Dodany: 03.07.2011 22:58|Autor: in_dependent

Błogosławieni cisi mnisi


W języku łacińskim oznacza "miejsce zamknięte". I faktycznie takim jest - otoczony murem, masywny, schowany w odosobnieniu, całkowicie wyizolowany oraz samowystarczalny.

Klasztor chrześcijański w dzisiejszych czasach nie różni się znacznie od tych dawniejszych, klasycznych zespołów klasztornych, które powstawały choćby w średniowieczu. Ale wyraźnie widać, iż obecnie staje się coraz bardziej otwarty, wychodzi do ludzi, starając się pomóc w rozwiązaniu ich problemów i nie chowa się już, jak niegdyś, w cieniu.

W dalszym ciągu jednak chcący zamieszkać w klasztornych murach muszą wyrzec się życia rodzinnego, przyjąć surowe zasady tam panujące, łącznie z zachowaniem tajemnicy życia w klauzurze. Tej zagadkowej aurze sprzyja fakt, iż architektura większości klasztorów, szczególnie w obrządku typowo wschodnim bądź prawosławnym, przywodzi na myśl twierdze obronne - wysokie, grube mury, niewielkie okna, zamknięty teren, usytuowanie na wzgórzu, skale, czy nawet na wyspie.

Nowy Ararat pod względem dostępności nie wyróżnia się na tle innych prawosławnych monastyrów - położony jest bowiem na jednej z wysp Jeziora Modrego, co pozwala oczywiście na całkowite odosobnienie. Ale Ararat wcale nie chce się izolować. W tym rosyjskim zespole klasztornym, zarządzanym przez przedsiębiorczego Witalisa II, obok tradycyjnych kościołów prawosławnych znajdziemy pensjonaty oraz hotele dla grzecznych i porządnych pątniczek, zaś niemalże na każdym rogu możemy napotkać warsztaty rzemieślnicze prowadzone przez mnichów. Jest tu także port, do którego niemal codziennie przybija prom pełen żądnych zwiedzania i oczywiście wyciszenia się pielgrzymów. Po ulicach chodzą dostojne damy ubrane według najnowszej mody, pod rękę z przystojnymi i kulturalnymi dżentelmenami, ale można spotkać też bardzo nietypowych indywidualistów, którzy znienacka napadają na nas w porcie i wygadują przedziwne rzeczy albo zagadują podczas spaceru brzegiem morza i dzielą się z nami swoimi przygnębiającymi oraz nużącymi refleksjami. Niewątpliwie wydadzą się nam ekscentrykami, może nawet wariatami, a są po prostu pacjentami znajdującego się na wyspie szpitala psychiatrycznego doktora Korowina. I to wszystko, ta cała mieszanka różnorodnych ludzi, niepasujących do krajobrazów klasztornych, aury dziwaczności i paradoksu to właśnie cały świętobliwy nowoararacki monastyr, pamiętający jeszcze czasy świętego Wasiliska.

Wydawałoby się, że w tym niepospolitym miejscu nic już nie może człowieka zaskoczyć, ale oto do zawołżańskiego władyki Mitrofaniusza dociera dramatyczny apel o pomoc. Ponoć na wyspie straszy. Odnotowano nawet kilkakrotne pojawienie się upiora chodzącego po wodzie czy unoszącego się w powietrzu - zwanego z racji ubioru i zachowania Czarnym Mnichem. Oczywiście można uznać, iż ta postać to jedynie wytwór wyobraźni szaleńców bądź upojonych świeżym powietrzem pątników, ale zjawę widzieli jedynie pokorni i nieskłonni do przesady mnisi. W dodatku uznali ją za widmo świętego Wasiliska, który przybył z zaświatów, by ostrzec ich przed niebezpieczeństwami czyhającymi na pustelników zamieszkujących niedaleką Wyspę Rubieżną - odseparowaną pustelnię, w której trzech najstarszych mnichów dożywa swoich dni w całkowitym milczeniu.

Archijerej Mitrofaniusz na prośbę przerażonych zakonników, których przeor, Witalis II nie reaguje na pogłoski dotyczące widzianej przez nich zmory, postanawia podjąć ciche śledztwo. W swoim imieniu wysyła tam najpierw bardzo twardo stąpającego po ziemi Aloszę Lentoczkina, a później także zaufanego i rozumnego Matwieja Berdyczowskiego oraz odważnego Feliksa Lagrange. Gdy ich starania nie przynoszą pożądanych rezultatów, Mitrofaniusz zmuszony jest użyć swojej tajnej broni - rudowłosej siostry Pelagii, która niestety już na samym początku napotyka trudności. W Nowym Araracie bowiem nie wolno przebywać mniszkom. Ale czy ten nic nieznaczący szczególik może przeszkodzić Bożej służce mającej błogosławieństwo samego władyki? Istotnie nie. Siostra Pelagia, nieco kamuflując swoją tożsamość, wyrusza więc stawić czoło niebezpiecznej przygodzie.

Winnam obrazić się na Borisa Akunina. Oddać jego książki do biblioteki i już nigdy po nie nie sięgać. Bo jaki szanujący się autor pozostawia swojego czytelnika z wielokropkiem na ostatniej stronie bardzo fascynującej, pierwszej z cyklu o Pelagii, powieści, miast wymyślić jakieś interesujące zakończenie?

Powinnam, ale tego nie uczyniłam, gdyż Akunin w pełni odkupił swe winy serwując mi w "Pelagii i Czarnym Mnichu" nie tylko wartką akcję, ciekawą i niebanalną fabułę, ale także doskonały humor, którego nie sposób nie lubić.

Niewątpliwie wszyscy bohaterowie powieści są niezwykłymi, doskonale przemyślanymi, bardzo różnorodnymi postaciami. Lentoczkin, młody i bardzo swawolny sceptyk-ateista, doskonale komponuje się w zestawieniu z rodzinnym, spokojnym, sprytnym Matwiejem Berdyczowskim, który wciąż nie może do końca wyrzec się swojej dawnej wiary - judaizmu - oraz z lubiącym towarzystwo pięknych kobiet, przebiegłym Feliksem Lagrange. Nie wspominając oczywiście o naszej drogiej Pelagii, która ze znaną już Czytelnikom zawziętością i niekiedy nierozsądną odwagą stara się zmierzyć ze zjawą Czarnego Mnicha.

I znowu na zamkniętej, nieco odległej wyspie, w bardziej i mniej zakonnych budynkach Nowego Araratu, w zwariowanym, barwnym szpitalu doktora Korwina czy w surowej, bardzo nastrojowej i jednocześnie przerażającej pustelni na Wyspie Rubieżnej odczuwamy bardzo wyraźnie obecność rosyjskich klasyków. Słyszymy wręcz echo ich kroków odbijające się od ścian budynków, skał, jeziornych wód, czujemy ich oddech spacerując wybrzeżem lub brukowanymi uliczkami.

Po raz kolejny Akunin nieco nas zwiódł na pokuszenie. Kręcąc nami w kółko - zdezorientował, by za chwilę przerazić, a potem od razu rozśmieszyć do łez. Znów nas omotał tak, że natychmiast chcemy wrócić do świata Pelagii. Bo poza nim rzeczywistość wydaje się taka nieciekawa...


[Tekst opublikowałam wcześniej na swoim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 800
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: