Dodany: 14.09.2011 11:42|Autor: leperr

Najzimniejsza książka w życiu


Są media, które nie wymagają od nas wysiłku. Wszystko jest na tacy, nie musimy myśleć, interpretować, niczego nawet rozumieć, medium robi to za nas. Oglądamy, słuchamy, czujemy i od razu wiemy, o co chodzi. Są jednak i takie, które wymagają zaangażowania, uchylają tylko rąbka tajemnicy, ich znaczenie musimy poznać sami. Musimy "wziąć i się spiąć". Pomyśleć, choć to boli.

Te pierwsze, to wg McLuhana media gorące. Są rozgrzane ogromem informacji, jakie przekazują. Drugie są mediami zimnymi. By poznać przekaz, sami musimy je rozgrzać. Chciałem zacząć jakimś zgrabnym przykładem, ale ta teoria jest pokręcona jak rynki derywatów. Dość powiedzieć, że McLuhan za medium zimne uznaje telefon i telewizję, a za gorące - film i… książkę.

Jeśli tak, to przeczytałem chyba najzimniejszą książkę w życiu.

“Kolejka” Sorokina to jedna wielka zabawa formą. Eksperyment. Wyobraźmy sobie kolejkę. Ogromną, ciągnącą się kilometrami, stojącą dzień i noc, kryjącą się w bramach i zaułkach, żyjącą własnym życiem, bo tak naprawdę już nie wiadomo, po co ona właściwie stoi. I wyobraźmy sobie reportera, który te ulice i zaułki odwiedza, idzie wzdłuż kolejki i notuje. Nie robi nic innego, tylko dokumentuje rozmowy, pogawędki, kłótnie, krzyki, flirty i pogwarki. Słowa.

Ta książka to dwieście stron dialogów. Bez didaskaliów, opisów, zbędnych wyjaśnień. Kakofonia ludzkich głosów, kłębowisko słów. Chwile milczenia zaś to puste linijki, nocne godziny to całe białe kartki upstrzone sennymi (także: łóżkowymi) onomatopejami. Oryginalne? Do czasu. Bo po pierwszych trzydziestu stronach ma się wrażenie, że widzieliśmy już wszystko.

Mądrzy redaktorzy „Polityki” wskazują, że „Kolejka” to znak czasów. Tamtych czasów. Faktycznie: bieda, beznadzieja egzystencji toczącej się w ogonku, gdzie rządzą kumoterstwo, cwaniactwo i chamstwo, ukazane są w czystej postaci. Mocno to jednak ponadczasowe. Wystarczyłoby nieco zmienić tło, i tytuł na, powiedzmy, „Wyścig”. I wyglądałoby to mniej więcej tak:

- Uch, uch…
- Eh…
- Gorąco, duszno, by do picia coś dali, albo…
- Oj, do picia, oj…
- A gdzie, ku*wa, z tymi!
- Ta dzisiejsza…
- Bo słyszałeś pan, co oni tam pisali?
- A nie? Ciekawego co? Wiesz pan, w biegu mi szpalty skaczą, to nie czytam…
- …z łokciami na starszych…
- Że my na takiej wielkiej bieżni, uch, prawda, jesteśmy. Że my na niej biegniemy, wszystko się przesuwa…
- Wolniej, synuś, wolniej, patrz, gdzie babcia została z tyłu, gdzie się rwiesz!
- No?
- …a my tak naprawdę, uch, w miejscu! My się, huh, nie poruszamy!
- Ale się pani ślicznie spociła tu na koszuleczce…
- No co sąsiad nie powiesz. W mordę…
- Zero szacunku, byle biec, jakby nie wiem.
- Ale mamo! Babcia zobacz, jak.
- A oni tam wszyscy siedzą na krzesłach i, huh, patrzą, eh, i kino mają, widowisko, jak ludzie, prawda, biegają.
- A wiesz pan, możliwe.
- Ja słyszałem, że oni jeżdżą, w nocy śpią, dzień odpoczywają, później wsiadają, podjadą i już są z przodu. My sobie możemy, widzicie, biec.
- Tu ostrożniej, bo szuterek taki!
- Racja, uch…
- Mamo, gdzie my właściwie biegniemy?
- Do celu synku, do celu.


[Recenzję opublikowałem na swoim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1409
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: