Dodany: 30.07.2011 23:40|Autor: zielkowiak

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Dziennik 1945-1956
Szczepański Jan Józef

6 osób poleca ten tekst.

Miłość w czasach chaosu


Wraz z upływem moich lat okryłam, że lubię patrzeć jak bohater się zmienia, dojrzewa lub, jakby powiedział pesymista, starzeje się. Może dlatego lubię cykle. Zmiany u Anastazji Pawłownej opisanej przez Marininę czy postępująca choroba Wallandera u Mankella są o wiele ciekawsze do obserwacji niż sam wątek kryminalny. Ale aby zobaczyć powolną przemianę nawyków, charakteru bohatera literackiego trzeba przeczytać ogrom tomów. Mnie udało się przebrnąć przez 6 szwedzkich i ponad dwadzieścia rosyjskich. Nie zawsze mam tyle czasu, by poświęcić go lekturze jednym ciągiem (inaczej zapominam co było na początku…), dlatego wykryłam, że równie dobrym sposobem podglądania zmian u innych jest czytanie dzienników. Ten, który przeczytałam ostatnio jest niezwykły.

Być może dla niektórych „Dziennik” Jana Józefa Szczepańskiego będzie książką o literaturze. Są pewne przesłanki ku temu. Autor często pisze w nim przecież o swojej twórczości, a nawet zamieszcza jej próbki. Nie jest to pisarstwo, które mnie fascynuje, za dużo stylizacji językowej, opisów przyrody i porównań nieomal homeryckich. Historia o Melonie, która przewija się przez cały rok 1955 zmęczyła mnie bardzo. Wygląda na to, że dzieła literackie Szczepańskiego nie bez kozery nie trafiły jeszcze w moje ręce. Trochę ciekawsze wydają się wzmianki o innych autorach, w tym o Lemie, i o pisaniu w ogóle np.: „… wszelka literatura musi być jednak propagandą.” [1]. Ale to wg mnie nie jest największa wartość tych dzienników. Nie jest nią także polityka, która przewija się tu i ówdzie, wszak to lata budowania i utrwalania socjalizmu. A „Głos Anglii” i „Tygodnik Powszechny”, kolejne miejsca pracy J.J. Sz., były w samym centrum wydarzeń.

Być może dla innych czytelników najciekawszy będzie zapis żmudnej pracy twórcy nad sobą. Że taki miał być początkowo sens pisania oznajmia on sam w pierwszych słowach z 1945 roku: „Ten pamiętnik ma cel odpowiedzialny i trudny. Ma mnie wyleczyć i wychować. Nie będzie dla mnie rozrywką ani przyjemnością. Będzie obowiązkiem, przeważnie przykrym i uciążliwym”[2]. I dalej „Tymczasem jeszcze jedną sprawę przeoczyłem: radość. Panowanie nad sobą powinno być połączone z uczuciem radości. Być może to przyjdzie później. Na razie zabrałem się do rzeczy na ponuro i nawet pewne sukcesy, które zdarzają mi się od czasu do czasu, nie dają zadowolenia”[3].
Dla mnie jednak będzie to przede wszystkim dziennik o miłości. Tak nie opisuje jej już prawie nikt. Szczepański najpierw pisze o zauroczeniach „(…) jestem chyba w przededniu zakochania się w kimkolwiek” [4], później o dojrzewaniu w miłości do Danuty - wnuczki młodopolskiej poetki Maryli Wolskiej. Danusi, z którą przeżył 56 lat w małżeństwie. Choć różniło ich wiele np. to, że Józef był, przynajmniej w opisywanych tu latach, sceptykiem wobec wiary, a jego żona zaangażowaną bardzo praktykującą katoliczką, oblatką tyniecką. Udało im się stworzyć zgodną i szczęśliwą rodzinę, może dlatego, że podobnie rozumieli miłość, która jest odpowiedzialnością za drugą osobę. „Obiecywałem sobie postępować z nią tylko pod kątem widzenia jej dobra. (…) A au fond naprawdę zależy mi na jej spokoju i zupełnie autonomicznym szczęściu”[5]. „Pocałowałem ją na dobranoc, a ona z wielką powagą i z jakąś rozbrajającą czułością zrobiła mi palcem krzyżyk na czole. Bardzo dobrze, że mam dla niej tak dużo szacunku. Wobec tego uczucia nawet pożądanie jest drugorzędne” [6].

Szczepański dużo pisze o dojrzewaniu do decyzji o ślubie „Teraz czuję, jak wielką odpowiedzialność biorę na siebie. Gdybym nie potrafił dać jej szczęścia, to byłaby właściwie zbrodnia. (…) Całą sprawę psuł mi i zatruwał strach. Bałem się częściowo o siebie, ale głównie o Danusię. Czy ona nie będzie żałować, czy ja nie zawiodę jej zaufania” [7]. „Kłopotów się nie boję. Boję się siebie. Kłopoty wydają mi się rzeczą bardzo naturalną. Nie chcę niczego za darmo” [8]. „Powiedziałem też, że nie wiem czy potrafi być ze mną szczęśliwa. Odpowiedziała: „Nie wiem czy potrafię być szczęśliwa z tobą, ale wiem, że nie potrafię być szczęśliwa bez ciebie”[9].

18 października dwoje zakochanych, po dwóch miesiącach narzeczeństwa, pobiera się. I to nie dlatego tak szybko, że dziecko w drodze, tylko, że tak wybrali. Szczepański pięknie pisze o trwaniu w małżeństwie i niemal co roku w rocznicę ślubu spoglądając wstecz zaznacza jak bardzo cieszy się, że jest mężem tej właśnie kobiety: ”Jeszcze niedawno myśl, że mogłoby jej nie być, nie przejmowała mnie zbytnio. Teraz już jest nie do przyjęcia”[10]. „Wczoraj upłynęły dwa lata od naszego ślubu. Bardzo szczęśliwe lata. Ani razu nie miałem nawet pokusy żałowania mojej decyzji. Jestem pewien, ze nie będę jej nigdy żałował” [11], „Przede wszystkim był to trzeci rok bardzo szczęśliwego pożycia z Danusią” [12], „Pięć lat od naszego ślubu. Pięć lat dobrego małżeństwa”[13], „Minęło sześć lat od naszego ślubu. Gdybym w tych czasach nie miał w domu tej atmosfery prawdy i przyjaźni, ciężko byłoby wytrwać. Tymczasem w sumie są to lata szczęścia, pewnie ważniejszego niż satysfakcja z literackich sukcesów”[14]. „Trzy dni temu minęło osiem lat naszego małżeństwa. Jak łatwo!”[15] „Dziś upłynęło dziewięć lat naszego bardzo szczęśliwego małżeństwa” [16].

Szczepański pisze też o dzieciach przytaczając ich mnóstwo przezabawnych powiedzonek, ale i dostrzegając ich odrębność i człowieczeństwo. „Strasznie śmieszne i dziwne takie stworzenie. Czuje się, że ono żyje w innym czasie czy raczej w czasie innego wymiaru” [17], „Zdecydowaliśmy się z Danusią na następne dziecko. Okoliczności nie są wcale sprzyjające i mnie ta decyzja przyszła ciężko. Żałuję, że nie mogłem jej podjąć z radością. Niech mi ten przyszły człowiek wybaczy” 18].

W sumie to naprawdę kojąca książka. Jak w czasach chaosu i zamętu, a takimi na pewno były lata powojenne w Polsce, zachować godność i ocalać to co najważniejsze. Oby i nam się to zawsze udawało.


---
[1] Jan Józef Szczepański, „Dziennik tom I: 1945-1956”, Wydawnictwo Literackie 2009, s. 8
[2]Tamże, s. 6.
[3] Tamże, s 16.
[4] Tamże, s. 52.
[5] Tamże, s. 124.
[6] Tamże, s. 131.
[7] Tamże, s. 140.
[8] Tamże, s. 160.
[9]Tamże, s. 162.
[10]Tamże, s. 177.
[11]Tamże, s. 221.
[12]Tamże, s. 264.
[13]Tamże s. 327.
[14 ]Tamże, s. 377.
[15]Tamże, s. 577.
[16]Tamże, s. 644.
[17] Tamże, s. 225.
[18] Tamże, s. 278.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 5856
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 10
Użytkownik: kocio 08.08.2011 11:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Wraz z upływem moich lat... | zielkowiak
Hm, ja również lubię przyglądać się dojrzewaniu, i to chyba od zawsze, choć akurat "starzenie się" (nie mówimy przecież o zmianach biologicznych) to dla mnie zjawisko dokładnie przeciwne, czyli zwykłe "zwijanie się" zamiast rozwijania, a bywa, że jeszcze pretensjonalne i zrzędliwe - fuj! Lata temu napisałem o tym wierszyk, który w skondensowanej formie pozwolił mi to wyrazić i zapamiętać, i nadal zadziwiająco mocno zgadzam się z jego przesłaniem. A im więcej poznałem po drodze takich postaci jak np. Grodzieńska, tym nawet mocniej.

Też nie spodziewam się, że miałbym ochotę na pisanie tego człowieka (już prędzej nadgryzłbym wreszcie Iwaszkiewicza, żeby się przekonać ile w nim znajdę dobrego), i być może spłycam jego zapiski, bo przecież to tylko wyrwane cytaty, a i dla siebie pisze się bardziej poważnie, zwłaszcza, gdy się z czymś zmaga. Podejrzliwością jednak napawa mnie ten ciężar, o jakim mówi. Może to zwyczajne, szczere wyrażenie swoich splątanych uczuć - ale jeśli nie, to nic dla mnie dziwnego, że tak się męczy, skoro górnolotnie gada o "zbrodni"! Trąci mi to dętą, ordynarną pychą. W gruncie rzeczy przecież szczęścia nie można komuś dać, ale nie da się też nikomu go odebrać, bo to bardzo osobisty element odbierania świata, a nie przedmiot. I być może jego żona też po prostu ładnie wyraziła miłość i przywiązanie, choć znów - jeśli nie tylko o to chodziło, to chyba zanadto oczekiwała. Wówczas mieli po prostu solidnego farta, że mimo takich nabrzmiałych wzajemnych oczekiwań dali radę szczęśliwie razem żyć.

Fajne natomiast jest to, co pisze o zapomnianej radości. Rzeczywiście, jak siedzę w dołku, to pierwsze kroki są trudne, ale jeśli nie szukać w tym (jakiegoś) szczęścia i radości, to pozostaje tylko nieznośna orka. To chyba najkrótsza droga, żeby sobie zbrzydzić do cna nawet najbogatsze w cenne ingrediencje życie. I podoba mi się też słówko o autonomicznym szczęściu ukochanej - znaczy chyba jednak po prostu bardzo się przejmował, a nie wyobrażał sobie powinności ponad miarę. Brawo ten pan!

...I brawo ta pani - gratuluję słusznie docenionej recenzji. ;-}
Użytkownik: zielkowiak 16.08.2011 10:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Hm, ja również lubię przy... | kocio
Oj, jak widać, że się różnimy w wizji pozytywistycznej pracy i wolnej/szybkiej woli, która wpływa na wszystko i starzeniu się :)
Użytkownik: kocio 16.08.2011 10:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj, jak widać, że się róż... | zielkowiak
Ej, no chyba nie chcesz powiedzieć, że staruszkowe zrzędzenie oceniasz pozytywnie? Bo ja w żadnym wieku, tylko przy "dojrzewaniu" więcej ludzi zaczyna się nim chełpić, zamiast wstydzić. Acz młodych sztywnych i hieratycznych też znam.

Pozytywistyczną pracę oceniam nadzwyczaj pozytywnie =} , z czasem postawa romantyczna mi się wydatnie zmniejszyła i sam zyskałem na efektywności. No ba - tylko naprawdę zależy jaki pozytywizm: skwaszony, wysilony, zmęczony i czepiający się innych? Do śmieci z nim. To już lepiej być pogodnym, wartościowym romantykiem, choćby i mało użytecznym. Są różne drogi, i cieszę się, że są, byle iść nimi z radością, spełnieniem, i przekonaniem, że to nas rośnie, a nie jakąś durną, wyniszczającą walką wewnętrzną.

Nie każdy wysiłek rozwija i hartuje, jest też mnóstwo wysiłku bezsensownego, głupiego i nieraz przy tym kontrskutecznego. A i złego dla otoczenia też - ja się źle czuję przy kimś, kto zrobi dla mnie coś dobrego, ale czuję, jak żyły sobie pruje. To wolę jak nawet nic nie zrobi, ale się uśmiechnie. Może to nie jest pozytywizm, ale przynajmniej nie odbiera chęci do życia. I do mojego wysiłku, który jest na moją miarę i bez blagi, jaki to jestem dzielny i opiekuńczy. Takie oszustwo wcześniej czy później wychodzi na jaw i - co gorsza - ktoś za nie zapłaci: albo ja, albo moje otoczenie. Oby jeszcze dało się z tego wypłacić.

Wysiłek jest potrzebny do szczęścia (chyba tu się zgadzamy, prawda?), ale wysiłek dla wysiłku jest przerażająco pustą walutą.

Ot, takie moje wakacyjne przemyślenia. ;-}
Użytkownik: zielkowiak 16.08.2011 12:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Ej, no chyba nie chcesz p... | kocio
No tak. Najlepszy jest "pozytywizm +" (z wartością dodaną).Stąd nie dziwi mnie "Lalka" na pierwszym miejscu plebiscytu na książkę dziesięciolecia.
Właśnie odebrałam drugi tom "Dzienników" ciekawe czy będą równie dobre jak poprzednie.
PS
Czemu nie lubisz zrzędzenia. Zrzędzenie jest super! Zwłaszcza swoje własne:). Marudom mówimy tak! "I tak się nie uda..."
Użytkownik: zielkowiak 16.08.2011 12:59 napisał(a):
Odpowiedź na: No tak. Najlepszy jest "p... | zielkowiak
Właśnie przeczytałam recenzję nowoczesnego Sienkiewicza Sienkiewicz odkłamany tak sobie myślę, że to może być bardzo ciekawa następna lektura w kontekście postpozytywizmu
Użytkownik: kocio 16.08.2011 15:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Właśnie przeczytałam rece... | zielkowiak
Faktycznie, może być ciekawe. Choć obawiam się, że do jego twórczości to nawet wołami mnie nie zaciągną... A "Lalka" faktycznie fajna.

Jasne, zrzędzenie może być, pod warunkiem, że w każdej chwili mogę zrzędzącemu ochoczo zaproponować, że go kopnę tam, gdzie słońce nie dochodzi (podobno kiedyś się w takich sytuacjach cztery litery zastępowało słowem "brzuch"), aż zacznie udawać szybowiec. Chodzi mi głównie o zrzędliwość związaną z poczuciem wyższości: "ja to już znam życie, bo dojrzałem/-am" (zamiast po prostu spaść, hehe!). Deklaruję totalny brak szacunku do takiej postawy, a nawet brak tolerancji dla niej. Mogę gryźć (i kopać w w/w). Choć na dłuższą metę każde zrzędzenie szkodzi, bo się osadza jak szlam w rurach i zaczyna delikatnie cuchnąć w tle.

Podsumowując: dla mnie ten "+" jest najważniejszy, a pozytywizm akurat sam teraz uprawiam, ale nie mam absolutnie nic przeciwko marzycielstwu, czystej ekspresji i innym pomysłom na życie, jeśli tylko owocują plusem.
Użytkownik: zielkowiak 16.08.2011 23:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Faktycznie, może być ciek... | kocio
Z innej beczki, a niejaka DK jest w biblionetce?
Użytkownik: kocio 18.08.2011 11:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Z innej beczki, a niejaka... | zielkowiak
A nie jest. Nawet nie wpadło mi do głowy spytać czy chce, ale potrzebować raczej nie potrzebuje, bo i bez polecanek pożera papier szybciej niż ja =} , recenzji nie pisze, a jak coś sprawdza w BiblioNETce, to nie potrzebuje konta.
Użytkownik: zielkowiak 18.08.2011 12:01 napisał(a):
Odpowiedź na: A nie jest. Nawet nie wpa... | kocio
Ale fajnie byłoby podglądać co lubi czytać :)
Użytkownik: kocio 18.08.2011 12:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale fajnie byłoby podgląd... | zielkowiak
Hm - wszystko co ma literki? =}}} Zaraz spytam.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: