienia zarzucanych mu zbrodni. Pomaga mu początkujący, nieco roztargniony naukowiec, który biega po bibliotekach, odszyfrowuje stare teksty i od czasu do czasu pojawia się, by złożyć Grantowi raport z badań. Ot, wariacja na temat Sherlocka Holmesa i doktora Watsona, tym razem przeniesiona na grunt badań historycznych. Sam detektyw zbiera dostępne mu dane, na zimno przygląda się zachowaniu bliższego i dalszego otoczenia Ryszarda, beznamiętnie śledzi przebieg wydarzeń politycznych, chłodnym okiem patrzy na poczynania jego ideologicznych adwersarzy. Komu mogło zależeć na zniknięciu młodych książąt? Kto odniósłby korzyść, gdyby Ryszard został uznany za winnego, a kto mógł na tym stracić?

Do czego prowadzą go te rozważania? Czy Ryszard zostałby uznany za winnego, gdyby śledztwo przeciw niemu toczyło się według współczesnych standardów? Czy słusznie został okrzyknięty czarnym charakterem? Czy stał się ofiarą manipulacji swoich przeciwników?

Wszystko to sprawia, że czytelnika zaczynają nurtować zupełnie inne pytania. Czym tak naprawdę jest historia? Kto ją spisuje? Czy istnieje coś takiego, jak historyczny obiektywizm, czy też historia jest tworzona tylko i wyłącznie przez tych, którzy dzierżą władzę? Prawda jest córką czasu. Historia jest córką czasu. Ale, ale… czy ojcostwa nie można podważyć? Rozważania godne debaty akademickiej ujęte w przystępną formę popularnego czytadła. Lubię takie zabawy. Bardzo lubię.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2844
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: Lykos 05.10.2011 17:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Był sobie chłopiec, Rysie... | sylkwiatek
Bardzo lubię książki Josephine Tey. Ta jest nietypowa. Śledztwo historyczne doprowadza do wyników identycznych z ustaleniami znanymi specjalistom już w XIX wieku. Tylko że ustalenia te jakoś ciągle nie mogą się przedostać do szerszej publiczności. Stare stereotypy powiela nawet szkoła. Co to znaczy czarny PR! Anglicy są pod urokiem Szekspira i ciągle mu wierzą.

Przy okazji śledztwa wyszło na jaw, że do powstania czarnej legendy Ryszarda III bardzo przyczynił się nie kto inny, ale sam Tomasz More. Niezłomny i prawy święty Tomasz Morus, męczennik sumienia. W czasach, gdy był nieco mniej prawy i niezłomny. Na pociechę potomności można powiedzieć, że gorzej by było, gdyby najpierw był niezłomny, a potem został oportunistą. Ale czy dla niego? Nie wiem, pewnie by pożył parę lat dłużej. Ale może miałby trudności z samoakceptacją.

Takich smaczków jest w książce więcej.
Użytkownik: Monika.W 05.10.2011 19:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Był sobie chłopiec, Rysie... | sylkwiatek
Świetna recenzja. Przeczytałam tę książkę na początku mojej przygody z Biblionetką, jako efekt polecenia właśnie książek Pani Tey. I zachwyciła mnie.
Jak łatwo można manipulować faktami, jak niewiele tak na prawdę wiemy o ty, co się wydarzyło. Jakże często historia nam przekazywana przedstawia punkt widzenia tych, co przyszli później. I jakże trudno to wszystko "odkręcić", gdy już nawet naukowcy dojdą do jakiejś tam w miarę obiektywnej wersji. Stereotypy już nam w głowie zostaną. Dziękuję Lykosowi za wyciągnięcie tej recenzji i książki na światło dnia.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: