Dodany: 10.09.2011 10:28|Autor: anek7
"Zdolne bestie te Kossaki!"*
Jeśli chodzi o naszą rodzimą historię, nie darzę jakoś specjalną sympatią okresu 20-lecia międzywojennego. Natomiast jeśli chodzi o literaturę (szczególnie poezję) i inne dziedziny sztuki, to wręcz przeciwnie - lubię Iłłakowiczównę, Dąbrowską, Wierzyńskiego i Dołęgę-Mostowicza, kocham Makuszyńskiego, Tuwima, Gałczyńskiego i Leśmiana, a szczerym uwielbieniem darzę siostry Kossakówny - Marię Pawlikowską-Jasnorzewską oraz Magdalenę Samozwaniec. Szczególnie bliska jest mi ta druga pisarka - mam w domu sporą kolekcję jej książek, do których często i chętnie wracam.
W tych dniach udało mi się wreszcie przeczytać ostatnią książkę Magdaleny Samozwaniec (wydaną po raz pierwszy już po śmierci pisarki), mianowicie "Zalotnicę niebieską", która jest biografią, a zarazem zbiorem wielu mniej znanych wierszy oraz korespondencji jej starszej siostry, Marii.
Książka opowiada o życiu poetki - od dzieciństwa w krakowskiej Kossakówce, poprzez trzy małżeństwa, aż do śmierci w dalekim i obcym Manchesterze. Na kartach biografii spotkać można wielu wybitnych artystów z którymi połączyła Pawlikowską przyjaźń bądź tylko współpraca artystyczna, wspominane są również ważne wydarzenia, których była świadkiem - tak kulturalne, jak i polityczne.
Najwięcej miejsca poświęciła autorka drugiemu małżeństwu Lilki (tak najbliżsi nazywali Marię) - z Janem Gwalbertem Pawlikowskim. Związek ten miał ogromny wpływ na twórczość Marii - poznała bowiem Jasia-Gwasia będąc jeszcze żoną Władysława Bzowskiego i początkującą poetką. Magdalena Samozwaniec snuje wspomnienia o tej niezwykle romantycznej i zakazanej miłości, opisuje starania o unieważnienie ślubu kościelnego z Bzowskim i wreszcie ukazuje banalny koniec tego uczucia. Emocje towarzyszące tym wszystkim perypetiom uczuciowym zaowocowały najpiękniejszymi wierszami poetki, w których odbiły się kolejne etapy jej związku z Pawlikowskim.
Kto czytał "Marię i Magdalenę", z pewnością zauważy tu sporo powtórzeń - jest to chyba oczywiste, wszak obydwie książki opowiadają o tych samych osobach. Bo chociaż "Zalotnica niebieska" z założenia jest książką o starszej Kossakównie, to jednak nie byłoby Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej bez jej najbliższych - siostry Magdaleny, brata Jerzego, matki Marii z Kisielnickich i wreszcie ojca Wojciecha oraz dziadka Juliusza. To największy chyba artystyczny klan w naszej historii (bo doliczyć do niego trzeba jeszcze bratanicę Wojciecha, pisarkę Zofię Kossak-Szczucką) a w każdym razie największy, jeśli chodzi o Kraków - trzy pokolenia malarzy, poetka, satyryczka i powieściopisarka oraz pisarka historyczna...
Nie pozostaje nic innego, jak tylko powtórzyć za Tadeuszem Boyem-Żeleńskim: "Zdolne bestie te Kossaki!".
---
* Cytuję za: Magdalena Samozwaniec, "Maria i Magdalena" tom II, wyd. Glob, 1989, s. 142.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.