Dodany: 29.09.2011 13:21|Autor: kocio

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Przerwane procesy: Szkice o poezji najnowszej
Kozioł Paweł

1 osoba poleca ten tekst.

Z brzytwą na poziomki


Nie, żebym się specjalnie interesował poezją. To znaczy owszem, mam samoczynne parcie na wiersze, ale w dawkach wybitnie aptekarskich. Trudno nawet powiedzieć, że całe wiersze - przeczesuję je tylko dość grubym zgrzebłem i wynajduję pojedyncze obrazy, myśli, zdania, które zachowuję w pamięci i które wywołują we mnie jakiś emocjonalny rezonans (co nie znaczy, że bez innych składników, choćby intelektualnych czy duchowych!).

Paweł Kozioł tymczasem siedzi w poezji po uszy. Sam ją pisuje, ale w "Przerwanych procesach" tylko przelotnie wspomina o swojej twórczości poetyckiej, a występuje przede wszystkim jako krytyk. I to nie byle jaki - wzrok ma dziki, w ręce trzyma brzytwę, a żądza krwi aż unosi się w powietrzu! Autor ma jednak przy tym dość niezwykłą - jak na literackiego Attylę - cechę: te gwałtowne myśli leją się obfitymi potokami wymowy, a jego słownictwo czerpie niemal ze wszystkich zakresów polszczyzny (poza wulgaryzmami). Jest więc tak, jakby z bulgotów dochodzących z trzęsawiska można się było domyślać rwącego nurtu wody pod spodem.

W moich recenzjach staram się wydobywać cechy najbardziej rzucające mi się w oczy, albo ukryte, ale ważne dla książki, a przy tym jak najwyraźniej zrelacjonować je zwykłemu czytelnikowi (którym mogę być nawet ja sam za jakiś czas, bo pamięć mam ulotną...). Kozioł właściwie robi coś podobnego, jednak nie potrafię odgadnąć, do kogo chce mówić. Wiem tylko, że dałoby się prościej - sam bym przycinał słowotok i komplikacje gramatyczne dość bezwzględnie, żeby nie utracić kontaktu z odbiorcą. Do tego dochodzi jeszcze bardzo szeroki zakres materiału, z którym chce się zmierzyć, oraz wizja polskiej poezji powstającej współcześnie, którą niestrudzenie próbuje odmalować na podstawie tych cząstkowych analiz.

Skutek? Najbardziej lapidarnie ujął to internauta czescjacek: "Nie bardzo mogę merytorycznie poprzeć albo nie poprzeć, ale czyta się super"[1]. Jeśli się odpowiednio skupić (najlepiej po prostu czytać dłuższymi fragmentami), to naddatek słów i zawijasów przestaje nadmiernie przeszkadzać w rozumieniu i zaczyna być widać, o co autor książki tak zaciekle walczy.

Przede wszystkim chodzi mu o żywy portret stanu polskiej poezji pierwszej dekady XXI wieku. O bardziej szczegółowych problemach lepiej, żeby powiedział swoimi słowami, bo nie wiem, czy dokładnie go zrozumiałem, a i warto zaprezentować próbkę tego stylu: "Symptomatyczne były asekuracyjne głosy, które słyszałem podczas dyskusji w trakcie festiwalu »Port Wrocław 2009«. Mówiły one, że najpierw trzeba dojść do ładu z twórczością autorów, którzy zaczęli tworzyć w latach 90. (...) Lekarstwem na lukę w stanie badań miałoby więc być - nazwijmy rzecz po imieniu - jej powiększenie. Z taką strategią uprawiania krytyki literackiej żadną miarą nie mogę się zgodzić, widząc w praktyce jej skutki. (...) Już podczas wstępnego zbierania materiałów i definiowania zakresu pracy stało się dla mnie boleśnie oczywiste, że wzmiankowanej luki nie wypełnię. Proszę zatem nie dziwić się wszelkim opustkom, w jakie »Przerwane procesy« obfitują. Powtarzam: zamiar syntezy musiał ustąpić zadaniom bardziej podstawowym - próbie ustawienia głosu tak, by krytyka na powrót stała się sojuszniczką literatury oraz potrzebie skompensowania recepcyjnych braków"[2].

Mimo wycinkowości tego krajobrazu oraz rozbuchanego języka Kozioła, książka jest niezwykle spójna i przejrzysta. Nie tylko na poziomie ogólnej struktury ("Przerwane procesy" składają się z 6 mniej więcej równych części poświęconych osobnym zagadnieniom): każdy akapit zawiera osobną myśl (jak w szkolnej definicji!), w dodatku konsekwentnie kontynuowaną w następnym akapicie. Takiej dyscypliny myślenia ze świecą szukać...

Nie czuję się na siłach, aby z autorem polemizować albo komentować jego uwagi. Nie mam nawet tak rozległej wiedzy o poezji, podczas gdy on ma własne zdanie i o Miłoszu, i o Sępie Szarzyńskim, dogłębniej pojmuje Różewicza, Białoszewskiego, Norwida, Wata oraz kilku innych znanych twórców. Ale nie mam też potrzeby zbudowania jakiejś - mniej lub bardziej subiektywnej - diagnozy współczesnej polskiej poezji. Ba, nawet nie czuję chęci, żeby się z nią mierzyć osobiście. Do tego właśnie służą mi takie książki jak ta, czy (dla opisu lat 90.) Chwilowe zawieszenie broni (Sosnowski Jerzy (ur. 1962), Klejnocki Jarosław). Raz na kilka lat warto się zorientować, co w trawie piszczy i dobrze, że ktoś się podjął próby syntezy.

W jednym przypadku muszę się z Pawłem Koziołem zgodzić, mianowicie w sprawie analizy wierszy "neoklasyków" na przykładzie wierszy Jacka Dehnela. Względnie niedawno przeczytałem tomik Ekran kontrolny (Dehnel Jacek) i w swojej recenzji (Drogi J.) nie mogłem dobrze ocenić tej twórczości, mimo pojedynczych obrazów i myśli, które zachowałem we wdzięcznej pamięci. A przecież nie jestem programowo niechętny klasyce - Herbert do mnie trafia całkiem osobiście. Dopiero w tej książce znalazłem rozpisaną na punkty, konsekwentną krytykę, wykazującą, na czym polega jałowość obecnie rozpowszechnionego rozumienia klasycyzmu.

Warto się przy okazji przyjrzeć stylowi, w jakim Kozioł tego dowodzi. Po pierwsze, precyzyjne i powiązane uwagi, czasem z numeracją sekcji tekstu (choć we wstępie odżegnuje się od wszelkich pretensji do dzieła naukowego). Przy tym humor, także obecny w różnych miejscach "Przerwanych procesów", a widoczny choćby w tytule rozdziału "Dlaczego nie klasycy?" (nawiązanie do wiersza Herberta "Dlaczego klasycy") czy "Ajajaj o ja, czyli o ja jaja" (a to z kolei - do omawianego tam między innymi tomiku Ajajaj...! (Grundwald Marta)).

Humor ten bywa zwykle złośliwy, co najbardziej widać w krytyce wiersza Dehnela "Rys 370. Garb wskutek gruźlicy kręgosłupa" (w Wyprawa na południe (Dehnel Jacek)) - "Innymi słowy, efekt poetycki tworzony przez wymawiane na przydechu wyrażenie pochodzi z poziomu gdzieś poza tekstem, ponad kartką, gdzie zgina się głowa autora, potem kark, a potem tkanki miękkie uciskają płuca. Garbu jako takiego nie ma - ot, tymczasowe napięcie mięśni, nic więcej. Jednakże problem fonetyczny jest prawie ten sam, o którym mimowiednie pisze poeta: że wszystkie dźwięki stają się dziwnie podobne. Ten sam garb, ten sam smutek w miastach doskonale wymiennych, byle tylko nazwanych odpowiednio godnie"[3]. Komiczny wydźwięk (wyśmianie poety za pomocą jego własnego rekwizytorium) jest tu jednak wtórny wobec zastosowanej metody krytycznej, którą też sam zapowiedział (a gdzie? we wstępie, oczywiście; to właśnie ten wzorcowy porządek!).

Paweł Kozioł nie czepia się autora, nie psychologizuje, nie bawi się nadmiernie w szufladkowanie, a całą swoją energię kieruje na "rozmowę" z tekstem. Czy wydobędzie z niego coś cennego, czy obnaży słabość - zawsze mierzy się z wierszem uczciwie, aż chciałoby się powiedzieć: rycersko. Nieważne, kto wygra (krytyczny czytelnik czy przekaz wiersza), ważne, że zgodnie z regułami. Dopiero z takiego drobiazgowego, aż do poziomu aliteracji, spisu z natury buduje swoje interpretacje.

Z wierszami Jarosława Lipszyca wiąże się za to rozbieżność naszego patrzenia - tomik Mnemotechniki (< praca zbiorowa / wielu autorów >) Kozioł potraktował jako przykład jednej ze słabości poezji polskiej ostatniego dziesięciolecia, podczas gdy mnie ten zbiorek sprawił wielką przyjemność. Cóż, krytyk szukał w nim czegoś będącego nadzieją dla rozwoju, a mnie chodziło li tylko o cudowne poruszenie w głowie, wywołane niespodziewanymi zderzeniami (Socjo-techniki). Tak samo nie zgadzamy się chyba w odbiorze reszty neolingwizmu i jego znaczenia (Gada !zabić? pa]n[tologia neolingwizmu (antologia; < praca zbiorowa / wielu autorów >)).

Tu nawet złożyłbym votum separatum, o ile nie mocny wniosek o uznanie poezji zabawnej, paradoksalnej za wartość samą w sobie. To sprawa niemal zupełnie pominięta w tej książce, a w każdym razie odczytywana bez uznania praw własnych żartu i zaskoczenia, traktowana prawie jak bzyczenie komara:

"Firmową sztuczkę z tej kategorii zawiera następujący dwulinijkowy wiersz: »po kolei//najpierw pospiesznym do Krzyża/ potem osobowym do Poznania« (DKW 17) Pozornie wszystko jest w nim jasne: oto gnomiczna wypowiedź, zacierająca różnice między nazwami miast a pojęciami ze słownika religijnego, równie słusznie zapisywanymi z wielkiej litery. Wiersz pozbawiony jest jednak zasadniczej - wydawałoby się - informacji. Nie wiemy, czy nazwy miast mają tu stanowić alegorię odsyłającą do wyższych spraw, czy może czytelnik ma potraktować rzeczone nawiązanie jako niepoważne. Tutaj ujawnia się rola przyjmowanego przez poetę dystansu, lakoniczności i chłodu narzucanych wierszom. Mowa pozbawiona emocji i bezpośrednich ocen, pozornie bliska klasycznemu ideałowi Herbertowego Tukidydesa, zostaje tutaj użyta przeciw samej sobie: co z tego, że nazywa, jeżeli nazwy okazują się aksjologicznie puste?"[4].

Twórczości Wojciecha Brzoski - i całej "szkole śląskiej" - nie dostaje się specjalnie mocno, ale przecież o tym "użyciu przeciw samej sobie" można mówić jako o zbudowaniu napięcia (co akurat Paweł Kozioł generalnie zaleca...). Jakoś nie umiem się pogodzić z rozbieraniem paradoksu i humoru na części bez zwrócenia uwagi na to, jaką siłę one mają, bez potrzeby umieszczania tam dodatkowych wartości (...a podpórek z kolei nie cierpi).

Mimo tych rozbieżności w większości wypadków nie mogę nawet dyskutować z autorem, a tylko wsłuchać się w jego budowaną mozolnie - ale błyskotliwie - wizję tego, w jakim kierunku nasza współczesna poezja powinna się rozwijać. Jest maksymalistą, upomina się o to, żeby poezja miała znaczenie. Z tego powodu obrywa się rozmaitym nurtom: Kozioł piętnuje wciskanie do tekstu ego autora, religijność "prawowierną" wedle schematów, rewolucyjny żar prostych tez społeczno-politycznych czy klasycyzm zrzekający się własnego głosu na rzecz Przeszłości jako ostatecznego autorytetu. Niecierpliwie i głośno domaga się takiej mowy poetyckiej, z którą można dyskutować samodzielnie. Podaje nawet pozytywne przykłady każdego z istniejących poetyckich stylów. Brzytwę ma tylko w jednej ręce, w drugiej trzyma konewkę, którą troskliwie podlewa co bardziej obiecujące krzaczki.

"Przerwane procesy" to książka wymagająca zanurzenia się w treść, ale w zamian dająca sporo czytelniczej satysfakcji - a na dodatek także orientację, co się ostatnio dzieje z poezją w języku polskim.



---
[1] Cytat ze strony internetowej blip.pl.
[2] Paweł Kozioł, "Przerwane procesy. Szkice o poezji najnowszej", wyd. Lampa i Iskra Boża, 2011, s. 10.
[3] Tamże, s. 81.
[4] Tamże, s. 147.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2344
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: