Piękna bujda
"Bohiń" to jedna z moich ulubionych powieści Konwickiego, choć tak różniąca się od pozostałych, może trochę przywodząca na myśl "Kronikę wypadków miłosnych". Ocena będzie subiektywna i pewnie zawyżona, bo mam słabość nie tylko do autora, ale też do bajek z życia ziemian i arystokracji z przełomu XIX i XX wieku.
Rzecz dzieje się na Wileńszczyźnie w kilka lat po upadku powstania styczniowego. Główną bohaterką jest Helena Konwicka - babka autora, której ten nigdy nie poznał i która zawsze go intrygowała, o czym wspominał już w wydanych przed "Bohinią" sylwach. Jej losy są zmyślone, utkane na podstawie domysłów i mętnych przesłanek - ale czy to kogo obchodzi?
Próba nakreślenia fabuły w kilku zdaniach drastycznie zbanalizowałaby tę świetną powieść; starzejąca się (30 lat) panna ma wyjść za arystokratę, ale zakochuje się w tajemniczym przybłędzie, co nie znajduje aprobaty u jej ojca. Banalne? Być może. Ale genialny Konwicki i z tego potrafił zrobić wspaniałą opowieść. Jej głównym atutem jest rzadki klimat jakby baśniowej melancholii, którą przesiąknięte są dialogi, opisy przyrody, losy postaci - wszystko. Autor, stylistycznie jak zawsze absolutnie niepowtarzalny, zręcznie wplata między wierszami zwięzłe a błyskotliwe rozważania różnorakiej natury, ale nie zadręcza nas nimi - całość wciąż pozostaje prostą, ale niesłychanie barwną historyjką obyczajową. Tyle że większość "historyjek obyczajowych" nie dorasta tej książce do pięt.
Kto szuka w prozie wartkich zwrotów akcji, ten się zawiedzie. Właściwie całość, oprócz samiutkiego zakończenia (którego oczywiście nie zdradzam), można przewidzieć już po trzydziestu czy czterdziestu stronach. Zawiedzie się też ten, kto oczekuje zawiłych rozważań metafizycznych czy moralnych, bo nie o to w "Bohini" chodzi. To, co czyni tę książkę niepowtarzalną, to magia czasów, które minęły i nigdy nie wrócą, widziana oczami człowieka czasów dzisiejszych (końca lat osiemdziesiątych, ściśle rzecz biorąc); czasów stangretów i kamerdynerów, hrabiów i isprawników. Bije z tego utworu tęsknota autora, szczera tęsknota, co i nam się udziela, choć oczywiście nigdy na dziewiętnastowiecznej Wileńszczyźnie nie byliśmy.
Ot, po prostu - piękna bujda, znakomicie napisana i niegłupia. Formą lekka ("wakacyjna proza", jak to czasem piszą w kolorowych pisemkach), treścią - poruszająca i wcale nie płytka.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.