Dodany: 20.05.2007 13:09|Autor: norge
Zaproszony do uczty bogów
"Szczęśliwy, kto oglądał świat
W chwilach przemiany i przełomu:
Bogowie go do swego domu
Wezwali, by do uczty z nimi siadł"*
(Fiodor Tiutczew, przełożył Julian Tuwim)
Wybucha I wojna światowa. Jedenastoletni Igor Newerly wraz z matką i siostrami wyjeżdża z Polski w głąb Rosji, do Penzy. Rodzina carskiego oficera w służbie czynnej tam właśnie, z dala od frontu ma bezpiecznie przeczekać wojenną zawieruchę. Któż mógł przewidzieć, że wszyscy wkrótce znajdą się w oku cyklonu i chcąc nie chcąc będą musieli uczestniczyć "w okrutnym, niepoczytalnym eksperymencie"? Bo to określenie Maksyma Gorkiego najlepiej dziś chyba odzwierciedla wydarzenia rewolucji październikowej i jej późniejsze konsekwencje.
"Zostało z uczty bogów" jest powieścią autobiograficzną. Pierwszy rozdział to opis podróży, jaką Igor Newerly w latach 60-tych odbył z synem Jarosławem, też już mającym za sobą debiut literacki, do Białowieży. Tam, w miejscu, gdzie jego dziadek pełnił funkcję carskiego oberjegra, pisarz się w 1903 roku urodził. Chwila zadumy nad jednym z rodzinnych grobów zapoczątkowała fascynującą opowieść o przeszłości, o wczesnych latach dziecięcych w cieniu wielkiej puszczy, o dorastaniu w ogarniętej rewolucją Rosji, o pierwszej miłości, której nigdy się zapomina… Skierowana ona była w pierwszym rzędzie do syna, ale przecież nie tylko. Mimo że wówczas nie mógł liczyć na publikację tego typu wspomnień (książka pierwszy raz została wydana w 1986 roku w paryskiej Bibliotece Kultury u Jerzego Giedroycia), Igor Newerly wiedział już przecież, że nie pisze wyłącznie dla najbliższej rodziny.
Powieść jest przede wszystkim szeroką refleksją dotycząca wydarzeń w Rosji lat 1917–1919, których autor nie tylko był świadkiem, ale też osobiście w nich, jako młodziutki chłopak, uczestniczył. Z wielką wiarygodnością odtwarza on własną postawę wobec dziejącego się na jego oczach przełomu. Przedstawia swój początkowy entuzjazm, niemalże zachłyśniecie się ideałami bolszewików. Pisze, że już nigdy potem nie doznał takiej iluminacji, takiej prostolinijnej jasności myślenia, jak wtedy, kiedy "w komunizmie, przyszłości świata, zaczął się już orientować tak pewnie i jasno, jak mistycy średniowiecza w życiu pozagrobowym"*. Po latach z dojrzałą goryczą podsumuje: "Im mniej wiedzy, tym więcej pewności"*.
Newerly próbuje analizować, dlaczego sprawy przybrały wtedy taki, a nie inny obrót i co sprawiło, że słaba i bez większego znaczenia partia Lenina w okresie od marca do października 1917 roku rozrosła się w zadziwiająco potężną siłę. To, że carat musiał wcześniej czy później runąć, było nieuniknione. Ale październik? Nie istniały żadne przesłanki ekonomiczne, kulturowe, polityczne dla rewolucji socjalnej w Rosji. Tego typu skok z wczesnego kapitalizmu do komunizmu był dla wszystkich, absolutnie wszystkich zupełnie nierealny. Nawet partyjni towarzysze Lenina byli bardzo sceptyczni. A więc co, jakaś zbiorowa psychoza? A może fakt, że program partii bolszewickiej rozwiązywał wszystko i dawał wszystko? Newerly pisze: "Wątek o naszych wyobrażeniach i oczekiwaniach przyszłości niech zostanie tak jak jest, w krainie milczenia, bo nie ważne co się tam śniło pięknego, przebudzenie było straszne"*.
Opisuje więc to stopniowe i straszne przebudzenie, kiedy jego młodzieńcza przygoda z komunizmem kończy się - choć, jak pokazała przyszłość, nie był to jeszcze definitywny koniec - aresztowaniem przez NKWD. Po krótkim, aczkolwiek dramatycznym pobycie w kijowskim więzieniu młody Newerly decyduje się w 1926 roku na powrót do Polski. Przyznam, że zwięzły, oszczędny opis pożegnania z matką, a także i samej przeprawy przez zieloną granicę, zmroził mi krew w żyłach. I… na tym wspomnienia gwałtownie się urywają. Wielka szkoda, bo chętnie przeczytałabym, co było dalej. Jak potoczyło się dorosłe życie pisarza w niepodległej, a potem już w "podległej" Polsce? Co sprawiło, ze nigdy więcej nie zobaczył matki, a z siostrą spotkał się dopiero po 50 latach, o czym wspomina zaledwie w jednym zdaniu? Wręcz się prosi o jakieś małe podsumowanie. Książka mogłaby tylko zyskać, gdyby Newerly zdecydował się poświęcić w niej trochę miejsca na opisanie historii swojej rodziny. Bo przecież przez losy pojedynczych ludzi najlepiej widać losy świata. I najpiękniej można byłoby udzielić odpowiedzi na pytanie: Co zostało nam z XX-wiecznej uczty bogów?
Newerly pisze: "Wezwano nas, mój wieku, wezwano. Uczta była na miarę bogów i tytanów, aż glob nam dotąd trzeszczy. […] Jeżeli mierzyć życie jakąś godziwą dla każdej generacji normą percepcji, entuzjazmu i rozpaczy, jakąś normą intensywności doznań i przemian, to przeżyłem wieki"*. Obdarzony niewątpliwym talentem literackim potrafi się w interesujący sposób swoimi wrażeniami z przeżytej "uczty" z nami, czytelnikami, podzielić. Gdyby tylko książka napisana była nieco bardziej przejrzyście, gdyby nie zabrakło w niej satysfakcjonującego mnie zakończenia, byłaby rewelacyjna. A tak jest tylko bardzo dobra.
---
* Igor Newerly, "Zostało z uczty bogów", wyd. Czytelnik, 1998.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.