Dodany: 01.07.2011 21:09|Autor: Little_Lotte

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Dziady III
Mickiewicz Adam

1 osoba poleca ten tekst.

Gusta są różne - sztuka jest jedna


Heraklit z Efezu mawiał: „wszystko płynie”. Płynie nasze życie i my, doprawdy, nie zastanawiamy się nad faktem, że jeszcze sto lat temu nie narzekalibyśmy na polityków w Warszawie, ale w Moskwie, Berlinie czy Wiedniu. Zabory, jak nazywają ten czas nasze podręczniki do nauki historii, to z jednej strony okres degrengolady gospodarczej, ekonomicznej i politycznej, ale z drugiej… czas powstania najwspanialszych dzieł polskiej kultury.

Z jednej strony oczywisty, a z drugiej kompletnie niezrozumiały jest fakt, iż to właśnie w tym czasie powstały dzieła nie tylko piękne, nie tylko będące sztuką same w sobie, ale przede wszystkim przemawiające do wyobraźni i pamięci czytelnika. Pamięci niezwykłej, bo nie tej składającej się z naszych wspomnień, ale pamięci ludzi, pamięci narodowej.

Jakim sposobem udało się Adamowi Mickiewiczowi, poecie z okolic litewskiego Nowogródka, w tym trudnym czasie napisać jeden z najwybitniejszych dramatów nie tylko polskiej, ale i światowej literatury? Bo „Dziady cz. III”, napisane zaledwie w miesiąc, są dziełem sztuki na najwyższym poziomie. To niezwykła polemika z rozumem i zmysłami widza. Widza, nie czytelnika, bo „Dziady” z zadrukowanych kartek stają się wspaniałym widowiskiem – widowiskiem ludzkich uczuć, ale jednocześnie widowiskiem magicznym i mistycznym.

To zestawienie nie może być łatwe. Nie jest łatwe. Nigdy nie miało być łatwe. Ale „Dziadów” nie da się po prostu „uznać”. Albo ten dramat pokochasz, albo znienawidzisz. Nie da się go odłożyć na półkę i czytać w pięciominutowej przerwie między jednym obowiązkiem a drugim. To niemożliwe. Ten utwór to wyzwanie, o którym myślisz mimo woli i nad którym się zastanawiasz dopóty, dopóki go nie rozwiążesz. Żadne opracowanie nie daje przyjemności i satysfakcji samodzielnego dochodzenia do sedna utworu, pogrążania się we wszystkich jego zawiłościach, ześlizgiwania się z jednej tezy na drugą. To nie jest książka „lekka, łatwa i przyjemna”, żeby użyć potocznego wyrażenia. Ta książka to widowisko, zmuszające do pracy umysł, rozum, wszystkie zmysły, pobudzające uczucia.

Razem z Konradem, księdzem Piotrem, Senatorem udajemy się w podróż: od arystokratycznych salonów, więziennych cel, przez Syberię, aż po wyżyny wiary, najwyższe oświecenie, jakiego może doznać człowiek: spotkanie z samym Bogiem. Romantyczny mesjanizm tu osiąga swoją najpełniejszą formę: oto Polska, kraj zszargany, „rozdarty” między potężnych sąsiadów, ma stać się „Chrystusem Narodów”.

To nieprawda, że część III nie opowiada o miłości (jak część IV), bo przecież miłość i praktycznie tylko miłość motywuje bohaterów. Miłość, ale większa i czystsza niż ta Gustawowa, prowadzi Konrada i księdza Piotra: uczucie do ojczyzny. Miłość do władzy powoduje Senatorem i jego sługusami, miłość do syna – Rollisonową. Bo romantyzm to miłość właśnie, to uczucia.

Polecam! Tylko tyle jestem w stanie powiedzieć. „Dziady” to dramat wprost nieziemski – i niezwykła przygoda. Przeczytaj, jeśli chcesz pogrążyć się w lekturze ciekawej, niesamowitej i pięknej, choć niekonwencjonalnej – jak na dzieło sztuki przystało.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 13059
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 10
Użytkownik: MELCIA 02.07.2011 10:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Heraklit z Efezu mawiał: ... | Little_Lotte
Nareszcie ktoś napisał dobrą recenzję o tym arcydziele!
Użytkownik: A.Grimm 03.07.2011 00:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Heraklit z Efezu mawiał: ... | Little_Lotte
Gwoli wyjaśnienia, jeśli chodzi o rozwój gospodarczy, to pod zaborem rosyjskim nie było źle. Było dobrze.

Do recenzji nie jestem przekonany. Nie lubię tekstów, w których pada wiele wzniosłych i wybitnie pochlebnych epitetów, które należy przyjąć na wiarę. Znać jednak entuzjastyczne, młode, dziewczęce pióro, więc pewnie jeszcze się wyrobisz, tym bardziej, że samo sklejanie zdań idzie Ci bardzo dobrze. Jeśli przeholowałem w swoim krytykanctwie, to przepraszam (jestem już bardzo zużytym i wyzutym z uczuć człowiekiem).

Pozdrawiam,
A.
Użytkownik: Little_Lotte 03.07.2011 16:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Gwoli wyjaśnienia, jeśli ... | A.Grimm
Nie czuję się nadto obrażona:). Pada w tym dużo "wzniosłych i wybitnie pochlebnych epitetów, które należy przyjąć na wiarę"? Możebne. Jednak jest niewiele książek, które naprawdę cenię. De facto, są tylko dwie: "Wichrowe Wzgórza" i "Dziady" właśnie. Tylko i wyłącznie na temat tych dwóch książek mogłabym wypowiedzieć się tak pochlebnie. Na temat żadnych innych - nie:).
Co do rozwoju gospodarczego na terenach zaboru rosyjskiego, to również nie powiedziałabym, że był bardzo zły. W mojej recenzji mówię raczej o porównaniu gospodarki kraju przed i w trakcie zaborów. Doskonale wyszkolona była np. armia.
Użytkownik: edward56 03.07.2011 18:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie czuję się nadto obraż... | Little_Lotte
"Doskonale wyszkolona była np.armia". Jakie czynniki zdecydowały, że wyciągnęłaś ten wniosek?
Użytkownik: Monika.W 03.07.2011 19:33 napisał(a):
Odpowiedź na: "Doskonale wyszkolona był... | edward56
A poza tym - jaka armia? Królestwa Polskiego (Kongresowego)? Bo poza tym okresem trudno mówić o Wojsku Polskim w okresie rozbiorów. Jeśli zaś o nią chodzi - to niewiele z niej w drugiej połowie XIX wieku zostało. Co nie zmienia faktu - że w 3 armiach zaborczych mieliśmy wielu Polaków świetnie wyszkolonych. Stworzyli oni zresztą prawie "z marszu" armię II RP, która pokonała Armię Czerwoną.

Zaś co do "degrengolady gospodarczej" to nie czarujmy się - I RP była przestarzałym tworem w okresie upadku, gospodarczo zacofanym. Myślę, że możemy ewentualnie mówić o wolniejszym rozwoju w stosunku do innych regionów Europy w okresie rozbiorów. Ale nie - o cofaniu się. Mamy reformy Druckiego-Lubeckiego, historycy twierdzą, że po powstaniu styczniowym i uwłaszczeniu chłopów właśnie ziemie wschodnie I RP rozwijały się bardzo szybko.
Oczywiście - naturalną barierą rozwoju były granice, które powstały nagle w miejscach "nienaturalnych", ale na tym chyba tylko Galicja straciła, bo zabór pruski i rosyjski - już nie.
Być może - gdyby nie było rozbiorów - czekałby nas cud XIXwiecznego uprzemysłowienia, jak w Anglii. Ale - szczerze wątpię.

Użytkownik: Little_Lotte 03.07.2011 23:24 napisał(a):
Odpowiedź na: A poza tym - jaka armia? ... | Monika.W
Jaka armia? Armia Królestwa Polskiego. Rzecz jasna, nie było w tym czasie "armii polskiej", ale (co za paradoks!) dzięki księciu Konstantemu, Polacy byli świetnie wyszkoleni. Zresztą, nie mówimy o II połowie wieku XIX, bo "Dziady" wyszły w 1832, który to ewidentnie mieści się jeszcze w I. połowie.
W którym momencie mówię (albo piszę) o cofaniu się? Mówię o degrengoladzie - czyli upadku, rozkładzie. A ten nastąpił na pewno. I bynajmniej nie napisałam "przed zaborami było super i byliśmy silni". Nie byliśmy. Tacy byliśmy może do Batorego, no trochę dalej. Ale Wazowie to już był początek końca.
Wątpliwe, żeby nastąpił cud XIX-wiecznego uprzemysłowienia. Żeby do tego doszło, musiałybyśmy się chyba przenieść w przeszłość i znaleźć Zygmuntowi Augustowi ładną, miłą i, nade wszystko, płodną, żonę. Jeśliby trwała dynastia Jagiellonów, być może nie byłoby zaborów. Chociaż - kto wie?
Moja babcia wychowała się na terenach starego zaboru rosyjskiego. I tam nie było dobrze. Zdecydowanie nie było dobrze.
Użytkownik: Monika.W 04.07.2011 19:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Jaka armia? Armia Królest... | Little_Lotte
W 1932 roku armii Królestwa Polskiego nie było, skończyła się z upadkiem Powstania Listopadowego. Nie można zatem powiedzieć, że w czasie zaborów była doskonale wyszkolona armia - była w latach 1814 - 1831.
Co do tego, że nie było dobrze na terenach zaboru rosyjskiego - owszem. Pytanie - jakby na tych samych zmienach było, gdyby nie było zaborów? Pewnie tak samo. Czemu nagle za innych królów elekcyjnych miałoby sie poprawić? Jeśli zakładamy, że obraz arystokracji i szlachty w "Lalce" jest rzetelny - to nie mógł się poprawić bez silnych rządów. A skąd te silne byłyby? Z Konstytucji 3 maja? Może tak, może nie. Ale w zakresie gdybania historycznego myslę sobie, że to i tak, i tak byłby zryw. A potem byłoby "taksamobylejako".
Użytkownik: WBrzoskwinia 04.07.2011 14:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie czuję się nadto obraż... | Little_Lotte
To już taka natura rzeczy. Jeśli coś jest złożone, bogate i piękne, to daje się o tym napisać krótko tylko z dużym udziałem ogólników; a jeśli się chce dokładniej, to krótko się nie da. W tych rozmiarach, jakie są, Twój tekst jest co najmniej bardzo dobry (to fakt całkowicie niezależny od tego, co ja lubię, a czego nie); lepszy w tych rozmiarach pewnie jest możliwy, ale nie bardzo; a i taki miałby spory udział ogólników. Swoją ścieżką: od pewnego czasu piszę o tym samym tu przeznaczony tekst kilometrowy - i mi nie wychodzi, bo ciągle jest za krótki...

A po drugie: powołujesz się na podręczniki - więc albo podręczniki są do chrzanu, albo wytworzył Ci się fałszywy schemat. Po tym, jak nas załatwili Szwedzi i spółka w połowie XVII wieku, polski wiek XVIII to okres państwa chylącego się ku upadkowi także, a może i przede wszystkim gospodarczo. Zgrubnie od czasu króla Stasia zaczynają się oznaki wychodzenia z kryzysu i nowe formy gospodarowania, ale zaprocentuje to dopiero później, właśnie w okresie zaborów. I nie tylko w zaborze rosyjskim; ten w istocie przoduje za Królestwa Polskiego, które jest z głową - i to zwłaszcza gospodarczo - rządzone na miejscu. W 2. poł. XIX w. raczej przodują poznańczycy, a i Galicja wcale zacofana już nie jest. Że ziemie polskie "opóźnione", ponieważ "zaborcy nie dbali", to są fikcje dziedziczone może po okresie międzywojennym, może po komunie (zwłaszcza wczesnej), ewentualnie po takich, którym się wydaje, że skoro maszyna parowa, silnik elektryczny, maszyna do pisania, tramwaj i karabin maszynowy nie zostały wynalezione w Polsce, to tym samym znaczy, że byliśmy opóźnieni i zacofani gospodarczo. Takim nic nie mówi wynalazek lampy naftowej ani skroplenie tlenu, nic nie wiedzą o w istocie mniej spektakularnych sprawach, jak akumulatory, piece hutnicze i technologia prądu trójfazowego, że o maszynach używanych na rumuńskich polach naftowych nie wspomnę. Co z kolei nie znaczy, że było idealnie czy świetnie, ani że byliśmy w czołówce, że nie było kryzysów itp. Ot, dobre miejsce w drugim szeregu (a może nawet bliżej czołówki?), z udziałem pewnych ludzi i rzeczy równorzędnych z czołówką, a czasem bijących ją na głowę (krótko, więc jw. ogólniki...). Europejski proces rozwoju gospodarczego w istocie zaczął się nie u nas, tylko do niego dołączyliśmy; o tym, że nie u nas, przesądziły wieki XVII i XVIII - więc to by mniej więcej tak samo wyglądało nawet gdyby Polska pozostała niepodległa. Warto dodać, że podobnie fikcyjny schemat negatywny dotyczy Polski międzywojennej, wedle znanej politycznej wizji z około 1960 roku: "Przed wojną Polska stała na skraju przepaści. Obecnie uczyniliśmy wielki krok naprzód".

To dotyczy i wojska, boż nie jest ono państwem w państwie, lecz na odwrót: jakie państwo, takie wojsko. Już za Sobieskiego i wcześniej wcale nie było dobrze, za Sasów całkiem źle, przy czym od bruehlowskiej reformy w artylerii zaczynają się jaskółki, za króla Stasia idą w górę, a pod koniec mamy armię w istocie niezłą, w której coraz więcej jednostek ma dobre wyszkolenie, umundurowanie, wyposażenie i broń - tyle że jest tego, co kot napłakał, bo na odpowiednią liczebnie siłę zbrojną nas nie stać finansowo i politycznie (i kółko się zamyka). Wojsko polskie za Napoleona to zryw ponad siły kraju, po czym co jak co, ale wojsko polskie w kongresówce (z etatowymi formacjami broni rakietowej) jest znakomite (tu konkret jako przykład: w podręczniku masz napisane, że wojsko zaborowego Królestwa Polskiego, które to państwo istniało lat raptem 15, liczyło etatowo 30000 ludzi - a potem, że do boju w wojnie polsko-rosyjskiej 1830-31 roku idzie armia coś stukilkunastotysięczna, jeśli dobrze pamiętam; i to taka, która łoi npla, jak chce - póki jest dobrze dowodzona (czego o gen. Skrzyneckim nie można powiedzieć). To niby co: cudowne rozmnożenie w ciągu kilku miesięcy ludzi, broni i wszystkiego? Klasą, z której to wynikło, podręczniki się już nie zajmują, bo to już nie podręcznikowy poziom, nie każdy musi wiedzieć, co za tym stoi, jaka klasa; wystarczy, że sobie połączy te dwie informacje, to choć zgrubnie sobie może wyobrazić, czego taki momentalny skok wymagał). Wojsko austriackie, rosyjskie, niemieckie wtedy tudzież potem jest zorganizowane i wyszkolone jak trzeba; to przecież są wojska mocarstw. Po II rewolucji przemysłowej, kiedy wojsko się technicyzuje (tak jak wszystko), Rosja zaczyna odstawać, z czasem coraz bardziej - no i jw. nie tylko pod tym względem; to państwo chylące się ku upadkowi, pierwsze jaskółki od przełomu XIX/XX w. już nie zdążą niczego zmienić. A najnowocześniejsza i najlepiej wyszkolona armia Europy i świata? Niemiecka! Z Polakami w jej składzie. A w której najwięcej Polaków z szarżami generalskimi itp.? W austriackiej. To nam potem dobrze zaprocentuje w latach 1918-21...

No i wedle zasad analogicznych jak wyżej: "Dziadów cz. III" należy do najwyższej klasy, dzieła takie są rzadkie, niemniej jest ich dużo więcej, niż tylko dwa... Przypuszczam, że zapewne dotąd ich nie spotkałaś, więc że pierwsze randki z nimi jeszcze przed Tobą; i wiesz co? - zazdroszczę Ci trochę...
Użytkownik: Little_Lotte 09.07.2011 12:16 napisał(a):
Odpowiedź na: To już taka natura rzeczy... | WBrzoskwinia
Nie powołuję się na podręczniki, a na "Wielką historię Polski" (Sławomir Leśniewski). To tak gwoli ścisłości.
Jednak, kiedy zainteresuję się bardziej historią, będę z Tobą dyskutować. Na razie mogę przyznać Ci jedynie rację. Chyba byłabym głupia, gdybym tego nie zrobiła.
Z tymi dwiema jedynie książkami trochę przesadziłam:) Zachwycona jestem także "Ulissesem", "W poszukiwaniu straconego czasu" i paroma innymi.
Użytkownik: Szwarc 04.07.2011 20:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Heraklit z Efezu mawiał: ... | Little_Lotte
Cóż, Dziady są. I wymienianie zalet tego utworu w tym miejscu zakończę. W moim przekonaniu dobra książka powinna wzbudzać emocje, skłaniać do myślenia, wciągać w fabułę, czarować bogactwem językowym. Osobiście sądzę, ze omawiany utwór nie spełnia żadnego z tych elementów, a problematyka w nim zawarta nie należy do najbardziej oryginalnych i wyrafinowanych(walka o niepodległość, ratujmy Polskę, bla bla bla, ileż można). Świat, w którym każdy człowiek mówi wierszem. Powoduje to ,że czytanie jest trudne, a kreacje postaci mało realistyczne, żaden człowiek na swiecie nie potrafi wysławiać się jak dowolny z bohaterów. Zdaje sobie sprawę, że jest to wynik przynależności gatunkowej, jednak mi to nie podchodzi, zresztą jak całość. Na plus zaliczam (wbrew deklaracji z początku komentarza) wątek Rollisonowej, autentycznie poruszający. Peace
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: