Dzieło totalne
"Rzeka bogów" należy do tego szczególnego rodzaju literatury, który stanowi formę wyzwania dla czytelnika. Wyzwanie to przejawia się w wielu wymiarach, a im trudniejsze zagwozdki wymyśli autor, tym większa satysfakcja czytającego z ich "rozkminiania". Tego rodzaju książki są dla mnie kwintesencją literatury, a szczególne względy mam dla gatunku s.f., który stanowi pole do popisu dla kreatywnych autorów (gwoli przykładu wymienię "Córkę łupieżcy", "Perfekcyjną niedoskonałość", "Czarne oceany" i oczywiście "Inne pieśni" Dukaja, tetralogię "Hyperion" i dylogię "Ilion" Simmonsa, niemalże wszystko Neala Stephensona oraz Kima Stanleya Robinsona).
Warunkiem sine qua non wyzwań rzucanych czytelnikowi przez autora (a tym bardziej przez siebie samego, oczywiście) jest, aby wszystkie te fantastyczne ekstrapolacje trzymały się kupy i zmierzały do logicznego i oszałamiającego końca (dygresyjnie wspomnę, że pod tym względem rozczarowuje mnie na razie Stephenson, który jakoś nie potrafi skończyć porządnie swoich dzieł, czego najlepszym przykładem "Diamentowy wiek"). Ian McDonald osiągnął maestrię pod każdym niemal względem. Celowo piszę "niemal", gdyż wobec "Rzeki bogów" można mieć kilka drobnych zarzutów, jednak patrząc na dzieło McDonalda kompleksowo trzeba przyznać, że jest to majstersztyk rzadko spotykany.
O czym to jest? Upraszczając mocno (w końcu cała nasza indywidualna percepcja stara się sprowadzać najbardziej nawet skomplikowane rzeczy czy zjawiska do jednego chwytliwego sloganu) - jest to rzecz o wszystkim. Mamy tutaj fizykę kwantową, fizykę spekulatywną (teorie superstrun, przestrzenie Calabiego-Yau), fizykę wymyśloną (teoria M-gwiazdy), ponadto sztuczne inteligencje, od prostych automatów służebnych do samoświadomych, wielopoziomowych struktur metafizycznych, także trzecią płeć - neutki, wiarygodną technologię przyszłości - w końcu to dopiero 2047 rok, jak również wszechobecny i kluczowy dla fabuły hinduizm (a od czasu do czasu islam) oraz skomplikowaną sytuację geopolityczną dorzecza Gangesu i związany z nią kryzys środowiskowy w postaci suszy. Wszystko to oczywiście McDonald rozwija do najdrobniejszych szczegółów, w powieści nie ma rzeczy przypadkowych, wszelkie zdarzenia, zjawiska, elementy przedstawionej rzeczywistości są ze sobą powiązane.
Autor nie zaniedbuje również wydarzeń w skali mikro, a więc bohaterów i ich przeżyć wewnętrznych. Pod tym względem osiągnął perfekcję. Każdy z kilkunastu bohaterów jest przedstawiony wiarygodnie, na ile to oczywiście możliwe w sytuacji, gdy znika po kilku, kilkunastu stronach na kolejne kilkadziesiąt, ustępując miejsca innym. Losy postaci się przenikają, każda ma do odegrania pewną mniej lub bardziej istotną rolę w wydarzeniach, McDonald niczego nie pozostawia przypadkowi. Ponadto, rzecz niesamowita, autorowi udało się sprawić, że postaci, nawet prozaiczny gangster Shiv, są niejednoznaczne, odznaczają się wielowymiarowością i nie da się jasno stwierdzić, że jeden jest dobry, a drugi zły.
Jestem i będę jeszcze długo pod ogromnym wrażeniem rozmachu wizji autora, wyzwania, jakie sobie rzucił przystępując do pisania tej powieści, a jeszcze bardziej tego, że podołał swojej ambicji. Jako czytelnik uwierzyłem w świat przedstawiony, przede wszystkim w bohaterów, poszerzyłem swoją wiedzę ogólną na tematy naukowe (wspomniane wyżej teorie, automaty komórkowe), zaś lektura książki, odkrywanie świata przedstawionego i zagłębianie się w nim, dostarczyła mi niezapomnianych przeżyć. "Rzeka bogów" trwale zapisała się w moim prywatnym panteonie dzieł wybitnych. Oby więcej pozycji McDonalda na polskim rynku.
Gorąco polecam!
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.