Dodany: 28.07.2011 10:33|Autor: MartaGru
Tajemnica „Czerwonej Wilczycy” nęci w mroku
Piąta chronologicznie z serii książek o reporterce Annice Bengtzon. Jak zwykle u Marklund, wątki kryminalne splatają się z wątkami politycznymi, choć opinia, iż w tym tomie polityki jest najwięcej, uważam za przesadzoną. Uwaga: recenzja pisana wyłącznie na podstawie znajomości „Studia Sex” i „Czerwonej Wilczycy”!
Co mamy tym razem?
Na początek – śmierć Eklanda, dziennikarza, gwiazdy lokalnej prasy na mroźnej, dalekiej północy Szwecji. I pewnie wszystko byłoby w porządku, wszyscy pogodziliby się z tym, że za dużo wypił i wpadł pod samochód, gdyby nie Annika, która lada dzień miała się z nim spotkać w celu wymiany materiałów i która odkrywa, że w przeddzień śmierci gazeta Eklanda opublikowała jego kontrowersyjny artykuł, wyciągjący na światło dzienne jeden z najbardziej owianych tajemnicą szwedzkich zamachów terrorystycznych. Co więcej, okazuje się, że jest ktoś, kto był mimowolnym świadkiem śmierci Eklanda, co może zburzyć zbudowaną wokół niej wersję nieszczęśliwego wypadku…
W mroźnym, szklanym powietrzu później jesieni i zimy szwedzkiej, gdy ciemność zapada o trzeciej po południu, pojawia się całe mnóstwo pytań, a Annika Bengtzon zamierza na wszystkie znaleźć odpowiedź; nawet jeśli pracy nad sprawą zabroni jej szef, oskarżając ją - trochę wbrew sobie - o manię prześladowczą (nawiązanie do epilogu „Zamachowca”); nawet jeśli okaże się, że „mogło być gorzej” staje się niezrozumiałą, nasilającą ataki paniki prawdą; nawet jeśli śmierć świadka poprzedzi kolejne morderstwa; wreszcie, nawet jeśli zapłatą za drążenie ma być spotkanie oko w oko z terrorystą powiązanym z ETA.
Wątek polityczny jest bardziej przyswajalny od zagmatwanej historii ukrycia ściśle tajnych, związanych z bronią rokowań, jaka przewijała się w „Studiu Sex”: tutaj wszystko kręci się wokół niejasno powiązanej z dawną organizacją maoistowską obecnej minister kultury (witamy sekretarkę Christera Lundgrena, oskarżonego o zabójstwo Josefin w „Studiu Sex”; w ogóle „Wilczyca” nawiązuje całkiem obszernie do tej powieści, wyjaśnia nawet jej nie do końca zamknięty koniec), na drugim planie zaś autorka napomyka o aferach związanych z wprowadzeniem na krajowy rynek kanału cyfrowego oraz o Związkach Samorządów i Gmin. Wszystkiemu przygląda się natomiast Mao Tse Tung, są więc listy z cytatami, jest wspomnienie jego legendy i rzut oka na organizacje maoistowskie lat 70. ubiegłego wieku
Książka jest napisana o wiele lepiej niż „Studio Sex”, to zresztą chyba logiczna prawidłowość, wynikająca z faktu, że ćwiczenie czyni Mistrza. Napięcie nie opuszcza nas ani na chwilę, a przez ostatnie kilkadziesiąt stron zdaje się nasilać i nie odpuszcza nawet w momentach, gdy uda mu się uśpić naszą czujność.
Postaci są nakreślone dość wyraziście, nie ma dominacji tylko jednego bohatera, co jest dużą ulgą, jeśli ma się na uwadze przytłaczającą chwilami osobowość Anniki. Wątki zdają się lepiej wyważone i wiążą się z sobą bardzo harmonijnie. Do tego pojawiają się, chyba w ramach nieoczekiwanego prezentu, piękne, oszczędne w słowach, za to niezmiernie pobudzające wyobraźnię czytelnika opisy; szczególnie zapadł mi w pamięć opis huty żelaza w mroźne, śnieżne, ciemne popołudnie. Biorąc to wszystko pod uwagę, należy pokiwać z uznaniem w stronę Lizy Marklund. Ta książka udała jej się naprawdę na piątkę z plusem.
Szczerze polecam, nawet tym, którzy na jednomiejscowy piedestał wynoszą takie Królowe, jak Läckberg.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.