Dodany: 28.09.2011 22:14|Autor: zsiaduemleko

O tym, jak pito mocz renifera


M.D. Lachlan nie istnieje. Zjawisko przybierania pisarskich pseudonimów jest dosyć powszechne. Mark Barrowcliffe, dotychczas szerzej (choć nie tak znowu szeroko, bo ja pierwsze słyszę) znany z powieści spoza nurtu fantastyki, postanowił nieco urozmaicić sobie życie i stworzyć coś w tymże gatunku. Pomysł z pseudonimem wynika z tego, jak sam przyznał, że nie chciał dezorientować czytelników, spodziewających się po „Synach boga” kolejnej zabarwionej komedią powieści. Bardzo altruistyczne z jego strony, ale nie oszukujmy się – w Polsce wszyscy czterej fani jego twórczości jakoś by to przełknęli, więc dla nas nie ma to większego znaczenia. Mając na uwadze wcześniejszy dorobek i zajęcie Lachlana (był z zawodu i jest z natury komikiem), czytelnik mógłby spodziewać się nieco swobodniejszego podejścia do gatunku – kpiącego ze schematów, zabawnego, czasem nawet uderzającego wstrunę parodii. Tymczasem, borem, lasem, Lachlanowi zachciało się mrocznej fantasy, więc swoją uwagę skierował w stronę mitologii nordyckiej. Posunięcie ze wszech miar słuszne, bo trudno o bardziej posępny i ponury zbiór mitów niż te z Krajów Północnych, greckie oraz rzymskie wydają się przy nich baśniowo infantylne (choć sam je uwielbiam i cenię, szczególnie te z Hellady). Wszak bogu śmierci i zniszczenia – Lokiemu – oraz jego statkowi zbudowanemu z paznokci umarłych trudno odmówić osobistego uroku, a to zaledwie drobny przykład z ujmująco sympatycznej i zapewne nieco niedocenianej mitologii nordyckiej. Za dobór tematyki Lachlan ma u mnie plus wielki jak krzyż z Krakowskiego Przedmieścia.

Opowieść o dwóch braciach, uprowadzonych i odebranych z opiekuńczych ramion rodzicielki, a następnie rozdzielonych i w związku z tym nieświadomych swojego wzajemnego istnienia. Norny (odpowiedniczki greckich Mojr) uprzędły chłopcom diametralnie różne nici przeznaczenia. Wali jest potomkiem potężnego i budzącego trwogę we wrogach władcy, a Feilegowi przypada los wilka. Lachlan w „Synach boga” mierzy się z oklepanym mitem wilkołaka i podejmuje próbę niestereotypowego podejścia – jego wilkolud nie zmienia postaci przy pełni księżyca i nie obrasta sierścią niczym górna warga piętnastoletniego chłopca (a także, niestety, niektórych dziewczynek) meszkiem pierwszego zarostu. Feileg stanowi raczej odpowiednik małpiego Tarzana Burroughsa, reprezentuje wspólnotę dwóch natur – ludzkiej, bo jako człowiek przyszedł na świat, i wilczej, bo wśród basiorów się wychował. Pozornie przypadkowe spotkanie dwóch braci daje początek samospełniającemu się proroctwu, które bezlitośnie mówi, że jeden zginie z ręki drugiego. Wraz z rozwojem fabuły coraz bardziej komplikuje się wilcza natura, a czytelnik nabiera wątpliwości, czy rzeczywiście poprawnie rozdzielił role, które Wali i Feileg mają zagrać w przepowiedni.

„Synowie boga” zaskoczyli mnie dosyć wyszukanym, jak na fantastykę, językiem. Nieco patetycznym, fragmentami baśniowym, chwilami uderzająco brutalnym, ale kwiecistym i z niebanalnie skonstruowanymi zdaniami. Nagromadzenie (czasami graniczące ze zboczeniem) określeń w stylu „atoli, azali, aliści, a juści” niekoniecznie czyni go łatwo przyswajalnym dla czytelnika, ale nikt nie obiecywał, że będzie łatwo. Koniec końców, zabieg wyszlachetnia treść, nadaje jej charakteru i wypada określić go jako udany. Gorzej natomiast kształtuje się kwestia niejakiej powierzchowności narracji. Już tłumaczę: chwilami odnosiłem wrażenie, że wydarzenia przedstawione w paru następujących po sobie rozdziałach miały miejsce na przestrzeni kilku dni, najwyżej tygodnia. Tymczasem okazywało się, że minęły już miesiące, a nawet lata. Brakowało mi poczucia czasu narracyjnego. Miałem problem z wyczuciem, czy wydarzenia obejmujące rożnych bohaterów następowały po sobie, czy raczej powinienem je ulokować równolegle na linii czasu. Początkowe, rozciągnięte w latach i fragmentaryczne. rozdziały w środku powieści nabierają gęstej konsystencji i uformowanej solidności, im bliżej jednak epilogu, tym bardziej skróty narracyjne dają znów o sobie znać. Trudno odczuć, czy kluczowe dla całej fabuły, finałowe wydarzenia rozegrały się na przestrzeni dni, czy miesięcy. Można do tego dojść tokiem logicznym, ale ja wymagam od książki pewnego podświadomego, intuicyjnego przekazu. Tutaj albo on do mnie nie dotarł, albo nie było go wcale.

Jak wspominałem, sporą zaletą jest dla mnie dobór tematyki w postaci cudownej mitologii Krajów Północy. Lachlanowi wyśmienicie udało się oddać ich atmosferę. Zagadkowo brzmiące przepowiednie, wierzenia germańskie, bogowie obecni w różnych postaciach w codziennym życiu, oparta na runach magia, berserkowie, wilkołaki, gusła, łupieskie wyprawy, wikińskie popijawy, picie moczu renifera (no to chlup!) – to wszystko buduje mroczny i posępny klimat, którego mogłaby „Synom boga” pozazdrościć niejedna powieść, buńczucznie określana mianem dark fantasy (rozdział na topielisku jest zjawiskowo obrazowy). Zdaję sobie sprawę, że moja słabość do mitów nordyckich nieco zakłamuje odbiór powieści, ale kompletnie mnie to nie interesuje, jeszcze daleko nam do przejedzenia się tą nieczęsto poruszaną tematyką, więc korzystajmy, skoro jest okazja.

Dla porządku dodam jedynie, że „Synowie boga” dają początek planowanej trylogii, a Wielka Brytania już się cieszy drugim tomem, o tytule „Fenrir”. Niestety (dla mnie), Lachlan umieścił jego akcję we Francji dziewiątego wieku; mimo wszystko chyba się kiedyś skuszę, o ile jakieś wydawnictwo podejmie się przekładu. Przynajmniej pozwoli mi to podejść do fabuły i stylistyki z nieco większym obiektywizmem, kiedy za plecami autora nie będą stali potężni (choć chwilami porażająco słabi i ludzcy) bogowie nordyccy, na Odyna.


[opinię zamieściłem wcześniej na blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4206
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 7
Użytkownik: sowa 29.09.2011 12:07 napisał(a):
Odpowiedź na: M.D. Lachlan nie istnieje... | zsiaduemleko
"Wilkolud" - cudne słowo, gratulacje! - zachwyciła się Sowa :o).
Użytkownik: zsiaduemleko 29.09.2011 18:24 napisał(a):
Odpowiedź na: "Wilkolud" - cudne słowo,... | sowa
Niestety, nie mojego autorstwa, bo wyciągnięte za sierść z treści powieści :(
Użytkownik: sowa 29.09.2011 22:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Niestety, nie mojego auto... | zsiaduemleko
No popatrz, a nie wyglądało na zacytowane ;-). Tak czy siak - cudne. Kto tłumaczył?
Użytkownik: zsiaduemleko 30.09.2011 17:48 napisał(a):
Odpowiedź na: No popatrz, a nie wygląda... | sowa
Kamil Lesiew.
Użytkownik: sowa 30.09.2011 18:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Kamil Lesiew. | zsiaduemleko
Dzięki. Nie znam :-(. Cały taki dobry ten przekład czy tylko wilkolud udał się Panu Tłumaczu nad podziw? (pytam tak dociekliwie, bo co prawda recka baaardzo zachęcająca, ale książka jednak raczej nie dla mnie).
Użytkownik: zsiaduemleko 01.10.2011 22:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzięki. Nie znam :-(. Cał... | sowa
Czy nad podziw, to nie wiem, to zapewne kwestia gustu, ale żeby oceniać samo tłumaczenie, to wypadałoby znać oryginał. Ja nie znam, więc mogę wypowiedzieć się na temat języka i stylu. A to już zawarłem w opinii. Generalnie styl jest udany i na pewno znajdziesz w treści mnóstwo ciekawych oraz trafnych sformułowań, określeń, czy metafor.
Użytkownik: larhetta 01.01.2012 04:39 napisał(a):
Odpowiedź na: M.D. Lachlan nie istnieje... | zsiaduemleko
Tak przy okazji - nie wiem, czy błąd pojawił się w książce, bo jej dotąd nie czytałam, czy tylko w recenzji - Loki NIE jest bogiem śmierci i zniszczenia, a bogiem ognia. I dalej tym tropem - Norny można porównać do Mojr, ale nie są ich odpowiedniczkami i na pewno nie "przędą" przeznaczenia, bo w przeciwieństwie do Mojr właśnie, nie są prządkami.

I osobiście nie zgodziłabym się, że mitologia germańska/nordycka jest bardziej ponura od greckiej - ale to już opinia :)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: