Dziennik światowej damy [
Szymanowska-Malewska Helena], obracającej się w kręgach arystokratycznych i artystycznych (matka – znana pianistka, mąż – filomata, a jego kolega i późniejszy szwagier – wieszcz narodowy!) pierwszej połowy XIX wieku, napotkany zupełnym przypadkiem i dostępny do przeczytania od ręki na stronach PBI, wydał mi się ogromnie interesującym kąskiem. Już sobie wyobrażałam te opisy strojów, bali, te opowieści o filomackiej przeszłości narzeczonego, a później małżonka, jakieś może patriotyczne refleksje…
Figa z makiem – ledwie zdzierżyłam do końca. Z zapisków panny Szymanowskiej, a następnie pani Malewskiej, wieje potworną nudą. Przez trzydzieści lat (na szczęście z przerwami) w kółko:
- kto był w gościach u autorki, a u kogo ona z matką/ siostrą/ mężem/ dziećmi („Rano byłyśmy w kościele. Mama była przed obiadem u ks. Kurakin, która nas zaprosiła na czwartek na wieczór. We czwartek Natalii imieniny! Senator Wasilczykow, p. Muchanow po obiedzie, a pp. Malewski, Bernatowicz i Wańkowicz byli u nas wieczór”); póki panna młoda i egzaltowana, co druga wymieniana osoba „kochana”, „anielskiej dobroci”, „najlepsza na świecie”, potem już bez przymiotników;
- kto był w kościele/ na koncercie etc., a kto nie („Pojechałam z Mamą. Julinia i Celina zostały w domu, bo były słabe”);
- kto w jakiej roli występował w „żywych obrazach”, kto co śpiewał,
- kto przysłał list, a do kogo list został wysłany
- kto umarł i za kogo mszę odprawiono (przy czym śmierci ojca i teścia poświęca pani Helena niewiele więcej miejsca, niż zgonom jakichś dalszych znajomych).
Innej treści wszystkiego razem może ze trzydzieści stron, w tym:
- mdlące peany na cześć narzeczonego („Mój najcudowniejszy chłopiec jest to anioł nad aniołami”. „bawił do wpół od czwartej do jedenastej i nigdy jeszcze nie był taki cudowny, taki prześliczny, taki nieporównany jak dziś”; kiedy tenże zostaje mężem, po jakimś roku peany się kończą;
- wykazy prezentów otrzymywanych przez autorkę i jej krewnych (synek na pierwsze urodziny „Dostał następujące prezenta: Od Franusia gumelastyczną piłkę, ode mnie świeże jajko na miękko [!!!- przyp.mój], od Celiny bardzo paradny, srebrny sztuciec, od Teodora portfeuille, od Wacława cukierków, od Daniłowicza cukierków, od Baługiańskiej tort i bardzo ładną filiżaneczkę, od Awdotii trzewiczki, od Marii konika i pierników”
- i ze dwa interesujące opisy ówczesnych metod leczenia chorób (kolkę niemowlęcą traktowano takimi oto metodami: „Kazała mu na żołądek położyć w materacyku jajecznicę smażoną na oleju drewniannym z kminkiem. Franuś był po obiedzie u Morawskiego, który doradził, żeby mu kłaść materacyki z mięty zwyczajnej, skrapiane białym winem, a zamiast magnezji dawać proszek z oczów rakowych w moim mleku, albo w wodzie z lnianego nasienia. Oba te przepisy trochę mu pomogły”, zaś bliżej niezidentyfikowaną chorobę zakaźną pana Franciszka –zapalenie płuc? dur brzuszny? - jeszcze bardziej wymyślnymi środkami: „kazał mu postawić synopizma na brzuchu, a wieczór sam postawił pod podeszwami i zapisał maść do smarowania brzucha (…) kazał mu postawić pijawki za uszami, ale postawili mu złe i nie zrobiły skutku. Wieczór kazał kontynuować dawne lekarstwo i smarowania. (…) kazał jednakże położyć mu synopizma na ręce, wyżej łokci, okładać szyję kataplazmą z bułki z mlekiem, a nogi octem. (…) z powodu bólu w boku prawym kazał postawić tamże 15 pijawek (…). Kazał go jak najprędzej rościerać flanelą i okładać gorącymi butelkami”).
Czegoś, co można by nazwać spostrzeżeniami czy refleksjami – jak na lekarstwo, a to, co jest, głębią nie poraża:
- „Kupiliśmy miodu w plastrach i na Siennoj dwa dziesiątki ogórków dla spróbowania litewskiej potrawy ogórków z miodem. Wróciwszy do domu spróbowaliśmy ją, jak na pogańską potrawę dość dobra. Jednakże jej u nas w Koronie nie jadają.”
- „Dzień cały jak najmilej przepędziliśmy, szkoda tylko, że byłyśmy smutnymi świadkami pożaru, przez który 27 domów spłonęło.”
- „Po obiedzie przyszedł tam rosyjski oficer. Miał nie tylko trochę, lecz bardzo w głowie. O jakże rosyjski naród niższym jest od polskiego nie tylko w oświeceniu lecz w uczuciach i pożyciu domowym. Z zadziwieniem i pogardą poglądałam na Rosjanina, który tylko co wszedłszy do salonu, oświadczył, że był w gościnie i pijany. Czyż oficer nasz poniżałby się do tego stopnia, żeby się upił i jeszcze sam to głosił. Nie, niegdy Polak tego nie zrobi, nie zapomni, co winien innym i sobie”. No, dobra nasza, myślę sobie, jednak dziewczę okazuje trochę ducha patriotycznego, który dalej pewno się jeszcze rozwinie! Tymczasem przez kolejne lata pojawia się słownie JEDNA notatka odnosząca się do spraw polskich: „Dowiedziałyśmy się rano o powstaniu w Warszawie!!! D[aj] B[oże], ż[eby] s[ię] u[dało].” A potem powstanie trwa, upada, ludzie w kraju giną, ale panna Helenka zajmuje się tylko notowaniem, od której do której godziny bawił u niej najdroższy Franuś…
Styl i język też ubożuchny, i nie epoki to wina, bo przecież były wówczas liczne panny umiejące o wiele barwniej i kształtniej pisać o swojej codzienności (patrz chociażby
Kufer Kasyldy czyli Wspomnienia z lat dziewczęcych: Wybór z pamiętników XVIII-XIX w. (antologia;
Zamoyska z Czartoryskich Zofia,
Kicka z Matuszewiczów Zofia,
Dąbrowska Pelagia i inni)
; do licha, czemuż ja tego nie oceniłam, czytałam przecież!). Jeśli ktoś nie jest historykiem tropiącym ślady znanych postaci – kompletna strata czasu!
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.