W zasadzie nie przepadam za szufladkowaniem utworów i ich bohaterów z użyciem porównań typu „polska Bridget Jones”, „współczesny Mikołaj Doświadczyński” etc. Ale preferencje swoją drogą, a swobodny tok myślenia swoją, toteż pierwsze skojarzenie, jakie nasunęło mi się gdzieś w połowie lektury pierwszego tomu cyklu o księdzu Rafale, prowadziło nieuchronnie do jednego z mieszkań w starej kamienicy przy ul.Roosevelta w Poznaniu, tam, gdzie każdy gość, choćby i nieproszony, witany jest równie serdecznie, i skąd żaden potrzebujący nie odejdzie bez wsparcia, czy to będzie talerz domowego rosołu, czy dobra rada, czy tylko poczucie bycia wśród ludzi dobrych i przyjaznych. Skojarzenie to ustępowało momentami innemu, nie tyle z miejsce, co z osobą: postrzeloną rudowłosą panną (a potem damą) z wielkim sercem, gotową stanąć na uszach, byle tylko pogodzić zwaśnionych, połączyć rozdzielonych, pocieszyć cierpiących, a sierocie znaleźć życzliwych i zamożnych opiekunów. I choć o wiele odleglejsze w czasie i przestrzeni, nie wspominając już o płci głównego bohatera, wydawało mi się równie trafne, jak pierwsze. Bo o co w tym wszystkim chodzi, i u Borejków, i u Ani (od Zielonego Wzgórza po Złoty Brzeg), i u księdza Rafała? O bezinteresowne dobro okazywane drugiemu człowiekowi, o postępowanie w taki sposób, by nikogo nie krzywdzić i by się siebie samego nie wstydzić. Czyli o realizację pozareligijnych (IV-X) przykazań Dekalogu, które, jeśli im się dobrze przyjrzeć, w takiej samej lub lekko zmodyfikowanej formie stoją u podstaw etyki nie tylko chrześcijańskiej i judaistycznej, ale i całkiem świeckiej. Można by powiedzieć, że duchowny katolicki z założenia powinien być ucieleśnieniem tych zasad. Powinien… ale kiedy tak sobie przebiegniemy myślą przez historię, kiedy zajrzymy do literatury przedstawiającej życie kleru bez retuszu, czy to w średniowieczu (
Filary ziemi (
Follett Ken)
), czy w czasach renesansu (
Rodzina Borgiów (
Puzo Mario)
), w wieku XIX[
Trzy miasta ] czy całkiem współcześnie [
Przypadki księdza Grosera ], zobaczymy, jak trudno znaleźć wśród mnichów i kapłanów postacie budzące podziw, a choćby tylko zwykłą ludzką sympatię. Posłuszni, a czasem nadgorliwi urzędnicy kościelni, to tak, podobnie jak myśliciele i asceci zupełnie oderwani od życia, karierowicze, sybaryci, frustraci… Ale gdzie ta miłość bliźniego – najważniejsze przykazanie chrześcijaństwa?
Także i tutaj ksiądz Rafał wydaje się być jedynym duchownym rozumiejącym, na czym ma polegać jego posługa; może kiedyś był takim i biskup Jakub, swego czasu gotów oddać życie za obywateli innego wyznania, lecz na starość mocno już przytłoczony brzemieniem układów i układzików na wszystkich szczeblach kościelnej hierarchii. Ale Rafał ma jeszcze i tę przewagę – podobnie jak jego cywilni odpowiednicy z Poznania i Wyspy Księcia Edwarda – że jest bezpośrednio wśród tych, którym może pomóc. A równocześnie – jednak! – nie jest aniołem w ludzkiej skórze, nosząc w sobie skazę, której próżno byłoby szukać u Ignacego i Mili czy też u Ani: zapiekłą urazę do rodziców (prawda, że mocno uzasadnioną). Z jednej strony żal, że to właśnie najbliższe mu osoby są tymi, którym nie potrafi ani pomóc, ani wybaczyć, lecz z drugiej – o ileż bardziej ludzkim to go czyni i jaką przeciwwagę stanowi dla tych wszystkich happy endów, które dzięki niemu dokonują się w życiu tylu osób! I może dlatego wydaje się jeszcze bardziej realny, niż Ania Shirley i Borejkowie?
A jaka wspaniała galeria postaci go otacza! Ci wszyscy proboszczowie i wikarzy z sąsiednich parafii, ci urzędnicy kurii – każdy jedyny w swoim rodzaju i każdy przypominający całą swoją osobą, że duchowny to nie znaczy święty! Ci parafianie – plotkarze, kłótnicy, krętacze, samoluby, lenie, gbury – potrzebujący tylko niewielkiej zachęty, by spod pokładów tępoty i egoizmu wydobyć tkwiącą głęboko w duszy iskierkę dobra!...
Tak, powieściowy Gródek to miejsce, do którego chce się wracać, tak jak do Avonlea i do Poznania, żeby się oczyścić ze złych emocji zdrowym śmiechem i łzami wzruszenia. Wcześniejsza o kilka lat trylogia Gregorczyka bliska była tego ideału, wykazując jednak sporo mankamentów czysto technicznych (głównie natury językowej). Tutaj w zasadzie nie ma się do czego przyczepić (osobiście przeszkadzała mi tylko pisownia regionalnej nazwy piekarnika, bo przyzwyczajona jestem do śląskiej „bratrury”, ale skoro wersja pisana przez „d” popularna jest w okolicach ściany wschodniej, nie można tego poczytywać za mankament, a przeciwnie, należy przyznać autorowi punkt za dopracowanie realiów), a i strona fabularna, wyjąwszy może nic nieznaczący i powierzchowny wątek Krystyny oraz trochę przesłodzoną i wcale nie głębszą historię miłosną z Mają w roli głównej, też nie pozostawia nic do życzenia.
I niech ateiści oraz osoby innych wyznań nie odpychają od siebie tej książki, zrażeni portretem księdza na okładce. Bo cykl „Ksiądz Rafał” jest przede wszystkim o tym, jak człowiek może pomóc człowiekowi... a czasem i zwierzęciu… A czy inspiruje się przy tym wiarą katolicką, czy wartościami uniwersalnymi, to już ma nieco mniejsze znaczenie.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.