Dodany: 25.07.2011 14:47|Autor: Paranoid123

Książka: Komu bije dzwon
Hemingway Ernest

5 osób poleca ten tekst.

Pozytywne zaskoczenie, choć nie bez krytyki


Niedawno ukończyłem lekturę tej powieści. Utworu z całą pewnością niezwykłego, który przynajmniej mnie bardzo przypadł do gustu i zapadł w pamięć, choć, co muszę przyznać z całą stanowczością, nie bez krytycznego spojrzenia na niektóre wątki i aspekty.

Zaczyna się niemal standardowo; trwa wojna, szykowana jest ofensywa, do oddziału partyzanckiego przybywa weteran wcześniejszych walk, amerykański dynamitard Robert Jordan, który ma wysadzić ważny dla powodzenia tej ofensywy most. Zaczyna się więc mało oryginalnie, ale dalej już tak z całą pewnością nie jest. Fabuła, chociaż stanowi tylko pretekst do rozważań na temat życia i jego wartości, walki, samobójstwa jako ucieczki oraz bezsensu wojny, jest świetnie poprowadzona, trudno się oderwać, jest jednak jedno ale...

Mnie przede wszystkim nie podoba się romans Roberta i Marii. Ja rozumiem, kobieta po przejściach, mężczyzna z przeszłością spotykają się podczas wojny, w nieco nienormalnych okolicznościach, ledwo kilkugodzinna znajomość i wiadomo, gdzie się kończy... Wszystko można zrozumieć, lecz portrety obu osób nie są wyraziste ani przekonujące, ot, on - amerykański profesor, trochę Rambo ver. 0.37 (od roku 1937, w którym się dzieje akcja powieści) i ona - straszliwie naiwna hiszpańska dziewczyna mająca koszmarne wspomnienia z wojny i przez tę wojnę niejako zniszczona. Jakieś to wszystko trochę dziwne, trochę przesłodzone, oprócz erotyzmu i wzajemnego pożądania niezbyt dużo tu "czegoś jeszcze". Niemniej czytając o ich związku, trudno było mi nie kibicować im, choć domyślałem się, jak to wszystko się może skończyć.

Pozostałe postaci to plejada najróżniejszych charakterów i zachowań, choć trudno akurat w tym przypadku mówić o powieści stricte psychologicznej. Dużo tu dziennikarskiej dokładności, co widać nawet po suchym, w niektórych momentach niemal sprawozdawczym stylu autora. Właściwie wszyscy bohaterowie poza Pablem wywołują stosunkowo pozytywne myśli, wszyscy są świetnie skonstruowani i przedstawieni. Tutaj nie mogę złego słowa powiedzieć.

Całe życie głównego bohatera przedstawione w powieści sprowadza się do ledwie czterech dni, czasu, w którym Robert Jordan poznaje wszystko, co warte poznania, wszystko, co najlepsze. Zdanie o uczeniu się życia, wypowiedziane, jeśli dobrze pamiętam, przez Towarzysza Karkowa w jednej ze wstawek retrospekcyjnych, bardzo dobrze to określa.

Co ciekawe, choć w powieści fabularnie do pewnego momentu dzieje się stosunkowo mało, czuje się niemal fizycznie natłok myśli na najróżniejsze tematy; miłości, życia i śmierci, walki i zabijania. Wydarzenia następują bardzo powoli i gdy zaczyna się akcja na moście, człowiek zdaje sobie sprawę: "Kurczę, to tylko cztery dni, a wydawałoby się, że minął co najmniej miesiąc". Te cztery dni zawierają niemal esencję życia. A cała powieść przypomina mi nieco kawałek Pata Metheny'ego - "The Truth Will Always Be", porównanie nieco dziwne, ale i tu, i tu mamy takie samo nieśpieszne zmierzanie do wielkiego finału.

Wewnętrzne monologi, choć niekiedy przydługawe i nieco skomplikowane, pokazują przynajmniej częściowo myśli i punkt widzenia Roberta Jordana w najróżniejszych chwilach. Niemniej trzeba po prostu lubić taki sposób pisania.

W niezwykły sposób autor podchodzi do samobójstwa. Bohaterowie nie uznają go za coś nagannego czy temat tabu (na przykład rozmowa Roberta Jordana z Marią o brzytwie). Specyfika ich walki zmusza ich do uznania takiego czynu za coś normalnego, muszą być do niego stale gotowi, dla nich to sposób ucieczki; ucieczki od tortur, upokorzenia i nieludzkiej śmierci. W sytuacji ostatecznej podchodzą do śmierci z niezwykłym zrozumieniem (vide el Sordo i chęć zabrania "w podróż" oficera nacjonalistów).

Zakończenie, hmm... specyficzne. Właściwie, cokolwiek by pisać, dobrane idealnie; mimo że nie jest opowiedziane do końca, mamy świadomość, że te niedopowiedziane sekundy nie zmienią nic, tylko nie ukażą obrazu tego, co jest już wiadome i oczywiste. Zakończenie mistrzowskie, tak jak i cała powieść.

Chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz: mimo że powieść rozgrywa się podczas jednej z najbardziej chyba zakłamanych wojen w historii, nie ma tu nachalnej propagandy. Autor pokazuje, że obie strony - i republikanie, i nacjonaliści - są tak samo umazane we krwi, tak samo brutalne, ale też, że są to tacy sami ludzie, tylko walczący przeciwko sobie w bezsensownej wojnie. Hiszpańscy bohaterowie patrzą na tę wymarzoną Republikę nie jak na państwo, twór z granicami, miastami i obywatelami, a jak na coś, co wszyscy mają w głowach, co żyje w ich myślach, nieomal mityczne miejsce pełne wolności, równości i braterstwa. Coś, co nigdy nie istniało...

Słownictwo powieści - bardzo bogate, wirtuozeria słowa. Czyta się bardzo łatwo. Jedyny problem mogą sprawić hiszpańskie wyrażenia, których czasem nie można zrozumieć.

Za tę powieść wziąłem się niemal przypadkiem, ot, miałem nieco wolnego czasu, więc szukałem czegoś, czego nie znałem, ale obowiązkowo z wyrobioną renomą. Szukałem czytadła, a wsiąkłem całkowicie na trzy dni; nie żałuję. Jedna z najlepszych powieści, jakie czytałem.

Polecam ze szczerego serca.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3304
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: