Książka dobra czy zła? A może książka
Ze względu na to, że autorka powołuje się na konkretne elementy fabuły pięciu pierwszych tomów "Harry'ego Pottera", a ja, odnosząc się do argumentów, też będę się na nie powoływał, ci, którzy nie czytali serii, niech nie czytają recenzji od piątego akapitu - bądź niech czytają na własne ryzyko.
"Harry Potter", jak zresztą każde zjawisko kulturowe o masowym oddziaływaniu, obrósł swoją otoczką informacyjną. Mamy recenzje i opracowania, mamy polecenia i przeciwwskazania, mamy pochwały i potępienia - w pewnym stopniu każde takie dziełko, chcąc czy nie, staje się częścią tego zjawiska. Na naszym rynku wydawniczym jest to jeszcze nowość, ale na zachodzie jest regułą, że już w kilka miesięcy po ważnym wydarzeniu (katastrofie, śmierci znanej osoby) pojawiają się książki "okołookolicznościowe", a więc wspomnienia świadków, wypowiedzi fachowców, oceny pozytywne i negatywne.
Seria książek o małym czarodzieju też wpisuje się w ten schemat. Pojawienie się grubych, drukowanych książek, po które chętnie sięgają zapatrzone w komputery i telewizory dzieci, było z pewnością pewnym szokiem. Nic więc dziwnego, że następnie mieliśmy wysyp opracowań, krytyk i kontrkrytyk. Książka Gabriele Kuby jest częścią tego zjawiska.
Autorka wprawdzie zadaje w tytule pytanie, jak seria o przygodach Harry'ego Pottera może być oceniona w kategoriach chrześcijańskiej moralności - dobrze czy też źle, ale już na drugiej stronie wstępu odpowiada: "Harry Potter jest zły"[1] i reszta książki ma za zadanie konsekwentnie udowodnić tę opinię.
Zasadniczo podstawowym argumentem autorki w ocenie powieści jest schemat: Książki mówią o magii i ludziach, którzy się nią zajmują - magia jest zła (jak naucza Pismo) - ergo: powieść jest zła i wszyscy jej bohaterowie też. Wprawdzie w dalszych częściach książki używa innych argumentów, ale większość wynika z tego pierwszego. Tak więc w powieści o akcji dziejącej się w szkole czarodziejów pojawiają się magiczne symbole - ale magia jest zła, więc symbole są satanistyczne. W powieści o szkole czarodziejów pojawiają się opisy nauczania magii - ale magia jest zła, więc praktyki są złe, więc jest to namawianie czytelnika do złych praktyk. W powieści jedni czarodzieje, nazywani dobrymi, walczą z innymi, nazywanymi złymi - ale magia jest zła, więc ze złem nikt tu nie walczy, a tylko tę walkę pozoruje. Et cetera, et cetera...
Kuby była współautorką książki porównującej "Władcę Pierścieni" z "Harrym Potterem", w której oczywiście uznano, że "Władca Pierścieni" jest dobrą książką, a "Harry Potter" złą; jeśli jednak wgryźć się w argumenty literackie, bardzo wiele z nich daje się zastosować do obydwu powieści. Jednym z najdziwniejszych jest tu opis "metody" stosowanej w "Harrym Potterze": otóż autorka twierdzi, że mrowie dziwnych postaci, szybkie zmienianie wątków i stopniowanie napięcia mają za zadanie wprowadzić czytelnika w trans i wpływać na podświadomość: "Wszystkie te czynniki są wzmacniane, gdyż leżąca pozycja czytania i zabieranie snu ułatwiają dostęp do podświadomości"[2]. Dokłądnie to samo można powiedzieć o każdej wciągającej książce, trudno zresztą nie zauważyć, że mrowie postaci, szybkie zmienianie wątków, stopniowanie napięcia i duża objętość, skłaniająca do zarywania nocy, to cechy" Władcy Pierścieni". A i magii tam nie brak.
Taka ostra interpretacja prowadzi do wybiórczego traktowania faktów. Autorka pisze, że w "Harrym Potterze" nie ma ani jednej "normalnej" sceny, żadnego fragmentu opisującego zwyczajne relacje międzyludzkie - gdy jednak przychodzi do opisu miłości matki do Harry'ego i macierzyńskiego poświęcenia, uznaje to za odwrócenie i małpowanie prawdziwego macierzyństwa, bo "Matka, która się tu ofiarowała, jest czarownicą"[3]. Nie to jest ważne, że była matką, tylko to, że była czarownicą, a czarownice są złe. Gdy Harry widzi zmarłych rodziców uśmiechających się do niego w lustrze pokazującym najskrytsze pragnienia, a opis wskazuje na tęsknotę - Gabriele zwraca przede wszystkim uwagę na to, że lustro jest magiczne, stoi na szponiastych łapach, zaś rodzice są czarownikami. A czarownicy są źli, więc syn nie może odczuwać do nich miłości i tęsknić za nimi, zapewne powinien ich nienawidzić (jak naucza Pismo) a skoro tego nie robi, to jest to złe.
Oprócz wybiórczych interpretacji stosuje autorka wybiórczy dobór cytatów. W pierwszym tomie jest scena, w której Harry przegląda w sklepie przy ulicy Pokątnej podręczniki zawierające szkodliwe i złośliwe zaklęcia, zapytany o to przez Hagrida, odpowiada, że szukał czegoś na Doodleya - swego nieznośnego brata ciotecznego, który często mu dokucza. To całkiem zrozumiałe zdanie, wyrwane z kontekstu, staje się dla autorki koronnym dowodem, że jedynym powodem pójścia do Hogwardu była dla Harry'ego chęć zemsty, a zatem już na początku miał złe intencje. W innym miejscu powołuje się na również wyrwane z kontekstu zdanie, w którym Harry stwierdza, że gdyby Voldemort zjawił się w Hogwardzie, to nie byłoby żadnej szkoły, z której mogliby go wyrzucić, bo zamieniłby ją w kupę gruzów - Kuby wyciąga z tego wniosek, że jedynym powodem, dla którego Harry walczy z przeciwnikiem, jest obawa o wyrzucenie ze szkoły. No a szkoła czarów jest złym miejscem, więc w motywacji nie ma nic szlachetnego.
Następna sprawa to opisywanie postaw różnych postaci bez informacji, jak główni bohaterowie się do nich odnoszą. Jest więc mowa o podziale na czarodziei i mugoli oraz niechęć, wręcz nienawiść do "mieszańców". Autorka co chwilę zwraca na to uwagę, zapominając dodać, że Harry i jego przyjaciele odnoszą się do takiej postawy z dezaprobatą. Wprawdzie sama zauważa, że czytelnik zwykle identyfikuje się z głównym bohaterem i jego poglądami, ale służy jej to jedynie do udowodnienia złego wpływu.
Książki o małym czarodzieju różnią się, wedle niej, od klasycznych baśni tym, że w baśniach pojawiają się czarodzieje określani jako dobrzy. Pozostaje zapytać, jakie klasyczne baśnie miała na myśli, bo chyba nie Kopciuszka czy "Pierścień i różę" Thackeraya (ciekawym pytaniem pozostaje, czy ta klasyczna powieść inspirowała Tolkiena). Z tym zaś, że np. "Jaś i Małgosia" to baśń, która nauczy dzieci właściwych zachowań, raczej bym polemizował.
W zasadzie można odnieść wrażenie, że Kuby albo czytała serię o Potterze niedokładnie, albo zauważała tylko to, co pasowało do jej założeń.
Gabriele Kuby stwierdza parokrotnie, że zapoznała się z powieściami Rowling, "aby rozpoznać znaki czasu"[4]. Jest to pojęcie odnoszące się do Paruzji, czyli powtórnego przyjścia w chwale Jezusa Chrystusa, które nastąpi w czasach ostatecznych. Najwyraźniej uważa, że żyjemy w takich czasach, a "Harry Potter" jest jedną z oznak władzy Szatana. W bliźnie Harry'ego widzi pieczęć złego zapowiedzianą w Apokalipsie, w pojawiających się w powieści zwierzętach i kolorach - zwierzęta i kolory opisane w Apokalipsie, znak Voldemorta, wyczarowany na niebie przez jednego ze zwolenników, uznaje za satanistyczne przedrzeźnianie powtórnego przyjścia. Nazywa serię książek o Harrym Potterze "długofalowym projektem zmieniającym kulturę"[5], trudno jednak powiedzieć, co ma na myśli.
Cała ta historia z antychrześcijańskością "Harry'ego Pottera" przybrała zbyt poważny wymiar. Jakoś nikt z wyrazicieli takiego poglądu nie chce uznać, że to tylko fikcja, która ma na człowieka taki sam wpływ jak bajka o myszce Miki - w tym sensie, że po obejrzeniu bajki dziecko może uznać, iż z rozłożonym parasolem bezpiecznie zeskoczy z drzewa, a głowa siostry po uderzeniu kijem odskoczy jak gumowa, ale z reguły dziecko z takich poglądów wyrasta. Dziś, po blisko dziesięciu latach od wydania powieści Rowling, możemy ocenić, że "potteromania" przeminęła, bo książka i jej ekranizacje nie wzbudzają już tak masowego entuzjazmu. Jednym z następstw tego zjawiska jest ekranizacja "Narnii", reklamowanej jako chrześcijańska alternatywa. W ogóle ocenianie literatury pod kątem religijnym budzi moją dezaprobatę, bo jeśli nazwiemy "Pottera" antychrześcijańską fantasy, "Narnię" - chrześcijańską, to książki Singera powinny być żydowską literaturą, książki Pamuka - muzułmańską, a Murakamiego... nie mam pojęcia, jaką. A to przecież po prostu literatura. Tylko głupiec będzie zakazywał czytania, cenzurował i palił na stosie książki, z którymi się nie zgadza - człowiek mądry powinien umieć objaśnić, jaką jest dana książka. Dlatego nie odradzam wam lektury książki Gabriele Kuby. Wszakże z argumentami drugiej strony dyskusji też trzeba się zapoznać.
---
[1] Gabriele Kuby, "Harry Potter - dobry czy zły?", przeł. Dorota i Wojciech Muszyńscy, Polskie Wydawnictwo Encyklopedyczne, Radom 2006, s. 10.
[2] Tamże, s. 35.
[3] Tamże, str. 40.
[4] Tamże, str. 17.
[5] Tamże, str. 15.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.