Gusta są różne - sztuka jest jedna
Heraklit z Efezu mawiał: „wszystko płynie”. Płynie nasze życie i my, doprawdy, nie zastanawiamy się nad faktem, że jeszcze sto lat temu nie narzekalibyśmy na polityków w Warszawie, ale w Moskwie, Berlinie czy Wiedniu. Zabory, jak nazywają ten czas nasze podręczniki do nauki historii, to z jednej strony okres degrengolady gospodarczej, ekonomicznej i politycznej, ale z drugiej… czas powstania najwspanialszych dzieł polskiej kultury.
Z jednej strony oczywisty, a z drugiej kompletnie niezrozumiały jest fakt, iż to właśnie w tym czasie powstały dzieła nie tylko piękne, nie tylko będące sztuką same w sobie, ale przede wszystkim przemawiające do wyobraźni i pamięci czytelnika. Pamięci niezwykłej, bo nie tej składającej się z naszych wspomnień, ale pamięci ludzi, pamięci narodowej.
Jakim sposobem udało się Adamowi Mickiewiczowi, poecie z okolic litewskiego Nowogródka, w tym trudnym czasie napisać jeden z najwybitniejszych dramatów nie tylko polskiej, ale i światowej literatury? Bo „Dziady cz. III”, napisane zaledwie w miesiąc, są dziełem sztuki na najwyższym poziomie. To niezwykła polemika z rozumem i zmysłami widza. Widza, nie czytelnika, bo „Dziady” z zadrukowanych kartek stają się wspaniałym widowiskiem – widowiskiem ludzkich uczuć, ale jednocześnie widowiskiem magicznym i mistycznym.
To zestawienie nie może być łatwe. Nie jest łatwe. Nigdy nie miało być łatwe. Ale „Dziadów” nie da się po prostu „uznać”. Albo ten dramat pokochasz, albo znienawidzisz. Nie da się go odłożyć na półkę i czytać w pięciominutowej przerwie między jednym obowiązkiem a drugim. To niemożliwe. Ten utwór to wyzwanie, o którym myślisz mimo woli i nad którym się zastanawiasz dopóty, dopóki go nie rozwiążesz. Żadne opracowanie nie daje przyjemności i satysfakcji samodzielnego dochodzenia do sedna utworu, pogrążania się we wszystkich jego zawiłościach, ześlizgiwania się z jednej tezy na drugą. To nie jest książka „lekka, łatwa i przyjemna”, żeby użyć potocznego wyrażenia. Ta książka to widowisko, zmuszające do pracy umysł, rozum, wszystkie zmysły, pobudzające uczucia.
Razem z Konradem, księdzem Piotrem, Senatorem udajemy się w podróż: od arystokratycznych salonów, więziennych cel, przez Syberię, aż po wyżyny wiary, najwyższe oświecenie, jakiego może doznać człowiek: spotkanie z samym Bogiem. Romantyczny mesjanizm tu osiąga swoją najpełniejszą formę: oto Polska, kraj zszargany, „rozdarty” między potężnych sąsiadów, ma stać się „Chrystusem Narodów”.
To nieprawda, że część III nie opowiada o miłości (jak część IV), bo przecież miłość i praktycznie tylko miłość motywuje bohaterów. Miłość, ale większa i czystsza niż ta Gustawowa, prowadzi Konrada i księdza Piotra: uczucie do ojczyzny. Miłość do władzy powoduje Senatorem i jego sługusami, miłość do syna – Rollisonową. Bo romantyzm to miłość właśnie, to uczucia.
Polecam! Tylko tyle jestem w stanie powiedzieć. „Dziady” to dramat wprost nieziemski – i niezwykła przygoda. Przeczytaj, jeśli chcesz pogrążyć się w lekturze ciekawej, niesamowitej i pięknej, choć niekonwencjonalnej – jak na dzieło sztuki przystało.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.