Dodany: 28.06.2011 19:41|Autor: Marylek

Książki i okolice> Książki w ogóle

5 osób poleca ten tekst.

Felietonik Jacka Dehnela, czyli czytanie dla relaksu, czy dla rozwoju?


Jak w tytule - felietonik jest tu: http://ksiazki.wp.pl/tytul,Dodawanie-jabluszek,wid,18116,felieton.html?ticaid=1c913

A porusza sprawę niebłahą - rolę książki i czytania w życiu czytelnika. Bardzo często spotykam się z podobnym do opisywanego stosunkiem do książek. Plusem książki jest to, że "dobrze się czyta", że można się pośmiać, zrelaksować. Minusem - że ciężko przez nią przebrnąć. Mało kto mówi o wartościach. O tym, że literatura może też być wymagająca, że autor ustawijący poprzeczkę wysoko, to autor szanujący czytelnika, bo żeby wymagać od kogoś, trzeba najpierw wymagać od siebie.

Polecam tekst Dehnela, króciutki, a bardzo wart przeczytania.
Wyświetleń: 13331
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 37
Użytkownik: alicja225 28.06.2011 20:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak w tytule - felietonik... | Marylek
A nie prościej po prostu czytać i dla relaksu i dla rozwoju? W zależności od nastroju, pogody, stanu skupienia i określonego " dziś przeczytałabym", czytam to co akurat jest mi pisane. Skoro przez parę miesięcy nie czytam nic rozwojowego i " trudnego" to znaczy tylko tyle, że akurat mam w życiu taki czas, że nie stać mnie na to, żeby wysilić umysł. Czytam wtedy "lekkie, łatwe i przyjemne". Bywa, że nie czytam wcale, bo mam taki etap życiowy. Nie wstydzę się przyznać do żadnej z wymienionych opcji. Zgadzam się natomiast, że czasy mamy podłe. Rozrywka wszelkiej maści na poziomie- zero myślenia. Im bardziej ogłupiająca tym lepsza, bo wpływy z reklam większe. Ubolewam nad tym baaaardzo. Nie pamiętam kiedy widziałam wartościowy film w tv, nie pamiętam kiedy słyszałam naprawdę dobrą muzykę. Kiedyś śledzenie co, kto i kiedy wydał, zagrał, wyreżyserował sprawiało mi wielką frajdę. A teraz? Po prostu więcej czytam;)
Użytkownik: exilvia 28.06.2011 21:14 napisał(a):
Odpowiedź na: A nie prościej po prostu ... | alicja225
Ale zamiast czytać mało wartościową literaturę można obejrzeć dobry film (a ciekawego kina nie brakuje), pójść do teatru, poszperać za ciekawszą muzyką. Ja tam nie ubolewam (bo czasy wcale nie są podłe! ile się dzieje w kulturze!), tylko szukam. I znajduję. W nagrodę nie muszę czytać kiepskich książek.
Użytkownik: alicja225 28.06.2011 21:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale zamiast czytać mało w... | exilvia
Kiedyś niczego nie trzeba było szukać, żeby sobie zapewnić rozrywkę na poziomie. Taka po prostu była. Poza tym to co dla Ciebie jest dobre i wartościowe dla mnie takie być nie musi. Jeśli czytam literaturę lżejszego kalibru to znaczy, że ona jest kiepska? Jeśli możesz podaj mi parę tytułów dobrej muzyki wydanej ostatnio. Nie wiem czy nasze gusta się pokryją, ale ja naprawdę chciałabym posłuchać czegoś dobrego a na nic nie trafiam. Przyznaję bez bicia szkoda mi czasu na szukanie. Jeśli nie sprawi Ci to kłopotu napisz mi tutaj lub na PW, żeby nie zaśmiecać forum co ostatnio dobrego słychać:) Pozdrawiam!
Użytkownik: exilvia 28.06.2011 22:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Kiedyś niczego nie trzeba... | alicja225
Spójrz na to z mojego punktu widzenia, dlaczego ja miałabym sobie zadawać trud i inwestować czas w polecanie Ci czegoś, skoro Tobie samej szkoda na to czasu i wysiłku?

Mój punkt widzenia: Literatura lekka, łatwa i przyjemna jest mniej wartościowa od literatury, która niesie ze sobą innego rodzaje wartości, np. wspomaga rozwój człowieka, ponieważ wartości hedoniczne są niżej w hierarchii wartości niż np. wartości duchowe (poznawcze, estetyczne).

Nie narzucam Ci mojej oceny książek. Dlaczego miałabym to robić. Odniosłam się do Twoich słów na temat upadku kultury. Odniosłam się polemicznie. Świat się zmienia, ale nie jest tak źle, jak piszesz.
Użytkownik: alicja225 29.06.2011 10:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Spójrz na to z mojego pun... | exilvia
Całe piękno świata w jakim przyszło nam żyć polega na tym, że obie mamy prawo do własnego zdania:)
Użytkownik: exilvia 28.06.2011 21:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak w tytule - felietonik... | Marylek
Dobry tekst. Nie patrzyłam nigdy z tej strony, bo nie jestem pisarzem, ale ma rację w kwestii oceny, często się takie wypowiedzi widuje na forach. Łatwo dziś pójść na łatwiznę. I trzeba pokazywać, że to nie jest najlepsza droga.

Widziałaś, Gazeta opublikowała teraz serię wywiadów z różnymi ludźmi żywotnie zainteresowanymi tym, co się dzieje w kulturze (m.in. pisarzami, ale nie tylko) i to, co mnie ucieszyło najbardziej w 2 wywiadach to stwierdzenie o nierozrywkowym podejściu do książek. Chwin: "Nigdy nie czytałem książek dla czystej rozrywki." i Sierakowski: "(...) trochę nie rozumiem tej kategorii "dla przyjemności". Mam powiedzieć, że "Hańbę" Coetzeego przeczytałem dla przyjemności? Albo książki Kertésza czy Grossa?". Kuczok też zresztą lubi "książki dotkliwe". Ucieszyłam się, bo te wypowiedzi są mi bardzo bliskie, a czasem czuję się jak z innej planety. :)
Użytkownik: Marylek 28.06.2011 22:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Dobry tekst. Nie patrzyła... | exilvia
Widziałam te wywiady. :)

Osobiście nie mam nic przeciwko czytaniu "dla czystej rozrywki", lepsze to, niż nieczytanie w ogóle. Ale sądzę, że Dehnelowi chodziło o to, że czytelnik poszukujący jedynie rozrywki potrafi spłycić najgłębsze dzieło. Był kiedyś taki cykl audycji kabaretowych w radiowej "Trójce" - nie jestem pewna, chyba nazywało się to "Ale kino!". Każdy, nawet najbardziej ambitny film para rozmawiających satyryków potrafiła przerobić na sieczkę, było to dosyć zabawne. Teraz dzieje się to naprawdę.

Są różne sposoby odbioru literatury; ta "do poduszki" też jest potrzebna. Chodzi o to, żeby nie była jedyną.
Użytkownik: exilvia 28.06.2011 22:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Widziałam te wywiady. :) ... | Marylek
Te wywiady, to tak dodałam tylko, żeby móc się podzielić radością z odkrycia, że inni podobnie jak ja odbierają literaturę i trochę to w temacie czystej rozrywki i przyjemności. Ja nie mam nic przeciwko czytaniu dla rozrywki (co by to zresztą dało? ;-)), ale sama tego raczej nie robię, męczą mnie potwornie takie książki i czytam z innych powodów. A Dehnel pisze z pozycji pisarza nieco rozczarowanego odbiorem swoich książek. Ale może to właśnie skutek czytania czytadeł. Jak się czytelnik do tego typu łatwej, lekkiej i przyjemnej literatury przyzwyczai, to potem w ten sam sposób będzie czytał i inne wartościowsze książki. Punkt dla nieczytania czytadeł. Naprawdę nie widzę nic wartościowego w czytaniu kiepskich książek.
Użytkownik: agnieszak 29.06.2011 00:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Widziałam te wywiady. :) ... | Marylek
„Fajny film wczoraj widziałem” – „A momenty były?” :)))
Ta audycja, o której wspomniałaś, prowadzona była przez Andrzeja Zaorskiego i Mariana Kociniaka. Klasyk dobrego kabaretu. Niestety, ta forma rozrywki też obniża loty. I tu wyboru praktycznie nie mamy...
Na szczęście w literaturze jest inaczej. Są książki typowo rozrywkowe i książki wymagające. I każdy czytelnik znajdzie coś dla siebie. Nie ma co marudzić, że matka, siostra, ciotka i reszta rodziny nie czytają podsuniętych przez nas książek z "górnej półki". Ważne, że czytają, że potrafią zrozumieć mola książkowego. Który też powinien czasami sięgnąć po coś lżejszego, w różnorodności siła! :)
Najgorsze jest to, na co Marylku zwróciłaś uwagę - na spłycanie książek. I robią to głównie nie ci, którzy poszukują lekkiej lektury, ale recenzenci, różnej maści "intelektualiści", bywa, że nauczyciele. Ma być miło i przyjemnie, szybko i prosto. Książkę czyta się raz i powierzchownie. Że można odbierać dzieło na wielu płaszczyznach mało kto wspomina. Brakuje im warsztatu, wiedzy, chęci, czasu. I tak wychowują kolejne ułomne w odbiorze kultury pokolenia. Może to też trochę wina obecnego systemu edukacji - przygotowuje do sprawnego rozwiązywania testów, nie do myślenia.
Przez taki układ czytelnicy, którzy szukają ambitniejszych lektur wiele mogą pominąć, zrażeni powierzchowną opinią. Z kolei tym bardziej rozrywkowym podane zostaną książki, na które będą zupełnie nieprzygotowani. I nie można się dziwić, że nie wrócą do takiej lektury, że zrażą się na stałe.
Użytkownik: Marylek 29.06.2011 09:39 napisał(a):
Odpowiedź na: „Fajny film wczoraj widzi... | agnieszak
To działa w obydwie strony. Z jednej strony mamy spłycanie książek, odczytywanie najprostsze, jednotorowe, tak jak mówisz dokonywane przez "recenzentów" lub różnej maści trendsetterów, którzy mają za zadanie podkreślać łatwośc odbioru i przystępność opowieści, celem zmaksymalizowania sprzedaży; z drugiej mamy dorabianie głębi do dziełek płyciutkich, do nic nie znaczących i nic nie wnoszących pisanin, albo do zwykłej grafomanii. I to też potrafią zrobić rzeczeni "recenzenci".

Jeśli czytanie jest czynnością świadomą, to czytelnik winien zdawać sobie sprawę co czyta. Można czytać kicz, jeśli ktoś ma akurat taką potrzebę. Niebezpieczne jest jednak kreowanie kiczu na dzieło, bo to zaburza wszystko, co wypracowaliśmy przez wieki.

I jeszcze coś: piszesz "Są książki typowo rozrywkowe i książki wymagające". Nie do końca się z tym zgadzam. Bywają książki pozornie rozrywkowe, w których można dogrzebywać się warstwy za warstwą. Prym wiedzie tutaj fantastyka, której konwencja pozwala przemycić właściwie wszystko. Weźmy przykład pierwszy z brzegu - Pratchetta: można w nim znaleźć czystą rozrywkę; można też dostrzec satyrę, felieton, publicystykę społeczną, tomy analiz dałoby sie napisać. Ale nie tylko fanastyka, te tomy już napisano choćby o powieściach Umberto Eco, który prawie zaczął specjalizować się w wielowarstwowości i przemycaniu między wierszami. To, co wnosi czytelnik zaczynając książkę, zmienia się, zauważ, jak inaczej odczytuje się to samo, gdy z bagażem wiedzy i doświadczeń wraca się do książki po latach - tej samej, a jednak nie takiej samej.
Użytkownik: exilvia 29.06.2011 11:38 napisał(a):
Odpowiedź na: To działa w obydwie stron... | Marylek
W odniesieniu do ostatniego akapitu, poza tym, książki 'czysto rozrywkowe' często wyrażają trendy kulturowe, które same w sobie są ciekawe. Nie mówiąc już o aspektach filozoficznych, czego najlepszym przykładem jest dla mnie proza Dicka, z pozoru czysta fantastyka, pod którą kryje się cała góra lodowa przemyśleń autora. Zresztą, to są książki niebezpieczne, wywrotowe, bo bez uczonych dywagacji, prostymi środkami literackimi, pokazujące, że można inaczej spojrzeć na wiele spraw. Pratchett to też świetny przykład udanego mariażu atrakcyjności z ambicją.
Użytkownik: Marylek 29.06.2011 11:47 napisał(a):
Odpowiedź na: W odniesieniu do ostatnie... | exilvia
O, tak!

A widziałaś to: Filozofia sztuki masowej (Carroll Noël)? Autor analizuje telewizję, filmy, bestsellery, w tym literaturę brukową, komiksy, muzykę popuarną, generalnie wszystko, co nas otacza. Wydaje się to być bardzo ciekawą pozycją. :)
Użytkownik: exilvia 29.06.2011 11:49 napisał(a):
Odpowiedź na: O, tak! A widziałaś t... | Marylek
Widziałam zapowiedź, książki nie miałam okazji czytać. Dobrze, że mi przypomniałaś!
Użytkownik: Czajka 01.07.2011 15:34 napisał(a):
Odpowiedź na: To działa w obydwie stron... | Marylek
Bardzo ciekawy artykuł i bardzo ciekawa dyskusja - z tyloma rzeczami się nie zgadzam, że aż nie wiem, czy będę w stanie je wypunktować. Po pierwsze nie zgadzam się, że czytać nie można dla przyjemności. Można. Ja czytam wyłącznie dla rozrywki i jeżeli jakieś dzieło jest nudne albo czyta się je ciężko, to po prostu nie czytam. Czytam książki historyczne nie dlatego, że założyłam sobie rozwój, ale dlatego, że to sprawia mi przyjemność. Czy jedynie Disco Polo (przysłowiowe) sprawia nam przyjemność przed snem? Nie, Bach też może, albo Mozart.
Poza tym przypomniała mi się wypowiedź profesora Tatarkiewicza o jasności tekstu i czytelności. Dzieło ma być jasne i łatwo przystępne, zrozumiałe - i to zadanie leży po stronie autora, ale to była stara szkoła, Flaubert na przykład całymi tygodniami starał się, żeby osiągnąć styl przyjemny dla czytelnika. Teraz im dzieło cięższe w czytaniu, tym lepsze.

A w ogóle to rozśmieszyła mnie trochę reakcja pana Dehnela na pomieszanie go z Traktatem o fasoli. I że to książki nas uczą życia. Owszem, książki też mogą. Ale życie i ludzie też.
No a już zupełnie rozbroiło mnie jego zalecenie, żeby studiować strukturę powieści, czy jak idę na koncert, to muszę przedtem nauczyć budowy fortepianu? Muzyka i słowa działają na nas niezależnie.
Taka garść luźnych refleksji tuż przed urlopem. :)
Użytkownik: Marylek 01.07.2011 16:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo ciekawy artykuł i ... | Czajka
Hi, hi, ja też czytam dla przyjemności, a nie za karę; i ta pani, którą Dehnel spotkał w pociągu też dla przyjemności czytała. I jak pisze poniżej Verdiana - rozwój też może dawać przyjemność. ;)

Ale czy "Chodzi o to, żeby było miło i relaksująco" - jak pisze Dehnel, cytując panią z biblioteki? Gdy czytam panią Axelsson, dla przykładu, odczuwam ogromną przyjemność; jest to przyjemność obcowania z dobrym tekstem i ważnym problemem; jest to też przyjemność wynikająca ze współodczuwania. Nie ośmieiłabym się jednak nazwać tej lektury "relaksującą" właśnie z uwagi na wagę problemów.

Mam wrażenie, że o to właśnie chodzi Dehnelowi. O tę rozbieżność. O nieadekwatność klasyfikacji. O nieumiejętnoóść nazywania. A przecież czytanie powinno w nas taką umiejętnośc rozwinąć, prawda?

Udanego urlopu życzę! :)
Użytkownik: Annvina 29.06.2011 13:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Widziałam te wywiady. :) ... | Marylek
Te audycje zawsze zaczynały się wymianą zdań:
- Fajny film widziałem
- A momenty były?
Do dzisiaj, gdy mówię Mamie, że widziałam jakiś tam film, odpowiada automatycznie "a momenty były?"

Co do odbioru literatury, tak się chyba dzieje ze wszystkim - jakaś powszechna niechęć do wysiłku. Wszystko ma być lekkie, łatwe i przyjemne - i najlepiej „instant”. Literatura, film, muzyka, ale także nauka, praca, relacje z innymi, związki...
Ja na przykład mam takie okresy skrajnego czytelniczego lenistwa – i rzeczywiście przez jakiś czas czytam literaturę lekką, którą się łatwo czyta - dla rozrywki... i paradoksalnie czytając taką rozrywkową książkę zaczynam doszukiwać się w niej właśnie wartości, pytań, zgadanień do przemyślenia...
A po jakimś czasie znów mam ochotę na coś cięższego...
Użytkownik: cypek 29.06.2011 00:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Dobry tekst. Nie patrzyła... | exilvia
Z kolei Pani Magdalena Środa bardzo się zachwyca Michelem Foucaltem.Najbardziej mnie zszokowała jedna z Pań Pisarek która musiała skrócić swoją lokatę bankową,żeby zakupić książki Doris Lessing.
Użytkownik: Marylek 29.06.2011 09:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Z kolei Pani Magdalena Śr... | cypek
Nie tylko Foucaltem. Pani Środa wymienia niezłą listę tytułów, bardzo interesującą. :)

A o której to pisarce mówisz, w kontekście skrócenia lokaty? Bo tego widocznie nie doczytałam?
Użytkownik: wronaczerwona 03.07.2011 12:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie tylko Foucaltem. Pani... | Marylek
chodzi o Bargielską
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,96856,9755443,Nie_myc_sie__nie_jesc__Czyt​ac_.html
Użytkownik: Marylek 03.07.2011 13:10 napisał(a):
Odpowiedź na: chodzi o Bargielską http... | wronaczerwona
Dziękuję. :)
Użytkownik: misiak297 28.06.2011 21:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak w tytule - felietonik... | Marylek
Bardzo dobry tekst. I sama prawda. Obserwuję to niestety po swoich najbliższych.

Moja mama kiedyś czytała pod rząd "Z ciała i z duszy" Cunninghama i "Album rodzinny" Danielle Steel. Byliśmy z siostrą naprawdę zdziwieni, kiedy stwierdziła, że ta druga pozycja podobała jej się bardziej. Dla niewtajemniczonych: obie pozycje to sagi rodzinne, w których poruszone są rozmaite współczesne problemy. Tyle że Cunningham rozbiera swoich bohaterów na części pierwsze, tworząc autentyczną, przekonującą prozę psychologiczną. U Danielle Steel wszystko się samorzutnie rozwiązuje, psychologia bohaterów jest praktycznie żadna, a ostatecznie wszystko spływa lukrem.

To prawda, że wiele osób szuka w książkach przede wszystkim taniej rozrywki. Zaopatruję moją mamę, siostrę, tudzież rozmaite znajome mamy w lektury według mnie naprawdę wartościowe. Zwykle słyszę, że są za ciężkie i idzie się pogubić (w przypadku np. "Okruchów codzienności" Strout, powieści moim zdaniem wybitnej), że źle się czyta jeśli historia jest rozłożona na wielu płaszczyznach czasowych (to o "Domie Augusty"), że to jest za ciężkie (znów Axelsson), że to jest jakoś tak dziwnie napisane (tym razem Ostrowska), że zbyt przygnębiające, a przecież nie chcemy się dołować (Kuczok), że idzie się pogubić, nie wiadomo, kto właściwie mówi (Dehnel, Lala). Za to rozpływają się w zachwytach nad Kalicińską.

Inny przykład - moja ciotka jest namiętną czytelniczką harlequinów oraz romansów. Stwierdziłem, że w ramach edukacji czytelniczej podrzucę ciotce nieco ambitniejsze powieści obyczajowe, które i dziś się świetnie czyta: Jane Austen, "Dziwne losy Jane Eyre", "Targowisko próżności". Jakież było moje zdziwienie, kiedy na Gwiazdkę dostałem harlequina:/

Przykro mi, że literatura dla wielu staje się tylko pustą rozrywką, że książki tej miary co "Dom nad rozlewiskiem" - napisane bez polotu, żenująco, z polszczyzną wołającą o pomstę do nieba - dostają same prestiżowe nagrody i są ciągle ekranizowane. Ale może lepiej, że ludzie czytają taką literaturę niż żadną? Sam nie wiem. Czasem też sięgam po pozycje lżejszego kalibru (nawet romanse), ale zwykle nie zyskują u mnie większego uznania i z przyjemnością wracam do moich "wartościowych" lektur.
Użytkownik: Marylek 28.06.2011 22:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo dobry tekst. I sam... | misiak297
Ba, lepiej, że rozrywką jest czytanie harlequina, niż wtórny analfabetyzm. ;)

Bardzo często spotykam się z określeniem "za ciężkie". Życie jest dostatecznie ciężkie i przygnębiające, po co się jeszcze dołować lekturą. Otóż rozumiem potrzebę rozrywki i różny dobór lektur. Tyle, że ja się nie dołuję czytając Axelsson, żeby pozostać przy Twoich przykładach. To jest właśnie przyjemność - dobra językowo proza, pogłębione charekterologicznie postacie. Nie nazwałabym tego rozrywką, ale przyjemnością tak. Przyjemością jest dla mnie także dobry reportaż, książka popularnonaukowa - o, jakże często słyszę od znaomych własnie przy takich lekturach: "Po co ty się tak męczysz?" Nie męczę się, sprawiam sobie radość, robię to, co lubię. Natomiast płytki romans i pseudointelektualne mądrości męczą mnie strasznie. Wniosek z tego, że określenie "dobrze się czyta" jest subiektywne.

W Biblionetce oceniamy przeczytane książki. Lubię kryminały i sensację. Każdą książkę oceniam jednak w jej własnej klasie - to oczywiste, że nie będę porównywać Larssona z Axelsson, ale raczej z Danem Brownem. ;)
Użytkownik: misiak297 28.06.2011 22:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Ba, lepiej, że rozrywką j... | Marylek
Mamy bardzo podobne podejście. Mnie Axelsson czyta się ciężko, tak samo jak Ostrowską czy Cunninghama, ale dlatego, że te książki głęboko mnie poruszają, są autentyczne, prowokują pytania, sprawiają, że zastanawiam się nad życiem. Z własnej woli sięgam po Axelsson i te mocne wrażenia mieszają się z zachwytem nad wyjątkowością tej prozy. Tak jak piszesz - to jest przyjemność, obcowanie ze świetnie skrojoną, ambitną powieścią (nawet jeśli dla mnie jest ona dołująca).

I masz rację, inaczej patrzę na kryminały, inaczej na romanse, w innych kategoriach oceniam serię "Kot, który..." a w innych Austen czy Iwaszkiewicza.
Użytkownik: Pani_Wu 28.06.2011 23:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak w tytule - felietonik... | Marylek
Pragnę zauważyć, że niektórzy za pomocą książek "zabijają czas". To są zapewne ci sami ludzie, którym często czasu brakuje, więc może by tak bezmyślnie nie mordowali go byle czym.

To, że ludzie czytają książki bez większej wartości nie zdumiewa mnie tak bardzo jak swego rodzaju degeneracja umysłowa człowieka wykształconego. Np. znajoma nauczycielka polonistka czyta tylko harlequiny, ponieważ ona podczas studiów przeczytała takie mnóstwo mądrych dzieł, że ma dość. Inna, tym razem nauki ścisłe, za żadne skarby nie przeczyta książki lub czasopisma popularnonaukowego, bo ona już skończyła i szkołę i studia.
Zniechęcenie, zamiast apetytu na coraz lepszą literaturę. A może tragiczna pomyłka podczas egzaminów wstępnych?
Użytkownik: Marylek 29.06.2011 10:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Pragnę zauważyć, że niekt... | Pani_Wu
To się chyba nazywa pauperyzacja inteligencji. I nie wydaje mi się, żeby było wynikiem zniechęcenia, raczej lenistwa umysłowego. To, że podajesz akurat nauczycielki jako przykład, jest smutne i bolesne. Młody umysł jest bardzo chłonny, krytyczny. :(
Użytkownik: Pani_Wu 29.06.2011 17:33 napisał(a):
Odpowiedź na: To się chyba nazywa paupe... | Marylek
Właśnie dlatego mnie to tak boli, że aż podałam te przykłady. Lekarz "na ten przykład" może sobie nie czytać literatury, jeśli czyta pisma i książki fachowe. To jego strata. Na poziom wykonywania zawodu nie wpływa.

Mamy dwa wyjścia: mówić o pauperyzacji inteligencji albo przedefiniować samo pojęcie inteligencji.
Głosuję za drugą opcją, ze względu na poziom nauczania w wielu uczelniach, niepublicznych zwłaszcza.
Użytkownik: Marylek 30.06.2011 08:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Właśnie dlatego mnie to t... | Pani_Wu
Chyba też przychyliłabym się raczej do drugiej opcji.

Choć z tymi uczelniami jest tak, że pracują na materiale otrzymanym. Na uczelnię długa droga, trzeba przez parę szczebli edukacji wcześniej przejść, wylegitymować się jakimś świadectwem. To jest końcowe ogniwo łańcuszka, który cały robi się jakby coraz bardziej skorodowany. A jeśli na to nałoży się jeszcze fakt, że każdy chce zarobić nie tylko na chlebek, ale i na szyneczkę do chclebka... :(

Z lekarzem też nie do końca tak musi być; na merytoryczny poziom wykonywania zawodu czytanie literatury pewnie mu nie wpływa, ale na empatię już może. A ta by się w tym zawodzie przydała.
Użytkownik: Pani_Wu 30.06.2011 17:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Chyba też przychyliłabym ... | Marylek
Dobrze mówisz. Materiał otrzymany to jedno, a liczba godzin zależna od liczby studentów to drugie.

Zaś na poziom empatii u lekarzy, najbardziej wpływa lektura banknotów o konkretnych nominałach :)

A na serio, wydaje mi się, że empatia jest cechą wrodzoną. Albo się ją ma albo nie i żadna literatura akurat tutaj nie pomoże. Ewentualnie może być nie wrodzona, ale uzyskana podczas wychowania w pierwszych latach życia. Uzyskana lub odwrotnie, jej bolesny brak, zależnie od warunków, rodziny, wyznawanych wartości i przeżytych doświadczeń. Tak z obserwacji to mówię.
Użytkownik: kocio 29.06.2011 09:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak w tytule - felietonik... | Marylek
A dla mnie najciekawsze jest to, że ktoś w ogóle potrafi się relaksować przy ambitnych książkach. =} "Lali" nie czytałem, więc nie wiem na ile jest taka właśnie, natomiast rozumiem, że czytelniczka traktuje ją jako powrót do ukochanego miejsca - i owszem, "Obłęd" Krzysztonia nie był dla mnie lekturą relaksującą, ale drobne fragmenty związane z Mokotowem budziły we mnie zdecydowanie ciepłe emocje.

Zresztą kto powiedział, że czytelnik musi wyczytać to, co mu autor nakazał. "Dlaczego nie zachwyca?" - no bywa. I bywa, że ktoś pisze ambitnie, a kto inny czyta to na zupełnie innej płaszczyźnie. Dzięki czytaniu inaczej, niż chciał autor, powstały np. przepyszne "Książki najgorsze " Barańczaka. Ale oczywiście nie zawsze rozjazd musi polegać na tym, że się nie podoba, choć to faktycznie najczęściej.

Skądinąd Dehnelowi zazdroszczę wyboru tematu - nie jest łatwo wymyślić felieton, zwłaszcza z codziennych drobiazgów. Ale też i rozumiem, że on jest na kontrast wysokie-niskie wyczulony, tylko tu napisał o tym w fajniejszej formie. No właśnie - po jego wierszach czasem miałem wrażenie, że strasznie nabzdyczył się tą wysokością, i podoba mi się, że potrafi też "lżejsze" formy uprawiać, i to udanie.
Użytkownik: Marylek 29.06.2011 10:08 napisał(a):
Odpowiedź na: A dla mnie najciekawsze j... | kocio
"kto powiedział, że czytelnik musi wyczytać to, co mu autor nakazał." No, właśnie, nie musi. Na tym polega siła literatury, że każdy czytelnik jest w stanie wyczytać coś swojego. Przed chwilą o tym napisałam wyżej. :)

Zaraz dojdziemy do definicji relaksu. Oraz definicji książek ambitnych. :-D Mogę się wypowiedzieć tylko o własnych odczuciach. Dla mnie czytanie jako forma spędzania wolnego czasu jest czymś oczywistym. Wybór lektury natomiast zależy od wielu czynników począwszy od mojego nastroju w danej chwili, a skończywszy na ocenie formatu, jeśli zamierzam, na przykład, zabrać gdzieś książkę ze sobą.
Użytkownik: verdiana 30.06.2011 01:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak w tytule - felietonik... | Marylek
A jeśli dla kogoś rozwój jest relaksem, rozrywką, przyjemnością i dobrą zabawą? :)
Użytkownik: Marylek 30.06.2011 08:43 napisał(a):
Odpowiedź na: A jeśli dla kogoś rozwój ... | verdiana
To o kimś takim pan Dehnel nie pisze. :-p

To w ogóle jest gatunek wymierający chyba, bo rzadko się o kimś takim słyszy, nie mówiąc już o spotykaniu. Znacznie częściej natykam sie na takich ludzi, o których pisze powyżej Pani_Wu, niekoniecznie nauczycielki, choć ten zawód też jest silnie reprezentowany, którzy widząc, że mam książkę z Czarnej serii Prószyńskiego pytają litościwie: "Ojej, musisz to czytać?" :-D
Użytkownik: verdiana 30.06.2011 21:39 napisał(a):
Odpowiedź na: To o kimś takim pan Dehne... | Marylek
Żartujesz?!
Ja nie rozumiem, skąd ludziom w ogóle przychodzi do głowy, że "musisz" czytać. Nie musi się czytać - LUBI się czytać.
Użytkownik: Marylek 30.06.2011 21:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Żartujesz?! Ja nie rozum... | verdiana
No, ba! Ale jak ktoś nie lubi czytać, a widzi, że Ty to robisz, to Ci współczuje, bo każdy sądzi wedle siebie. :-)

Nie to jest najgorsze, że nie żartuję, ani że reakcja opisana jest autentyczna. Najgorsze jest to, KTO mi to powiedział. [Pani_Wu, natychmiast proszę przestać to czytać!] Koleżanka polonistka, nauczycielka. :(
Użytkownik: verdiana 30.06.2011 21:50 napisał(a):
Odpowiedź na: No, ba! Ale jak ktoś nie ... | Marylek
Trudno uwierzyć. :(
Użytkownik: imarba 30.06.2011 21:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Żartujesz?! Ja nie rozum... | verdiana
Lubi się? Musi się? Ja bez czytania nie wyobrażam sobie życia. Pewnie mogłabym, gdybym musiała, ale czy to nadal byłoby życie?
Oczywiście znam swoje obowiązki, praca, obiad, sprzątanie i cała reszta, ale zaraz potem chwila wytchnienia (przy dobrej, nawet tzw "ciężkiej", ale właśnie dobrej książce)
Użytkownik: martini_rosso 03.07.2011 13:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak w tytule - felietonik... | Marylek
Lubię felietony Dehnela, często trafia w nich w samo sedno. I jeszcze parę miesięcy temu pewnie bym się z nim zgodziła, poparłabym każdy akapit tego tekstu... ale moja perspektywa diametralnie się zmieniła. W październiku zaczęłam studiować zaocznie prawo i od tej pory mam coraz mniej czasu na czytanie, a po zakończej własnie sesji jestem wprost nieprzytomna. Mam wreszcie trochę czasu na czytanie - i na bok odkładam dawno oczekujące na przeczytanie "Obrazy Włoch", opowiadania Nabokova, dzienniki Gombrowicza. Wolałam przeczytać Larssona, zajrzeć wreszcie do prasy. Po tej krótkiej "kwarantannie od myślenia" zapewne wrócę do czytelniczych planów. Ale chyba również właśnie dlatego tak bardzo potrzebujemy lektury "do poduszki" - głód czytania jest równie silny, co intelektualne zmęczenie, i czasami trzeba po prostu odpuścić i poczytać coś lekkiego. A tak naprawdę do najlepiej czytać to, co się lubi ;)
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: