Dodany: 13.04.2007 12:52|Autor: Czajnik
Śnieg czai się za rogiem
Rany! Dlaczego coś mnie podkusiło, aby akurat tego noblistę wziąć i przeczytać?! Zadziałała magia umiejętnego marketingu i wszyscy wokół zaczęli brać na warsztat czytelniczy jedyną dostępną książkę, czyli śnieg odmieniany na każdy możliwy sposób. Po przeczytaniu tej książki wiem już (co w sumie wiedziałem także wcześniej), że śnieg może się kojarzyć ze wszystkim. Że śnieg może przypominać ukochaną niezależnie od okoliczności, niezależnie od tego, czy się stoi w pustym pokoju ciemną nocą, czy ma się lufę przyłożoną do skroni. Że śnieg może być metaforą matczynej miłości, miłości ukochanej oraz utraty młodzieńczych złudzeń i bezmiernego smutku emigranta. Śnieg odmieniany przez wszystkie przypadki, śnieg za firanką i pod pokrywką garnka, śnieg w teatrze miejskim i w zimnej kostnicy, śnieg przed oczami i pod powiekami, śnieg z sześcioma ramionami życiowych aktywności i odcieni. Strona bez śniegu to strona stracona.
Ja rozumiem, że autor zastosował określoną figurę stylistyczną mającą scharakteryzować egzaltację bohatera, wyobcowanego z własnej ojczyzny i nieakceptowanego na emigracji, pogrążonego w depresji zakompleksionego nadwrażliwca, bojącego się zaangażować w jakikolwiek związek, rozpamiętującego wszelkie życiowe niepowodzenia tylko po to, by udowodnić zasadność swojej asekuracyjnej postawy wobec życia. Ja rozumiem, że zamysłów artystycznych mogło być znacznie więcej, niż jestem w stanie ogarnąć swym małym rozumkiem. Jednak będę się upierał, że jest to materiał na opowiadanie, co najwyżej nowelę, ale nie na pięćsetstronicową powieść! Litości!
Początkowo myślałem, że to nieudolność tłumaczenia zbudowała tak irytującą i drażniącą czytelnika frazę, jednak tłumacz może źle przetłumaczyć zdanie, może zdenaturalizować dialogi, ale raczej nie wkłada do tekstu nadmiaru określonych słów. Chyba? Poza tym styl narracji zmienia zupełnie charakter, gdy narrator nie stara się za wszelką cenę wejść w skórę, czy raczej głowę głównego bohatera, ale przyjmuje swoją własną perspektywę i zaczyna relacjonować swoje prywatne śledztwo dotyczące ostatnich chwil własnego bohatera. Zatem zabieg zamierzony. Jeśli był on obliczony na zmęczenie czytelnika - w tym wypadku pełny sukces! Jeśli był obliczony na przekazanie czytelnikowi skomplikowanej psychiki tureckiego emigranta ze Stambułu do Frankfurtu - pełna klapa. Bo pomijam zupełnie drewniane dialogi, przy których najbardziej sztuczne dialogi "przypadkowych przechodniów" filmowanych "przypadkiem" w czasie stanu wojennego brzmią tak naturalnie, jak gadki pijanych przyjaciół na ognisku. Pomijam też wiele innych stylistycznych zabójstw na literaturze, gdyż nie jestem w stanie zidentyfikować przestępcy: autor czy też tłumacz?
Natomiast niezaprzeczalnie jest to jedna z najnudniejszych i najtragiczniej napisanych książek, jakie udało mi się przeczytać w moim krótkim życiu. Jeśli następni nobliści będą prezentować taki poziom, nie pozostaje nic innego niż cieszyć się, że Kapuścińskiego ominął zaszczyt znalezienia się w tym znamienitym gronie.
[Tekst zamieszczony wcześniej na moim blogu]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.