Dodany: 16.07.2011 17:43|Autor: maja752

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Godziny
Cunningham Michael

Kobieta wkłada kamienie do kieszeni płaszcza


Na wstępie, świadoma wszelkich konsekwencji swojej decyzji, przyznaję się – w moim czytelniczym dorobku nie ma ani jednej powieści Virginii Woolf. Jeszcze. Bo po przeczytaniu „Godzin” Michaela Cunninghama z pewnością pobiegnę do biblioteki po „Panią Dalloway”, a później będę biegać coraz szybciej, aż w końcu zgłębię wszystko, co zgłębić jest nam dane. Nie zapomnę przy tym, rzecz jasna, o trzech (dlaczego tak mało?) pozostałych książkach Cunninghama. Jeżeli bowiem w każdej z nich odnajdę taką samą, mistrzowską prozę, przewiduję trwałe uzależnienie, a następnie niedający się niczym zaspokoić głód. A wtedy ponownie zacznę wchłaniać „Godziny” i nie będzie już dla mnie żadnego ratunku...

Powieść, o której tutaj mowa, wzorowana jest na życiu i twórczości Virginii Woolf, angielskiej pisarki, żyjącej na przełomie XIX i XX wieku. Jako że na jej życie złożyło się wiele kontrowersji, biografia pisarki okazała się idealnym materiałem na książkę z kobietą w roli głównej. Powieść Cunninghama opiera się przede wszystkim na koncepcie i to daje jej największy urok. Mamy bowiem do czynienia z trzema, a może nawet czterema planami. Pierwszy to dzień z życia Virginii Woolf na przedmieściach Londynu; zmagania ze strachem przed nawrotem choroby psychicznej oraz praca nad „Panią Dalloway”. Drugi – dzień z życia Clarrisy, zwanej Panią Dalloway, we współczesnym Nowym Jorku; lesbijki w średnim wieku, kochanej przez umierającego na AIDS poetę. Trzeci – dzień z życia Laury Brown, przykładnej żony i matki, w międzywojennych Stanach Zjednoczonych, która pod wpływem „Pani Dalloway” (czwarty plan powieści) zaczyna rozmyślać nad swoim życiem. Te trzy kobiety łączy przede wszystkim powieść Virginii Woolf, ale też przejawy homoseksualizmu w życiu każdej z nich – współczesny, niewymagający ukrycia, związek lesbijski oraz pocałunek łączący usta bohaterki z ustami własnej siostry czy sąsiadki. Sceny te nie pojawiły się w „Godzinach” przypadkowo, bowiem biografowie pisarki twierdzą, że była ona homoseksualistką, przez co jej małżeństwo z Leonardem nigdy nie zostało skonsumowane.

Nie śmiem twierdzić, że Cunningham popisał się znajomością kobiet, bo czy istnieje pisarz mający taką wiedzę? Zazwyczaj są to tylko pozory. Jednak czytając „Godziny” nie mamy do czynienia nawet z pozorami. Ot, zwykłe podejrzenia dotyczące życia nieszczęśliwej kobiety, targanej przez wewnętrzne rozterki. I właśnie za to dla pana Michaela wielkie brawa, ale za próbę (każdy sam powinien ocenić, czy udaną) ukazania prawdopodobnej rzeczywistości - również.

Prozę tego pisarza nazwałam mistrzowską. Nie bez powodu. Od Cunninghama dostajemy takie opisy miejsc, przede wszystkim ulic i wnętrz domów, że mamy wrażenie znajdowania się w powieści. Wraz z Clarrisą idziemy ulicami Nowego Jorku, kupujemy z nią kwiaty, stoimy obok niej, gdy obserwuje plan filmowy w centrum miasta. Budzimy się razem z Laurą Brown, czujemy tę samą chęć czytania „Pani Dalloway” i tę samą niechęć do wykonywania codziennych czynności. Siedzimy na fotelu obok, gdy prowadzi samochód, dostajemy talerzyk z kawałkiem urodzinowego tortu upieczonego dla jej męża. I wreszcie pijemy kawę z Virginią Woolf, przechadzamy się z nią alejami parku na przedmieściach Londynu. Na brzegu rzeki znajdujemy takie same kamienie i takimi samymi ruchami wkładamy je do kieszeni płaszcza... A po ocknięciu się oddychamy z ulgą, bo to tylko powieść, bo nie ma żadnych kamieni, bo kieszenie naszego płaszcza są puste i mamy jeszcze czas na to, by je zaszyć i pozostawić puste na zawsze.

„Godziny” to studium psychologiczne kobiety według Cunninghama i jego wyobrażenia, wynikające prawdopodobnie z fascynacji życiem Virginii Woolf i motywami jej samobójstwa. Jednak ona tylko pozornie odgrywa tutaj rolę głównej, bowiem jest to książka o nas wszystkich. O kobietach. O tym, że cierpimy robiąc tort dla niekochanego męża. O tym, że potrafimy skumulować w sobie tyle siły, aby towarzyszyć czyjejś śmierci i robić to z godnością. O tym, że jesteśmy w stanie skrywać w sobie tajemnice i robimy to nad wyraz chętnie, żeby choć czasami poczuć szczęście. O tym, że w każdej godzinie naszego życia wkładamy do kieszeni płaszcza kamienie znalezione nad rzeką.

Michael Cunningham zadał mi pytanie: czy masz w sobie wystarczająco dużo siły, żeby być kobietą?

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4345
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: Lenia 23.07.2011 20:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Na wstępie, świadoma wsze... | maja752
Szczerze polecam bieganie do biblioteki po książki Virginii Woolf. Jej proza jest zachwycająca. Chociaż można się czasem złapać na pytaniu: czy to jeszcze proza, czy już poezja?
A w mojej bibliotece są tylko "Pani Dolloway", "Do latarni morskiej" (po polsku i po angielsku) i "Orlando" (tylko w oryginale). Skandal.
Użytkownik: maja752 24.07.2011 19:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Szczerze polecam bieganie... | Lenia
W mojej bibliotece nie ma niestety żadnej... Nic tam, zmienię bibliotekę!
Użytkownik: juliannamaria 18.11.2011 10:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Szczerze polecam bieganie... | Lenia
Przyznaję Ci rację -proza pani Woolf zachwyca!
Przeczytałam "Godziny", obejrzałam film i nabrałam ochoty (chyba jak wszyscy :-) ) na książki V.Woolf.
Akurat pierwszą, jaka mi wpadła w ręce, była "Podróż w świat" i zadałam sobie to samo pytanie: proza to, czy już poezja?
Szukam już następnych pozycji!
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: