Bajkowy pałac nadziei
Człowiek pozbawiony nadziei na lepsze jutro jest jak słoik miodu… tyle że bez miodu. Czy wiecie, jak to jest, gdy każdy kolejny dzień przypomina poprzedni, a cieszy już sam brak następnych katastrof? Znacie to uczucie, gdy wspomnienia bolą niczym kanałowe leczenie zębów wykonywane bez znieczulenia? A gdyby tak miało być już zawsze?
W dokładnie takim momencie życiowym spotykamy główną bohaterkę „Pałacu z lusterkami” Anny Pasikowskiej. Mąż Honoraty, bo tak ma na imię kobieta, zginał w budynku WTC 11.09.2001 r., podczas największego ataku terrorystycznego w historii świata. Od pięciu lat ta data jest dla niej jednocześnie symbolem cierpienia i radości. Tego dnia nie tylko stała się wdową, ale także została matką. Podczas gdy ona rodziła w warszawskim szpitalu, jej mąż umierał za oceanem. Ktoś mógłby powiedzieć, że bilans wyszedł na zero. Los bywa ironiczny, nieprawdaż?
Z pierwszych kart powieści dowiadujemy się, że Honorata i jej córeczka jadą pociągiem do rodzinnego Szczecina. Tak naprawdę nie jest to powrót, lecz ucieczka od bólu wspomnień i koszmaru życia z ludźmi, którzy stracili syna. W zasadzie nie czeka tam na nią nic radosnego i najwyraźniej wpadnie z deszczu pod rynnę, można rzec, gdyż rodzinie Honoraty daleko do miana kochającej i opiekuńczej.
Przypadkowym współuczestnikiem podróży samotnej matki i jej córeczki jest starszy mężczyzna, który także niejedno przeszedł w życiu. Ale on, w przeciwieństwie do Honoraty, nie stracił nadziei. Niemrawa początkowo rozmowa powoduje, że wydarzenia przybierają bardzo nieoczekiwany obrót. Czyżby los postanowił oddać kobiecie to, co jej odebrał? Musicie przeczytać książkę, by się o tym przekonać. A teraz pozwólcie, że opowiem wam o tym, czy warto.
Jestem facetem, to widać, słychać i czuć. Czasem cynicznym, niekiedy złośliwym, zwykle (zawsze) niepotrafiącym się przyznać do tego, co czuje. No taki gatunek, wybaczcie. Jednak to nieprawda, że mężczyźni nie mają marzeń. Gdybym był szowinistą, powiedziałbym, ze świat zbudowany jest z marzeń brzydszej części populacji ludzkiej. Faktem jest jednak, że kobiety są silniejsze psychicznie od mężczyzn i to dzięki temu męstwu żyjemy. No bo przecież większość mężczyzn to tak zwani egoiści. Kochamy siebie, co jest w pewnych warunkach dobre, ale w przypadku wychowania dzieci już nie bardzo. Utrata nadziei często rzuca nas w ramiona alkoholizmu albo skłania do robienia innych głupot, jak ucieczka od żony i niepełnosprawnego dziecka. Tymczasem większość kobiet potrafi, pomimo tego paraliżującego braku nadziei, żyć dalej, właśnie dla swojego dziecka. I to jest pierwsza rzecz, o której jest ta książka. Drugą, ale tylko w kolejności wymieniania, jest opowieść o odmianie życia, powrocie do żywych, można powiedzieć. Wyobraźcie sobie maszynę, która od wielu lat zajmuje się opieką nad drugą osobą, nie myśląc o swoich potrzebach czy, broń Boże, o planowaniu życia. Honorata tak właśnie żyje od śmierci męża. W Szczecinie stanie przed nie lada dylematem. Będzie musiała zdecydować, czy ma prawo do własnego szczęścia. A co, jeśli straci na tym córka?
Książka napisana jest prostym językiem. Dla malkontentów i tak zwanych „znawców” literatury to może być wada. Jeśli podniecają Cię wyłącznie przeintelektualizowane powieści, z których nie rozumiesz połowy, a drugą połowę przesypiasz, to lektura „Pałacu z lusterkami” Cię nie zadowoli. Jeśli natomiast szukasz opowieści o życiu, o cierpieniu, miłości, poświeceniu - przekonasz się, że prosty, pozbawiony zbędnych zawijasów styl w takim przypadku jest wielką zaletą. Nie oznacza to, oczywiście, że książce Anny Pasikowskiej brakuje głębi. Wprost przeciwnie. Dzięki temu, że nie musisz się zastanawiać nieustannie, co autorka miała na myśli (czasem nie wiadomo, czy autorzy zbyt przekombinowanych książek cokolwiek mieli na myśli, czy może tylko robią sobie żarty z czytelnika), możesz śledzić trudną historię cierpiącej kobiety, patrzyć, jak podnosi się z kolan i zaczyna z niedowierzaniem odkrywać świat na nowo.
Powieść Pasikowskiej czyta się gładko. To duża zaleta i wbrew potocznej opinii, nie jest łatwo taki efekt osiągnąć. Duża zasługę w tym mają naturalne dialogi oraz plastyczne opisy. Pierwsze dwadzieścia dwie strony przeczytałem na przystanku, wracając z księgarni do domu. Autobus przyjechał szybko, a ja z żalem chowałem książkę do torby.
Galeria postaci, którą wykreowała Pasikowska, może ilościowo nie przyprawia o zawrót głowy, jak „Pod kopułą” Stephena Kinga, ale nie trzeba przynajmiej robić sobie skorowidzu osobowego, by się nie pogubić. To kolejna zaleta. Praktycznie każda osoba pojawiająca się w „Pałacu z lusterkami” zapada nam w pamięć niemal natychmiast. Tak Honorata, jak i pozostali mają własne barwne charaktery, przyzwyczajenia, historię życia, cele. Mnie najbardziej przypadła do gustu seniorka rodu, Helena. Kobieta ma taką ikrę, że wolą i pasją życia mogłaby obdzielić pół średniej wielkości miasta. Każdy chciałby mieć taką babcie. No i Szczecin. Autorka wiele wie o swoim rodzinnym mieście, jego historii, architekturze i opowiada o tym z pasją, nie popadając w akademicki ton.
Jakie wady ma powieść? Po pierwsze, mogłaby być nieco dłuższa, choćby o pięćdziesiąt stron. Owszem, dwieście pięćdziesiąt stron zadowala, ale trzysta byłoby milej widziane. No i aż się nie chce uwierzyć, szczególnie samemu mając dziecko, że są takie aniołki jak Małgosia. Prędzej uznam istnienie smoka wawelskiego.
Czym jest więc „Pałac z lusterkami” Anny Pasikowskiej, kto powinien już biec do księgarni?
Każdemu z nas czytano jako dziecku opowieści o Kopciuszku, Calineczce, Śpiącej Królewnie. Wspaniałe baśnie o tym, że dobro zwycięża, a zło dostaje za swoje. Bzdurą jest pogląd, że jako tak zwani dorośli nie potrzebujemy bajek. Oczywiście Andersen i Konopnicka nie wywołują już dziś w nas większych wzruszeń, oprócz sentymentalnych wspomnień związanych z dzieciństwem. I tu Pasikowska genialnie wstrzeliła się w lukę i stworzyła bajkę dla dorosłych, którą czyta się przyjemnie, a co wrażliwsi (nie, że bym do nich należał, broń Zeusie), uronią zapewne łzę podczas lektury. Może warto przypomnieć sobie o wartości nadziei? Choć przez chwilę uwierzyć, że nie wszyscy ludzie są źli.
Ale, ktoś może zapytać, czy „Pałac z lusterkami” to dobra książka dla mężczyzn? Nie wiem, bo przecież nie czytam romansów. Ja, no żarty wolne. To jakaś pomyłka. Mnie tu nawet nie ma.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.