Smutek. Dojmujący. Wszechobecny. I niezwiązany z tym, że wiem, jak skończy się życie Korczaka. Nie.
Mały chłopiec pyta, czy na jasełkowym przedstawieniu będzie Herod i diabeł. Ojciec zbywa go tym typowym dla dorosłych "Zobaczysz". Lekceważy strach syna, uważa go za mazgaja. Jak mocno zapadł ten zdałoby się drobny epizod w pamięci dziecka, skoro dorosły już Henryk Goldszmit napisał: "Nie róbcie dzieciom niespodzianek, jeśli nie chcą. Powinny wiedzieć, zawczasu być uprzedzone, czy będą strzelać, czy na pewno, kiedy i jak. Trzeba się przygotować przecież do długiej, dalekiej, niebezpiecznej podróży". Kilkadziesiąt lat później, wierny tej zasadzie, będzie próbował przygotować swoich podopiecznych do podróży. Tej ostatniej.
Smutek. Kłótnie rodziców. Choroba psychiczna i śmierć ojca. Strach, który będzie Henrykowi towarzyszył do końca życia: że i w nim odezwą się dziedziczne zaburzenia umysłowe. Może dlatego nie założył rodziny, stronił od kobiet. bliskości. Śmierć matki na tyfus, gdy on sam leżał złożony tą chorobą. Ochłodzenie stosunków z siostrą. Samotność.
Samotność wśród setek małych podopiecznych. Ani chwili wytchnienia, przerwy. Gdyby przysiadł na chwilę, powróciłby strach przed losem ojca. Więc praca: praktyka lekarska, pisanie, sprawy urzędowe, szukanie środków na prowadzenie Domu Sierot. I dzieci: ważenie, mierzenie, rozmowy, opowiadanie bajek, tworzenie utopijnej społeczności, w której panują ład i sprawiedliwość. Dla nich gotów był na wiele, na wszystko.
"Wyprostowany żądam, bo już nie dla siebie.
Daj dzieciom dobrą dolę, daj wysiłkom ich pomoc, ich trudom błogosławieństwo.
Nie najłatwiejszą prowadź ich drogą, ale najpiękniejszą.
A jako prośby mej zadatek przyjm jedyny mój klejnot: smutek.
Smutek i pracę".
Niezrozumienie. Część wychowanków uważa, że trzymał ich z dala od prawdziwego życia, nie przygotował do jego trudów, nie dał broni, by z nim się zmagać. Pewne środowiska zarzucają, że wychowuje dzieci w tradycji żydowskiej, inne – że je od niej odrywa. A polskie łobuziaki i tak, bez względu na te spory, biją małych podopiecznych Korczaka, który wystosowuje do nich apel w imieniu dzieci żydowskich: "Więc bardzo prosimy dzieci robotnicze, żeby nas nie zaczepiały, bo to dla nas łzy, a dla nich – wstyd".
Łzy. Ileż ich otarł z małych twarzyczek? Czy sam płakał w tych najtrudniejszych latach w getcie? Chyba nie mógł sobie na to pozwolić. Musiał czuwać, zabiegać o jedzenie, opał, ubrania, musiał dbać o zachowanie choćby pozorów normalności w nienormalnym świecie. Zmagał się z własną słabością i chorobą, ale nie mógł ich okazywać – zawsze ktoś był słabszy, bardziej bezbronny, bardziej potrzebujący opieki. Czy dopuszczał do siebie świadomość nieuchronnego końca, czy może podsycał nadzieję na ocalenie? Wszystko wskazuje na to, że przeczuwał, że wiedział. I musiał na tę nieuchronność przygotować dzieci. Jak do podróży.
Jest też jednak i zwycięstwo. Triumf, który można skwitować wzruszeniem ramion, na pozór drobny. Korczakowi udało się część dzieci ocalić od niepamięci, od anonimowości – dzięki jego pamiętnikowi czy gazetce domowej nie stały się wyłącznie cyframi w statystyce ofiar.
"Albert, Jerzy, chora na płuca Genia, Felunia, która bardzo kaszlała, Sabinka, cierpiąca na reumatyzm. Czterech Moniusiów. Marylka. Zygmuś, Semi, Abrasza, Hanka, Aronek, którzy podpisali się pod podaniem do księdza Marcelego Godlewskiego przy parafii Wszystkich Świętych, by pozwolił na odwiedzanie kościelnego ogrodu. Jakub, który napisał poemat o Mojżeszu. Marceli, Szlama, Szymonek, Natek, Mietek, Leon, Szmulek, Abuś, którzy prowadzili pamiętniki. Rita, która postanowiła, że nie będzie kradła. Mendelek Nadanowski, który miewał złe sny".
Właściwie nie tak powinienem to napisać. Najpierw powinno być kilka zdań o biografii, o książkach, o działalności pedagogicznej. Akapit o życiu w getcie, o kontrowersjach wokół ostatniej drogi Starego Doktora i jego dzieci. Podkreślenie, że Joanna Olczak-Ronikier jako pierwsza podjęła kwestię doświadczeń seksualnych Korczaka i jego przynależności do masonerii. A zrobiła to z niezwykłym taktem i szacunkiem wobec swego bohatera – rzadkość wśród współczesnych biografów. Powinienem zauważyć, że opowieść o Korczaku (
Korczak: Próba biografii (
Olczak-Ronikier Joanna)
) jest równocześnie opowieścią o pokoleniach Żydów, którzy chcieli się zasymilować, a mimo to byli odrzucani i przez Żydów, i przez Polaków. Napisaną pięknym językiem, wykorzystującą masę źródeł, a przede wszystkim pisma samego Korczaka.
Wszystko to prawda. Wiele jest w tej książce wątków, myśli, tropów – każdym można podążyć. Ja podążyłem tropem smutku: dojmującego i wszechobecnego. Który nie wiąże się z tym, że wiedziałem, jak skończy się życie Doktora.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.