Dodany: 06.07.2011 20:42|Autor: Panterka
Gdyby nie te błędy...
Ostrowska dotychczas raczyła mnie bardzo dobrą literaturą. Świetnie zarysowane postacie, głębia psychologiczna, która była osią fabuły, również ciekawej. Gdy dowiedziałam się, że wyszła nowa książka, nie mogłam się doczekać, żeby ją przeczytać.
I zostałam postawiona przed dylematem - ta powieść bowiem zachwyca i jednocześnie odrzuca. Przynajmniej mnie. Nie wiem, jak ją ocenić, by ocena była słuszna i sprawiedliwa.
W małym, sennym miasteczku w Stanach popełniono poważne przestępstwo. Porwano dziecko. Szeryf i detektyw stanowy prowadzą śledztwo.
Tak się zaczyna. Prosto i nieskomplikowanie. I dokładnie od momentu przyjazdu detektywa błędy zaczęły mnie gryźć jak wełniany sweter.
Kalki - jakbym oglądała kiepski amerykański film o dzielnym detektywie, który dzielnie prowadzi śledztwo i nienawidzi "fedziów". Ale tu, w przeciwieństwie do filmów, detektyw ma na tyle duże plecy, że może sobie nie powiadamiać FBI. Ponieważ go nie lubi. Ponieważ boi się, że zabierze mu całą chwałę w przypadku pomyślnego zakończenia śledztwa. Czyli wyżej stawia własne ambicje niż życie ofiary.
Druga kalka filmowa to mowa końcowa złego bohatera. Musi, po prostu musi opowiedzieć swoją historię od A do Z z uwzględnieniem przodków do siódmego pokolenia włącznie tuż przed zabiciem ofiary. I coś takiego mamy u Ostrowskiej. Niestety. Chociaż muszę przyznać - dobrze została owa potrzeba wytłumaczona.
Język - sztuczny. I znowu - nie zawsze, nie wszędzie. Czasem dialog płynie żwawo jak górski potok, czyta się z przyjemnością, a czasami - idzie jak po grudzie. Autorka sili się na język... no właśnie, jaki? Język "twardzieli"? Wulgarny? Wyszedł sztuczny i przesadzony.
"- Tylko bez paniki, koleś. Bo i ty dostaniesz po ryju. Swoje kajaki masz na nogach. Spodnie też. A bluza wisi na krześle, dupku!"*.
I tak cały czas. Dla wyjaśnienia - to mówią do siebie osoby, które się lubią. Ogólnie język pasuje bardziej do dresów na dzielni lub do pijaczków spod budki.
Charaktery - ja oczywiście rozumiem, że każdy niemal miał jakieś traumatyczne przeżycia w przeszłości. Mnie też kiedyś chłopak zostawił, ale jakoś nie rzutuje to na moje życie osobiste ani tym bardziej zawodowe. Tu natomiast owa traumatyczność sięgnęła zenitu - i biorę na celownik jedynie policję. Nagłe wybuchy złości, bo się komuś coś przypomniało. Łamanie procedur, bo ktoś ma osobiste animozje. Brak postępów w śledztwie, bo ktoś się na coś nie zgodził tylko dlatego, że było mu nie w smak. Faceci - policjanci, detektywi i inni przedstawiciele prawa, teoretyczni twardziele, którzy płaczą i mdleją! Powiedzmy, że usprawiedliwiony jest szeryf - człowiek wybierany przez sąsiadów, któy w takich małych miasteczkach często dożywa emerytury rozdzielając bijących się pijaczków. Ale detektyw? A co tam detektyw! Mdlał mi i w histerię wpadał patolog sądowy!!! Facet, który skończył medycynę i tym patologiem był od lat, wpadł w histerię, bo zbadał fragment ciała ofiary, której nie widział nigdy na oczy!!! Patolog, który - przypomnijmy - musiał w swej karierze badać ofiary wypadków samochodowych, pożarów, utonięć, samobójstw itd., itp. z całego stanu. Sztucznie afektowane zachowania spowodowały skutek odwrotny do zamerzonego - zamiast grozy niesmak.
Śledztwo - poprowadzone było tak, że aż zębami zgrzytałam. Odpuszczanie sobie przesłuchania świadków. Niesprawdzenie podejrzeń. Niszczenie dowodów rzeczowych, fałszowanie protokołów (przez stróżów prawa) były na porządku dziennym. Dlaczego? W imię wieloletniego sąsiedztwa! Halo, czy zapomniano, że to właśnie wieloletniego sąsiada podejrzewa się tu o zbrodnie? No jakby się pamiętało, ale nie do końca... Szeryf ma swoje podejrzenia, ale nie dzieli się nimi z detektywem, bo po co? On sam je zbada. Jak znajdzie czas. Dziw, że to śledztwo w ogóle szło do przodu - tak wiele było osobistych zastrzeżeń, niedomówień, braku komunikacji, niekonsekwencji w działaniu...
Należy pamiętać, że zbrodnia i prowadzone śledztwo są jedynie pretekstem do zajrzenia pod dywan codzienności tego miasteczka. I tu Ostrowska zabłysnęła talentem! W tej części fabuły wszystko porywa, intryguje, zaskakuje! Z niedowierzaniem zagląda się do kolejnych domów i chce się wiedzieć więcej. Tu mamy barwny wachlarz postaci, ładną analizę pychologiczną, niesamowite zwroty akcji - tu mamy niemal wszystko, za co lubiłam powieści Ostrowskiej. Szkoda, że ów pretekst potraktowany został po macoszemu tak bardzo, że rzutuje na całą fabułę.
---
* Ewa Ostrowska, "Kamuflaż", wyd. Oficynka, Warszawa 2011, s. 275.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.