Dodany: 05.09.2011 23:06|Autor: Annvina

Kilka obrazków z Wrocławia - sierpień 2011


To nie będzie relacja ani sprawozdanie. Raczej luźne wspomnienia. Tak jak w tytule - obrazki, jak kadry z filmu...


Lotnisko w Cork w południowo-zachodniej Irlandii. Czwartek wieczór.

Kontrola bezpieczeństwa, na taśmie sunie moja walizka, pan celnik na ekranie widzi w walizce prostokątną czarną dziurę w związku z czym każe mi ją otworzyć. "Chyba pani wiezie książki czy coś takiego". Otwieram walizkę i potwierdzam, oprócz kilku sztuk odzieży i małej kosmetyczki walizkę wypełniają książki. Pan celnik ma bardzo zdziwioną minę, ale macha ręką, że mogę iść dalej.


Wrocław, hostel Boogie, winda. Piątek wczesne popołudnie.
W windzie moja mama vel nainala i ja oraz walizka pełna książek i wina.

Mama: czy ktoś już przyjechał?
Ja: nie wiem, jak wychodziłam, to jeszcze nikogo nie było.

Drzwi windy się rozsuwają i widzę... nie jeszcze nie wiem, kogo widzę, ale to na pewno Biblionetkowicze, chyba Dot, Jakozak i Marylek. Zaczynam dziko piszczeć i rzucam się ściskać wszystkich po kolei. Mama nie wie co się dzieje ani co robić - wychodzić z windy czy schować się z powrotem, ale zaraz zostaje wyściskana, choć jeszcze nie wie przez kogo.


Wrocław, plac Uniwersytecki (chyba), piątek popołudnie ciąg dalszy.

Podziwiamy gmach Uniwersytetu, gubimy się w księgarni, ochładzamy się w kościele, stoimy pod owym kościołem, czekamy na część grupy, która jest jeszcze w środku, a Jakozak opowiada, jak się uczy jeździć na rowerze bez pedałów, bo o pedały można się poobijać i narobić sobie siniaków na łydkach i dlatego Jakozakomąż owe pedały Jakozak odkręcił. Jednakże jazda bez pedałów ma jedną wadę - można jechać tylko z górki.


Wrocław, Ostrów Tumski, "Pub pod kościołem", piątek popołudnie, ciąg jeszcze dalszy.

Siedzimy sobie w cieniu, po delikatnym zdemolowaniu, hm, to znaczy chciałam napisać przemeblowaniu ogródka - Dot59, Miciuś, Jakozak, Sznajper, Diana, Sowa, Anna46, Jacuś, Marylek, Neska, Villena, Pani_Wu, czy kogoś pominęłam?

Słońce świeci niemiłosiernie, ogródek jest zaciszny, piwo zimne, wszyscy się śmieją, nie pamiętam z czego, ale wszyscy się chichramy, pozostali goście dziwnie na nas patrzą, ale to nieważne. Jest mi bardzo, bardzo dobrze.


Wrocław, hostel Boogie, salon, piątek, wieczór.

Na stołach stosiki zdają się rozmnażać samoistnie (przez pączkowanie???). Komuś obiecałam Diaczenków, Mitologię Chrześcijaństwa i Balzakiana, ale nie pamiętam komu, chyba Jakozak, ale Jakozak też pamięta, że coś jej obiecałam, ale nie pamięta co. Nikt inny się nie przyznaje, w końcu sprawdzamy w Biblionetce i Jakozak powiększa swój stosik. Ślinka mi cieknie na cztery Pratchetty od Anny46, choć to tylko część wielkiego stosu przytarganego z Rzeszowa. Mama vel nainala unosi swój stos do pokoju, w zamian za co przynosi kanisterki wina-jabola-z-dodatkiem-aronii własnej roboty. Pijemy, gadamy, pijemy, gadamy, pijemy, w pewnym momencie staję jak wryta - w drzwiach widzę znanego już z poprzednich zlotów Admina, a obok kędzierzawą czuprynę nad koszulką z kreskówkowym krecikiem. Brakuje mi słów, a to mi się bardzo rzadko zdarza. Ojciec Założyciel - Kret! Twórca Biblionetki. Postać nieomal mityczna! Lecę się ściskać, ale nie wiem, co powiedzieć, więc dukam jak jakaś ciamajda "yyyyy... jestem wzruszona".

Miciuś zamawia pizzę dla wszystkich, po czym organizuje zbiórkę pieniędzy i sprawiedliwie wydziela cieplutkie pachnące kartoniki.

Gadamy dalej, i pijemy, gadamy, pijemy, gadamy, pijemy, a ja patrząc na ten rozgadany, rozchichotany salon, stosiki książek, pizzy i kubeczków z winem zastanawiam się jak się czuje Kret widząc, ile radości dał tak wielu ludziom. Oczywiście, nie zapominam o całej redakcji, której ciężka praca przez 10 lat tworzyła Biblionetkę taką jaka jest. Lecz ktoś musiał wpaść na taki pomysł, ktoś musiał zacząć to szaleństwo. Nadal brak mi słów, żeby wyrazić całą wdzięczność Kretowi i całemu zespołowi Biblionetki.


Wrocław, hostel Boogie, sobota, godz 11.35...

Po skromnym śniadaniu za to jedzonym w doskonałym towarzystwie, należy umyć zęby, myję je dokładnie i długo, za długo. Ej! Co się dzieje? Jeszcze minutkę temu korytarz rozbrzmiewał rozmowami i nawoływaniami, a teraz głucha cisza. Wybiegam ze szczoteczką, głucho wszędzie, pusto wszędzie. Odciągnąwszy Mamę vel nainalę od popielniczki wybiegamy przed hostel. W zasięgu wzroku nie ma Biblionetkowiczów, biegniemy w stronę Rynku, nadal Biblionetkowiczów brak, biegniemy z powrotem w stronę hostelu, pusto, i znowu w stronę Rynku. W końcu decydujemy się iść na przystań, po drodze spotykamy równie zgubionego Miciusia również zdążającego w kierunku przystani, ufff!!!! Na trawie w cieniu siedzi duża grupa Biblionetkowiczów!


Dialog gdzieś na Ostrowie Tumskim, odtwarzany z pamięci.

Ja (błagalnym, pełnym poczucia winy głosem): Aniu...bo ja nie mam Twojej Muzyki Duszy z Torunia.

Anna46 unosi brwi.

Ja (usprawiedliwiając się, prawie ze łzami w oczach): Bo pożyczyłam koleżance, a ona się właśnie przeprowadza i nie miałam serca kazać jej szukać tego Pratchetta po kartonach i pudłach...

Anna46: I bardzo Cię to gryzło?

Ja: no.....

Anna46: I mam być na Ciebie zła?

Ja: no....

Anna46 (pełnym oburzenia tonem): Ożeż ty!!!! (a po chwili normalnym głosem) Już Ci lepiej?

Ja: tak, dziękuję.

Anna46 i ja: śmiech w duecie.

(p.s. musiałam sprawdzić jak się pisze "ożeż", "orzesz" czy "ożesz"? SJP podaje "ożeż". Anna używa bardzo trudnych ortograficznie słów!)


Wrocław, Rynek, sobota, popołudnie.

Ach, więc to jest Misiak!!!!!!!!!!!!!!!!!!!


Wrocław, Nalanda, sobota, późne popołudnie lub wczesny wieczór.

Tu Mama vel nainala, tam książki, tu naleśniki, tam Kret z kreciątkami, tu książki, tam herbata, tu książki, tam Mamut, tu książki, tam Epikur vel Hurlin, tu kolejka, tam znika ciasto czekoladowe, tu ksiażki... Ufff, wychodzimy, żegnam się z Epikurem-Hurlinem, choć nie pamiętam, żebym się witała.

Siedziba Biblionetki. Taka niepozorna. Nawet nie matabliczki przy wejściu. Trzeba się wdrapać wysoko na któreś tam piętro (z tych emocji aż straciłam rachubę), potem przejść długim łysym korytarzem, minąć okno wychodzące na podwórko-studnię, gdzie zostają wrzuceni ci, którzy dostali bana, na końcu niewielkie biuro, przy drzwiach obok tabliczki Porta Capena, prosta tabliczka Biblionetka.pl. W środku szafa z książkami, biurko Kreta i Admina, na biurku dwa Papierowe Ekrany - wyróżnienie za rok 2007 i nagroda internautów za 2010. Ach! Jestem wzruszona.


Wrocław, hostel Boogie, salon, sobota, wieczór.

Znów gadamy, pijemy, gadamy, pijemy, gadamy, pijemy, śmiejemy się, śmiejemy się, śmiejemy się.

Siedzimy na kanapie z Marjory, Dot, Czajką, Sową i śmiejemy się.

Stoimy na progu kuchni z Reniferze, Misiakiem, Lutkiem, Marginesem i Engą, podwijamy kości ogonowe i śmiejemy się.

Pani Kretowa otrzymuje butelkę słynnego wina, którego niestety jako kierowca nie może skosztować na miejscu.

Podrywamy na schodach Chilijczyka z Londynu i śmiejemy się.

Tłmumaczymy Hiszpanom z czego zrobione jest wino i co to jest aronia i śmiejemy się.

Ponoć silna grupa pod wezwaniem Admina gra w Dixit i pewnie też się śmieje.


Wrocław, hostel Boogie, niedziela rano...

Żegnamy się, chlip, chlip, do przyszłego roku, chlip, chlip, za z niektórymi do listopada, ale i tak chlip, chlip...


Wrocław, ulica Ruska, niedziela, godz 11.50...

Stoimy pod Jadłomanią. Jakozak, Marylek, Reniferze, Misiak, Lutek, nainala, epa, Margines, Enga i ktoś jeszcze, ale kto?

Otwarte od 12, a my głodni. Chcemy zrobić na szybie glonojada w nadziei, że obsługa, która już przygotowuje pyszne pierogi, zlituje się i nas wpuści. Wygrywa jednak pomysł przeczekania w Dedalusie. Pomysł bardzo niebezpieczny zarówno dla portfela, jak i dla bagażu. Wynoszę całą torbę książek z Dedalusa, a z Jadłomanii cały żołądek pierogów, co zupełnie mi nie przeszkadza rzucić się na rurki z kremem w budce na rogu.

Marylek, Jakozak, Neska i Epa pakują się do samochodu. Zamiast dystyngowanie poruszać dłonią w geście angielskiej królowej pozdrawiającej tłumy, tańczymy kaczuszki na pożegnanie.

Potem tańczymy jeszcze kaczuszki i makarenę dla Reniferze, Misiaka i Lutka odjeżdżających Czerwoną Strzałą.

Nieliczni przechodnie jakoś dziwnie na nas patrzą.



Wrocław, Rynek, niedziela, popołudnie.

Margines, Mama vel nainala j ja siedzimy w Spiżu. Niemiec Arne Schmitt tak pięknie gra na fortepianie ustawionym na przyczepce tuż obok naszego ogródka, że podchodzę i kupuję aż dwie płyty. Słońce świeci, Margines mówi, że powinien już iść do domu, ale jakoś nie możemy się zebrać, gadamy i gadamy i gadamy... W końcu ruszamy w kierunku hostelu, jeszcze jedna herbata, gadamy, gadamy... przenosimy się w kierunku schodów, ale dalej gadamy i gadamy... W końcu ostatnie pożegnalne uściski z Marginesem kończą wrocławską część IV Ogólnopolskiego Zjazdu Biblionettki.


Wrocław, Rynek, poniedziałek, ok 13...

Mama vel nainala ma pociąg o 15.25. Ja patrzę na swój (to ważne!) zegarek. Mamy dużo czasu. Jemy kebab, buszujemy po Empiku, po czym udajemy się do hostelu, zamawiamy taksówkę i spokojnie pijemy herbatę. Taksówka przyjeżdża o 14.50. Pakujemy się z wielką walizą do taksówki i spokojnie jedziemy na dworzec. W pewnym momencie Mama vel nainala wskazując na deskę rozdzielczą z początkami paniki w głosie pyta: dlaczego na tym zegarku jest 16.05? Na co ja ze stoickim spokojem odpowiadam: ten pan ma zły czas, przecież jest 15.05. Na co przemiły pan taksówkarz odpowiada: ależ nie, naprawdę jest 16.05. Nagle przychodzi olśnienie! Na swoim zegarku mam irlandzki czas - godzinę do tyłu. Wybucham niepohamowanym chichotem. Mama vel nainala i pan taksówkarz wtórują mi, tacy rozchichotani wysiadamy na dworcu, tylko dlaczego ludzie znowu tak dziwnie na nas patrzą?


Limerick, ulica Caisleann na Habhann (niech ktoś to wymówi poprawnie po irlandzku, nie mylić z angielskim). Wtorek po południu.

Siedzę na kanapie. Na przeciwko mnie na stoliku piętrzą się trzy stosiki.

Pierwszy, bardzo wysoki - to książki pożyczone.

Drugi, średni - książki zakupione czyli własne.

Trzeci, najmniejszy - książki przywiezione przez Mamę, czyli tak jakby własne.

W tej chwili chciałabym się rozdwoić, roztroić... Od czego zacząć? Chcę czytać i to, i to, i to, i to...

I tak siedzę jak ten osiołek na pełnymi żłobami i nie mogę się zdecydować - i jest mi z tym widokiem i tym niezdecydowaniem bardzo dobrze!

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 7733
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 20
Użytkownik: agatatera 05.09.2011 23:19 napisał(a):
Odpowiedź na: To nie będzie relacja ani... | Annvina
I znowu się wzruszyłam! Te Wasze relacje są groźne dla mnie, powodują wzruszenie i śmiech, wzruszenie i śmiech... :)

A w "Pubie pod kościołem" i ja byłam! I piwo piłam! :D

Dziękuję Ci kochana za Twoją relację i do zobaczenia w listopadzie! :*
Użytkownik: Annvina 05.09.2011 23:34 napisał(a):
Odpowiedź na: I znowu się wzruszyłam! T... | agatatera
Wiedziałam, że o kimś zapomniałam! Ot skleroza! Ot starość!
Użytkownik: agatatera 05.09.2011 23:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiedziałam, że o kimś zap... | Annvina
Witaj w klubie sklerotyczek :D
Użytkownik: miłośniczka 05.09.2011 23:42 napisał(a):
Odpowiedź na: To nie będzie relacja ani... | Annvina
Ja
chcę
jeszcze raz!

Jakie cudne obrazki, jakie śliczne wspomnienia! Ach, ten klimat wspólnych spotkań, uwielbiam. I co teraz? Teraz trzeba czekać... Na szczęście czas da się zapełnić zapoznawaniem się z kolejnymi stronami tomiszcz przywiezionych z Wrocławia całymi stosami. Pożyczonych, oddanych własnych (a nieczytanych), zakupionych w Dedalusie (postuluję o kolejny zjazd w miejscu odosobnionym, tak, żeby w pobliżu nie było żadnej taniej księgarni! ja tego nie przewidziałam w wydatkach podróży!).

Buziaki i uściski mocne (uściski), wielgachne (buziaki)!

zawędrowyczowana miłośniczka

P/s. To przez to pożyczanie. I bardzo dobrze. Nareszcie kończę Wędrowycza! :) Ludziska, ostatni tom wymiata!!!
Użytkownik: epikur 05.09.2011 23:56 napisał(a):
Odpowiedź na: To nie będzie relacja ani... | Annvina
Niby to tylko niecałe trzy dni, ale wspomnienia na całe życie. :)

A co do mojej osoby, to nie wiem(skleroza to bardzo powszechna choroba) czy przypadkiem nie witaliśmy się w piątkowe popołudnie w Jadłomanii(o ile tam byłaś, bo ja byłem w lekkim szoku i nie pamiętam z kim się witałem). A jeżeli nie, to rzeczywiście trochę głupio- żegnać się nie witając uprzednio.:)

No i przyznaję się, że zapomniałem(skleroza to już nie tylko choroba, to zmora naszych czasów)przynieść Ci książeczki o dobrych obyczajach miłosnych. Ale poprawia mi humor to, że zapewne poradzie sobie(Ty i mąż) w sercowych sprawach bez tych porad.
Użytkownik: Annvina 06.09.2011 00:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Niby to tylko niecałe trz... | epikur
A może rzeczywiście witaliśmy się w Jadlomanii??? nie twierdzę przecież, że się nie witaliśmy, tylko że tego nie pamiętam ;)
O obyczajach miłosnych zapomniałam na śmierć, ale nic to, przywieziesz na następne ogólnopolskie ;)
Użytkownik: Anna 46 06.09.2011 13:53 napisał(a):
Odpowiedź na: To nie będzie relacja ani... | Annvina
Obrazki, ruchome obrazki, Ruchome obrazki (Pratchett Terry) - czy mnie się wszystko, albo zdecydowana większość musi kojarzyć z Mistrzem? :-))) Pięknie to napisałaś, nawet Twój chichot radosny słyszę.
Byłabym jednak zobowiązana, gdybyś ów płyn producji Twojej Mamuni nazywała:
- Nektar Bogów
- Rubin Radości
- Kanisterek Podróżny (wzięte od Czajki)
- ewentualnie prozaicznie calvados, no, bo był dwakroć kupażowany.

I następnym razem postaram się wkrzykiwać prościej ortograficznie; może same onomatopeje jakieś.
Użytkownik: Annvina 06.09.2011 14:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Obrazki, ruchome obrazki,... | Anna 46
Chyba chichoczące obrazki ;)
Dobrze - na przyszłość będę pisać o Rubinie Radości w kanisterku podróżnym :)
Użytkownik: alicja225 06.09.2011 14:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Chyba chichoczące obrazki... | Annvina
Pisanie wspomnień powinno być zakazane. Przecież moje biedne serce pewnego pięknego dnia nie wytrzyma kolejnej dawki wzruszeń. Jednak gdyby przyszło Ci do głowy napisać jeszcze jedno - przeczytam na pewno:)
Użytkownik: Annvina 06.09.2011 16:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Pisanie wspomnień powinno... | alicja225
Pisanie wspomnień powinno być obowiązkowe, by przetrwać od spotkania do spotkania :)

Może moja szanowna Mamusia skusi się na napisanie jakiejś czytatki, jak już ochłonie po początku roku szkolnego mojej siostry.
Użytkownik: nainala 23.09.2011 01:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Obrazki, ruchome obrazki,... | Anna 46
Fermentowany, a nie kupażowany. Kupażowanie to mieszanie różnych rodzajów wina. Ja skupażowałam tylko krew z gojskich niemowląt czyli aronię z jabolem, za to fermentowałam 2 razy, żeby procentów mu trochę dodać. Najważniejsze, że smakował. Już robię następne wino na następne spotkanie.
Użytkownik: Anna 46 23.09.2011 14:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Fermentowany, a nie kupaż... | nainala
Hłe hłe hłe... mówiłaś "kupażowany". :-)))) Ale to było w drugim dniu spotkania i wszyscy byli odrobinę "wczorajsi".
Nieważne, możesz kupażować, fermentować, pędzić nawet - delicyje to są, ambrozja i nektar bogów, i tyle.
Ściskam Cię za ów nektar i obecność na spotkaniu. :-D
Użytkownik: nainala 27.09.2011 22:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Hłe hłe hłe... mówiłaś "k... | Anna 46
Już czuję ciepło Twojej osoby. Mam wrażenie jakbym Ciebie znała całe lata, tak miło było Ciebie poznać i wszystkie inne pokrewne dusze też. Na następne spotkanie już się fermentuje to i owo. Może będzie tak samo dobre. Oby!
Użytkownik: misiak297 06.09.2011 23:13 napisał(a):
Odpowiedź na: To nie będzie relacja ani... | Annvina
Cudna czytatka! A dodam jeszcze nieskromnie, że pomysł z kaczuchami był misiakowy:)
Użytkownik: Annvina 07.09.2011 09:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Cudna czytatka! A dodam j... | misiak297
To był bardzo dobry misiakowy pomysł :):):)
Użytkownik: margines 08.09.2011 11:53 napisał(a):
Odpowiedź na: To nie będzie relacja ani... | Annvina
Dziękiu wielkie za czytatkę wspomnieniową:)!
Prześwietna rzecz:)

Ale... ta czytatka obejmuje TYLKO trzy dni, a zlot trwał... O, kurczę, TYLKO trzy dni?!
To niemożliwe!
A jednak niestety tak.

Pi.eS.

Ale tu dużo marginesów:P

Pi.eS.2

Nie wiem, czy byłyście przy tym, ale były plany, żeby urządziś 2-miesięczne WAKACJE biblionetkowe:)
Takie, żeby zlot trwał DWA MIESIĄCE:)!
Użytkownik: Annvina 08.09.2011 12:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękiu wielkie za czytat... | margines
Założę się, że po tych dwóch miesiącach i tak nie mielibyśmy jeszcze dość gadania i tak samo płakalibyśmy przy pożegnaniach ;)
Użytkownik: sowa 08.09.2011 13:01 napisał(a):
Odpowiedź na: To nie będzie relacja ani... | Annvina
Annvino Kochaaano! I ja tam byłam, gadałam, wino piłam ("...wino lało się kanistrami"), i przy Twojej czytatce tak miło się to wspomina :o).
Dziękuję za wspomnienia (hih, jest książka pod takim tytułem, ale, nie wiadomo dlaczego, wcale nie o zlocie biblionetkowym) i za (zdecydowanie zbyt krótkie) spotkanie (dołożymy następny kawałek tej historii w przyszłym roku, na następnym ogólnonietylkopolskim), łażenie po Wrocku i rozmowy. Osobne serdeczne podziękowania dla Mamy Annviny i, a co!, dla Wina Mamy Annviny (które właściwie wystąpiło przecież jako Osobna Osoba - i to Silnie Działająca:-D).
Jak się wymawia po irlandzku Caisleann na Habhann?


Przy okazji (i przepraszam, że dopiero teraz, ale nie bez powodu mówi się "zaharowany jak Sowa w Poczekalni"): bardzo dziękuję zlecianym na ten wrockowy zlot - cieszę się, że mogłam się z Wami spotkać i pogadać, żałuję, że nie dało się ze wszystkimi (za mało czasu, zdecydowanie za mało, jak zwykle). Do zobaczenia za rok :o).
Użytkownik: Annvina 08.09.2011 16:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Annvino Kochaaano! I ja t... | sowa
Khmm, khmm, [kaszloułn na houłn] albo coś podobnego - w każdym raze taksówkarze rozumieją ;) A oznacza to "zamek nad rzeką", choć ani zamku ani rzeki w pobliżu nie ma, jeśli nie liczyć strumyczka wijącego się przez pobliskie pole ugoru :)
Użytkownik: sowa 08.09.2011 17:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Khmm, khmm, [kaszloułn na... | Annvina
Dziękuję! Trochę kaszląco to brzmi, prawda? ;-)
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: