Góry pokochałem
Dawno już żadna książka nie zachwyciła mnie tak bardzo. Może rzecz w tym, że wspomnienia o ciekawych ludziach czytać lubię ogromnie. Może… A może dlatego, że jestem człowiekiem kochającym góry – ich krajobraz, piesze po nich wędrówki oraz ten specyficzny rodzaj zmęczenia po dniu spędzonym w ich towarzystwie – wszak książka ta została zadedykowana właśnie takiego rodzaju ludziom: „ludziom kochającym góry”[1]. Tak… Sądzę jednak, że sęk w czymś jeszcze. Stanisław Zieliński, autor „W stronę Pysznej”, opisując to, co kochał, zdania dopracowywał tak szczegółowo, dokładnie, że każde z nich jawi mi się jako oszlifowany, nieskazitelny diament. Po prostu czyta się te wspomnienia i nie sposób nie zwrócić uwagi na sposób pisania. A dla człowieka rozmiłowanego w słowie pisanym czytanie takich autorów zawsze będzie gratką. Zawsze.
Ale do rzeczy. Nie będę przecież całą wieczność rozwodzić się nad sposobem pisania, jeszcze jest tyle do opowiedzenia o „W stronę Pysznej”. Przede wszystkim: w czym rzecz? Na Pysznej w polskich Tatrach prawie sto lat temu stało schronisko dla narciarzy. Wystarczy brzmienie słowa „pyszna”, żeby autorowi stanęły przed oczyma dawne, dobre czasy. Wspaniali, rozmiłowani w Tatrach ludzie, którzy naszych polskich skał nie porzuciliby za nic w świecie dla jakichś tam Alp czy Himalajów. Zwłaszcza jeden, który – odczuwa się to na kartach książki wręcz namacalnie – był kimś niezwykłym, niepowtarzalnym, niezastąpionym. Znakomity narciarz, taternik, znawca gór, wieloletni przewodniczący Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, otoczony masą przyjaciół, śmiały, nadzwyczajnie odważny, zdolny do poświęceń, wesoły i dowcipny; kradł serca wszystkich. Zieliński wyraźnie zaznacza, że nie jest to wspomnienie wyłącznie o Józefie Oppenheimie, a jednak jest go tu tak pełno, że nie sposób nie odnieść wrażenia, że to drugi wystawiony mu pomnik (jeśli za pierwszy uważać stary, zbutwiały krzyż na zakopiańskim cmentarzu); jemu, Tatrom i Zakopanemu. To wspaniale, że Zieliński wspomnienia własne i wieloletniej przyjaciółki Józia, Rudej, spisał i opublikował. To cudownie, że książkę się czyta (doczekała się kilku wznowień) po dziś dzień, pomimo upływu czasu. Takich ludzi warto pamiętać, warto dla nich postarać się, żeby ich czynów nie przykrył całkowicie kurz zawodnej pamięci ludzkiej.
W zbiorze esejów Zielińskiego przeczytamy również wiele innych ciekawych historii. Na przykład rozdział zatytułowany „Góry milczą” zawiera opis kilku przypadków nigdy niewyjaśnionych zaginięć w Tatrach. Dostaniemy również lekcję odróżniania śniegu od śniegu, powiększymy swoją wiedzę o przyczynach lawin w górach i dowiemy się, jak ich unikać, jak zachowywać się w określonych przypadkach. Poznamy stare sposoby jazdy na nartach (szkołę „jednokijkowców”), zapoznamy się z niebezpieczeństwami góry, którą turyści atakują bez przygotowania, prosto z dworca – Giewontu. Na ponad czterystu stronach czeka nas masa atrakcji: zdjęcia - zrobione zarówno sto lat temu przez samego Oppenheima, jak i współcześnie - przez znakomitego fotografa. Tom ilustrują także ogłoszenia większe i mniejsze, jakie pojawiały się w zakopiańskiej prasie. To wprowadzenie realiów zakopiańskich sprzed wieku niezależnie od treści opowieści (i nie zakłócając jej ani trochę) niesamowicie ubogaca książkę. Od samych magicznych fotografii i pisanych niedzisiejszym językiem reklam tego i owego oderwać się jest tak samo trudno, jak od czytania.
„Atelier nowoczesne fotografii wytwornej
HENRYKA SCHABENBECKA
Zakopane („STEFA”), ul. Krupówki 57
obejmuje prócz działu art.-portretowego i dział pejzażowy: widoki Tatr i typy ludowe w wykonaniu a r t y s t y c z n e m (brom, olej, guma). – Pocztówki tatrzańskie i sportowe.
P r z y j m u j e r o b o t y a m a t o r s k i e”[2]
„LEON KOHAN
ZAKOPANE, UL. WITKIEWICZA
Magazyn spożywczy. Skład win i wódek
Wszelkiego rodzaju prowiant dla P.T. turystów i narciarzy”[3].
„SANATO
PIERWSZORZĘDNY PENSYONAT
SPÓŁKA Z OGR. POR.
W ZAKOPANEM NA AUTODAWCE
(100 M. NAD ZAKOPANEM 830 M. N. P. M.)
OTWARCIE 1. SIERPNIA 1916 R.
Wspaniałe położenie na wzgórzu z rozległym widokiem na Tatry.
50 pokoi gościnnych z balkonami lub tarasami urządzonych według najnowszych wymagań hygieny i komfortu na wzór najlepszych sanatoryów i pensyonatów zagranicznych.
Światło elektryczne, wentylacya elektryczna, winda osobowa elektryczna, winda do potraw, sygnały świetlne zamiast dzwonków, telefony wewnątrz z automatycznem łączeniem, telefon międzymiastowy, centralne ogrzewanie w o d ą, wodociąg z ciepłą i zimną wodą w każdym pokoju. Ściany do zmywań, linoleum na podłogach, drzwi do korytarzy podwójne, łazienki, natryski, etc., etc.
Sale towarzyskie, czytelnia, palarnia.
Kuchnia wykwintna, prowadzona ze szczególną starannością.
Ceny za zupełne utrzymanie 9 K, za pokoje od 2 K.
Prospekty wysyła odwrotnie
DYREKCYA”[4].
Podobno wielbiciele gór dzielą się na wspinaczy, turystów i narciarzy. Ja – duszą i sercem górska turystka – zakochałam się w tej książce. Czyż można zachęcić innych górskich maniaków do sięgnięcia po tę niesamowitą pozycję w jakiś lepszy sposób?
„J. Oppenheim: Chuchaniem śniegu nie przerobisz, ani praojców nie zmusisz zmienić miejsce osiedlenia, stąd więc i jeździć wypada na tem, czem nas niebo łaskawie obdarzyło. A jest tego...”[5].
---
[1] Zieliński Stanisław, „W stronę Pysznej”, wyd. Zysk i S-ka, 2008; dedykacja.
[2] Tamże, s. 191.
[3] Tamże, s. 46.
[4] Tamże, s. 38.
[5] Tamże, s. 266-267.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.