Dodany: 01.05.2007 20:00|Autor: Filip II
Moscoviada
Moskwa, która patrzy na mnie z okładki*, jest miastem grozy, tak jak powieść Andruchowycza. Z ruin starych budynków spogląda na mnie Komitet Partii, mimo że partia już od wielu lat nie istnieje. W „Moscoviadzie” partia też już nie powinna istnieć, w końcu Sojuz już nie istnieje, ale niewidzialna ręka komitetu nadal czuwa, tak samo jak ręka KGB.
Moskwa straszy, ale Jurij już taki straszny nie jest. Miły czterdziestolatek, koszula z kołnierzykiem, za nim – jak na pisarza przystało – książki. „Filozofija i prognostika” stoi obok „Skazek narodow Birmy” i kompletu Prousta. Zawartość biblioteki autora odbija się na jego twórczości, wszędzie są odniesienia do historii, do literatury (poczynając od starożytnych mistrzów, kończąc na samym Andruchowyczu, który co chwila chełpi się swoją własną twórczością). Ale dlaczego taki miły, starzejący się pan pisze o takich rzeczach?
„Moscoviada. Powieść grozy” opowiada o jednym dniu z życia zachodnio-ukraińskiego poety Ottona von F. Zamieszkałego w moskiewskim akademiku. Wiadomo, jakie rzeczy wyprawiają studenci, a co dopiero moskiewscy studenci. Studenci z całego imperium, od Warszawy aż po Ural! Przez całą książkę przelewa się mnóstwo wódki i NWM-u – napoju winogronowego mocnego zagryzanego starymi rybami, tłustym kaukaskim pilawem i orientalnymi śpiewami wprost z Wietnamu.
Otton za kołnierz nie wylewa, nawet sam się czasami przyznaje, że jest alkoholikiem. Cóż z tego, że jest alkoholikiem, skoro jest wybitnym poetą? Zresztą w tym akademiku mieszkają sami wybitni poeci.
Przez 200 stron snujemy się razem z Ottonem przez całą Moskwę, poznawszy wcześniej jego przytulny akademik. Nie nazwałbym tego podróżą „oniryczną”, raczej „deliryczną” ale to też ma swój urok. Von F. opowiada nam o ukraińskiej wierze w duchy, swoich przejściach z bezpieką, negatywnych uczuciach do kacapów, tj. Mongołów, Uzbeków, Czerkiesów, Czeczeńców, Kazachów, Azerów, Karabachów, Dagestańców, Inguszów, Agułów etc., etc. Jak każdy poeta, opowie nam też o swoich kobietach.
Czytelnik musi zostać przerzuty, musi poczekać, aż Otton w końcu wleje w siebie siódmy alkohol z rzędu (a wtedy zawsze wymiotuje) i przeżyje katharsis. Zakończenie książki jest totalnie oszałamiające, teraz wyjaśniają się już wszystkie spiski tego świata. W jednej kremlowskiej sali rozgrywa się wielki kabaret, gdzie spotykaja się caryca Katarzyna, car Iwan Groznyj, Feliks Edmundowicz i sam Otton.
Polecam „Moscoviadę”, szczególnie teraz, przed Euro 2012, kiedy to (podobno) dwa narody słowiańskie mają się zjednoczyć. Ciekawe, czy Lach z Chachłem potrafią razem pracować...
A teraz zmykam słuchać "Andruchoida", projektu muzycznego, w którym Andruchowycz recytuje swoje wiersze pod muzykę Trzaski – również polecam!
___
* Jurij Andruchowycz, "Moscoviada. Powieść grozy", przełożył Przemysław Tomanek, Wydawnictwo Czarne, 2004.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.